środa, 13 sierpnia 2014

Od Loure i Dokatte cz.4

Dokatte: Moje serce uparcie żłobiło sobie przejście z klatki piersiowej do gardła, by pozbyć się mojego ciała i uwolnić duszę. W tej, jednej sekundzie zapragnęłam umrzeć. Na szczęście ta myśl była bardzo przelotna, nie należę bowiem do samobójców. Jakiś czarny jak noc wilk chwycił mnie za liny, które z każdym szarpnięciem bardziej uwierały i zaczynały powoli wbijać się w ciało. Basior zaciągnął mnie pod oblicze innego – również był cały czarny, ale spośród innych ponuraków wyróżniały go złote ślepia.
---
Loure: Biegłem już goniony niebezpieczeństwem, które teraz odczuwał każdy, najmniejszy włos na moim ciele. Przechodziły mnie niepokojące dreszcze, które z założenia nie zwiastowały niczego dobrego. Unosiłem wysoko łapy, aby nie zaplątały się w trawiaste zielska, które pokonywałem. Wiatr zmógł się; dął przeszywająco po kościach, jednak to mnie nie zniechęciło. Mięśnie były rozgrzane od nieustannego biegu, działając jak małe piecyki, które odprowadzały ciepło po całym ciele. Po kilkunastu minutach byłem na miejscu. Przywitało mnie kilka niezadowolonych, ponurych mord. Z ziemi, wprost na mnie, wystrzeliły kruczoczarne macki, aby przycisnąć mnie do podłoża. Zręcznie uskoczyłem w bok i zalałem wrogie wilki falą lodowatej, oceanicznej wody. O dziwo, moje czary były silniejsze. Maski stopiły się jak ciepła smoła, tak samo jak wilki. Nie miałem pojęcia czy w ten sposób zadziałało na nich zimno, czy sól morska.
---
D: Byłam zdruzgotana. Przywódca cienistych zszedł do mnie na dół z krateru wygasłego wulkanu. Na początku siarka oszalenie drażniła mi nozdrza, teraz się do tego przyzwyczaiłam lub nie zwracałam na to uwagi.
- Lichy będzie z niej kamieniarz. Weźcie ją na niewolnika. Jest tak chuda, że pewnie niedługo zdechnie. I dobrze. Mniej tych gnid z wspomnień. – powiedział bardzo głośno do reszty. Łzy mimowolnie pociekły mi po policzkach. Nagle przypomniałam sobie o swoich mocach! Głupia jestem, że dopiero teraz. Spróbowałam ich użyć, ale zakneblowane łapy mi na to nie pozwalały.
---
L: Podobnie musiałem postąpić z pozostałymi wrogami, niestety. Wolałbym zapewnić im jakieś tortury, na przykład wziąć sobie jednego na pamiątkę i powiesić, a potem bawić się ciałem. No nic, to seryjnych morderców też nie należę. Należało się śpieszyć. Nagle zobaczyłem przed sobą jakąś zwartą grupę wilków. Pośród nich, ciut wyżej stał największy z nich o błyszczących, złotych oczach. Wilk nachylał się nad czymś…, nad kimś… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz