Obudził mnie szmer.
Nie był to wiatr. Umiem odróżnić jeden dźwięk od drugiego. Szelest liści na wietrze a szelest żywej istoty to dwa inne odgłosy.
Zerwałem się z posłania niemal bezgłośnie i zacząłem nasłuchiwać. Po chwili już wiedziałem prawie wszystko.
"Dwa dorosłe basiory oddalone jakieś 20 metrów stąd, oba potężnie zbudowane ale niezgrabne i zapewnie niezbyt inteligentne"- skwitowałem w myślach-" Ciekawe jakie szanse mam w takim przypadku..."
W sumie to nie potrzebowałem odpowiedzi na to pytanie. Przeciwnicy znajdowali się za małym cienistym laskiem. Idealna okazja na rozruszanie mięśni.
W sztuce szpiegostwa i podchodów nie mam sobie równych. Skradałem się powoli od drzewa do drzewa unikając plam słonecznego światła. Ciemne futro idealnie "zlewało" się z cieniem. Nic dziwnego że nawet gdy dotarłem do ostatniego drzewa nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Najnormalniej w życiu oparłem się o pień dębu i stałem nieruchomo obserwując kłótnię dwóch czarnych wilków. Nie widzieli mnie, jak każdy.
-Mówię ci że trzeba na nich napaść od południa! Na północy od dawna są rozstawione warty!- warknął pierwszy.
-To niby jakim cudem Broud dostał się aż na tereny łowieckie?!- upierał się drugi.
-Otwórz oczy!- pierwszy wilk puknął go w czoło- Broud od dawna nie żyje!
-Ale nie zabiły go wilki tylko jeleń!
-No i co z tego?!
Westchnąłem i wystąpiłem krok naprzód.
-Jeśli się nie mylę- zacząłem- panowie planują atak na jakąś watahę?
Oba wilki ucichły i patrzyły na mnie jak otępiałe. Oto nagle przed nimi wilk "wyłonił się z drzewa".
-Czarownik!- drugi wilk ukrył się za swoim kompanem. Nie zaprzeczyłem bo lubię gdy ludzie posądzają moje zdolności o magię. W ten sposób nikt nie pozna moich sekretów bo normalne wilki po prostu boją się magii.
-Odpowiedzcie mi tylko na parę pytań i dam wam spokój- powiedziałem.
-A jak nie to co?- pierwszy wilk uśmiechnął się złośliwie.
Posłałem mu wzrok typu "na pewno chcesz ze mną zadzierać?". Awanturnik od razu się uspokoił. Jego kumpel Tchórz odważył się wychylić.
-A teraz powiedzcie na jaką watahę macie zamiar napaść?
-Wa-wa-watahę wspomnień- wyjąkał Tchórz.
-I po co niby? Nie słyszałem o takiej watasze.
-Tu chodzi o grubszą sprawę- Awanturnik rozejrzał się niepewnie i dokończył szeptem- Córka naszego generała, Allysa, została pojmana przez alfę watahy wspomnień. Dowódca jest wściekły i zdesperowany. Stracił już żonę i syna więc chyba rozumiesz -pokiwałem głową na znak zrozumienia- Czekał aż wataha wystąpi z propozycją okupu ale tak się nie stało. Tym razem poszedł na całość. Mamy zaatakować pełną parą i odbić Ally.
Wysłuchałem go spokojnie. Zrobiło mi się żal ich dowódcy. Poza tym w grę wchodziła wolność a nawet życie wilczycy. Nie mogłem zmrużyć na to oka.
-Wiecie co- odparłem po chwili- Pomogę wam. Może przyda wam się dobry zwiadowca.
Plan był prosty aczkolwiek przemyślany. Mój udział okazał się zbawienny. Wszyscy wojownicy zostali podzieleni na liczne 3 osobowe grupy. Każda atakuje z innej strony tworząc koło z którego nie ma ucieczki. Atakujemy równocześnie aby zaskoczyć przeciwnika, ponieważ do tej pory wataha cienia (dowiedziałem się dla kogo pracuję) atakowała po kolei z ukrycia. W środku bójki mam się "rozpłynąć" i pójść szukać Allyssy. Wilczyca była dobryn szpiegiem więc powinniśmy opuścić pole bitwy nie zauważeni. W krótce potem zarządzimy odwrót niezależnie od wyniku walki.
I dobrze się zaczęło. Napadliśmy watahę. Wilki broniły się zaciekle. Po upływie ustalonego czasu oddaliłem się niezauważony i zacząłem szukać Allyssy. Mój plan skomplikował się, trafiłem na jakiegoś strażnika. Podkradłem się od tyłu i przmiażdżyłem wilka do ziemi. Nacisnąłem łapą na gardło przeciwnika aby nie alarmował innych.
-A teraz słuchaj- wysyczałem- Nie mam nic do waszej watahy więc nie chciałbym cię zabijać. Lepiej mnie nie zmuszaj i pokaż gdzie trzymacie Allyssę.
<Ktoś dokończy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz