Był ciepły wiosenny dzień. Słońce miło grzało i nie było wiatru więc nie bardzo chciało mi się wstawać kiedy moją grotę rozświetliły jasne promienie. Przeciągnąłem się i obruciłem na drugi bok. Po 15 minutach wstałem i rozejżałem się dookoła. Wszystko było tak jak wcześniej. Wyszedłem z groty i spokojnym spacerem udałem się do groty Mist. Kiedy tam dotarłem spała. Wszedłem i zacząłem ją budzić.
- Wstawaj! Mist! Wstawaj!
Wilczyca poruszyła się i otworzyła zaspane oczy.
- Life? Co ty tu robisz? - spytała zdziwiona.
- Pomyślałem, że może pujdziemy na spacer - odparłem wesoło.
- Ok.
Mist wstała i wyszliśmy razem z groty. Szliśmy przez las po miękkim mchu i wesoło rozmawialiśmy. Nagle zatrzymałem się.
- To gdzie my właściwie idziemy? - zapytałem.
- Nie wiem, możemy pujść nad rzekę - to mówiąc Mist rozłożyła skrzydła i zaczęła lecieć. Ja biegłem tuż obok niej, a raczej pod nią i uśmiechałem się. Kiedy wreszcie dotarliśmy nad wodę Usiadłem nad brzegiem i zaczęłam pić. Mist latały nad wodą i śmiała się, a potem usiadła obok mnie i również się napiła. Zostaliśmy tam dłuższy czas ; śmialiśmy się, rozmawialiśmy i upolowaliśmy jelenia. Wkrótce nastało południe i wróciliśmy do lasu. Idąc tak nagle spostrzegliśmy, że nie możemy rozpoznać gdzie jesteśmy.
- Nie znam tej częćsi lasu - powiedziałem przyglądając się wielkim liściom połyskującym lekko jakby w kolorach tęczy i latających w powietrzu dziwnym małym stworzonkom, które nie miały skrzydeł.
- Zgubiliśmy się? - spytała przestraszona wilczyca.
- Chyba tak - odparłem przysuwając się do niej - ale na szczęcie to miejsce nie wygląda na nieprzyjazne. - dodałem uspokajająco.
Szliśmy rozglądającej się uważnie na wszystkie strony. Nagle potknąłem się o wielki wystający korzeń i polecialam do przodu prosto na te wielkie kolorowe liście. Nic mnie nie bolało. Nawet nie poczułem upadku. Za to wokół mnie unosiły się teraz wyrzucone z liści tumany kolorowego jakby kurzu czy pyłu. Mist stała i przyglądała się tylko temu. Spróbowałem wstać ale natychmiast się przewróciłem odnosząc wrażenie jakby wogóle nie było przyciągania.
- Co jest? - głośno się zastanawiałem. Spróbowałem jeszcze raz ale tym razem jakby coś mnie wyrzuciło do góry. Złapałem równowagę i zawisłem w powietrzu. Poruszyłem łapami i poszybowałem w stronę Mist. Uśmiechnąlem się rozumiejąc już o co chodzi. Ona najwyraźniej też zrozumiała bo zobaczyłem na jej pysku podobny do mojego uśmiech. Rozwinęła skrzydła i podleciała do mnie.
- To...to...jest... - zaczęła ale jej przerwałem.
- Magia! To jest świetne! - krzyknąłem wzbijając się ku gurze. - Wreszcie znaleźliśmy coś dzięki czemu wilki bez skrzydeł mogą latać!
- Ten pyłek jest świetny - dodała lecąc do mnie.
Lataliśmy tak długo, a ona uczyła mnie jak utrzymać równowagę i wszystkiego innego co jest potrzebne do latania.
Mist?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz