Dokatte: Moje serce uparcie żłobiło sobie przejście z klatki piersiowej
do gardła, by pozbyć się mojego ciała i uwolnić duszę. W tej, jednej
sekundzie zapragnęłam umrzeć. Na szczęście ta myśl była bardzo
przelotna, nie należę bowiem do samobójców. Jakiś czarny jak noc wilk
chwycił mnie za liny, które z każdym szarpnięciem bardziej uwierały i
zaczynały powoli wbijać się w ciało. Basior zaciągnął mnie pod oblicze
innego – również był cały czarny, ale spośród innych ponuraków
wyróżniały go złote ślepia.
---
Loure: Biegłem już goniony niebezpieczeństwem, które teraz odczuwał
każdy, najmniejszy włos na moim ciele. Przechodziły mnie niepokojące
dreszcze, które z założenia nie zwiastowały niczego dobrego. Unosiłem
wysoko łapy, aby nie zaplątały się w trawiaste zielska, które
pokonywałem. Wiatr zmógł się; dął przeszywająco po kościach, jednak to
mnie nie zniechęciło. Mięśnie były rozgrzane od nieustannego biegu,
działając jak małe piecyki, które odprowadzały ciepło po całym ciele. Po
kilkunastu minutach byłem na miejscu. Przywitało mnie kilka
niezadowolonych, ponurych mord. Z ziemi, wprost na mnie, wystrzeliły
kruczoczarne macki, aby przycisnąć mnie do podłoża. Zręcznie uskoczyłem w
bok i zalałem wrogie wilki falą lodowatej, oceanicznej wody. O dziwo,
moje czary były silniejsze. Maski stopiły się jak ciepła smoła, tak samo
jak wilki. Nie miałem pojęcia czy w ten sposób zadziałało na nich
zimno, czy sól morska.
---
D: Byłam zdruzgotana. Przywódca cienistych zszedł do mnie na dół z
krateru wygasłego wulkanu. Na początku siarka oszalenie drażniła mi
nozdrza, teraz się do tego przyzwyczaiłam lub nie zwracałam na to uwagi.
- Lichy będzie z niej kamieniarz. Weźcie ją na niewolnika. Jest tak
chuda, że pewnie niedługo zdechnie. I dobrze. Mniej tych gnid z
wspomnień. – powiedział bardzo głośno do reszty. Łzy mimowolnie pociekły
mi po policzkach. Nagle przypomniałam sobie o swoich mocach! Głupia
jestem, że dopiero teraz. Spróbowałam ich użyć, ale zakneblowane łapy mi
na to nie pozwalały.
---
L: Podobnie musiałem postąpić z pozostałymi wrogami, niestety. Wolałbym
zapewnić im jakieś tortury, na przykład wziąć sobie jednego na pamiątkę i
powiesić, a potem bawić się ciałem. No nic, to seryjnych morderców też
nie należę. Należało się śpieszyć. Nagle zobaczyłem przed sobą jakąś
zwartą grupę wilków. Pośród nich, ciut wyżej stał największy z nich o
błyszczących, złotych oczach. Wilk nachylał się nad czymś…, nad kimś…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz