Widok rzeczywiście był przepiękny. Słońce już zachodziło.
-Może lepiej wracajmy- zaproponowałem.
Wróciliśmy do jaskiń. Cameron poszedł w swoją stronę a ja odprowadziłem Rose.
-Dobranoc- powiedziałem i dałem jej buziaka.
Następnego dnia pobiegłem do jaskini Camerona. Na szczęście już nie spał.
-Musisz mi pomóc!- palnąłem na wstępie.
-Powoli!- Cameron uspokoił mnie- W czym ci trzeba pomóc?
Cicho wyjaśniłem mu cały mój plan. To miała być niespodzianka.
-Aaaa...Teraz rozumiem...Ale z czym ty nadal masz problem i co mi do tego?- spytał kuzyn.
-Na takie okazje przecież potrzebny jest bukiet!
Cameron popatrzył na mnie jak na idiotę.
-Nie wiem czy zauwarzyłeś ale mamy środek zimy- powiedział nader spokojnie.
-Tak, wiem, ale sam kiedyś mówiłeś że czasem jesienne kwiaty rosną przez jeszcze jakieś pół zimy ukryte pod śniegiem! A ty jesteś uzdrowicielem i znasz się na roślinach...
-I twierdzisz że mógłbym ci znaleźć te kwiaty zasypane śniegiem?- Cameron popatrzył na mnie z namysłem- W sumie... To całkiem możliwe. W tym roku spadło mało śniegu. To może się udać!
Patrzyłem znudzony jak Cameron już po raz któryś krąży po polanie w poszukiwaniu chabrów, ostatnich jesiennych kwiatów.
-Jesteśmy tutaj już dwie godziny!- ponagliłem go.
-Myślisz że szukanie tych kwiatków to świetna zabawa?!- odgryzł się kuzyn gdy nagle znieruchomiał. Spojrzał na promienie słoneczne a potem na rosnące niedaleko drzewko. Skoczył ku niemu i odgarnął płytki śnieg. Podbiegłem do niego i uśmiechnąłem się. Przy korzeniach rosła kępa fioletowych kwiatków.
-Co ja bym bez ciebie zrobił- powiedziałem do Camerona.
-Pewnie dałbyś Rose bukiet z trującego bluszczu- odparł żartobliwie kuzyn.
Z chabrów nazbierał się nienajwiększy ale z pewnością niemały bukiecik.
-Dobra, co teraz?- spytał Cameron.
-Biegnij do legowisk i powiedz Rose by przyszła do wodospadu.
-Okej- rzucił wilk i już miał pobiec gdy nagle znowu się do mnie odwrócił- A do jakiego wodospadu?
-Tego przy którym mieliśmy pierwszą randkę. Będzie wiedziała o co chodzi.
Cameron pobiegł a ja poszedłem w stronę lasku. Znalazłem odpowiednie drzewo. Odgarnąłem śnieg i zobaczyłem zostawiony tu przeze mnie dawno temu znak "X". Wykopałem spod drzewa małą szkatułkę. Otworzyłem ją i wyciągnąłem z niej swój największy skarb: główkę róży zrobioną w całości z czeronego kryształu - rubinu. To pamiątka rodzinna i obicałem sobie że podaruję ją tylko tej jedynej. Schowałem ją żeby komuś nie przyszło do głowy jej kraść. Ruszyłem do wodospadu.
Było piękne południe. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Promienie słońca odbijały się od wodospadu który (jakby specjalnie na ten dzień) nadal nie zamarzł. Wziąłem głęboki wdech i weszłem do jaskini za wodospadem. Rose już tam była. Zakradłem się cicho od tyłu.
-Niespodzianka!- powiedziałem. Rose aż zatkało na widok bukietu fioletowych chabrów.
-Kwiaty?! O tej porze roku?!- popatrzyła na mnie z wesołym zdumieniem.
-Specjalnie dla ciebie- powiedziałem nadal ukrywając kryształową różę- Ale to nie wszystko...
Wyciągnąłem różę i popatrzyłem wilczycy w oczy.
-Rose...
Nastała chwila ciszy.
-...Zostaniesz moją partnerką?
<Rose???>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz