Szliśmy i śmieliśmy się. Nagle usłyszałam stado saren z jeleniem na czele. Normalnie jak w kurniku! Pobiegłam w ich stronę bez słowa. Leo coś za mną zawołał, ale nie zrozumiałam co.
- Po prostu chodź! - krzyknęłam.
Tak samo się zatrzymałam jak pobiegłam - nagle. Jacob nie zdążył nawet zahamować i na mnie wpadł, tak, że się wywróciłam. Wybuchnęliśmy śmiechem. Wstałam.
- Zaczęłam biec dla tego - skazałam łapą stado.
Nie było nas widać, bo zatrzymaliśmy się w krzakach.
- Co robimy? Zapędzamy je w róg, a potem atakujemy, czy jak zwykle na żywioł? - spytałam.
- Ja wolę klasykę - rzekł basior i skoczył na jelenia.
Ja też nie czekając na oklaski (które zapewne by nie nastąpiły) skoczyłam na jedną z saren.prędko przegryzłam jej gardło. Padła. Tak samo stało się z jeleniem. Wgryzłam się w brzuch łani. Pychota.
Jacob?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz