Zaśmiałem się widząc z jakim zapałem wilczyca pożera zdobycz po czym sam zabrałem się do równie łakomego spożywania posiłku. Kiedy skończyliśmy jeść odeszliśmy kawałek od pozostawionych w krzakach resztek i ułożyliśmy się na trawie grzejąc się w promieniach słońca.
- Ymmm... - mruknąłem zadowolony - Ale fajnie.
- No pewnie, że fajnie - zaśmiała się wadera dmuchając w dmuchawca który rósł obok niej. Nasionka poleciały z wiatrem chen, chen daleko, ale parę z nich poleciało niżej w moim kierunku i wczepiło mi się w futro. Zacząłem gwałtownie wytrzepywać je z sierści ale to nic nie dało.
- No pięknie - skwitowałem niezbyt zadowolony z zaistniałej sytuacji. Sun natomiast pokładała się ze śmiechu komentując wesoło każdą moją nową próbę uwolnienia się od łaskoczących, małych i wkurzających nasionek. W końcu z mojej łapy wystrzelił ognień, którym przejechałem po sierści w miejscu gdzie wplątały się nasionka po czym ogień znikł. Zwęglone nasionka dmuchawca same opadły na ziemię, a mi oczywiście nic się nie stało. Popatrzyłem tryumfalnie na Sunshine, ale ona nie była pod wielkim wrażeniem.
- To co teraz robimy? - spytałem.
Sun? Masz jakiś pomysł?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz