niedziela, 17 sierpnia 2014

Od Rei cd Emriv

    "Świetnie"! Wiedziałam, że wybierze mnie tylko dla tego, że jej o tym powiedziałam. Nie żebym się czegoś bała, ale...no w sumie to nie wiedziałam na co tak narzekam.
    Była jeszcze noc. Słońce jeszcze nie wstało, ale a wschodzie niebo już lekko szarzało. Myślałam o tym, że już za parę godzin wyruszamy na poważną wyprawę. Ja, Dokatte, Loure, Water i Snow mamy znaleźć w Watasze Cienia jakiś kamyk i oddać go smokom! A gdyby tak...
     - Emriv! - syknęłam by ją obudzić. Wilczyca jeszcze spała. - Emriv!
- Co? - spytała sennie gdy wreszcie udało mi się ją obudzić o ziewnęła.
- Ten cały kamień... Ten którego chcą smoki, to my nie musimy go im oddawać. On nam się przyda. Będziemy mieli nad nim przewagę! Smoki przejdą na naszą stronę! - wilczyca usiadła obok mnie.
- Prędzej czy później trzeba im będzie go oddać. Nie można trzymać dla siebie władzy zbyt długo.

    Zostało mało czasu. Musieliśmy jeszcze przygotować zapasy mięsa, bo chociaż zawsze mogliśmy coś upolować to zawsze lepiej się przygotować na sytuacje awaryjne - jak to mówiła Emriv. Spakowałam wszystkie moje magiczne przedmioty do specjalnego tobołka przystosowanego do wilczego grzbietu i właśnie zabierałam się do spakowania mięsa gdy do groty wpadła zdyszana Sunshine.
- Wszyscy członkowie wyprawy maja się zebrać za 10 minut tam gdzie wczoraj, pod górą Yrith - wysapała i poleciała dalej. Zawiązałam zębami tobołek i wrzuciłam go sobie na grzbiet.
    Chwilę później wszystkie wilki znalazły się w wyznaczonym miejscu wpatrując się w naszą piątkę stojącą tuż obok Alfy. Pozostali również mieli na grzbietach tobołki z jedzeniem i magicznymi przedmiotami. Było to obowiązkowe, poza tym wszystko mogło się okazać potrzebne.
- Loure, Rea, Water, Snow i Dokatte - mówiła Emriv - za chwilę wyruszą na pierwszą taką podróż w historii watahy. To jak juz mówiłam bardzo ważna podróż, ale co więcej mówić? Pożegnajcie się z nimi - po tych słowach Flake pokuśtykała do Snowa by następnie mocno się do niego przytulić. Damon życzył powodzenia nam wszystkim oprócz Loure i mnie. Evanlyn, Jacob i Bumblebee tak samo, tylko, że oni nie ominęli nikogo. Sushine przedarła się przez tłum i podeszła do mnie co mnie zaskoczyło.
- Pa Rea - powiedziała. - Mam nadzieję, że nie zjedzą cię wilki cienia.
Na koniec Emriv pożegnała się z każdym z osobna i ruszyliśmy przez góry.
   
    W związku z tym, że nienawidzę się wspinać potykałam się, ślizgałam, spadłam i narzekałam ile wlezie. Aż wreszcie Snow nie wytrzymał i wywołał taką falę wiatru, która wepchnęła mnie na sam szczyt góry Yrith.
    Zaniemówiłam i od razu zapomniałam o moim zmęczeniu. Ze szczytu rozciągał się widok na całą Watahę Wspomnień, ale również na rozległy step, który dzielił nas od Watahy Cienia...
    Po chwili dołączyła do mnie reszta.
- No nieźle - powiedziała Dokatte zupełnie nie zmęczona, tak jak Snow, za to pierwszym co zrobili Water i Loure było położenie się na ziemi ciężko dysząc. Wszystko to dla tego, że każdy  korzeń i krzak po drodze pomagał Dokatte we wspinaczce, a Snow co chwilę podlatywał. Tamta dwójka wodnych wilków doczołgała się do mnie i wszyscy usiedliśmy wpatrzeni w to co jeszcze nas czekało, zdając sobie sprawę z tego jak mało na razie przeszliśmy. Dokatte spojrzała w dół i jęknęła, ale nic nie powiedziała.
- Słyszycie? - wyszeptała po chwili Water.
- Nie, a co mamy słyszeć? - spytała Dokatte.
- Właśnie - dodał Snow.
- Ja słyszę - powiedzieliśmy równocześnie z Loure.
- Woda... - wyszeptała Water i pobiegła w bok tak szybko jak mogła ze swoim zmęczeniem. My ruszyliśmy za nią i po chwili stanęliśmy przed źródłem naszej rzeki. Mały strumień przebijał się przez skałę i spływał po niej niczym miniaturowy wodospad. Zanurzyliśmy spragnione pyski w zimnej górskiej wodzie, a gdy już skończyliśmy pić Dokatte oparła się o pień drzewa i powiedziała zwracając się do mnie, Water i Loure:
- Wow, usłyszeliście taki delikatny szum wody z tak daleka! To bardzo przydatna umiejętność. Wszystkie wilki wody tak potrafią? - Water wzruszyła ramionami. Tez tego nie wiedziałam i w sumie byłam tego ciekawa, ale nie mieliśmy wieczności.
- No - powiedział Loure podnosząc się i wyprzedzając moje własne zamiary. - Musimy iść dalej - wszyscy wstaliśmy i wróciliśmy na szczyt góry skąd na horyzoncie widać było Watahę Cienia. Stwierdziliśmy, że musimy iść ciągle prosto i tyle. W końcu dojdziemy na miejsce...

    Tak jak przed chwilą wspinaliśmy się na tą potężną górę tak teraz musieliśmy z niej schodzić. No dobra, raczej zjeżdżać.
    Zaczęło się od tego, że Dokatte, która ma lęk wysokości, a szła ostatnia poślizgnęła się. Wpadła na Loure i razem przetoczyli się przewracając Snowa, który z kolei przez przypadek podciął mnie, a zdezorientowana Water potknęła się o kamień. Oglądając to od boku na pewno można by się pośmiać, ale niekontrolowane grupowe zjeżdżanie w dół po niezwykle stromym zboczu najwyższego szczytu w watasze nie jest aż tak śmieszne jakby się mogło zdawać.
    Nie mogliśmy się zatrzymać! Z trudem manewrowaliśmy tak by nie powpadać na drzewa, ale nie ratowało nas to od obijania się o kamienie i krzaki, których było zbyt wiele, żeby je wyminąć. To było straszne, ale w końcu wylądowaliśmy w płytkim stawie płosząc kilka kaczek. Od razu poczułam się lepiej (tak działa woda na wilki związane z jej żywiołem) podobnie jak Loure i Water. Ale nie pomogło to reszcie. Dokatte nadal była posiniaczona, a Snow nawet się wzdrygnął się ponieważ jak to wilk wiatru nie przepadał za wodą. Ale nie to było największym kłopotem.
- Słuchajcie - powiedział i od razu wszyscy wiedzieliśmy o co mu chodzi. Przed nami ciągnęło się jeszcze kilka niskich górek, a dalej zaczynał się step. Wcale nie wyglądał już na taki mały. Wręcz przeciwnie, teraz wydawało nam się, że ciągnie się w nieskończoność.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz