Latałam. Jak zwykle zresztą. Wiał delikatny wietrzyk. Miałam nową watahę. Nareszcie. Powinnam pomyśleć o tym wcześniej, ale jak to się mówi - co się odwlecze to nie uciecze. W tej watasze tylko ja i jeszcze jedna wilczyca miałyśmy skrzydła. W starej miałam tylko ja. Ale tu jest lepiej. Nagle gwałtownie przyśpieszyłam i runęłam w dół. Wiatr świszczał mi w uszach. Kochałam to. Kiedy już miałam zderzyć się z ziemią, nagle rożłożyłam skrzydła i leciałam wzdłuż łąki. Uciekały przedemną zające i ptaki kiedy tak sunęłam prawie po ziemi. Nagle przedemną wyskoczył jakiś wilk, pewnie polujący i niestety nie zdążyłam go wyminąć. Walnąłam w niego z całej siły i z hukiem upadłam obok.
- Aua -mruknąłam, bo po zderzeniu bolały mnie wszystkie kości, nagle jednak przypomniałam sobie o wilku - Przepraszam nie zauważyłam cię - powiedziałam skruszona.
<<Dokończy ktoś?>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz