piątek, 31 stycznia 2014

Od Jagielonki

Pruszył śnieg pobielając szczyty gór oraz doliny i czubki drzew. Mimo to śłońce świeciło, choć blado, na niebie, a śnieg błyszczał odbijając jego promienie. Nie można powiedzieć, że tą porę roku, czyli zimę, lubiłam najbardziej. Według mnie żadna pora roku nie była najleprza. Każda była wyjątkowa dla tego nie nigdy nie miałam ulubionej pory.
Leżałam w śniegu na polanie i łapałam na język płatki. Za mną rozciągał się ciemny las iglasty przykryty jakby kołdrą ze śniegu, a przede mną góry. Wysokie góry, których szczytów nie było dziś widać ponieważ znikały w niskich chmurach. Nagle jeden z płatków spadł centralnie na mój nos i rozpuścił się, a ja zrobiłam na niego zeza. Roześmiałam się sama z siebie i wtedy usłyszałam kroki. Odwróciłam się na brzuch i spostrzegłam białego wilka wychodzącego z lasu. Od razu się uspokoiłam i przyjżałem mu się. Jego futro było całe równomiernie białe niczym śnieg dookoła, a jego oczy błękitne jak woda uwięziona pod skorupą lodu. Od razu go polubiłam mimo iż wyglądał na  dużo starszego. W końcu można się przecież zaprzyjaźnić z każdym. Wilk stanął i rozglądał się, aż mnie zobaczył. Podbiegłam do niego wesoło spytałam.
- Cześć, jak masz na imię?
- Avalyn - odparł krótko. - Co robisz sama w takim dobrym położeniu dla wilków z Watahy Cienia?
- Co?!
- Ostatnio zdażył się napad na jedną z grot to co dopiero na samotnego wilczka.
- Daj spokój! Ja bym sobie dała radę - odparłam wyluzowana. - A wogóle to gdzie idziesz i czy mogę iść z tobą?

Avy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz