Gdy zaczęliśmy się bić z James'em Lily krzyknęła i zemdlała. Szczerze mówiąc cieszę się, że to zrobiła, bo wiedziałem, że basior jest ode mnie silniejszy.
-Znowu... -powiedzieliśmy jednocześnie.
-Weźmy ją do mojej jaskini -powiedziałem.
James szybko wziął ją na plecy, bo nie chciał, żebym ja to zrobił. Położył ją na kanapie.
-Ciężko mi tu mówić ale... ty ją popilnuj, a ja pójdę po odpowiednie zioła. -powiedział James i wyszedł.
Usiadłem koło niej i się jej przyglądałem. Nagle wadera potrząsając mną powiedziała coś, że nie mogę być zdrajcą. Następnie ocknęła się i mnie odepchnęła.
-No to już przesada. -powiedziałem -najpierw mnie całujesz, później mnie policzkujesz, a teraz mną trzęsiesz i mówisz, że nie mogę być zdrajcą...!
-Przepraszam, ja nad tym nie panuję... -odpowiedziała. -A gdzie jest James?
-Po tym co mi zrobił tak go walnąłem, że wylądował u uzdrowiciela. -Powiedziałem chichocząc. -Tak naprawdę poszedł po zioła.
Wadera usiłowała wstać, ale ja powiedziałem jej, żeby jeszcze poleżała i przytrzymałem ją, by nie mogła wykonać tego co chciała. i wtedy przyszedł jej brat. Upuścił zioła z łapy i naskoczył na mnie.
-Zamykacie się razem w ciemnym pokoju, a teraz jeszcze to?! -krzyknął.
-Opanuj się! Schodź ze mnie! Albo pożałujesz! -warknąłem.
-Nie ma mowy! -odpowiedział.
-PRZESTAŃCIE!!! -krzyknęła Lily na całe gardło. Dopiero wtedy się uspokoiliśmy. Zepchnąłem James'a i wstałem.
-Na nas chyba już pora -powiedział spokojnie brat wadery podnosząc zioła i dając je jej. Pociągną za sobą Lily i wyszli.
Już zdążyło się ściemnić. Położyłem się spać. Zgaduję, że to samo zrobili moi nieoczekiwani goście.
Następnego dnia Zobaczyłem jak James szedł rozmawiając z wilkami z watahy. Oznaczało to, że Lily została sama. Basior zniknął poza murami naszego stada, a na terenie, na którym znajdowały się nasze jaskinie, panowała cisza. Wszyscy gdzieś wyszli. Zgaduję, że wszyscy, oprócz Lily i mnie. Minęły dwie godziny i nadal tak samo cicho. Tę piękną ciszę oczywiście przerwał wrzask. Pobiegłem w miejsce, z którego go słyszałem. To była jaskinia James'a i Lily. Wrzask wydała wadera Lily. Gdy przybiegłem na miejsce Lily stała w kącie, a Przed nią stały dwa wilki Cienia. Gwizdnąłem. Wilki odwróciły się i popatrzały na mnie.
-Zostawcie ją. Lepiej będzie wam łapać mnie, bo przecież gdzie ucieknie wam kaleka? A ja to już co innego -powiedziałem mrugając do Lily. Wilki popatrzały się na siebie, kiwnęły głowami i rzuciły się na mnie. Zaczęła się gonitwa. Nie była łatwa dla mnie i dla tych wilków. Cięgle biegłem w cieniu. Nagle jeden wilk skręcił. Teraz gonił mnie tylko jeden, a może nie... Tak, ciągle goniły mnie dwa, tylko że jeden skręcił i zapewne zaczai się na mnie za rogiem. Była to stuprocentowa prawda. Wilk naskoczył na mnie, a później zrobił to drugi. Nie potrafiły mnie ugryźć, bo ciągle się strasznie szarpałem i pchałem. Ale było to przemyślane. Wilki były zbyt zajęte, żeby oglądać gdzie je pcham, a robiłem to w stronę słońca, gdzie nie było już cienia. Byliśmy na zupełnie odsłoniętym terenie. Nagle wilki zorientowały się gdzie są. Zgaduję, że dlatego, bo zapewne poczuły światło. Tak myślę, bo straszliwie zawyły i uciekły. Ja szybko popędziłem do Lily. Byłem strasznie obszarpany, ale nie dałem im dotknąć zębami mojego futra.
-Nic Ci nie jest Lily? -zapytałem, gdy dotarłem do jej jaskini.
Lily? Co za akcja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz