Dzień już się skończył, a zamiast tego w Watasze Wspomnień zapanowała noc. Ja znajdowałam się na mało znanej polance, gdzie ćwiczyłam me umiejętności
magiczne i uzdrowicielskie. Robiłam to często, a najczęściej w nocy, kiedy miałam pełny spokój i swobodę. Przynajmniej tak było, od kąd dołączyłam do tej watahy. Ćwiczenia zaczęłam od rutynowego przywołania wiatru, następne w kolejce było szybowanie pod prąd wiatru, potem "supeł" w powietrzu i pare innychczynności, które z reguły przychodziły mi z łatwością. Jednak tym razem wiatr był naprawdę silny. W sumie jeszcze przed
przyjściem tutaj zastanawiałam, się czy w ogóle się do tego zabrać, jednak zachęcona przez kojący poduch wiatru nie zważałam na niebezpieczeństwo.
Skutki tej nie przemyślanej decyzji pozułam chwilę po starcie. Szybowanie pod wiatr stało się nie możliwe, a o pętli nie było mowy. Jednak
starałam się nie zniechęcać i próbowałam dalej. Niestety, nim pożądnie wzbiłam się w powietrze, wiatr powalił mnie poleśnie plecami na ziemię.
Krzyknęłam z bólu. Szybko zorientowałam się, że nie uszłam z tego bez szwanku. Lekarzem nie byłam, ale byłam w stanie stwierdzić, że miałam
złamane lewe skrzydło plus zwichniętą tylną prawą łape. Natychmiast wydałam z siebie długie,przeciągłe wycie, lecz już po chwili zdałam sobie sprawę, że tu nikt mnie nie usłyszy.
- Nie ma to jak wyfrunąć na kompletne bezludzie i to w taki wiatr - pomyślałam, waląc się w łeb - gratulacje Snow, za genialne pomysły, teraz zostaje pytanie, co mam zrobić...
Leżałam dobrą chwilę na ziemi, po czym spojrzałam w niebo. Gwiazdy były tej nocy wyjątowo piękne. Wpatrzona w księżyc, ledwo zauważyłam, że tuż nademną
przebiegł jakiś wilk. Biegł niewiarygodnie szybko, więc ledwo spostrzegłam brązowy kolor jego sierści. To była moja szansa. Spróbowałam wstać, o, ledwo, ale się udało.
- Ej, ty! - zawołałam najgłośniej jak umiałam.
Nieznajomy zwolnił kroku i odwrócił głowę w moim kierunku.
James?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz