Dokatte: Rozejrzałam się rozpaczliwie dookoła, jednak zasłaniał mi tłum gapiów.
- Pomocy!!! – wrzasnęłam z zdruzgotaniem, trzęsąc się ze strachu. Nie
chciałam umrzeć jako niewolnik albo nawet żyć jako niewolnik. Przecież
to nie życie, to nie wolność, to byłoby więzienie. Nie liczyłam na
ratunek. Kto się domyśli, że jestem akurat tutaj? Uratowałby mnie
jedynie jakiś cud.
Chorda czarnych wilków wybuchła nieopanowanym śmiechem. Szturchali mnie,
popychali i kopali śmiejąc się kpiąco, szyderczo i donośnie.
- Śmieszna jesteś i głupia! – ryknął przywódca.
- Wypuść mnie, proszę – szepnęłam bez silnie. Na te słowa wszyscy śmiali
się jeszcze głośniej, popychając mnie jeszcze mocniej. Traciłam
nadzieję, tak jak równie szybko traciłam wszystkie siły. To był mój
koniec.
---
Loure: Podszedłem bliżej, starając się iść bezszelestnie i uważnie
patrząc pod swoje łapy, by przypadkiem nie kopnąć wulkanicznego
kamienia. Zapach siarki umiejętnie maskował mój zapach, ciężko mnie
teraz było dostrzec. Spojrzałem przez ramię jakiegoś kawowego gbura. W
kole tego gromkiego szyderstwa leżała skulona i wycieńczona Dokatte.
---
D: Chciałam zamknąć oczy, by już nigdy się nie obudzić, wtem dostrzegłam
niebieski cień. Wydawał mi się bardzo znajomy, z resztą wśród
cienistych nie było niebieskich wilków. Podniosłam głowę i jeszcze raz
spojrzałam w tamtym kierunku. Zniknął. Chyba mi się przewidziało. Już
nawet miewam halucynacje…
---
L: Zawładnęła mną szaleńcza wściekłość. Oni są gorsi ode mnie! (taa… to
jest właśnie obelga xd) Rzuciłem się rozpierzchając tłum i
obezwładniając przywódcę. Jego oczy zaświeciły zdezorientowaniem i
złością.
- Jak śmiesz?! – ryknąłem, pochwyciłem pierwszy lepszy kij i bezdusznie
wbiłem mu go w pierś. Negatywne szaleństwo ze mnie kipiało; mordowałem
go z zimną krwią. Ciężko dysząc odwróciłem się do pozostałych. Grupa
znacznie się przerzedziła, zostali tylko ci, co odważniejsi, choć i oni
mieli trwogę w oczach.
Moje ślepia były przekrwione, z ust lała mi się gorąca krew. Moja pierś unosiła się w nierównym, głębokim oddechu.
- Kto jeszcze? Któż jeszcze chce zginać? – zakrzyknąłem w opętaniu,
szczerząc się złośliwe (ślina kapała mi z pyska). Naskoczyłem na
następnego wilka. Nawet się nie bronił, był gotowy na śmierć. Tym samym
patykiem, od którego zginął jego władca, przebiłem mu głowę. [Nie będę
tu wpajać się i rozpisywać jak wnętrzności wypłynęły na zewnątrz…] Z
napastliwą pogardą rozejrzałem się po terenie. W okolicy dziesięciu
metrów nie było żywej duszy, ale zakrwawiona ziemia z martwymi ciałami
wilków, które stanęły mi na drodze, wyglądała jak u rzeźnika w sobotę.
Dokatte chyba zemdlała przed zaczęciem się masakry. Uwolniłem waderę z
lin.
- Uciekaj – szepnąłem z wycieńczeniem (mhm, całą szlachetną energię wykorzystałem na misję ‘kijek’) i upadłem obok wilczycy.
---
D: Otworzyłam oczy i stwierdziłam, że nic nie ubiera mnie w łapy, szyję i
brzuch. Resztkami sił podniosłam się i o mało nie potknęłam o
zemdlałego Loure’a. Boże, a jak oni co mu zrobili?! Nie wybaczyłabym
sobie tego! Z napadem paniki zaczęłam nim potrząsać.
- Loure! Loure! Bracie, słyszysz mnie? Błagam cię, odezwij się! – krzyczałam przez łzy.
---
L: Gorąc oblał mój pysk. Z niechęcią otworzyłem oczy, bo ktoś potrząsał
moim ciałem. Widziałem i czułem to jednak podświadomie, dokładnie tak
jakby ból i czucie nie docierały do mojej świadomości, jakby blokowała
je jakaś tkanka. Wreszcie nieco otępiały podniosłem się z podłoża. Na
mojej sierści widniały zaschnięte plamy krwi, choć sam czułem tylko
mdłości i zawroty głowy.
---
D: Moja radość była ogromna, gdy Loure wreszcie podniósł się z ziemi.
Skoczyłam i rzuciłam mu się na szyję, wtulając się w jego brudne, choć
nadal puszyste futro.
- Jak się cieszę, że ty żyjesz! – powiedziałam cicho mu w szyję.
---
L: - Jakbym cię nie uratował, teraz ty być nie żyła – odparłem i po raz
pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnąłem się serdecznie. Dokatte
widocznie musiała to zauważyć, bo promiennie odwzajemniła gest. Choć
byliśmy wykończeni jakoś doczołgaliśmy się do jaskiń watahy wspomnień.
Nie dość, że oboje zyskaliśmy rodzeństwo to jeszcze przynajmniej na
pewien czas powstrzymaliśmy Watahę Cienia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz