niedziela, 31 sierpnia 2014

piątek, 29 sierpnia 2014

Dołączyła Ifus!


Imię: Ifus
Drugie imię: Brak
Przydomek: "Zefirek"
Wiek: 7 lat
Płeć: Wadera
Żywioł: Powietrze
Stopień umiejętności magicznych: 4
Stanowisko: Łowca
Charakter: Ifus jest miłą, przyjacielską waderą, chociaż radzę jej nie wściekać. Wpada w furię, kiedy się ją zezłości, lub ugryzie w gwiazdę na nodze. Wadera jest dosyć romantyczna, była już w jednej watasze jednak alfa tamtej watahy zginął w wojnie, tak samo jak jej partner i córka. Czasami jest ostatnim chamem, gryzie, obraża i drapie. Jest strasznie wrażliwa.
Zalety: Potrafi robić korkociąg w powietrzu, szybkość.
Wady: Furia
Rodzina: Ojciec, matka (w innej watasze) Zmarły partner i córka
Zauroczenie: Brak
Partner: Diablo (zmarły)
Szczeniaki: Valixy (zmarła)
Upomnienia: 0
Nick: Howrse: Zwierzęca

czwartek, 28 sierpnia 2014

Od Jacoba cd Sun

- Emm... - mruknąłem niepewnie podchodząc do wadery, a właściwie dziewczyny - I co teraz zrobisz?
- Wypróbuję co potrafi człowiek - wyjaśniła wesoło. Chwiejnie stanęła na dwóch łapach yyy... nogach i zrobiła parę kroków w moją stronę.
- To nawet zabawne - stwierdziła z uśmiechem po czym zaczęła biec potykając się co jakiś czas. Ruszyłem za nią bez trudu dotrzymując jej kroku. Po chwili wybiegliśmy na polanę ciągnącą się w dół ku rzece. Sunshine znów się potknęła, ale tym razem straciła równowagę i przewróciła się na ziemię. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić zaczęła turlać się w dół zbocza. Zaśmiałem się cicho i pobiegłem za dziewczyną obserwując z rozbawieniem jak przetacza się coraz szybciej, aż w końcu wpadła do rzeki.
- To musiało boleć - skomentowałem dobiegając do niej i obserwując jak obolała i cała mokra podnosi się z rzeki.
Sun?

Od Wind

Było ciepłe,słoneczne popołudnie. Szłam jakimiś górami w dole było widać jakieś wilki i dużo jaskiń.
-Pewnie wataha-szepnęłam
Miałam nadzieję że mnie nie zobaczą, dopiero co uciekłam z watahy.
Schodząc z góry cały czas chodziły mi po głowie pytania, Co to za wataha? Czy to są sojusznicy mojej poprzedniej watahy ? bo jeśli tak to mam problem jak mnie znajdą.Stałam już na ziemi i zza krzaków patrzyłam się na wilki,żaden z nich nie miał skrzydeł, stwierdziłam że będzie bezpieczniej w powietrzu odeszłam parę kroków i wzbiłam się w powietrze.Nagle zachciało mi się pić, spojrzałam w dół i zobaczyłam wodospad był blisko wilków,ale pragnienie nie ustąpiło, więc szybko zleciałam nad wodospad.
-Napije się i odlecę zanim mnie zobaczą-powiedziałam sama do siebie
-Kto cię zobaczy ? - Usłyszałam głos z boku i zobaczyłam wilka.
Kiedy chciałam odlecieć wilk zawołał:
-Poczekaj nic ci nie zrobię-i dodał zaraz-Mam na imię Jacob,a ty?
Stanęłam na ziemi i powiedziałam:
-Jestem Wind- i zaraz zapytał- Jesteś z watahy 
-Tak-odpowiedział Jacob
-Jak ona się nazywa-zapytał
-Wataha Wspomnień-odpowiedział zdziwiony pytaniem 
Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie watahy jakie znam,ale wataha wspomnień nie była ani sojusznikiem ani wrogiem.
-Może chcesz dołączyć-zapytał Jacob
-Z chęcią- odpowiedziałam po chwili zastanowienia 
Jacob zaprowadził mnie do jaskini Alphy 
-Cześć Emriv - przywitał się Jacob
-Co cię sprowadza ?-zapytała Alpha zaniepokojona wizytą Jacoba
-To jest Wind-przedstawił mnie Jacob i zaraz powiedział-Wind chcę dołączyć
Alpha spojrzała na mnie i zaraz powiedziała:
-Dobrze może dołączyć 
Po czym odwróciła się i weszła w głąb jaskini, a ja i Jacob wyszliśmy z niej.

Jacob?

środa, 27 sierpnia 2014

Witamy Wind!

Imię: Wind 
Drugie imię: Brak 
Przydomek: "Podmuch wiatru"
Wiek: 8,6 lat (nieśmiertelna)
Płeć: Wadera 
Żywioł: Wiatr 
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: Zwiadowca, Nauczyciel magii wiatru 
Charakter: Wind jest miła i sympatyczna, lubi towarzystwo, jest zawsze pomocna. Wadera jest bardzo odważna, uwielbia przygody i podróże. 
Zalety: Bardzo szybko lata , potrafi się skradać , umie pływać (ale unika tego), potrafi przepowiedzieć pogodę, dobrze widzi w ciemności.
Wady: Nie umie szybko biegać, Nie umie się wspinać( nie jest to jej potrzebne, ma skrzydła)
Rodzina: Rodziców zostawiła w innej watasze, Siostra bliźniaczka Water 
Zauroczenie: brak
Partner: Może kiedyś...
Szczeniaki: brak
Upomnienia: 0
Nick: Polka199

wtorek, 26 sierpnia 2014

Od Rei C.D.

    - Czy jesteśmy już blisko? - spytała Water po kilku godzinach. Przed i za nami rozciągało się pustkowie. Sucha, popękana i spalona słońcem ziemia, z której co paręnaście metrów wyrastał jakiś mały suchy krzak. Słońce dosłownie paliło nam grzbiety.
- Nie... - rozejrzałam się. Nigdzie nie było widać końca stepów. Gdzieś daleko za nami wznosiły się już słabo widoczne góry Watahy Wspomnień, ale przed nami nie było ani śladu wroga. To dziwne, kiedy patrzyliśmy z góry, step wydawał się mały, a teraz...
- Water! - obejrzałam się. To Snow krzyknął podtrzymując zemdlałą Water. W jednym momencie wszyscy stanęliśmy w miejscu.
- Tej co? - spytałam, ale zaraz uświadomiłam sobie o co chodzi. Brak wody był jeszcze groźniejszy dla nas, wilków wody. - A... Świetnie.
- Musimy znaleźć jakiś cień. Inaczej zaraz padniemy wszyscy - odezwał się Loure.
- A widzisz tu gdzieś... - nie dokończyłam bo moja uwagę przykuł las. Normalnie na środku stepu od tak nagle wyrósł las, albo go wcześniej nie zauważyłam, co było mało prawdopodobne. - Ej! Tam jest cień! Nie wiem skąd się tutaj wziął ten las, ale wygląda nieźle.
- Rea, to mogą być halucynacje - powiedział Snow.
- A ty to widzisz?
- No...tak.
- A reszta? - wszyscy pokiwali głowami.
- No to jak to mogą być halucynacje? Chodźcie - przewróciłam oczami i ruszyłam przodem. Las wyglądał normalnie, jak każdy inny. Zielone drzewa, trawa, kwiatki... Tylko, że wszystko rosło na środku stepu! To musiała być magia. Miałam tylko małe obawy co do tego schronu, ale szybko o nich zapomniałam nie wiedząc, że wkrótce miały one zostać potwierdzone...

    Postanowiliśmy zatrzymać się w lesie do kolejnego dnia. Było tam o wiele chłodniej niż na stepie, a co więcej w samym środku lasu znaleźliśmy jeziorko. Water obudziła się gdy tylko oblaliśmy ją wodą, a następnie postanowiliśmy zjeść coś z naszych zapasów. Usiedliśmy wszyscy obok jeziorka, a kiedy tak jedliśmy w milczeniu coś znowu mnie zaniepokoiło, a mianowicie cisza... Było za cicho, ptaki nie ćwierkały (ba, nie było ich tam) nic nie szeleściło, nie szumiało, nie szurało. Las wydawał się być tak nienaturalnie cichy, do czasu...

     - Ej - szepnęła nagle Dokatte. Była już noc, ale mimo to żadne z nas nie spało (ponieważ przespaliśmy się wcześniej). - Słyszycie to? - wszyscy zamilkliśmy i wytężyliśmy słuch.
- Niby co? - spytała Water.
- No teraz nie, ale wcześniej słyszałam jakby... - nie dokończyła ponieważ z krzaków wyskoczył potężny i czarny jak sadza wilk. Dokatte krzyknęła kiedy ją przewrócił, ale kiedy tylko otrząsnęła się z oszołomienia zaczęła go gryźć i drapać. Wszyscy skoczyliśmy jej na pomoc. Niestety z krzaków wyłoniły się dwa kolejne wilki. Zaatakowały Snow'a i Water. Loure postanowił, że pomoże tej dwójce, a ja rzuciłam się na wilka, który właśnie przygniótł Dokatte do ziemi. Wskoczyłam mu na grzbiet i zaczęłam go gryźć w kark. Był bardzo wytrzymały...i silny. Odwrócił się i rzucił mną tak mocno, że uderzyłam grzbietem i głową o pień drzewa. Gdy znów odwrócił się w stronę Dokatte ta podrapała go w pysk. Nie widziałam tego dokładnie ponieważ uderzenie było tak mocne że obraz rozdwajał mi się w oczach, ale najprawdopodobniej wydłubała mu oczy bo padł martwy. Tym czasem z ukrycia wyszedł czwarty wilk. Ten był jeszcze większy od reszty, przypominał mi nieco niedźwiedzia, z którym kiedyś walczyłam i najprawdopodobniej był ich dowódcą. Chwilę powęszyłam, przyjżał się temu co się tudzieje i na moje nieszczęście odwrócił się do mnie z chytrym uśmiechem. Czy ja na prawdę nie wyglądałam jeszcze aż tak źle żeby mnie zostawił?! Najwyraźniej według niego byłam jeszcze żywa więc podszedł.
- Co wy tu robicie wilczki? - spytał lodowatym głosem.
- Raczej co wy tu robicie? Nie macie nic leprzego do roboty tak? A może jesteście po prostu tchurzami? - spytałam wstając powoli, ale on przycisnął mnie do drzewa.
- Na twoim miejscu bardziej bym się zastanowił nad swoimi słowami - warknął. - Nie masz pojęcia kim jestem.
- Parwda, nie przedstawiłeś się - wydyszałam. - Ale mógłbyś mnie już puścić - to mówiąc ugruzłam go w łapę z całej siły. Miał tak twardą skórę jak żaden wilk! Przez to ułamałam kaweł zęba, ale na szczęście basior puścił mnie.
- Ty wredna mała... - syknął. - Jestem Betą Watahy Cienia! Nie masz ze mną szans!  - rzucił się na mnie ale ja prześlizgnęłam mu się pod brzuchem i Drapnęłam go w grzbiet, aż z moich pazurów poleciały iskry. Wilk zaśmiał się straszliwie.
- Co do... - wilk odwrócił się i spróbował przygwoździć mnie do ziemi, ale odtoczyłam się na bok i znalazłam się na krawędzi niewielkiego leśnego wąwozu.kątem oka zobaczyłam, że z lasu wyszło jeszcze jakieś dziesięć wilków z Wathy Cienia i Loure, Water, Dokatte oraz Snow coraz mniej dają sobie radę. Wokół Dokatte latały korzenie odbijając ciosy wrogów, Snow odpychała każdego z nich potężną falą wiatru, a Water i Loure próbowali się bronić wodą z jeziora ale to akurat dawało naj mniej. W tej chwili Beta dopadł mnie znowu i już miał mnie zabić kiedy coś odepchnęła go na bok. Zdążyłam zobaczyć tylko duży błękitny cień. To była Water albo Loure. Sekundę później straciłam równowagę i zsunęłam się na samo dno wąwozu chwytając się wszystkiego po drodze. Udeżyłam w jakiś kamień i znowu w drzewo i zemdlałam.

    Otworzyłam oczy. Wszystko mnie bolało i byłam cała brudna. Leżałam na dnie leśnego wąwozu, a w górze przez korony drzew prześwitywało światło dnia. Ile ja tu już leżałam? Czy tylko do rana czy też minęło kilka dni? Szybko wstałam, ale równie szybko znowu opadłam na ziemię. Byłam dosłownie cała obolała. Nie mogłam się ruszać. Potrzebowałem wody, ale jezioro było na górze, a ja bym się nie umiała tam wspiąć, a co dopiero w takim stanie. Wpadłam na pewien pomysł. Zażądałam w myślach by jezioro przeniosło się do mnie. Miałam nadzieję, że to zadziała.... i zadziałało! Chwilę później zobaczyłam jak wielka fala wody wlewa się do wąwozu i zalewa go całkowicie. Liście wokół mnie uniosły się do góry, a ja wraz z nimi. Przez chwilę pływałam bezwładnie, aż nabrałam z powrotem siły by podpłynąć ku powierzchni. Wyszłam z wody i zobaczyłam, że jezioro całkiem znikło. Nie było w nim ani trochę wody, a za mną ciągnęła się nowa rzeka, którą sama właśnie stworzyłam.
    Zjadłam co nie co, nazwałam moją rzekę Falada i postanowiłam ruszać w drogę. Reszta grupy albo jest już w połowie drogi, albo zabrały ich tamte wilki i... też są w połowie drogi.

C.D.N.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Od Sunshine cd Jacoba

- Ostatnio kupiłam Amulet Wilkołaka. Cały czas o nim myślę. - odwróciłam się na brzuch.
- I...? - Jacob podniósł jedną brew.
- Chyba go wypróbuję. Leży w mojej jaskini. Zaraz przyjdę! - pobiegłam tak szybko jak mogłam, choć nie wiem po co.
Dwie - może trzy - minuty później znalazłam się na miejscu. Przewróciłam całą grotę do gry nogami, ale znalazłam. Wisiał na jednym ze stalagmitów. Jak się tam znalazł, to już nie moja sprawa. Złapałam go w zęby, po czym wybiegłam.
***
- Mam! - krzyknęłam uradowana gdy zobaczyłam basiora.
- Tak szybko?
- Co robiłeś? - zmieniłam temat.
- Trochę pochodziłem między drzewami, nic specjalnego.
- Mhm... Nie jestem jeszcze pewna co do tego ustrojstwa, ale spróbujmy...
Założyłam amulet i nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami.
***
Usłyszałam głos Jacoba. Z trudem podniosłam powieki i oparłam się na łokciach.
- I jak? - spytałam.
Basior nic nie odpowiedział. Wgapiał się we mnie jakby zobaczył ducha. Poczołgałam się do rzeczki, która była niedaleko. To, co zobaczyłam, było bardzo dziwne:

http://fc05.deviantart.net/fs70/i/2013/268/0/4/what_do_i_have_to_do____by_seethli-d6nskgx.png

Jacob?

piątek, 22 sierpnia 2014

Dołączyła Sabrina!


Imię: Sabrina
Drugie imię: Marta
Przydomek: "Cień"
Wiek: 4 lata
Płeć: Dziewczyna
Żywioł: ciemność 
Stopień umiejętności magicznych: 2
Stanowisko: Uczennica
Charakter: Miła,uczynna,spokojna,groźna
Zalety: Umie pływać,rzuca ciemność na 10 m,szybko biega
Wady: nie umie nurkować
Rodzina: -
Zauroczenie: -
Partner: -
Szczeniaki: -
Upomnienia: 0
Nick: Wiktoriak 23

środa, 20 sierpnia 2014

Od Jacoba cd Sun

Zaśmiałem się widząc z jakim zapałem wilczyca pożera zdobycz po czym sam zabrałem się do równie łakomego spożywania posiłku. Kiedy skończyliśmy jeść odeszliśmy kawałek od pozostawionych w krzakach resztek i ułożyliśmy się na trawie grzejąc się w promieniach słońca.
- Ymmm... - mruknąłem zadowolony - Ale fajnie.
- No pewnie, że fajnie - zaśmiała się wadera dmuchając w dmuchawca który rósł obok niej. Nasionka poleciały z wiatrem chen, chen daleko, ale parę z nich poleciało niżej w moim kierunku i wczepiło mi się w futro. Zacząłem gwałtownie wytrzepywać je z sierści ale to nic nie dało. 
- No pięknie - skwitowałem niezbyt zadowolony z zaistniałej sytuacji. Sun natomiast pokładała się ze śmiechu komentując wesoło każdą moją nową próbę uwolnienia się od łaskoczących, małych i wkurzających nasionek. W końcu z mojej łapy wystrzelił ognień, którym przejechałem po sierści w miejscu gdzie wplątały się nasionka po czym ogień znikł. Zwęglone nasionka dmuchawca same opadły na ziemię, a mi oczywiście nic się nie stało. Popatrzyłem tryumfalnie na Sunshine, ale ona nie była pod wielkim wrażeniem.
- To co teraz robimy? - spytałem.
Sun? Masz jakiś pomysł?

Od Apokalypso

Siedziałam w ciasnej grocie, którą znalazłam w górach żeby schronić się przed deszczem. Wielkie krople lodowatej wody uderzały o ziemię z taką siło jakby chciały zrobić w niej wielkie dziury. Wcisnęłam się głębiej do ciasnej wnęki w skale bo deszcz zaczął zacinać na ukos, tak, że krople powoli zamieniające się w grad zaczęły wpadać do mojego schronienia. Po chwili uznałam, że nie ma sensu siedzieć tutaj i postanowiłam pobiec do reszty wilków w centrum watahy. Wzięłam dwa głębokie oddechy po czym wybiegłam z ukrycia.
- Aaaa!!! - wrzasnęłam bo tysiące kujących kuleczek lodu uderzyło we mnie w jednym momencie. Nie zważając jednak na to pędziłam dalej po skałach ześlizgując się w dół po kamieniach. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak wysoko zaszłam. Kiedy popatrzyłam na ziemię oddaloną ode mnie o jakieś 100 metrów. Natychmiast zakręciło mi się w głowie i straciłam równowagę. Poślizgnęłam się na jednym z kamieni i zaczęłam spadać. Usilnie próbowałam się czegoś złapać ale na próżno. Chwilę później poczułam uderzenie, przeszywający ból, a potem już tylko ciemność...
C. D. N.

Od Jacoba

Kiedy tylko pierwsze promienie słońca wpadły do mojej jaskini wystrzeliłem jak z procy na zewnątrz i pognałem przez pola w stronę obrzeży watahy. Poprzedniego wieczoru bardzo wcześnie położyłem się spać więc dzisiaj miałem mnóstwo energii, którą musiałem rozładować, żeby nie wybuchnąć, dosłownie... Kiedy tak pędziłem robiąc wielkie susy w wysokiej trawie dostrzegłem całkiem niedaleko wilczycę o imieniu jeśli się nie mylę Flake. Jeszcze jej właściwie nie poznałem, a ponieważ teraz była do tego świetna okazja postanowiłem z nią porozmawiać.
- Cześć! - zawołałem nieco zziajany dobiegając do niej - Jesteś Flake prawda?
- Tak, a ty to...? - spytała mrużąc oczy.
- Jacob - uśmiechnąłem się przyjaźnie - Co robisz?
- Właśnie polowałam - mruknęła wilczyca - Ale spłoszyłeś mi zwierzynę.
- Przepraszam - znów posłałem jej uśmiech, ale tym razem przepraszający - Jak chcesz to możemy zapolować razem.
Po złożeniu propozycji popatrzyłem na nią wyczekująco.
Flake?

Od Sunshine cd Jacoba

Szliśmy i śmieliśmy się. Nagle usłyszałam stado saren z jeleniem na czele. Normalnie jak w kurniku! Pobiegłam w ich stronę bez słowa. Leo coś za mną zawołał, ale nie zrozumiałam co. 
- Po prostu chodź! - krzyknęłam.
Tak samo się zatrzymałam jak pobiegłam - nagle. Jacob nie zdążył nawet zahamować i na mnie wpadł, tak, że się wywróciłam. Wybuchnęliśmy śmiechem. Wstałam.
- Zaczęłam biec dla tego - skazałam łapą stado.
Nie było nas widać, bo zatrzymaliśmy się w krzakach. 
- Co robimy? Zapędzamy je w róg, a potem atakujemy, czy jak zwykle na żywioł? - spytałam.
- Ja wolę klasykę - rzekł basior i skoczył na jelenia.
Ja też nie czekając na oklaski (które zapewne by nie nastąpiły) skoczyłam na jedną z saren.prędko przegryzłam jej gardło. Padła. Tak samo stało się z jeleniem. Wgryzłam się w brzuch łani. Pychota. 

Jacob?

Od Jacoba

Włóczyłem się po watasze bez konkretnego celu ziewając co chwilę. Nudziło mi się i nie miałem żadnego pomysłu na zrobienie czegokolwiek. Sprawdziłem już jak bardzo łatwopalna jest sucha ściółka leśna, skończyło się mało przyjemnie... po wkurzałem trochę Emriv, poznałem nową wilczycę Apokalipso wpadłem do wody i prawie się utopiłem mimo, że od tafli wody do dna było trzydzieści centymetrów oraz spowodowałem lawinę uśmiercając tym samym dwa niewinne ślimaki. Teraz już żywcem nie miałem co robić. Ruszyłem w stronę gór oglądając niezmiernie nudny krajobraz składający się z drzew, trawy, skał oraz drzew, trawy no i skał...Nuda... 
- Cześć, co robisz? - usłyszałem za sobą głos, a kiedy się odwróciłem zobaczyłem Apokalipso.
- Nic - odparłem po czym westchnąłem ciężko.
- Właśnie widzę - zaśmiała się - Jak ci idzie nauka pływania?
Pech chciał, żeby moje wpadanie do wody i usilne próby wyjścia widziała Calypso i teraz bardzo się z tego nabijała.
- Przestań - warknąłem - Dobrze wierz, że wilki ognia nie lubią wody.
- Uhum - odparła wcale mnie nie słuchając. Muszę przyznać, że ta mała wilczyca bardzo mnie irytowała - Loure może ci udzielać korepetycji.
- Nie chcę korepetycji! Dotarło? Jestem wilkiem ognia i nie umiem pływać! Nigdy też nie będę umiał - warknąłem poirytowany.
- Szkoda... - westchnęła tonem dorosłej i doświadczonej wilczycy, która na dodatek jest alfą.
- Jasne - skwitowałem ironicznym tonem.
- To co robimy? - spytała Cali w taki sposób jakbym tylko czekał, aż zaproponuje coś ciekawego.
- Możesz mnie zostawić w spokoju - zaproponowałem przesłodzonym głosem.
- Hej! - zawołała nieco oburzona - To do ciebie nie podobne!
- Może i nie... - westchnąłem - Ale mam zły dzień.
- Jeszcze rano byłeś w dobrym nastroju - przypomniała waderka.
- I co z tego? - spytałem poirytowany - To nie znaczy, że cały dzień muszę tryskać radością.
- Eeee... No nie wiem - wilczyca popatrzyła na mnie uważnie - Zobaczysz jak już uda mi się zaciągnąć cię do czegoś pożytecznego to odzyskasz dobry humor. 
- Wątpię - stwierdziłem z kwaśną miną - A co takiego moglibyśmy robić?
- Na przykład moglibyśmy zająć się przygotowaniem imprezy urodzinowej Emriv - zaproponowała.
- To ona ma urodziny? - spytałem zaskoczony - To znaczy wiem, że każdy ma ale kiedy są jej?
- Już za dwa dni - odparła mała - Sun mi o tym powiedziała.
- Czyli ona też zajmie się przygotowywaniami? - zadałem kolejne pytanie.
- Tak.
- Przydało by się też wciągnąć resztę wilków, które nie są na wyprawie - zamyśliłem się.
- No to na co czekamy? - zawołała Calypso - Chodźmy zawołać resztę!
Kto dokończy???

wtorek, 19 sierpnia 2014

Od Jacoba cd Sunshine

- Przechadzam się i myślę o tym jakie to niesprawiedliwe, że nie zabrali mnie na wyprawę - odparła wadera uśmiechając się do mnie.
- Też przeleciało mi to przez głowę - stwierdziłem nieco współczującym tonem - Fajnie by było pójść z nimi ale nigdy nie biorą na takie misje głupków. Oczywiście nie chodzi mi o ciebie! Tylko o mnie... Wszyscy wiedzą, że jestem ADHD owcem bez rozumu więc jeśli dzieje się coś ważnego po prostu nie jestem uwzględniany, pomijany... To trochę przykre ale takie życie. A jak myślisz dlaczego ty nie poszłaś na tą wyprawę?
- Mogłabym coś popsuć - westchnęła i chyba po raz pierwszy zobaczyłem na jej pysku cień smutku. 
- Ty? - zdziwiłem się - Przecież robisz wszystko tak jak trzeba!
- Dzięki - zaśmiała się - Ale nie wszyscy tak uważają.
- Ich błąd - stwierdziłem wesoło - Upolujemy coś razem?
- Możemy - zgodziła się - Tak czy siak miałam zaraz coś jeść.
- Ok, fajnie. To gdzie twoim zdaniem możemy poszukać czegoś dobrego? - spytałem uważnie obserwując wilczycę. Nie miałem jeszcze okazji jej poznać ale wydawała się być w moim stylu tylko o wiele lepsza. Może się zaprzyjaźnimy i wreszcie nie będę tak bardzo umierał z nudów bo będę miał przyjaciółkę... Było by fajnie!
- Hmm... - zamyśliła się - Nie wiem. Pochodźmy i poszukajmy jakiejś zwierzyny.
Ruszyliśmy między skałami rozglądając się dookoła. Rzadko tu przychodziłem i nie miałem jeszcze okazji przekonać się jak tu jest pięknie. Mój mózg ze względu na ADHD natychmiast zaczął usilnie zastanawiać się z czego zrobiona jest skała po czym doszedł do szokującego odkrycia, że co najmniej połowa może być skamieniałą kupą dinozaurów lub czymś podobnym. Niezbyt to zachwycające...
Sunshine?

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Od Sunshine cd Apokalipso

- Jesteś już drugim wilkiem którego prowadzę do alfy. Żeby mógł dołączyć, oczywiście - uśmiechnęłam się. - Tędy.
Poszłyśmy w stronę groty Emriv. Miałyśmy do niej dwa kroki, więc nie trwało to długo. Zerknęłam w stronę Cali. Widać, że nie była pewna, czego się spodziewać.
- Nie masz się co martwić - powiedziałam. - Nasza alfa jest bardzo miła.
Doszłyśmy na miejsce. Ze środka było słychać dwa głosy.
- Puk, puk! - zawołałam.
Dwie pary oczu powędrowały w moją stronę. Jedne należały do Emriv, a drugie do nieznanej mi jeszcze wadery. Najwyraźniej ona też dopiero co dołączyła.
- Emriv, mogę cię na chwileczkę porwać? - spytałam wesoło.
Nova uśmiechnęła się i podeszła w moją stronę.
- Tak?
- To jest Apokalipso. - wzięłam waderkę przed siebie. - Chciałaby dołączyć... Może teraz was zostawię. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. - rzuciłam i odbiegłam.
Biegnąc, zastanawiałam się, co teraz robią ci wysłani na wyprawę. Zazdroszczę im! Też bym chciała wyruszyć.
Serce: Może być im potrzebna jeszcze jedna osoba, jestem szybka, dam radę ich dogonić!
Rozum: Mogę popsuć całą akcję, poza tym, nie byliby zadowoleni z mojej obecności, a już na pewno nie Loure.
Serce: E tam, Loure! To może być moja jedyna szansa!
Rozum: Zapomnij, za nieposłuszeństwo są kary!
I tak dalej... Zatrzymałam się nagle. Łapy zaprowadziły mnie pod samą górę Yrith.
- Hej, co ty tu robisz? - usłyszałam.
Odwróciłam się.

Ktoś, kto nie wyruszył na wyprawę?

Od Apokalipso

Biegałam po łące goniąc motylki i ciesząc się ładną pogodą, aż tu nagle pod łapami poczułam dziwne mrowienie. Przystanęłam w bezruchu nie wiedząc za bardzo co się dzieje. Powoli mrowienie przeszło w drganie, a do tego doszło wyraźnie słyszalne dudnienie miliona par kopyt. Rozglądnęłam się czujnie dookoła i nagle dostrzegłam w oddali stado koni pędzących cwałem przez dolinę. Szczęka mi opadła i stałam jak zaczarowana obserwując jak rozpędzone wielkoludy gnają prosto na mnie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że konie zaraz mnie rozdepczą bo z pewnością nic sobie nie zrobią z mini wilczka na ich drodze. Rzuciłam się do ucieczki. Przebierałam łapami gnając na ukos tak żeby zrobić miejsce gnającym koniom. Oglądnęłam się za siebie i z przerażeniem stwierdziłam, że kopytne również zatoczyły łuk i biegną teraz za mną. Pewnie zupełnie przypadkiem wykonały właśnie taki ruch, ale ja byłam głęboko przekonana, że zrobiły to specjalnie i bawią się w berka rozdeptanego. Mimo, że biegłam jak najszybciej mogłam konie powoli mnie doganiały. Krzyknęłam w geście desperacji pamiętając, że konie to straszne tchórze, ale nie zdziałało i giganty już prawie mnie doganiały. Odmówiłam już w myślach najbardziej uroczystą modlitwę do zmyślonego przed chwilą boga na jaką było mnie stać, przygotowując się tym samym na śmierć, ale ona nieoczekiwanie nie nastąpiła. Zamiast tego uniosłam się do góry niesiona przez posiadacza wielkich pięknych skrzydeł. Zdążyłam dostrzec tylko to bo natychmiast zaczęło kręcić mi się w głowie i zemdlałam. Kiedy się ocknęłam stałam już na ziemi, a przede mną stała biała wilczyca z ogromnymi skrzydłami.
- Eeee... Cześć - przywitałam się nie bardzo wiedząc co mam powiedzieć - Dzięki, że uratowałaś mi życie.
- Nie ma za co - zaśmiała się wilczyca - Ratowanie małych wilczków z opresji to moja specjalność.
- Serio? - zdziwiłam się.
- Taka rola bogini bezpieczeństwa - westchnęła.
- Że co?! - wrzasnęłam - Modliłam się do wymyślonego boga...
- Nie ważne - zaśmiała się perliście bogini obdarzając mnie serdecznym uśmiechem - Pomagam wszystkim którzy na to zasługują.
- To jakim cudem wilki umierają w wypadkach? - spytałam.
- Tak został zapisany ich los - wyjaśniła.
- Aha - mruknęłam nic nie rozumiejąc - Czyli to nie od ciebie zależy komu możesz pomóc?
- Nie - zgodziła się - Słuchaj muszę już lecieć. Trzymaj się!
Śnieżnobiała bogini bezpieczeństwa wzbiła się w powietrze, zamachała skrzydłami i już jej nie było. Nie zdążyłam nawet zapytać gdzie jestem. Rozglądnęłam się dookoła i z zaskoczeniem stwierdziłam, że poniżej w dolinie znajduje się wataha. Było tam dużo grot i dość sporo wilków polujących lub przechadzających się. Odetchnęłam głęboko i pobiegłam w duł z zamiarem dołączenia do grupy wilków jeżeli to oczywiście możliwe. Pierwszym wilkiem jakiego napotkałam była brązowo biała wilczyca z uśmiechem na pysku.
- Hej - zagadnęłam - Należysz do tej watahy?
- Tak - odparła - Chcesz dołączyć? 
- Uhum - potwierdziłam - Mam na imię Apokalipso ale mów mi Calypso albo Cali.
- Dobrze - zaśmiała się - Ja jestem Sunshine czyli Sun. Zaprowadzę cię do alfy Emriv, która zadecyduje czy możesz dołączyć.
- Ok - zgodziłam się.
Sun?

Evanlyn odchodzi :(

Wilczyca odeszła bo jej właścicielka tak chciała.

Dołączyła Apokalipso!

 
Imię: Apokalipso (czyt. Apokalipsa), ale w skrócie mówią na nią Calypso albo Cali
Drugie imię: Springtime (Spring)
Przydomek: "Leśnik"
Wiek: 2,5 lat
Płeć: wadera
Żywioł: ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 1
Stanowisko: Uczennica
Charakter: Apokalipso jest bardzo energiczną wilczycą. Nigdy nie zastanawia się nad czymś długo, ale jeśli nie może znaleźć rozwiązania drąży sprawę tak długo, aż dojdzie do celu. Nieprzemyślane i pochopne działanie zawsze wprowadza ją w tarapaty z których jednak o dziwo zawsze wychodzi gładko. Jest arogancka i często ma w nosie starszych co nie oznacza, że zupełnie ich ignoruje.
Zalety: Wadera jest bardzo wytrzymała i ma niezliczone pokłady energii. Jest zwinna i szybka co czyni z niej dobrą łowczynię.
Wady: Jak większość wilków o tym samym żywiole co ona nie umie pływać i nieco boi się wody. Ma także potworny lęk wysokości co przyprawia ją o zawroty głowy i mdlenie kiedy tylko żadną ze swoich czterech, silnych łap nie dotyka podłoża.
Rodzina: Hmm... Spring nigdy się nad tym nie zastanawiała. Kiedy tylko przyszła na świat jej rodzina gdzieś zniknęła i malutka wilczyca musiała sobie radzić sama. Nigdy nie brakowało jej rodziców i po prostu nie myślała o nich wcale ignorując fakt, że jest sierotą.
Zauroczenie: za mała, a poza tym nie ma nikogo w jej wieku
Partner: brak!
Szczeniaki: kiedy dorośnie nie będzie dobrą matką...
Upomnienia: 0
Nick: Feta

niedziela, 17 sierpnia 2014

Od Jacoba

Biegłem przez las rozglądając się uważnie dookoła szukałem śladów jakiegokolwiek zwierzęcia bo przez cały ranek nic nie jadłem i byłem coraz bardziej głodny co przyprawiało mnie o lekką irytację. Ogólnie chyba wstałem lewą łapą bo zdążyłem się już pokłócić z Damonem i przysmażyłem Emriv parę włosów z ogona. Nie specjalnie oczywiście ale była bardzo zła i skończyło się na tym, że zagroziła mi kwarantanną lub wygnaniem na parę dni bo moją szczerością zaczynałem naprawdę działać jej na nerwy. Wiem, że Emriv jest miła i sprawiedliwa i nie zrobiła by tego tak naprawdę ale nie przyjemnie jest wiedzieć co mi zrobi jeśli będę jeszcze gorszy. Hmm... Gorszy to jak dla mnie nie jest właściwe określenie. Ja powiedział bym lepszy ale ona najwyraźniej ma o tym inne zdanie. Z rozmyślań wyrwał mnie widok tropu zająca. Oblizałem się na samą myśl o jedzeniu po czym szybko pobiegłem za śladami. Niestety jakieś pięćset metrów dalej zobaczyłem martwego zająca co świadczyło o tym, że najwyraźniej ktoś mnie uprzedził. Zadowoliłem się resztkami i pobiegłem dalej szukać pożywienia. To dziwne ale nigdy nie brakowało tu jedzenia. Przystanąłem na chwilę żeby odpocząć zastanawiając się jednocześnie z jakiego powodu mam trudności ze znalezieniem czegoś na późne śniadanie. Może dla tego, że powoli lecz nieubłaganie zbliża się jesień co oznacza robienie zapasów, a ty ćwoku nawet jeśli złapiesz więcej jedzenia niż potrzebujesz to ono i tak parę godzin później zostaje zjedzone bo nie chce ci się zapolować na coś - odezwał się głosik w mojej głowie, który zawsze wygłasza same mądrości, ale ja nigdy go nie słucham. Ruszyłem znów truchtem ale tym razem w stronę groty gdyż uznałem, że nie ma sensu uganiać się teraz za zwierzyną bo mogę zrobić to później, a mój już na wpół pełny żołądek nie domagał się kategorycznie natychmiastowego nakarmienia. Wracając do mojej jaskini myślałem co teraz mógłbym zrobić. W sumie nie mam wielu przyjaciół więc należałoby jakichś zdobyć. Problem w tym, że nikt raczej nie cieszył się z mojego towarzystwa nie wiedzieć właściwie czemu.
- To nie fair - mruknąłem sam do siebie myśląc o tym jaki to świat jest niesprawiedliwy, i że gdybym nie był takim idiotą to na pewno miał bym już przyjaciół.
- Co jest takie nie fair? - usłyszałem za sobą głos, a kiedy się odwróciłem zobaczyłem wilka którego nie zdążyłem jeszcze poznać.
- Wszystko - burknąłem - Jak masz na imię? Ja jestem Jacob i jakoś cię nie kojarzę.
- Jestem stosunkowo nowy - odparł basior z uśmiechem - Mam na imię Snow.
Snow?

Od Jacoba cd Dokatte

- Dobra - zgodziłem się i razem ruszyliśmy w stronę drzew. Dokatte uważnie oglądała korę drzew, zrywała liście i obserwowała zielone żyłki pod słońce. 
- I co? - spytałem zaciekawiony wpatrując się w jej dziwne poczynania.
- Szczerze powiedziawszy to nie wiem. Owszem wyglądają na chore ale nie mogę stwierdzić czy ktoś spowodował tą chorobę naumyślnie czy została ona wywołana na skutek przypadkowy - wyjaśniła ze skupieniem oglądając oderwany przed chwilą kawałek kory.
- A nie możesz spytać drzew co im jest i z jakiego powodu? 
- Niestety... - westchnęła - Nie posiadam tak wielkiej mocy. Ale może pomoże nam Emriv.
- Nie zaszkodzi spytać - stwierdziłem i pierwszy ruszyłem w stronę centrum watahy gdzie znajdowała się grota alfy gdzie najpewniej przebywała teraz Emriv. Nie minęło dużo czasu kiedy stanęliśmy przed waderą i wyjaśniliśmy na czym spawa polega.
Dokatte? Emriv?

Od Jacoba cd Emriv

- To co teraz robimy? - spytałem pełen entuzjazmu patrząc wesoło na moją nową alfę i jednocześnie przebierając łapami z podekscytowania.
- Robimy? - powtórzyła ironicznie - Raczej robisz sam albo z kimś innym bo ja nie mam czasu.
- Na dobrą zabawę zawsze jest czas - odparowałem nic nie robiąc sobie z tego, że Emriv najwyraźniej mnie nie lubi. 
- A kto tu ma się dobrze bawić? Bo na pewno nie ja... - warknęła tonem który nieubłaganie zapowiadał furię - Znajdź sobie inne towarzystwo.
Alfa szybko odbiegła jakby się bała, że mogę nasuwać inne argumenty. Ja jednak nie dawałem za wygraną i pobiegłem za nią.
- Hej! - zawołałem zrównując się z nią w biegu - Nie dam ci spokoju do puki nie dasz mi szansy, że możemy się razem fajnie bawić!
Emriv?

Od Rei cd Emriv

    "Świetnie"! Wiedziałam, że wybierze mnie tylko dla tego, że jej o tym powiedziałam. Nie żebym się czegoś bała, ale...no w sumie to nie wiedziałam na co tak narzekam.
    Była jeszcze noc. Słońce jeszcze nie wstało, ale a wschodzie niebo już lekko szarzało. Myślałam o tym, że już za parę godzin wyruszamy na poważną wyprawę. Ja, Dokatte, Loure, Water i Snow mamy znaleźć w Watasze Cienia jakiś kamyk i oddać go smokom! A gdyby tak...
     - Emriv! - syknęłam by ją obudzić. Wilczyca jeszcze spała. - Emriv!
- Co? - spytała sennie gdy wreszcie udało mi się ją obudzić o ziewnęła.
- Ten cały kamień... Ten którego chcą smoki, to my nie musimy go im oddawać. On nam się przyda. Będziemy mieli nad nim przewagę! Smoki przejdą na naszą stronę! - wilczyca usiadła obok mnie.
- Prędzej czy później trzeba im będzie go oddać. Nie można trzymać dla siebie władzy zbyt długo.

    Zostało mało czasu. Musieliśmy jeszcze przygotować zapasy mięsa, bo chociaż zawsze mogliśmy coś upolować to zawsze lepiej się przygotować na sytuacje awaryjne - jak to mówiła Emriv. Spakowałam wszystkie moje magiczne przedmioty do specjalnego tobołka przystosowanego do wilczego grzbietu i właśnie zabierałam się do spakowania mięsa gdy do groty wpadła zdyszana Sunshine.
- Wszyscy członkowie wyprawy maja się zebrać za 10 minut tam gdzie wczoraj, pod górą Yrith - wysapała i poleciała dalej. Zawiązałam zębami tobołek i wrzuciłam go sobie na grzbiet.
    Chwilę później wszystkie wilki znalazły się w wyznaczonym miejscu wpatrując się w naszą piątkę stojącą tuż obok Alfy. Pozostali również mieli na grzbietach tobołki z jedzeniem i magicznymi przedmiotami. Było to obowiązkowe, poza tym wszystko mogło się okazać potrzebne.
- Loure, Rea, Water, Snow i Dokatte - mówiła Emriv - za chwilę wyruszą na pierwszą taką podróż w historii watahy. To jak juz mówiłam bardzo ważna podróż, ale co więcej mówić? Pożegnajcie się z nimi - po tych słowach Flake pokuśtykała do Snowa by następnie mocno się do niego przytulić. Damon życzył powodzenia nam wszystkim oprócz Loure i mnie. Evanlyn, Jacob i Bumblebee tak samo, tylko, że oni nie ominęli nikogo. Sushine przedarła się przez tłum i podeszła do mnie co mnie zaskoczyło.
- Pa Rea - powiedziała. - Mam nadzieję, że nie zjedzą cię wilki cienia.
Na koniec Emriv pożegnała się z każdym z osobna i ruszyliśmy przez góry.
   
    W związku z tym, że nienawidzę się wspinać potykałam się, ślizgałam, spadłam i narzekałam ile wlezie. Aż wreszcie Snow nie wytrzymał i wywołał taką falę wiatru, która wepchnęła mnie na sam szczyt góry Yrith.
    Zaniemówiłam i od razu zapomniałam o moim zmęczeniu. Ze szczytu rozciągał się widok na całą Watahę Wspomnień, ale również na rozległy step, który dzielił nas od Watahy Cienia...
    Po chwili dołączyła do mnie reszta.
- No nieźle - powiedziała Dokatte zupełnie nie zmęczona, tak jak Snow, za to pierwszym co zrobili Water i Loure było położenie się na ziemi ciężko dysząc. Wszystko to dla tego, że każdy  korzeń i krzak po drodze pomagał Dokatte we wspinaczce, a Snow co chwilę podlatywał. Tamta dwójka wodnych wilków doczołgała się do mnie i wszyscy usiedliśmy wpatrzeni w to co jeszcze nas czekało, zdając sobie sprawę z tego jak mało na razie przeszliśmy. Dokatte spojrzała w dół i jęknęła, ale nic nie powiedziała.
- Słyszycie? - wyszeptała po chwili Water.
- Nie, a co mamy słyszeć? - spytała Dokatte.
- Właśnie - dodał Snow.
- Ja słyszę - powiedzieliśmy równocześnie z Loure.
- Woda... - wyszeptała Water i pobiegła w bok tak szybko jak mogła ze swoim zmęczeniem. My ruszyliśmy za nią i po chwili stanęliśmy przed źródłem naszej rzeki. Mały strumień przebijał się przez skałę i spływał po niej niczym miniaturowy wodospad. Zanurzyliśmy spragnione pyski w zimnej górskiej wodzie, a gdy już skończyliśmy pić Dokatte oparła się o pień drzewa i powiedziała zwracając się do mnie, Water i Loure:
- Wow, usłyszeliście taki delikatny szum wody z tak daleka! To bardzo przydatna umiejętność. Wszystkie wilki wody tak potrafią? - Water wzruszyła ramionami. Tez tego nie wiedziałam i w sumie byłam tego ciekawa, ale nie mieliśmy wieczności.
- No - powiedział Loure podnosząc się i wyprzedzając moje własne zamiary. - Musimy iść dalej - wszyscy wstaliśmy i wróciliśmy na szczyt góry skąd na horyzoncie widać było Watahę Cienia. Stwierdziliśmy, że musimy iść ciągle prosto i tyle. W końcu dojdziemy na miejsce...

    Tak jak przed chwilą wspinaliśmy się na tą potężną górę tak teraz musieliśmy z niej schodzić. No dobra, raczej zjeżdżać.
    Zaczęło się od tego, że Dokatte, która ma lęk wysokości, a szła ostatnia poślizgnęła się. Wpadła na Loure i razem przetoczyli się przewracając Snowa, który z kolei przez przypadek podciął mnie, a zdezorientowana Water potknęła się o kamień. Oglądając to od boku na pewno można by się pośmiać, ale niekontrolowane grupowe zjeżdżanie w dół po niezwykle stromym zboczu najwyższego szczytu w watasze nie jest aż tak śmieszne jakby się mogło zdawać.
    Nie mogliśmy się zatrzymać! Z trudem manewrowaliśmy tak by nie powpadać na drzewa, ale nie ratowało nas to od obijania się o kamienie i krzaki, których było zbyt wiele, żeby je wyminąć. To było straszne, ale w końcu wylądowaliśmy w płytkim stawie płosząc kilka kaczek. Od razu poczułam się lepiej (tak działa woda na wilki związane z jej żywiołem) podobnie jak Loure i Water. Ale nie pomogło to reszcie. Dokatte nadal była posiniaczona, a Snow nawet się wzdrygnął się ponieważ jak to wilk wiatru nie przepadał za wodą. Ale nie to było największym kłopotem.
- Słuchajcie - powiedział i od razu wszyscy wiedzieliśmy o co mu chodzi. Przed nami ciągnęło się jeszcze kilka niskich górek, a dalej zaczynał się step. Wcale nie wyglądał już na taki mały. Wręcz przeciwnie, teraz wydawało nam się, że ciągnie się w nieskończoność.

C.D.N.

piątek, 15 sierpnia 2014

Od Emriv cd Rei

    Nastał nowy dzień. Evanlyn wróciła ze zwiadów z tymi radosnymi słowami:- Byłam wszędzie! Obeszłam obrzeża watahy bardzo dokładnie, ale ich nie ma! Wycofali oblężenie - spojrzała na mnie i gdy zobaczyła moja spochmurniałą minę dodała szybko - To chyba dobrze, nie?
- Nie, Ev. To pułapka, Rea miała rację... A właściwie to ta cała Aust - zamyśliłam się. Po chwili jednak odezwałam się do wadery z rozkazem - Zbierz wszystkie wilki. Niech zbiorą się u podnóży góry Yrith.

    Gdy wszystkie wilki zebrały się na wielkiej zielonej polanie leżącej u podnóży naszej najwyższej góry, ja sama stanęłam na głazie i uciszyłam szepczące towarzystwo.
- Wiem, że to nie zapowiedziane zebranie, ale to ważna sprawa - powiedziałam. - Wataha Cienia ma plan. Chce nas wywabić z watahy i przejąć tereny. Ale my tez mamy plan. Nie będziemy od nich gorsi! Nie poddamy się prawda? - wilki zgodnie potaknęły. - Więc dostanę czego chcą - w tym momencie miny wszystkich zebranych spochmurniały. Wilki zaczęły szeptać z niezadowoleniem i dezaprobatą. Niektórzy byli zdziwieni, inni aż oszołomienie, jeszcze inni źli. - Spokojnie! - uciszyłam ich z powrotem. Oczywiście, że nie chciałam im zdradzać na początek całego planu. Musiałam ich najpierw trochę nastraszyć. - Kilku z was wybierze się na misję. To będzie bardzo ważne. Wilki będą musiały zabrać Watasze Cienia Kryształ Władzy - kamień posiadający niezwykłą moc, dzięki, której potężne smoki słuchają wroga. Mogą go zniszczyć, wtedy padnie źródło mocy wilków cienia, ale smoki będą złe i zemszczą się przy pierwszej lepszej okazji. Lepiej im go oddać. To nie łatwe zadanie, zważywszy, że trzeba będzie się przedrzeć przez wszystkie pułapki Watahy Cienia i wkroczyć na jej teren. Wyruszyłabym sama, ale ktoś musi zostać by osłaniać pozostałych, oraz odpierać możliwe ataki od wschodu. A oto i skład wyprawy: Loure - spojrzałam na wilka. Nie wydawała się być przestraszony, jego mina mówiła raczej, że jest gotowy zrobić wszystko by powstrzymać Watahę Cienia. - Snow - wilk westchnął, ale nie dawał po sobie poznać, że czegokolwiek się boi. Za to jego siostra, która wciąż miała zabandażowaną łapę wydawała się być przerażona. - Dokatte - wilczyca spojrzała jakby porozumiewawczo na Loure, mając przy okazji przestraszony wyraz jej pyska, ale nic nie powiedziała. - Water.
- Jasne - odparła odważnie robiąc krok do przodu. Wyglądała jakby spodziewała się, że zostanie wybrana, ale w głębi duszy bała się. Nie dziwiłam się jej.
- I...Rea - dokończyłam. Wadera chyba była zdziwiona. Rozejrzała się nerwowo po zgromadzonych po czym pokiwała głową jakby z irytacją. Nie wiedziałam o co jej chodzi, ale nie zwróciłam na to uwagi.
- Podejdźcie - powiedziałam, a wybrane wilki stanęły w rzędzie obok mnie. - Wyruszycie jutro z samego rana. Nie bójcie się, wieżę w was...
- Emriv! - przerwał jej jakiś głos z tłumu. To był Jacob. - A ja?! Przyda im się jakiś wilk ognia, co nie?
- Jacob. Jesteś mordercą. Bardziej przydasz się nam tutaj, w watasze - wilk westchnął, ale wyjątkowo nic więcej nie powiedział, co przyjęłam z ulgą.

{Re dokończy}

Od Rei C.D.

    Razem z zachodem słońca Aust rozpłynęła się w oślepiającym blasku, takim samym w jakim się pojawiła. Spostrzegłam, że Talizman Wszechświata już nie błyszczy tak jak wcześniej. Zrozumiałam, że nie to rzeczywiście jednorazówka i będzie mi już potrzebny. Cisnęłam go daleko przed siebie, ale on zniknął jeszcze w locie. Wróciłam powoli do groty. Kiedy mówiłam Aust o tej tajemniczej wilczycy, która wywołała burzę, wilczyca odparła, że nie widziała takiej w Watasze Cienia. Za pewne była z jakiejś innej watahy, albo nie należała do żadnej...

    Gdy następnego dnia rano obudziłam się jak zwykle wcześnie nie miałam już zapasów niedźwiedziego mięsa, zostało mi tylko mięso jelenia i kilku zajęcy. Zjadłam kilka kawałków jeleniego mięsa, po czym postanowiłam rozprostować nogi i odwiedzić Emriv. Wyszłam na zewnątrz i ruszyłam w stronę jej groty.
    Na miejscu przywitała mnie niezbyt miła scena. W grocie było tłoczno, Emriv rozmawiała ze Snow'em, pod ścianą leżała Flake, a Loure właśnie przykładał do jej rany na łapie jakieś liście. Gdy Alfa mnie zobaczyła przerwała rozmowę.
- Rea! A co ty tu robisz? - spytała zdziwiona i jakby...przestraszona?
- Co tu się dzieje? - nie raczyłam odpowiedzieć na jej pytanie.
- W nocy był napad, mogłam się tego spodziewać. Wilk z Watahy Cienia zaatakował Flake. Próbowała się bronić, ale on był silniejszy. Na szczęście jej brat ją usłyszał. Nie wiem co knują, ale wygląda to dziwnie...jakby szykowali jakąś pułapkę. Tym razem zaczęli od najsłabszych, a nie od Alf, czyli w tym wypadku mnie, ta jak mają w zwyczaju. - Stwierdziwszy, że mogłoby to wywołać totalny chaos w jej głowie, postanowiłam nie mówić jej o tej podejrzanej wilczycy. W tej samej chwili czas jakby zwolnił, obraz się rozmył, wszystkie dźwięki stały się niewyraźne. Wszystkie oprócz jednego...w głowie usłyszałam całkiem wyraźny głos mówiący:
"Uważajcie! Wataha Cienia planuje oblężenie, to pułapka, nie wolno wam wychodzić poza tereny watahy! Najpierw postanowili was zagłodzić zabierając wam całą zwierzynę, ale teraz uznali, że to bez sensu i będą was wyławiać pojedynczo aż zostanie tylko Alfa.... Na razie nic więcej nie wiem."
To był głos Aust! To dzięki połączeniu Telepatycznemu. Gdy skończyła swoją wypowiedź powoli odzyskałam świadomość i ułyszałam głosy innych.
- Rea! Słyszysz mnie?! - mówiła Emriv.
- Co? A, tak, tak...
- Co ci? Czemu nic nie mówiłaś? Nie słyszałaś mnie czy co? - Opowiedziałam jej całą wczorajszą przygodę z Aust i to co mi przekazała przed chwilą. - Spytaj czy szykują wojnę.
- Powiedziała, że nic więcej nie wie, a z tego co zrozumiałam to na razie nie.
- Dobra, wyślę Evanlyn  na zwiady...
- Nie! To przecież pułapka, oni na to czekają!
- Musze to zrobić Rea, to jedyny sposób żeby dowiedzieć się czegoś więcej.
- Nie jedyny, jest jeszcze Aust.
- Nie wiemy kiedy się odezwie.
- Ale będzie mi przekazywać wieści.
- Tak czy siak ona jest w Watasze Cienia, a nie na naszej granicy i nie powie nam co tam się dzieje.
- Ok, rób jak chcesz....
- Co się z tobą stało, ty wolisz działać, a nie czekać!
- Nie wiem... - odwróciłam się i wyszłam - ona miała rację, coś było ze mną nie tak.

    Następnego dnia spostrzegłam, że moje własne zapasy mięsa się kończą, więc wyruszyłam na polowanie. Pobiegłam nad wodospad i ujrzałam tam pijącą sarnę.Przyczaiłam się i skoczyłam gdy zwierzę się odwróciło. Wepchnęłam sarnę do wody i przytrzymałam. W przeciwieństwie do niej ja mogłam oddychać pod wodą więc spokojnie mogłam czekać aż się udusi. Nagle czas zwolnił, a obraz się rozmył. Puściłam śniadanie, które natychmiast uciekło. Znowu to samo, to Aust. Tym razem powiedziała tak:
"Rea? Nie jest dobrze. Słuchaj, wilki cienia szykują się jednak do wojny, mówili coś o tym by wycofać oblężenie. Wiem jedno, ostrzą pazury i trenują walkę. Podejrzewam, że chcą was wywabić z watahy. Kiedy wyjdziecie, zaatakują od tyłu i zajmą tereny, a tych, którzy wyjdą zaatakują z drugiej strony. I jeszcze jedno! Szykują potężną broń! To smoki..."
"Co?!" - zawołałam w myślach, ale Aust nie wiedzieć czemu już nie odpowiadała. Postanowiłam natychmiast powiedzieć o tym Alfie.

    - Smoki?! - tak bardzo inteligentna była reakcja Emriv na mój raport z wiadomości dotyczących wroga.
- Smoki.
- Ale jak to? Nawet nie wiedziałam, że one w ogóle jeszcze żyją! To są niesamowicie stare istoty...
- To jak dadzą radę walczyć? - spytałam sarkastycznie, ale wiedziałam co ma na myśli.
- Nawet jeśli... To jaka moc byłaby tak potężna by je wezwać i jeszcze do tego sprawić, żeby ich słuchały! To niezależne stworzenia - nagle zamarła w bezruchu.
- Co? - spytałam. - Dziwnie wyglądasz jak tak nieruchomiejesz.
- Kamień Władzy.
- Ahaaa... A możesz mi wyjaśnić co to niby jest? - spytałam poirytowana tymi jej tajemniczymi, niejasnymi i pozbawionymi sensu wypowiedziami.
- To najrzadszy kryształ na świecie. Jest tylko jeden. Przepadł bardzo dawno temu, ale wilki cienia najprawdopodobniej go odnalazły. Posłużyły się nim by wezwać smoki, które zrobią wszystko by go odzyskać. Do póki jest w posiadaniu Watahy Cienia, nie mamy z nimi szans w walce.
- No to co chcesz zrobić?
- Wysłać was na bardzo niebezpieczną wyprawę  powiedziała twardo, ale słychać było, że bardzo nie chciała tego robić.

{Emriv dokończy}

Od Water

Był chłodny ranek słońce dopiero wstawało zjadłam trochę mięsa które zostało z jelenia którego sobie upolowałam i wybrałam się nad rzekę , chłodny wiatr rozwiewał delikatnie moje włosy , gdy doszłam do rzeki szybko do niej wskoczyłam i położyłam się jak zawsze na dnie , na dnie rzeki mogłam spokojnie myśleć ,woda dodawała mi sił chociaż dzisiaj była trochę zimna. Po chwili myślenia nagle zachciało mi się spać położyłam głowę na dnie i usnęłam. Po jakimś czasie promienie słoneczne które przebijały się przez taflę wody obudziły mnie , pomyślałam że najwyższy czas już wstać , wstałam i zaczęłam płynąć do powierzchni. Nagle zobaczyłam że coś, a raczej Ktoś leż na brzegu, powoli się wynurzyłam to była wilczyca.
-Cześć- powiedziałam a wilczyca wystraszyła się i poderwała
- Cześć, skąd się tu wzięłaś ? - zapytał wilczyca wyraźnie przestraszona
- Przepraszam że cię wystraszyłam , pływałam w rzece- odpowiedziałam- a tak w ogóle jestem Water
- Cześć jestem Sunshine - powiedziała i szybko zapytał - Jesteś wilczycą wody?
- Tak , a ty jesteś wilczycą czego ?- zapytałam
- Światła - odpowiedziała Sunshine
- Dawno już jesteś w tej watasze ? - zapytałam
Sunshine pokiwał tylko głową
- A jak się tu znalazłaś?- zapytałam szybko

Sunshine ?

czwartek, 14 sierpnia 2014

Od Rei

     Obudziły mnie pierwsze promienie wczesnojesiennego słońca. Ziewnęłam, przeciągnęłam się i zdałam sobie sprawę z tego, że leżałam nad brzegiem rzeki. Czemu? Ah, no tak! Zeszłego wieczoru przyszłam tu i zasnęłam.
    Usiadłam i spojrzałam na rzekę. Woda była przejrzysta i czysta jak zawsze więc widziałam dno, wszystkie kamienie, rośliny i ryby. Pomyślałam o Aust. Gdyby tu ze mną była... Siedziałam tak wpatrzona w wodę przez dłuższą chwilę, a ryby podpłynęły do mnie zaciekawione, z tymi swoimi głupkowatymi wyrazami pyszczków.         
    Postanowiłam wrócić do groty. Wstałam i ruszyłam truchtem na przód. Nie było co robić, zwierzyny mieliśmy aż na zapas, ponieważ po tym jak upolowałam niedźwiedzia zwierzęta jakoś znowu się pokazały. Zastanawiałam się tylko czemu one w ogóle zniknęły? To było dziwne, ale w tej chwili moje myśli rozmył pyszny zapach zapasów niedźwiedziego mięsa, dochodzący z mojej groty. Zaburczało mi w brzuchu. "Niedźwiedzie mięso jest najlepsze więc trzeba je zostawić na specjalne okazje" - mówiła Emriv. Ja nigdy nie byłam oszczędna (w przeciwieństwie do niej) więc weszłam do środka i zjadłam kawałek zapasów.
    Po jedzeniu znowu wyszłam na zewnątrz. Postanowiłam, że zrobię sobie spacer, może upoluje po drodze jakiegoś zając czy coś? Nie byłam głodna, a zapasów miałam sporo, ale byłam łowczynią, więc dla mnie polowania nigdy nie było za wiele.Ruszyłam ścieżką przez las. Na początku było spoko, ale pięć minut później zaczęło mi się nudzić, bo w końcu co jest pożytecznego w samotnym spacerze po dobrze już znanym lesie?
- Nuda - powiedziałam jak szczeniak i usiadłam na środku ścieżki. Przez chwilę nic się nie działo, z oddali słychać było ćwierkanie ptaków, szum rzeki i szeleszczenie liści na drzewach. Rozejrzałam się ze zniecierpliwieniem, jakbym oczekiwała, że słowo "nuda" jest magiczne i od razu coś się wydarzy...
    W tym momencie coś przykuło moją uwagę. To była jaskinia, bardzo mała jaskinia, ale jednak na tyle duża by pomieścić jednego dorosłego wilka. Podeszłam, nie bardzo wiedząc co robić. Co prawda była lekko zasłonięta zwisającym swobodnie bluszczem, ale nie aż tak żeby jej nie zauważyć. Czyżbym była na tyle ślepa, że przechodząc tu tyle razy wcześniej jej nie zauważyłam?!
    Grota była wyryta w skale jakieś pół metra nad ziemią. Wgramoliłam się do niej i zwinęłam w kłębek.
- Nie jest źle - powiedziałam cicho sama do siebie, ale gdy się podniosłam uderzyłam głową w sufit i aż zawarczałam. Jednak za mała... No jasne! A może mam coś co mogłabym tu przechowywać? Jakoś się wygramoliłam, a właściwie wypadłam z groty i popędziłam z powrotem do siebie.
    Gdy już byłam blisko usłyszałam w krzakach trzask gałęzi. Weszłam do groty udając, że nic nie widzę. Rozejrzałam się. Co mogłam schować w tym tajemniczym schowku? Magiczne przedmioty! No pewnie, miałam ich sporo, a były cenne, więc może tam ich nikt nie znajdzie. No co? W każdym razie były większe szanse. Wzięłam wszystkie i zawinęłam w kawałek niedźwiedziej skóry. Tobołek chwyciłam w zęby i wybiegłam z groty.
    Dotarłam na miejsce, odsunęłam łapą zasłonę z liści i wsadziłam tobołek do skalnej półki. Gdy się odwróciłam usłyszałam szelest. Ktoś mnie ewidentnie śledził. No dalej śledziu, śledź mnie - pomyślałam i zaczęłam iść drogą nad rzekę. Być może tam gdzie roślinność jest rzadsza uda mi się zobaczyć kto to. Jednak gdy się obejrzałam rzekomy "śledź" nie poszedł za mną tylko się odwrócił, a gdy to uczynił pomiędzy wysokimi trawami przemknęła czarna sierść. Jedyną ciekawą rzeczą jaką wtedy zobaczyłam był znak...

    - ...Wilk miał na sierści wymalowane złote oko - dokończyłam, a siedząca przede mną Alfa zrobiła przerażoną minę. Tak, tak właśnie zdałam jej sprawozdanie z dzisiejszej przygody ze "śledziem". - Co? To coś znaczy? - spytałam z niedowierzaniem.
Emriv potaknęła. - To nie zbyt dobrze, chyba będę musiała wysłać wszystkich szpiegów i zwiadowców. Może nawet trzeba będzie zorganizować wyprawę, żeby uratować nasze piękne łąki.
- Co masz na myśli?
- Że Wataha Cienia powraca.

    - Wataha Cienia, Wataha Cienia... - powtarzałam idąc do swojej groty. - Co to jest? Oczywiście szanowna Emriv nie raczyła mi tego wytłumaczyć, ani nigdy nie mówiła, że w ogóle mamy jakichś wrogów! - taa, jak się denerwuję to czasem mówię do siebie.
Stanęłam przed skałą przy której zawsze skręcałam w lewo na ścieżkę prowadzącą do mojego domu, albo w prawo by dojść nad rzekę. Ale nie tym razem. Najpierw podeszłam do skały i odchyliłam zwisające swobodnie bluszcze. Była tam! Mój nowy schowek nie zniknął, to mi się nie wydawało! W środku nadal leżało zawiniątko z moimi przedmiotami. Aust byłaby zachwycona tą tajną grotą! Ale nie jest... Spochmurniałam i w tym samym momencie przypomniałam sobie o czymś. Rozwinęłam tobołek z niedźwiedziej skóry i przeszukałam jego zawartość. Znalazłam tam kilka rzeczy, które w ogóle nie były w te chwili przydatne, ale na samym spodzie leżał Talizman Wszechświata. Podjęłam decyzję. Zawiesiłam go sobie na szyi i pobiegłam w miejsce znajdujące się najdalej od grot wilków.
    Kiedy dotarłam na przełęcz górską leżącą tuż koło granicy watahy stanęłam w miejscu. Tak na prawdę nie wiedziałam co mam robić. Odchrząknęłam.
- E... Przywołaj Aust - powiedziałam bo było to pierwsze leprze pasujące zdanie jakie przyszło mi do głowy. Przez chwile nic się nie działo, aż nagle talizman zaczął świecić srebrzystym oślepiającym światłem. Tak jasnym, że zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam magiczna fala światła właśnie gasła i moim oczom ukazała się czarna wilczyca w moim wieku. Była totalnie oszołomiona, miała potargana i brudną grzywkę oraz futro, a na plecach zielone coś przypominające płaszcz i nie będące w leprzym stanie niż jej futro. Rozejrzała się.
- Gdzie ja... - w tym momencie zobaczyła mnie. - Rea? Jesteś duchem?
- Y...Nie, to raczej bym ci zadała to pytanie.
- Co ty, nie jestem martwa.
- A na taką wyglądasz - powiedziałam sarkastycznie nawiązując to do jej skrajnie zaniedbanego wyglądu.
- Nie zmieniłaś się - uśmiechnęła się.- Głodna jestem, macie coś do jedzenia? I w ogóle gdzie ja jestem? Jak się tu znalazłam? Musisz mi wszystko opowiedzieć.
- Raczej ty mi - odparłam pokazując jej, że ma iść za mną. Spojrzałam na Talizman Wszechświata. Tylko jeden dzień... - pomyślałam. - Która godzina? - spytałam Aust. Ta przystanęła, wzięła do pyska pierwszy lepszy patyk i wbiła go w ziemię. Popatrzyła na słońce i odwróciła się trochę w prawa, trochę w lewo...aż wreszcie odparła.
- Jakieś 2 godziny przed południem.
- Co to jest? - wskazałam patyk jakby był małym potworem, który próbuje być straszny, ale mu się nie udaj.
- Zegar - odparła najnormalniej w świecie. - Podobny do takiego, który używają ludzie...
- Kto?!
- Musze ci dużo opowiedzieć...
    Do czasu kiedy stanęłyśmy przed moim nowym schowkiem zdążyłam jej już opowiedzieć co się ze mną stało po burzy, co to za wataha, jak ja przywołałam, i że to tylko na jeden dzień  i jeszcze wiele rzeczy, których nie chce mi się wymieniać.
- A to...jest mój schowek - powiedziałam gdy przed nim stanęłyśmy. Odsunęłam zasłonę z liści i uśmiechnęłam się, ale ona nie.
- Rea. Tam nic nie ma.
- Co? - spojrzałam na mini-grotę , w której nadal leżały moje magiczne przedmioty. - Jak to nie ma? Przecież tu jest grota. Mała co prawda jest, ale tu są moje rzeczy, są. - Spojrzałam na nią zdezorientowana. - Nie widzisz tego, co? To jakieś czary pewnie - wtedy oczy jej zabłyszczały.
- Wiem co to jest! Słyszałam o tym! To niewidzialna grota. Tylko ty ją widzisz, bo jesteś jej właścicielką, ja tu widzę pusta ścianę. To zaklęcie zabezpieczające.
- Ale super!
- Skąd ty to wiesz?
- Opowiem ci jak coś zjem.
Weszłyśmy do groty i zjadłyśmy moje ostatnie zapasy niedźwiedziego mięsa. I się zaczęło: Aust opowiedziała mi, że po burzy znalazła się w polu gdzie spotkała ludzi. Przez 3 miesiące żywiła się wyłącznie ich kurami, królikami, kaczkami i innymi takimi przekąskami, podglądając ich wynalazki. Kiedy ją znaleźli, chcieli na nia zapolować ale im uciekła. Uciekała tak przez miesiąc aż natknęła się na jakąś watahę. Z początku myślała, że są przyjaźnie nastawieni, ale oni tylko udawali...
- ...Więzili mnie chcąc uzyskac jakiekolwiek informacje o Watasze Wspomnień, ale ja takiej nie znałam - mówiła.- Ale teraz znam, i mogę im powiedzieć, ale nie chcę, ze względu na to, że ty tu jesteś, to będzie trudne.
- Wiesz, może jak ta wataha się nazywa?
- Wataha Cienia. Każdy z nich ma wymalowane na futrze złote oko. Nie wiem po co, ale przypuszczam, że to jakiś ich znak, czy coś...
- O nie! - nie wiedziałam nic o tej watasze, ale Emriv mówiła tak jakby to byli wrogowie, więc było źle. 
- Co nie?
- To nasi wrogowie! Najprawdopodobniej. Kiedy tam wrócisz, musisz się dowiedzieć czy coś knują.
- Dobra, ale jak mam ci to przekazać, nie masz więcej takich amuletów, żeby mnie znowu przywołać? W ogóle pokaż co masz, może da się coś zrobić.
Pobiegłam do schowka i zabrałam ze sobą wszystkie magiczne przedmioty jakie miałam. Słońce nie świeciło już pionowo do góry, lecz przechylało się nieco w stronę zachodu. Nie wiedziałam ile mamy jeszcze godzin, ani jak działa ten cały zegar, ale wiedziałam, że jest już po południu.
- Dobra, mam tyle - rozłożyła na ziemi przedmioty. W tym momencie coś rzuciło mi się w oczy. Pierścienie Telepatyczne! - Weź to - podałam jej jeden z nich, a sama założyłam drugi. Pierścienie natychmiast znikły, gdyż wilkom nie byłoby wygodnie z nimi biegać, ale wiedziałam, że wciąż je mamy.
- Co to? - spytała.
- Pierścienie Telepatyczne.
- Super! Mamy teraz telepatyczne połączenie! Masz coś jeszcze w tym stylu?
Chwilę pomyślałam. - Talizman Teleportacji - wskazałam wisiorek z błękitnym kamieniem - Mogłabyś się tu teleportować! - wilczyca spróbowała go założyć ale pętla zmniejszyła się magicznie. Teraz Aust nie mogła jej wcisnąć nawet na nos.
- Znowu magia obronna. Jest twój i nie pozwoli żeby uzył go ktokolwiek inny.
- No nie! - usiadłam pod ścianą.
- Nie martw się, będę wysyłać ci wiadomości telepatyczne i na pewno coś wymyślę.

CDN

Od Loure

Ciemność powoli zaczęła władać światem. Z trudem doczołgałem się do jaskini, starając się nie pogorszyć własnego stanu zdrowia. Po polowaniu miałem bowiem naciągnięty mięsień, co sprawiało mi ból przy każdym ruchu. Ospale runąłem na posłanie z mchu i paproci, wkładając w to resztki energii, które mi pozostały. Raptem przekręciłem się na grzbiet i sennie patrząc w ‘sufit’ jaskini, błądziłem w zawiłym labiryncie swych myśli.
Ranek zabrał sen z moich powiek. Podniosłem głowę i spróbowałem wstać, zapominając o przeddzień potyczce z jeleniem. Przekląłem pod nosem z bólu i opadłem na posadzkę. Do jaskini, przez wejście wpadł jaskrawy snop światła, malując blaskiem, każdy ciemny jej zakamarek.
- C.holera, cały dzień diabli wzięli – westchnąłem poddawszy się. Leżałem okrakiem, wpół na ziemi, wpół na posłaniu (wyglądało to dość komicznie, ale niestety nie mogłem zmienić pozycji), rozłożywszy zdrętwiałe łapy. Położyłem pysk przed sobą, oparty o kamienną ścianę i lekko przymknąłem ślepia. Usłyszałem szybki stukot łap o wilgotną ziemię; ból uniemożliwiał mi obrót, więc nie mogłem przestraszyć gościa sarkastycznym powitaniem. Postanowiłem udawać, że śpię, w końcu wilk sam zrezygnuje. Kroki zdawały się być coraz bliżej, wreszcie wsunęły się do mojej groty, zatrzymując się przy moim nieruchomym ciele.
- Loure, mam do ciebie jedną sprawę… Wszędzie cię szukałam - Momentalnie moje uszy odrzuciły inne dźwięki i rozpoznały w przybyszu głos Emriv. Mimowolnie drgnąłem, unosząc powieki. – Boże, ty jeszcze śpisz? Niedługo południe będzie! Z resztą odpoczywaj. Jesteś jedynym uzdrowicielem, a ranni wyleczą się sami! Ty sobie będziesz smacznie chrapać, a połowa watahy zdechnie jak muchy – zawyrokowała gromiąc mnie wzrokiem i odwróciła się na pięcie gotowa do wymarszu. Zacisnąłem mocno powieki, potem szerzej otworzyłem oczy.
- Czekaj – powiedziałem bezsilnie w celu zatrzymania samicy i niedbale machnąłem łapą. Emriv usiadła obok mnie, a jej spojrzenie nieco złagodniało. Nie potrafiłem się nawet podnieść.
- Zrobiłeś sobie coś, prawda? – rzuciła domyślnie.
Milczałem.
- Jakby mało było kłopotów, T Y S OBIE COŚ ZROBIŁEŚ! – wrzasnęła, tak, że pewnie usłyszeli ją na drugim końcu świata. Wstała i zaczęła nerwowo spacerować po mojej jaskini z zagryzioną wargą.
- Panikujesz jakby ci pan młody zwiał z kobierca ślubnego – prychnąłem lekceważąco.
- Mów co ci jest – powiedziała już spokojniej, zaczerpując kilku, rześkich wdechów. Stanęła, obierając się o ścianę i przewiercając mnie na wylot wzrokiem.
- Naciągnąłem sobie mięsień – oznajmiłem nonszalancko, jakbym mówił ‘ładna dziś pogoda’. Obojętnie wzruszyłem przy tych słowach ramionami.
- Jesteś jedynym medykiem, Loure. Nikt inny nie może cię wyleczyć.
- O ile dobrze wiem ty jesteś zielarką – spostrzegłem celnie, przypatrując się jej mimice z intrygą. Wadera zastygła na chwilę bez ruchu, jakby rozważając coś ważnego.
- Dobrze więc. Przyniosę ci jakieś zioła. Chyba po kilku dniach powinno ci przejść… - westchnęła. – Nie ruszaj się stąd – zastrzegła i wybiegła z jaskini. Pouczył przedszkolak przedszkolaka.
‘Nie miałem większego zamiaru stąd wybiegać’ aż chciało się dodać, ale nie było sposobności.

środa, 13 sierpnia 2014

Od Loure i Dokatte cz.5

Dokatte: Rozejrzałam się rozpaczliwie dookoła, jednak zasłaniał mi tłum gapiów.
- Pomocy!!! – wrzasnęłam z zdruzgotaniem, trzęsąc się ze strachu. Nie chciałam umrzeć jako niewolnik albo nawet żyć jako niewolnik. Przecież to nie życie, to nie wolność, to byłoby więzienie. Nie liczyłam na ratunek. Kto się domyśli, że jestem akurat tutaj? Uratowałby mnie jedynie jakiś cud.
Chorda czarnych wilków wybuchła nieopanowanym śmiechem. Szturchali mnie, popychali i kopali śmiejąc się kpiąco, szyderczo i donośnie.
- Śmieszna jesteś i głupia! – ryknął przywódca.
- Wypuść mnie, proszę – szepnęłam bez silnie. Na te słowa wszyscy śmiali się jeszcze głośniej, popychając mnie jeszcze mocniej. Traciłam nadzieję, tak jak równie szybko traciłam wszystkie siły. To był mój koniec.
---
Loure: Podszedłem bliżej, starając się iść bezszelestnie i uważnie patrząc pod swoje łapy, by przypadkiem nie kopnąć wulkanicznego kamienia. Zapach siarki umiejętnie maskował mój zapach, ciężko mnie teraz było dostrzec. Spojrzałem przez ramię jakiegoś kawowego gbura. W kole tego gromkiego szyderstwa leżała skulona i wycieńczona Dokatte.
---
D: Chciałam zamknąć oczy, by już nigdy się nie obudzić, wtem dostrzegłam niebieski cień. Wydawał mi się bardzo znajomy, z resztą wśród cienistych nie było niebieskich wilków. Podniosłam głowę i jeszcze raz spojrzałam w tamtym kierunku. Zniknął. Chyba mi się przewidziało. Już nawet miewam halucynacje…
---
L: Zawładnęła mną szaleńcza wściekłość. Oni są gorsi ode mnie! (taa… to jest właśnie obelga xd) Rzuciłem się rozpierzchając tłum i obezwładniając przywódcę. Jego oczy zaświeciły zdezorientowaniem i złością.
- Jak śmiesz?! – ryknąłem, pochwyciłem pierwszy lepszy kij i bezdusznie wbiłem mu go w pierś. Negatywne szaleństwo ze mnie kipiało; mordowałem go z zimną krwią. Ciężko dysząc odwróciłem się do pozostałych. Grupa znacznie się przerzedziła, zostali tylko ci, co odważniejsi, choć i oni mieli trwogę w oczach.
Moje ślepia były przekrwione, z ust lała mi się gorąca krew. Moja pierś unosiła się w nierównym, głębokim oddechu.
- Kto jeszcze? Któż jeszcze chce zginać? – zakrzyknąłem w opętaniu, szczerząc się złośliwe (ślina kapała mi z pyska). Naskoczyłem na następnego wilka. Nawet się nie bronił, był gotowy na śmierć. Tym samym patykiem, od którego zginął jego władca, przebiłem mu głowę. [Nie będę tu wpajać się i rozpisywać jak wnętrzności wypłynęły na zewnątrz…] Z napastliwą pogardą rozejrzałem się po terenie. W okolicy dziesięciu metrów nie było żywej duszy, ale zakrwawiona ziemia z martwymi ciałami wilków, które stanęły mi na drodze, wyglądała jak u rzeźnika w sobotę. Dokatte chyba zemdlała przed zaczęciem się masakry. Uwolniłem waderę z lin.
- Uciekaj – szepnąłem z wycieńczeniem (mhm, całą szlachetną energię wykorzystałem na misję ‘kijek’) i upadłem obok wilczycy.
---
D: Otworzyłam oczy i stwierdziłam, że nic nie ubiera mnie w łapy, szyję i brzuch. Resztkami sił podniosłam się i o mało nie potknęłam o zemdlałego Loure’a. Boże, a jak oni co mu zrobili?! Nie wybaczyłabym sobie tego! Z napadem paniki zaczęłam nim potrząsać.
- Loure! Loure! Bracie, słyszysz mnie? Błagam cię, odezwij się! – krzyczałam przez łzy.
---
L: Gorąc oblał mój pysk. Z niechęcią otworzyłem oczy, bo ktoś potrząsał moim ciałem. Widziałem i czułem to jednak podświadomie, dokładnie tak jakby ból i czucie nie docierały do mojej świadomości, jakby blokowała je jakaś tkanka. Wreszcie nieco otępiały podniosłem się z podłoża. Na mojej sierści widniały zaschnięte plamy krwi, choć sam czułem tylko mdłości i zawroty głowy.
---
D: Moja radość była ogromna, gdy Loure wreszcie podniósł się z ziemi. Skoczyłam i rzuciłam mu się na szyję, wtulając się w jego brudne, choć nadal puszyste futro.
- Jak się cieszę, że ty żyjesz! – powiedziałam cicho mu w szyję.
---
L: - Jakbym cię nie uratował, teraz ty być nie żyła – odparłem i po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnąłem się serdecznie. Dokatte widocznie musiała to zauważyć, bo promiennie odwzajemniła gest. Choć byliśmy wykończeni jakoś doczołgaliśmy się do jaskiń watahy wspomnień. Nie dość, że oboje zyskaliśmy rodzeństwo to jeszcze przynajmniej na pewien czas powstrzymaliśmy Watahę Cienia…

Od Loure i Dokatte cz.4

Dokatte: Moje serce uparcie żłobiło sobie przejście z klatki piersiowej do gardła, by pozbyć się mojego ciała i uwolnić duszę. W tej, jednej sekundzie zapragnęłam umrzeć. Na szczęście ta myśl była bardzo przelotna, nie należę bowiem do samobójców. Jakiś czarny jak noc wilk chwycił mnie za liny, które z każdym szarpnięciem bardziej uwierały i zaczynały powoli wbijać się w ciało. Basior zaciągnął mnie pod oblicze innego – również był cały czarny, ale spośród innych ponuraków wyróżniały go złote ślepia.
---
Loure: Biegłem już goniony niebezpieczeństwem, które teraz odczuwał każdy, najmniejszy włos na moim ciele. Przechodziły mnie niepokojące dreszcze, które z założenia nie zwiastowały niczego dobrego. Unosiłem wysoko łapy, aby nie zaplątały się w trawiaste zielska, które pokonywałem. Wiatr zmógł się; dął przeszywająco po kościach, jednak to mnie nie zniechęciło. Mięśnie były rozgrzane od nieustannego biegu, działając jak małe piecyki, które odprowadzały ciepło po całym ciele. Po kilkunastu minutach byłem na miejscu. Przywitało mnie kilka niezadowolonych, ponurych mord. Z ziemi, wprost na mnie, wystrzeliły kruczoczarne macki, aby przycisnąć mnie do podłoża. Zręcznie uskoczyłem w bok i zalałem wrogie wilki falą lodowatej, oceanicznej wody. O dziwo, moje czary były silniejsze. Maski stopiły się jak ciepła smoła, tak samo jak wilki. Nie miałem pojęcia czy w ten sposób zadziałało na nich zimno, czy sól morska.
---
D: Byłam zdruzgotana. Przywódca cienistych zszedł do mnie na dół z krateru wygasłego wulkanu. Na początku siarka oszalenie drażniła mi nozdrza, teraz się do tego przyzwyczaiłam lub nie zwracałam na to uwagi.
- Lichy będzie z niej kamieniarz. Weźcie ją na niewolnika. Jest tak chuda, że pewnie niedługo zdechnie. I dobrze. Mniej tych gnid z wspomnień. – powiedział bardzo głośno do reszty. Łzy mimowolnie pociekły mi po policzkach. Nagle przypomniałam sobie o swoich mocach! Głupia jestem, że dopiero teraz. Spróbowałam ich użyć, ale zakneblowane łapy mi na to nie pozwalały.
---
L: Podobnie musiałem postąpić z pozostałymi wrogami, niestety. Wolałbym zapewnić im jakieś tortury, na przykład wziąć sobie jednego na pamiątkę i powiesić, a potem bawić się ciałem. No nic, to seryjnych morderców też nie należę. Należało się śpieszyć. Nagle zobaczyłem przed sobą jakąś zwartą grupę wilków. Pośród nich, ciut wyżej stał największy z nich o błyszczących, złotych oczach. Wilk nachylał się nad czymś…, nad kimś… 

Od Loure i Dokatte cz.3

Loure: Znowu był słoneczny świt, tak jak za dnia wczorajszego. Upłynął on niezwykle ciekawie i jakże odrębnie od tych zwykłych, ponurych spacerów, które miałem w zwyczaju odbywać. Przyznam, iż z moją nową, przyszywaną siostrą rozmawiało się całkiem znośnie. Przeciągnąłem się (dość nietypowo, gdyż mój grzbiet zgiął się w kocią pręgę) i rozejrzałem się po otwartej przestrzeni, a właściwie równinnym stepom, które porośnięte trawą zlewały się w jednolitą zieleń. Powiał północny wiatr; podmuch nie był zbyt silny, choć na tyle by nerwowo szarpnąć moją sierścią ku południu. Szybkim krokiem przemierzyłem łąkę by stawić czoło skałom i górskim szczytom, gdzie poniekąd poukrywane były wilcze jaskinie. Zawahałem się, zaglądając do jaskini Dokatte. W końcu takie najście nie było moim nawykiem. Jednak, cóż innego może robić taka samotna zołza jak ja? To dobre określenie, nie śmiem się sprzeciwić własnym myślom. Wsunąłem się, niby cień do zamieszkałej groty; nie było w niej śladów życia.
- Dokatte? – zapytałem nieco doniosłym głosem, lecz odpowiedziało mi nieszczęsne echo. Głos powtórzył się kilka razy, acz za każdym stawał się cichszy, aż wreszcie rozpłynął się wśród innych, donośnych dźwięków. Westchnąłem (prawdopodobnie miało to coś wspólnego z zawodem, chyba…) i uniosłem głowę, węsząc w powietrzu, gdyż poddanie się nie należało do moich cech. W moje nozdrza wpadł zapach wonnych ziół, bardzo wyraźny właścicielki groty oraz świeża, sprzed około godziny woń obcych wilków wymieszana z naparstkiem zgniłych liści i siarki. Moją głowę zaczęły zaprzątać niespokojne, pełne obaw myśli.
---
Dokatte: Nareszcie otworzyłam oczy i zakneblowane jak dotąd usta. Oblewały mnie poty, czułam jak gorąc okala mnie z każdej strony. Nieprzytomność zniknęła, jednak nawiedziły mnie zawroty głowy. Spróbowałam się podnieść. Na nic moje wysiłki! Byłam czymś przytwierdzona do wulkanicznej skały, „czymś” to znaczy grubym sznurem. Szarpnęłam mocno, na tyle, na ile wystarczyło mi sił. Spróbowałam jeszcze kilka razy, ale i to nic mi nie pomogło. Padłam wykończona na ziemię, na wpół żywa, na wpół martwa. Zobaczyłam przed sobą jakiegoś czarno-czerwonego wilka z szyderczym uśmiechem na pysku.
- I co, więźniu? Podoba się? – zaśmiał się głośno i szturchnął mnie. Moje ciało było nie czułe na ból, nie przyswajało go w danym momencie. Jęknęłam tylko zamykając oczy, licząc, że ten koszmar się skończy. Co ja tu robię? Co ja robię w Watasze Cienia?
---
L: Serce wyraźnie podpowiadało mi, że coś nie jest w porządku. Tylko co i skąd w jaskini Dokatte zapach siarki? Czułem go często w czasie wędrówki po wulkanicznych skałach i wygasłych wulkanach. Być może należało sprawdzić te przypadkowe miejsca, zdecydowanie dla pewności. Gdy już miałam stawić pierwszy krok na przód zawahałem się.
‘Nie jestem pozytywnym bohaterem, który ratuje księżniczki. Jestem neutralny, obojętny, dla niektórych wręcz nawet negatywny. Z drugiej jednak strony patrząc… waderze naprawdę może grozić niebezpieczeństwo.’
Niepewnie, choć szybko ruszyłem w stronę zachodnich granic watahy wspomnień, gdzie rzekomo znajdowały się skały wulkanicznie z czynnymi kraterami.

Od Rei

    Ciepło, ale wietrznie. Liście żółkną i czerwienią się powoli, ale większość jest jeszcze zielona. Pierwszy dzień jesieni. Z wiatrem biegnie zapach niedźwiedzia, najgroźniejszego i największego. Żyjącego w górach, najtrudniejszego do złapania, ale i najsmaczniejszego kąska.
   
    Podniosłam głowę i powęszyłam chwilę.
- Niedźwiedź - mruknęłam i zawinęłam sobie dokładniej szalik wokół szyi. Ruszyłam przed siebie szybkim, dumnym krokiem. - Ha! Pokażę im co to znaczy polować - mamrotałam pod nosem. Miałam okazję upolować dorosłego niedźwiedzia, który wyżywiłby całą watahę. Byliby mi wdzięczni...
    Obecnie wataha była słabo wyżywiona. Od dawna nie dało się nic złapać, zwierzęta pochowały się i pouciekały. Alfa twierdziła, że skoro od dwóch tygodni nikt nic nie upolował to mi tez się nie uda. Ale udowodnię, że się myliła! Zapasy sie kończyły, było mało czasu.
    Postanowiłam nie mówić Water o tym polowaniu. Tylko by przeszkadzała. Nie to, że słabo poluje, ale po prostu wolałam załatwić to sama.
Ruszyłam biegiem, ale nie na długo. Chwilę później musiałam się wspinać pod górę, a ja nie lubię i nie umiem się wspinać! Trwało to długo, wiele razy prawie spadłam, wiele razy musiałam się wspinać po prawie pionowych skałach, ale wreszcie wyczerpana dotarłam na górę do jaskini niedźwiedzi. Padłam jak długa, ale kiedy je zobaczyłam zaraz zapomniałam o zmęczeniu i schowałam się za jednym ze sporych  głazów. Tuż obok szumiała górski potok, a nad nim stał jeden niedźwiedź i polował na ryby. Kawałek dalej, obok dużej groty bawiły się dwa niedźwiedziątka.
     Dobra te małe były słodkie...ale wilki były głodne! To będzie banalne! - pomyślałam i wyskoczyłam z za głazu z wyszczerzonymi kłami i najeżonym futrem. Ugryzłam dorosłego niedźwiedzia prosto w kark. Ten zupełnie zdezorientowany przewrócił się i wpadł ze mną do strumienia.
- Ha! - drapnęłam go między oczami. Niedźwiedź się wkurzył. Machnął łapę tak mocno, że wyleciałam w powietrze i wpadłam do wody kilka metrów dalej. Wstałam i mój szalik zmienił się w wodną wstęgę. Na mój rozkaz złapał biegnącego na mnie niedźwiedzia i zaczął dusić. Małe niedźwiadki przesraszone pobiegły do groty. Później się nimi zajmę.Skoczyła znowu na niedźwiedzia miotającego się w wodnym uścisku i rozcięłam mu pazurem brzuch. Następnie wodny szalik odwinął się z szyi niedźwiedzia i zawisnął w powietrzu, a ja ugryzłam go znowu w kark i zwierzę padło martwe.
    Spojrzałam w stronę młodych, które spróbowały uciec z groty ale ja im nie pozwoliłam. Wodny szalik zmienił formę na wodną otwartą paszczę wilka i wepchnął je  z powrotem do środka. Następnie zamknęłam oba w bańce wodnej. Postanowiłam zostawić je Water i Emriv. 
    Byłam cała umazana krwią ale nie przeszkadzało mi to. Zabiła niedźwiedzia! Stanęłam na największym kamieniu i zawyłam najgłośniej jak umiałam. Był to znak dla reszty, że będzie wyżerka.

Od Rei cd Water

Zastanowiłam się. Byłam zmęczona  chciałam odpocząć, a najlepiej oczywiście odpoczywało mi się w wodzie...
- No dobra - odparłam w końcu. Szłyśmy leśną ścieżką  bez słowa, Water podskakiwała pełna energii, a ja wlokłam się za nią znudzona. Nie rozumiałam jak można się tak zachwycać zieleniną? Nowa była, dobra, ale co z tego? Co ona Wilczyca Ziemi? Nie! Rośliny są zwyczajnie nudne...
    Kiedy nareszcie dotarłyśmy nad brzeg rzeki, słońce zdążyło zrobić się czerwone i oświetlało teraz niebo ciepłymi kolorami. Jego odbicie w rzece wyglądało tak  jakby woda trzymała w objęciach kulę ognia.... Ognia! Ble! Nigdy się do tego nie przyznawałam (jedynie Emriv) ale bałam się ognia. I "na pewno" nie jest to normalne dla Wilków Wody i "na pewno" każdy by się zdziwił gdyby to usłyszał! To była chyba jedyna rzecz, którą wolałam trzymać w tajemnicy, i której się wstydziłam.
    Wskoczyłam do wody nie słuchając Water, która właśnie zaczęła coś mówić, najprawdopodobniej zachwycając się zachodem słońca, jakie stąd widać codziennie. Gdy woda pochłonęłam mnie z każdej strony zaczęłam płynąć. Podpłynęłam do dna i zaczęłam szukać ładnych muszli. Od razu poczułam się lepiej. Tak to tu, pod wodą, jest mój świat, to tu można się zachwycać. To znacznie leprze niż te wszystkie kwiatki Wilków Ziemi. Pod woda było jasno, ostatnie promienie zachodzącego słońca przebijały przez jej taflę oświetlając białe otoczaki i błyszczące od masy perłowej muszle. Nie wiedziałam co teraz robi Water na brzegu, ani czy w ogóle zauważyła, że wskoczyłam do wody, ale szczerze mówiąc nie obchodziło mnie to. Mogłam oddychać pod wodą i czułam się jakbym mogła tu zostać już na zawsze.

Od Water cd Damona

-Też idę na coś zapolować- odpowiedziałam
-A gdzie? - zapytał niespodziewanie
- Nad wodospad - odpowiedziałam
- Ja też - powiedział Damon
Poszliśmy nad wodospad po drodze trochę gadaliśmy, gdy byliśmy już na miejscu nie było żadnego jelenia ani królika. Damon przyczaił się a ja poszłam w stronę wody.
- Gdzie idziesz ? Zostań może jakieś zwierze zaraz przyjdzie- powiedział Damon
- Muszę dotknąć wody to odzyskam siły - powiedziałam i czekałam aż Damon coś powie ale umilkł ,widziałam tylko że był trochę zamyślony .
Poszłam cicho do wody i delikatnie zanurzyłam łapę w wodospadzie , woda była zimna odwróciłam się i widziałam jak Damon pokazuje żebym szybko wróciła.Kiedy ukryłam się już w zaroślach Damon powiedział:
-Coś się zbliża jakieś zwierzęta
-Jelenie - zapytałam
-Nie coś mniejszego- odpowiedział i wtedy do wodospadu zbliżyły się dwa zające
- Na mój znak skaczemy- powiedział pewny siebie Damon
Pokiwałam głową
Po chwili Damon powiedział:
-Teraz
Skoczyłam na mniejszego zająca złapałam go pazurami i wbiłam zęby odrazu padł martwy .

Damon ?

Od Water cd Snowy'ego

Jak by przez mgłę widziałam wilka pierwsze co pomyślałam że to Flake ale po chwili uświadomiłam sobie że to Snow.
-Strasznie mnie boli głowa- powiedziałam
- Nie dziwić się jak uderzyłaś w kamień - Powiedział uśmiechając się trochę
- Gdzie Flake? - zapytałam po chwili
- Poszła po kilka rzeczy- odpowiedział spokojnie
- Po chwili przyszła Flake z jakimiś rzeczami
- Widzę że już wstałaś, jak się czujesz ? - Zapytała trochę zdenerwowana Flake
- Trochę lepiej - powiedziałam
Snow coś zrobiła z moją raną ale nie wiem co nie znam się na medycynie, potem zaprowadzali mnie powoli do jaskini medyków.


Snow lub Flake ?
Ps: Nie miałam pomysłu

Od Damona cd Flake

- To nic takiego - zapewniłem z uśmiechem
- Naprawdę przepraszam
- Ja nie ranię się przez wodę - uspokoiłem ją - Tylko na kilka minut tracę siłę i moc. Często wtedy po kąpieli lezę lub śpię. Naprawdę nic złego się nie dzieje.
- Bałam się że zrobiłam ci krzywdę
- Nie tak łatwo mnie zranić - uśmiechnąłem się - Nawet spodobało mi się pływanie
- Nie żartuj - zaśmiała się
- Ne żartuję, potrafię pływać, lecz im dłużej jestem w wodzie tym szybciej słabnę. Wtedy zamieniam się w szczeniaka
- W szczeniaka? - zdziwiła się
- Wiesz.. staje się wtedy niezdarny, ledwo co chodzę i jestem bezbronny. Teraz kiedy jestem w watasze mogę częściej wchodzić do wody. Wtedy jak uciekałem nie mogłem pozwolić sobie na odpoczynek, wtedy by mnie ktoś mógł zabić. Wiesz, każdy broni swojego terytorium, goniły mnie już wilki, bizony, niedźwiedzie a nawet pszczoły - zaśmiałem się - Co potrafisz zrobić wykorzystując moc?- zapytałem. Ja tylko wykorzystałem swoją moc z 2 razy do rozpalenia ogniska po deszczu by zregenerować siły. A ty?
(Flake?)

Od Water cd Rei

-Co się stało? -Zapytała Rea
-Spadłaś z Jelenia - Odpowiedziałam szybko
-Tak to wiem, ale jak ten jeleń zsuną się ze mnie ? - zapytała nie pewnie wilczyca
-Woda - odpowiedziałam nie ujawniając więcej informacji
Rea popatrzyła się na mnie jak by oczekiwała więcej informacji ale po chwili odpuściła i powiedziała:
-Zjedzmy tego jelenia
Przytaknęłam jej i po chwili wzięłam się za jedzenie.
- To co teraz robimy? - Zapytała Rea po skończonym posiłku
- Wydaje mi się że jeszcze wszystkiego mi nie pokazałaś- powiedziałam uśmiechnięta.
Rea uśmiechnęła się i pokazała żebym szła za nią.
Najbardziej z całej wyprawy podobały mi się góry , z nich ciągną się piękny widok na całą dolinę zafascynowana dokładnie oglądałam wszystko, każdy kamień, każdą roślinę.
Wieczorem gdy wróciłyśmy z wyprawy zapytałam wilczyce:
-Może pójdziemy jeszcze nad Rzekę ???

Rea?

Od Flake cd Damona

-Ach ,nie warta jest opowiedzenia -zmrużyłam oczy i machnęłam lekceważąco łapą .Spojrzałam na Damona ,który wyraźnie oczekiwał opowieści .Zachichotałam cichutka ,a po chwili przybrałam poważny ,lekko filozoficzny wyraz psyka .
-No więc ...,-zaczęłam - wraz z bratem ( który też jest w Watasze Wspomnień ) urodziliśmy się na lazurowej samotni .Chyba porzucili nas rodzice .Ja tego nie wiem , bo wtedy ledwo co odrastałam od ziemi ,a Snow także nie pamięta tego za dobrze , byliśmy młodzi .Może nasza pamięć się zresetowała w tamtym momencie bo chcieliśmy zapomnieć o czymś tragicznym ,np śmierci rodziców na naszych oczach ? - posmutniałam zastanawiając się na głos . Z ukosa rzuciłam basiorowi spojrzenie . O dziwo słuchał z zainteresowaniem ,więc kontynuowałam :
-W każdym razie Snow był dla mnie jak ojciec ,a właściwie mi go zastępował .Ciężko nam było ,ale wychowywaliśmy się samotnie .Samotnie też polowaliśmy i zdobywaliśmy doświadczenie .Mój brat nauczył mnie wszystkiego ... Długo wędrowaliśmy nie mogąc natrafić na żadną watahę ,aż w końcu dotarliśmy tu i bez wahania dołączyliśmy -pod koniec usadowiłam się wygodnie na ziemi, oczekując reakcji wilka . Damon podniósł na mnie wzrok ,nie wiedząc jak się zachować . Miałabym podobnie ;nie wiadomo czy rozmaczać ,pocieszać czy machnąć na to łapą obojętnie , bo w sumie nic takiego mi się nie przydarzyło . Niektóre wilki mają zdecydowanie gorzej , jak na przykład on .
-A więc mieliście cały czas pod górkę -podsumował .
-No tak ,ale tu znaleźliśmy swój dom -uśmiechnęłam się pocieszająco . -A i przepraszam za incydent z wodą ... nie miałam pojęcia -spuściłam wzrok ,speszona .Zreflektowałam się ,że jeszcze go nie przeprosiłam .
-To nic przecież .
-Właśnie ,że to coś ! -zaprzeczyłam . -Jesteś wilkiem ognia i mogłeś się zranić - dodałam stanowczo .

Damon?

Od Damona

Było gorące popołudnie. Większość wilków poszła nad jezioro pływać. Ja postanowiłem odwiedzić Alfę. Znalazłem ją przy jaskini. Siedziała i obserwowała co dzieje się w okolicy
- Cześć - powiedziałem i usiadłem obok
- Dawno cię nie widziała - powiedziała - I jak? podoba ci się wataha?
- I to jak - pokiwałem głową - Cieszę się że tu jestem
- Mnie też jest miło
- Jeszcze raz dziękuję że pozwoliłaś mi tu zostać
- Ależ nie ma za co
- Gdyby nie ty to pewnie znalazłbym się sam w lesie uciekający przed innymi wilkami
- Pewnie tak - zaśmiała się - To chyba wychodzi ci najlepiej
- Z pewnością, kondycję to mam jak nikt inny. W końcu uciekam już od 6 lat.
- Gdzie jest twoja rodzina? - zapytała po chwili milczenia
- W innej watasze, znienawidzili mnie. Wcale się nie dziwię. Byłem okropnym synem - westchnąłem - Same kłopoty przynosiłem i ogromny wstyd
- Na pewno nie..
- Właśnie tak było. Ale już o tym nie myślę - zmusiłęm się do uśmiecju- . Strasznie dużo nowych wilków przybyło
- Tak, pamiętam jeszcze jak byłam tylko ja i Loure. Wtedy znaleźliśmy ciebie, potem następne wilki przychodziły
- Będzie jeszcze więcej wilków
- Pewnie tak - uśmiechnęła się
(Emriv?)