Wilczyca jednym, mocnym ruchem łapy zabiła szpiega. Na ziemię popłynęła strużka krwi. Moim zdaniem zrobiła nie rozsądnie. Pokręciłem głową w zamyśleniu.
- Dlaczego to zrobiłaś? - pytanie skierowałem do Nyx, która gapiła się w krwawiące truchło nieznajomego.
- Należało mu się - warknęła i wyrywając się z "transu" popatrzyła na mnie.
- Co się stało, to się nie odstanie - westchnąłem. - Ja bym go zmusił do gadania, bo nie wiadomo, co wrogie watahy planują przeciwko tej - dodałem pragnąc, aby mój głos zawierał stanowczość i powagę. Już nic nie odpowiedziała. Ruszyłem przed siebie, poszła w moje ślady. Szliśmy tak w ciszy obok siebie. W końcu przerywając marsz wszedłem na wzgórze i usiadłem na wierzchołku.
- Masz coś do roboty? - uniosłem brwi i spojrzałem na Nyx.
- Cóż... coś by się znalazło, ale na daną chwilę, chyba ni... - i zanim zdążyła dokończyć skoczyłem w jej stronę, przewracając waderę. Sturlaliśmy się z pagórka.
- Wygrałam! - powiedziała u stóp wzgórza z triumfalnym uśmieszkiem. Przycisnęła mnie do ziemi.
- To się okaże - zaśmiałem się, podważyłem jej łapę i teraz ja byłem górą. Bawiliśmy się jak szczeniaki. W końcu zmęczeni legliśmy na trawę. Leżeliśmy dłuższą chwilę.
- No to co robimy? - zapytała nastawiając uszu.
Bez odpowiedzi odwróciłem łeb w stronę wadery i próbowałem przybrać poważną minę. Nie udało mi się to jednak i znowu parsknąłem śmiechem. Samica śmiała się razem ze mną.
- Prze... Haha... Przepraszam - przez ten śmiech zaczęła się nieźle jąkać. - Wiesz, że jesteś czymś ubrudzony? Masz coś na pysku. Haha. Śmiesznie to wygląda.
Wyciągnęła swoją łapę w stronę mojego pyska i strzepnęła odrobinę ziemi. Gdy strzepała mi tą ziemię z pyska, poczułem takie mrowienie w brzuchu... Spojrzałem się na nią, ona była taka... urocza. Ech, ze mną jest źle. Bardzo źle. Ja się chyba... Chyba się...
Uśmiechnąłem się jak idiota do wadery, która właśnie odsunęła łapę od mojego pyska. Zaśmiała się po czym spojrzała w niebo.
KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ...
Dzisiaj był pierwszy dzień jesieni. Lisie powoli zmieniały swój kolor i już niedługo, zaczną spadać z drzew. Wiał lekki wiatr... Niechętnie wyszedłem na zewnątrz i rozejrzałem się. Potem z uśmiechem na pysku ruszyłem w stronę lasu. Postanowiłem upolować jakąś małą sarenkę, dla mnie i Nyxiern. Znalazłem. Była odłączona od stada, więc szybko poszło. Zaciągnąłem ją do jaskini Nyx.
- Bu! - wrzasnąłem od wejścia. Przebudziła się i zerwała na równe nogi.
- Kim jesteś?! - nastroszyła się.
Nie odpowiedziałem. Szybko przetarła oczy swoimi łapami i dopiero teraz mnie skojarzyła.
- Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłeś! - zawołałam trochę poirytowana.
Posłałem jej tylko szyderczy uśmiech i wskazałem łapą na sarenkę. Obeszła mnie z gracją i przyciągnęła ją trochę bliżej.
- Dzięki wielkie. Dobra, bierzemy się do jedzenia? - powiedziała z szerokim uśmiechem.
Potaknąłem ze śmiechem i zaczęliśmy jeść. Ja nie zjadłem dużo, bo jakoś nie miałem ochoty. Nyx za to jadła, aż jej się uszy trzęsły. Spoglądałem na nią raz na jakiś czas, a ta tylko prychała śmiechem i jadła dalej. Postanowiłem pozwiedzać jej jaskinię. Robię to praktycznie codziennie z rana, gdyż ja zawsze posiłek zjadam wcześniej, a ona się guzdra. Zawsze przyglądałem się tym kawałkom kryształków. Sprytnie to zrobiła. Skubana. Gdy skończyła, podeszła do mnie i pociągnęła mnie za łapę.
- Chodźmy na spacer! - wykrzyczała uradowana. Była cała we krwi.
- Może najpierw chodźmy się wykąpać? - prychnąłem pod nosem.
- Ano, fakt - mruknęła i wyszła z jaskini. Ja ruszyłem tuż za nią.
W trakcie drogi rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Szczerze mówiąc, to jej nie słuchałem. Byłem zamyślony. Ciągle myślałem o niej. Znamy się już dobrych sześć lub siedem miesięcy, a moje uczucie do niej ciągle wzrasta. Jestem zakochany pierwszy raz w życiu, i prawdę mówiąc, jest to nieznośne. Ale nie dawałem jej tego po sobie poznać. Nie wiem co do mnie czuje, a nie chcę zepsuć naszej przyjaźni. Spacer minął szybko, pomimo tego, że szliśmy dosyć powoli. Co jakiś czas na mnie zerkała. Wydawało mi się, że zachowuje się inaczej. Zanim się obejrzeliśmy staliśmy już przy jeziorze.
Weszła szybko na płyciznę i umyła pysk. Była o wiele bardziej ubrudzona niż ja. Ja zawsze jadłem mało i zawsze starałem się nie ubrudzić.
- No to co robimy? - zapytała z uśmiechem wychodząc z wody.
- Nie wiem. Jakiś pomysł? - zapytałem.
Zastanawiała się nad tym dość długo. Utkwiła we mnie wzrok.
Przerwałem jej machając jej łapą przed oczami.
- I co? Już wiesz, gdzie chciałabyś iść?
(Nyx, dokończysz?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz