Od razu po przyjęciu mnie do watahy chciałem zobaczyć swoją nową jaskinię. Muszę przyznać, że była ładna. Była cała w zielonych roślinkach. A na niektórych były kwiaty. Po obejrzeniu jaskini chciałem się zabawić. Po cichu wszedłem do jaskini szczeniaka Arisa i do wody w miseczce wrzuciłem pyłek kwiatów i wrzuciłem źdźbła trawy. Od razu poczułem się jak w domu. Zawsze robiłem tam takie dowcipy. Ale czułem, że muszę zrobić coś jeszcze. Wdarłem się do jaskini Harry'ego i jego całą jaskinię zalałem wodą. Następnie pobiegłem szybko zobaczyć, czy Aris zdążył już wypić to co dla niego przyrządziłem. Tak! Wpadłem w odpowiednim momencie, bo właśnie miał się napić. Zetkną usta z wodą, wziął łyka i... Cały napój wypluł. Zacząłem się śmiać na całe gardło. Niestety nie mogłem zobaczyć reakcji Harry'ego, bo już się ściemniło, więc wróciłem do swojego domku. Wybrałem idealne miejsce na posłanie. Była to skalna półka cała w miękkim mchu. Położyłem się i od razu zasnąłem. Rano czekał na mnie kolejny piękny dzień. Tak! Był idealny. Nie był taki obrzydliwy jak poprzedni. Były piękne ciemne chmury i ciągle padał zimny deszcz. Ale zamiast taplać się w kałużach chciałem najpierw zobaczyć Harry'ego. Był cały wściekły i suszył swoją jaskinię. Cicho chichotałem. No, a teraz...siiiup!.. Zanurzyłem się cały w kałuży! Zacząłem się między nimi bawić i robiłem wszystkim w koło moje dowcipy. Tylko najgorzej skończył się 2 dowcip w jaskini Harry'ego, bo mnie przyłapał, a z dorosłym skrzydlatym wilkiem nie mam szans. Wróciłem do jaskini i wymyślałem plany na jutro. Stwierdziłem, że wybiorę się w góry, bo są idealnym miejscem do ćwiczeń. Ale oczywiście najpierw trzeba wdrapać się na szczyt.
Zaczęło się tak: Idę przez 20 minut. Robię przerwę. Idę dalej z myślą, że od szczytu już niedaleko. Jednak patrzę na mapę i widzę, że zostało jeszcze 40 minut. Następny postój zrobiłem w jakiejś jaskini. Wyciągnąłem sobie jedzeni i oczywiście zjadłem. Później wstałem i poszedłem dalej. Po długiej chwili dotarłem na szczyt. Dzisiaj znowu słońce grzało, ale przynajmniej dzięki temu, było widać dużą część naszej watahy. Czas zabrać się do ćwiczeń. Stanąłem na dwie łapy i próbowałem rzucić nożem w słupek oznaczający szlaki. Nagle zerwał się trochę mocniejszy wiatr. W sumie to nie wiem jakim cudem, bo przecież na tym szczycie nie było już drzew liściastych, ale na moją twarz spadł listek. Zasłonił mi widok, więc go strzepnąłem i przyszykowałem się do rzutu nożem. Jednak to mi się nie udało, bo znowu spadł na mnie listek. Potem następny, następny i następny. I tak wszystkie strzepywałem. I następny spadł i jeszcze jeden.
-No nie! Ile ich jeszcze tu będz...-przerwałem.
Dopiero teraz zorientowałem się, że przedostatni to nie był liść. Odwróciłem się i ujrzałem skrawek papieru. Była to mapa.
-Zaraz, zaraz... Przecież to wielkie żółte pole to moja Wataha Wspomnień! -powiedziałem sam do siebie. -A co może oznaczać ten x...? Zawsze w filmach jest tak, że to jakiś skarb! Muszę się dowiedzieć, czy to prawda. Ale może najpierw założę drużynę, która będzie szła razem ze swym wielkim, przystojnym i silnym przywódcą, czyli ze mną.
Tak więc zszedłem do Watahy. Najpierw chciałem odłożyć mapę i noże, więc skierowałem się do jaskini. Skręciłem w prawo. Ach jak miło być znowu w domku. Usiadłem na podobnej skalnej półce jak ta, na której śpię. Wciąż oglądałem mapę i nie patrzałem na otaczające mnie środowisko. Nagle przede mną stanęła jasnoróżowa wilczyca.
-Ekhem..! -powiedziała lekko zirytowana -co robisz w mojej jaskini?!
-Przecież to mo... -i wtedy zobaczyłem, że jestem w zupełnie innym miejscu. -Sorry, zagapiłem się -powiedziałem wsadzając nos do mapy i dalej na nią patrząc.
Wreszcie trafiłem do odpowiedniej jaskini. Pomyślałem, że może lepiej będzie, jak mapę wezmę ze sobą jako dowód. Ale w sumie kto by mógł pójść ze mną szukać skarbu? Z dorosłych wilków raczej nikt, bo wszyscy niezbyt za mną przepadają, ale szczeniaki może jakoś uda się zmusić? Ale najpierw chwila przerwy. Najlepiej odpoczywam robiąc dowcipy. Zrobię dowcip tej nowej waderze, która mnie wywaliła, chyba nazywa się Liselotte. Wadera poszła się wykąpać do bliskiego strumyka, koło wodospadu. Gdy weszła do wody do wodospadu dorzuciłem błoto. Właśnie miało już ją dotknąć, kiedy ona szybko wyszła z wody. Ale przecież to już sprawdzony dowcip! Robiłem go wiele razy i za każdym się udawał! A tutaj...Wadera szła na górę wodospadu, gdzie stałem ja. Podeszła do mnie i powiedziała:
-Nie tak łatwo mnie nabierzesz. -a następnie dała mi z liścia i poszła.
Zdołowany stwierdziłem, że na dzisiaj już koniec. I poszedłem szukać osób, które pójdą ze mną po przygodę. Pierwszy był Aris. Gdy się do niego zbliżyłem zaczął cały dygotać mówiąc:
-C..c..co..! Pewnie znów chcesz zrobić jakiś swój "dowcip"...!
-Nie. Przyszedłem po Ciebie. Chcę żebyś poszedł ze mną po przygodę. -odpowiedziałem pokazując mu mapę.
-Ja...ja.. ja się na to nie nabiorę...! -mówił.
-Pójdziesz ze mną po skarb -wskazałem na x. -jasne?
Aris wyraźnie myślał co ma zrobić. W końcu się przełamał.
-Dobra! Ale jeśli to jakiś przekręt poskarżę się Alfie!
-Teraz możesz mi pomóc w szukaniu reszty osób, które z nami pójdą. Ja pójdę w stronę jaskini Alf szukając chętnych, a Ty w przeciwną stronę. Tylko pamiętaj: Tylko szczeniaki. Dorosłych wilków ma nie być, bo wiesz... niezbyt za mną przepadają. -powiedziałem.
Obaj się rozdzieliliśmy. Wpadłem na pomysł, że żeby się nie męczyć najłatwiej będzie wziąć na wyprawę Nico. Z nim nie będę musiał się zbytnio siłować. Przed jaskinią stał ten mały basior. Nico, gdy mnie zobaczył, chciał wejść do swojej jaskini, ale ja go zatrzymałem.
-Wiem, że zaczęliśmy złą "przyjaźń", tak jak zresztą ja z wszystkimi... Ale może dasz się namówić na pójście ze mną z Arisem i jeszcze kimś w poszukiwaniu skarbu. -powiedziałem do Nica i znów wyciągnąłem mapę.
-No nie wiem... -odpowiedział
-Resy i tak nie ma. Nie ma Cię kto bronić, bo wszyscy dorośli są zajęci, a my możemy się świetnie bawić.
-No, al... -powiedział
-...no, ej! Chodź z nami. Obiecuję, że Ci już więcej nie zrobię dowcipu. -przerwałem mu.
-Skoro tak... -odpowiedział
-Świetnie! Chodź teraz ze mną. -powiedziałem i pociągnąłem go do fontanny, gdzie miałem się spotkać z Arisem. Czekał już z osobą, którą przyprowadził. Było to (krótko określając) zło...! A dokładnie ta Liselotte...
-Aris chodź na słówko... -powiedziałem.
-Dobra.-odpowiedział.
-Czemu musiałeś wziąć ją?!
-Ona przecież nam się przyda.
-Jak to?!
-Jest szybka, dobrze się chowa...
-No dobra, niech Ci będzie. Jakby co, to najwyżej porzucimy ją po drodze... -odpowiedziałem wzdychając.
Teraz wróciliśmy do reszty.
-Nico -powiedziałem -czy mógłbyś proszę pójść ze mną, kiedy Liselotte i Aris będą się pakować do Alfy zapytać się gdzie właściwie jest ten x?
Nico?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz