niedziela, 19 stycznia 2014

Od Avalyn'a


Od kąt dowiedziałem się, że Nyx ma partnera życie mi wyblakło, straciło sens. Jeden jedyny raz przez myśl przeszło mi samobójstwo, ale przezwyciężyła to myśl, że samobójca to słaby wilk. Z samego rana wstałem, aby upolować sobie coś na śniadanie. Wyszedłem z jaskini i rozejrzałem się. Powiał wiatr, zaszumiały drzewa, a potem odezwał się stłumiony, a jednak donośny głos: "Avalynie, dziś się odmienisz". Nastawiłem uszu. Czy to przypadkiem nie sen? Zrobiłem krok do przodu. Głos się powtórzył: "Avalynie, dziś się odmienisz". Dziwne..., ale co mam rozumieć przez odmienisz? Z zaintrygowanym wyrazem pyska ruszyłem przez las. Zobaczyłem łosia, który samotnie pasł się na przesmyku pomiędzy lasem, a łąką. Podkradłem się do zwierzęcia i zaczekawszy chwilę, skoczyłem mu na grzbiet. Łoś wierzgnął. Spadłem, a potem dostałem niezłego bodźca w brzuch. Krótko potem zemdlałem. 
Obudziłem się w południe, gdyż słońce było już wysoko na niebie. Na ciele miałem kilka siniaków, zadrapań i jedną, sporą ranę w boku. Doczołgałem się do jeziora, gdzie chciałem umyć się z własnej krwi. Byłem głodny, ale nie to mnie martwiło. Jak dojdę do watahy? Może mnie ktoś znajdzie... Napiłem się z kryształowej tafli. Potem zacząłem obmywać brudne rany. Nagle powiał ten sam wiatr co rano. Przede mną pojawiła się jakaś jasna postać. Światło, które od niej biło oślepiało mnie na tyle, że nie mogłem dopatrzyć się jej sylwetki.
- Kim jesteś? - zapytałem hardo.
- Jestem Lourx, bogini światłości - objaśniła postać. Zaczęła szeptać coś pod nosem. Za pewne było to jakieś zaklęcie, gdyż po chwili ode mnie zaczęło być światło. Jakaś moc uniosła mnie do góry, obróciłem się w okół własnej osi. Potem wszystko zgasło. Moc upuściła mnie na ziemię, tak jakby zaklęcie było niepoprawne. Ponownie zemdlałem, tym razem z wycieńczenia.
Otworzyłem oczy, gdy słońce zachodziło za widnokrąg. Był zachód. Podniosłem się z miejsca. Bardzo bolała mnie głowa, jednak wszystkie cielesne rany jakby poznikały. Byłem zmęczony, więc dla orzeźwienie postanowiłem się umyć. Spojrzałem na wodę, która odbijała mnie jak lustro.
- Boże! - szepnąłem gorączkowo i zamknąłem oczy. Odsunąłem się od tafli, a potem jeszcze raz w nią spojrzałem. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Moje futro było mleczno białe, a oczy błyszczały błękitem oceanu. Więc to o taką przemianę chodziło... Wróciłem do watahy tłumacząc wszystkim po kolei, że to ja jestem Avalyn.

Ktoś chce dokończyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz