Chłodna fala wody obmyła moje ciało. Wynurzyłem się z instynktownym
grymasem (który chcąc, nie chcą wszedł mi już w nawyk) i wyszedłem na
brzeg. Dostrzegłem siedzącą Emriv ze znużeniem wpatrującą się w swoje
przednie łapy. Mimo wszystkie moje zasady, zachowałem się idiotycznie w
stosunku do alfy. Mogłem wykazać choć trochę szacunku ze względu na
stanowisko samicy. Zebrałem się w sobie i ociągając się podszedłem do
niej. Wadera bez słowa podniosła na mnie pytający wzrok, szybko
podniosła się z trawy.
- Słuchaj, Emriv – zacząłem nieudacznie, plącząc się w swoich myślach –
może się przejdziemy i tam wszystko wyjaśnimy? – zaproponowałem.
Chciałem aby moje słowa wybrzmiały uprzejmie, niestety, brzmiało to jak
sarkazm z mieszanką lodu. Samica twierdząco kiwnęła głową, ruszając
przodem. Dogoniłem ją przyśpieszając nieco, potem razem spacerem
dążyliśmy do jakiejś samotni.
Niegdyś pola budzące się o brzasku, przybrane złotem, dziś smutne,
bezładne sterty siana, więdnące na burej ziemi. I ta cisza; w zupełności
władająca twoim ciałem. Lato. Młode naprawia wiosnę, nakłada na oko
złotą barwę, stare niszczy wszystko, co kiedykolwiek zaistniało jako
pastel zżółkłego brązu. Ściernisko boleśnie kłuło w łapy, choć ból ten,
zagłuszały sceptyczne myśli. Truchtem przemierzaliśmy pole.
- Nie chodziło mi ani o Damona, ani o ciebie – rzekłem, uznawszy moment
za odpowiedni do zaczęcia rozmowy. Emriv ostrożnie okoliła mnie
wzrokiem, by następnie zapatrzeć się na horyzont.
- Więc o co? – spytała odwracając się w moją stronę. Przystanęliśmy.
- Wiesz, dzień dobry. Chyba się nie znamy, jestem Loure – syknąłem z desperacją. Wilczyca przewróciła teatralnie oczami.
- No dobrze, skończmy ten temat.
Nie odpowiedziałem. Cisza miała wyrazić moje myśli. ‘Krzyczę milcząc’
{Emriv?}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz