niedziela, 10 sierpnia 2014

Od Loure cd Evanlyn

Kiwnąłem niechętnie, choć pojednawczo głową. Ciało faktycznie zaczynało robić się coraz senniejsze, a umysł odpływał już gdzieś w odległe przestworza przemyśleń. Nieznacznie potrząsnąłem łbem, co w danym momencie zadziałało jak sole trzeźwiące. Evanlyn przez chwilę przypatrywała mi się w zamyśleniu, po czym najzwyczajniej w świecie znalazła na horyzoncie bardziej pochłaniający punkcik. Przysłowiowy ‘rogalik’ srebrzyście wszedł na atramentowe niebo. Świerszcze cichutko pogrywały w zaroślach, tworząc imponującą przystań muzyczną. Ognisko zaczynało powoli gasnąć; energiczne płomienie traciły wigor, niczym młode pąki jesienią, dymiło pochmurnie omdlewającym dymem. No tak, ogień. Coś, czego powinienem się bać. Coś, na czego samą myśl powinienem wdrapywać się na drzewo z podkulonym ogonem. A ja… Nie, nie odczuwam grozy w starciu z tym bezlitosnym żywiołem, choć świadom jestem, iż bliski kontakt mógłby osłabić moje moce. Okoliłem waderę zbrodniczym wzrokiem spod ostrożnie półprzymkniętych powiek.
- Dobranoc – oznajmiłem grobowym głosem. Eva niepewnie łypnęła na mnie okiem, prawdopodobnie snując wyobrażenia o moim bestialskim zachowaniu.
- Dobranoc – szepnęła ledwo dosłyszalnie. W tej chwili nie wiedziałem czy cieszy się z mojego odejścia, czy też smuci. Westchnąłem zrezygnowany, powoli stawiając łapy przed siebie.
‘Przecież zawsze kończy się tak samo. Codziennie zrażasz do siebie innych, idioto.’
Ja nie potrafię być inny. Być może jeszcze nikt nie nauczył mnie słowa przyjaźń, acz to raczej niewykonalne. Odwróciłem się ostentacyjnie na pięcie i uniosłem łapę w gromiącym geście. Po chwili na ledwo tlące się ognisko, znikąd spłynęła fala lodowatej wody, gasząc je zupełnie.

Evanlyn?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz