Pokręciłam przecząco głową. Nadal nie potrafiłam ochłonąć, wciąż słowa nie chciały wychodzić z mojego gardła. W końcu strach ustąpił miejsce smutkowi, i to tak niepohamowanemu, że sama nie mogłam w to uwierzyć.
-Dlaczego zawsze ja? Czemu mnie spotyka najgorsze? Nie dość, że nawet nie mogę chodzić, to jeszcze to zawsze mnie przytrafią się wszystkie nieszczęścia -chlipnęłam, przełykając łzy.
Skuliłam się na podłodze i ukryłam pysk w łapach. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby bąknąć jakieś "dziękuję". Wiedziałam, że on wie, iż jestem mu wdzięczna. Teraz i tak myślałam tylko o tym, aby znaleźć się gdzieś na odludziu, gdzie zostanę zmiażdżona przez spadający samolot kierowany przez tygrysy ludojady, wpadnę do bagna gdzie dobiją mnie krokodyle a sępy pożrą moje ciało. Czyż to nie lekko zbyt bujna wyobraźnia?
Po chwili stało się jednak coś, czego nie przewidziałam. Coś, co sprawiło, że aż się wzdrygnęłam. Ale nie ze strachu, tylko z najzwyklejszego w świecie zdziwienia. Otóż to Ben, właśnie ten Ben, z którym już tyle przeszłam, przytulił mnie. Jego futro było miękkie w dotyku i tak ciepłe, że dodało mi otuchy.
-Nie martw się. Moje życie to też nie bajka -powiedział.
-Wiesz, że to mnie nie pocieszyło? -zaśmiałam się, ocierając łzy.
-Widzisz? A jednak! Ha, ha, udało mi się, jestem championem! -mówiąc to, wykonał jakiś dziwny taniec radości. Wybuchając śmiechem, dałam mu lekkiego kuksańca.
-No dobra, tancerzu, później się pobawisz. Teraz chodź tu, opatrzę Ci rany.
Basior posłusznie podszedł, a ja zaczęłam go opatrywać.
-Jesteś kaleką, prawda?... -spytał po długiej chwili milczenia.
-Nooo... -odpowiedziałam, lekko zbita z tropu tym pytaniem.
-...Od urodzenia? -kontynuował.
-Tak.
-I chciałabyś to zmienić? -Kolejne dziwne pytanie. Do czego on zmierza?
-To chyba oczywiste, tak.
-Słyszałaś kiedyś o legendzie na temat Wody Szczęścia?
-Co? Nie, nigdy... Ale skoro to legenda, to po co mam zaprzątać sobie tym...
-Opowiada ona o -przerwał mi, ignorując moje ostatnie zdanie. - magicznym jeziorze, w którym po wykąpaniu się staje się niezwykłym wojownikiem. Nie przerywaj mi, to przenośnia -dodał, gdy otworzyłam już pysk. -Ciebie na pewno by wyleczyło.
-No tak, ale to legenda, nie istnieje.
Ben?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz