-Jest jednak mały szczegół -wtrąciła Liselotte. -Ten las, to przecież Las Dark Fear. Jest bardzo niebezpieczny.
-Tak, masz rację. Ale co to dla nas? Skoro wyruszamy na niebezpieczną wyprawę, i to na tereny Watahy Cienia, to chyba damy radę przejść przez ten las, co nie? No, kto jest ze mną? Podniebni Rycerze! -powtórzyliśmy chórem. -Podniebni Rycerze! PODNIEBNI RYCERZE! -Pozostaje jednak wciąż drobny szczegół: nie uda nam się przejść niezauważenie przez tereny naszej watahy. Kupiłam więc na tą okazję te oto buteleczki... -wyciągnęła ze swojej torby niebieski płyn w przezroczystym flakonie, owiązanym dookoła srebrzystą wstążką. Po chwili ułożyła na podłodze jeszcze trzy takie same. -To Eliksiry Animaga. -po tych słowach dokładnie opisała nam działanie tych Eliksirów. Wszyscy mieliśmy niepewne miny. -Więc jeśli prawidłowo nadaliśmy przydomki, wszyscy zmienimy się w zwierzęta, których imiona nosimy.
-Ale skoro będę delfinem... -zaczął Aris, ale Lia mu przerwała.
-Są również skrzydlate delfiny lub takie, które posiadają zdolność poruszania się po lądzie -oznajmiła.
-Dobrze. Więc... Pijemy? -spytałem niepewnie.
Wszyscy, po krótkim namyśle kiwnęli głowami.
-Jesteście świadomi konsekwencji? -dopytywałem się.
-Tak -odpowiedzieli chórem.
-Wiecie, że możemy zginąć?
-Tak!
-Nie boicie się, że...
-TAK!
-A...
-Nico, skończ z tym wreszcie, bo jeszcze się rozmyślimy! -zniecierpliwił się Missile.
-Więc na trzy -zaczęła Liselotte. -Raz... Dwa... TRZY!
Wszyscy jednocześnie złapaliśmy za korek. Gdy tylko go dotknąłem, zobaczyłem Resę. Była wilkiem Ciemności i uśmiechała się złowieszczo.
-Witaj, Nico. Po co to wszystko? Chodź, przyłącz się do nas! Do Watahy Cienia! Razem podbijemy Watahę Wspomnień. Razem podbijemy świat. Krótkie ugryzienie i będzie po wszystkim... -szeptała, zbliżając się do mnie. Moje oczy zrobiły się wielkie ze strachu.
-Nie, odejdź! Nie chcę Cię widzieć! Już! Idź! -krzyczałem, cofając się z przerażeniem. Moi nowi przyjaciele przestali dla mnie istnieć. Liczyłem się tylko ja i Resa.
-Dobra. Zmiana planów. Dołącz, albo ją zabiję. -W jej łapach pojawiła się znikąd Hope. Mocniej zacisnąłem łapę na eliksirze. Moja opiekunka przyciskała pazur do jej szyi.
-Nico, nie rób tego! Uciekaj! -krzyczała Hope. -Ucie... -gwałtownie przerwała, gdy Resa wbiła pazur zbyt głęboko. Hope padła martwa na ziemię.
-NIE!!!- krzyczałem, padając obok niej. Z moich oczu sączyły się łzy, a palce zaciśnięte na korku przycisnąłem do niego tak mocno, że aż zbielały. Podniosłem wzroku Resie.
-Już nigdy nie skrzywdzisz tych, których kocham. Nie mówię do Ciebie, Reso, ale do wilka Ciemności, który cię opanował -Po tych słowach ruszyłem ku niej z niezwykłą szybkością. Wbrew moim oczekiwaniom, zamiast w nią uderzyć, przeniknąłem przez nią.
-Zaraz... Ty nie istniejesz. Hope też nie. To tylko złudzenie, jesteście w ogóle w innym miejscu! -Poczułem, jak w moje serce wstępuje dzika euforia. Odkorkowałem szybko butelkę- w tej samej chwili sztuczna Hope i Resa zniknęły. Wypiłem niebieski płyn do dna. Poczułem w sobie dziwne ciepło, które zaraz zniknęło.
Rozejrzałem się dookoła. Moi przyjaciele wyglądali na wstrząśniętych. Liselotte leżała na ziemi, a z głębokiej szramy w jej policzku sączyła się krew. Missile zastygł w pozycji, jakby szykował się do skoku. Aris tulił się do pobliskiego drzewa i powtarzał:
-Już dobrze, kaczko. Uratowałem Twoją siostrę krowę przed złym królem Missile.
-Wow -odezwałem się. Wszyscy już chyba powrócili z transu. Na podłodze dostrzegłem cztery roztrzaskane butelki, każda wypita do dna.
-Zgadzam się -szepnął Missile.
Aris dopiero teraz zrozumiał, że przytula drzewo, więc szybko od niego odszedł, zażenowany.
-Nigdy więcej -powiedziała Lisa, wciąż leżąc na ziemi i przykładając łapę do krwawiącego policzka.
Byłem ciekawy, co widział każdy z nich, ale wolałem nie pytać- sam raczej nie chciałbym wyznać, że czuję coś więcej do Hope.
Nagle poczułem, że się zmieniam. Trwało to krótko, ale było tak nieoczekiwane i nagłe, że normalnie prawie zawału dostałem. Poczułem, że jestem znacznie wyższy. Miałem... kopyta. Trochę to trwało, ale zdałem sobie sprawę, że zmieniłem się w widłoroga.
Popatrzyłem wokoło. Jako pierwszego dostrzegłem delfina- trudno go było nie zauważyć- skakał po polach.
Domyśliłem się, że to Aris -pasował w końcu do jego przydomka, a pierwsze, co Aris by zrobił jako lądowy delfin, to z pewnością właśnie skakanie jak dzikus po polach.
Później mój wzrok przeniósł się nieco dalej, o 90 stopni, ale gwałtownie wrócił, gdy spostrzegł, że trawa ma żebra. Coś podniosło się z trawy, co miało na grzbiecie pióra idealnie maskujące owe stworzenie. Była to pantera z piórami w kolorach pawia:
Po szramie na policzku, po przydomku i po tym, że leżała na ziemi, domyśliłem się, że zobaczyłem Liselotte.
Jako ostatniego zobaczyłem niebieskiego smoka, niedużo większego ode mnie. Wyglądał naprawdę imponująco.Tu nawet nie musiałem zgadywać- Missile. Przeglądał się w kałuży z wyraźnym upodobaniem.
Missile? Ładny jesteś, co? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz