Czule odwzajemniłam uścisk, maluch topił się w moim futrze. Gdy odsunęłyśmy się od siebie złożyłam na jej czole leciutki pocałunek. Moja mała Cheery. Szczenię położyło uszy, chowając się między moimi łapami, kiedy Amber zaproponowała mu pożegnanie się z innymi.
- Idź. – powiedziałam przyciszonym głosem, popychając ją delikatnie nosem. Niechętnie spełniła moją prośbę. Wyszła z groty uśmiechnięta od ucha do ucha. Wiedziałam, że nie będę żałować decyzji przygarnięcia jej. Zanim podeszła do mnie zatrzymała się, a w jej lustrzanym spojrzeniu widziałam niezdecydowanie i niedowierzenie, jakby podświadomość mówiła jej, że to nie prawda. Zrobiłam krok do przodu, a ona z wdzięcznością uniosła pyszczek. Cheerylane odwróciła łebek w stronę opiekunki. Po chwili już była w ramionach białej samicy. Amber ze wzruszeniem otarła łzę, coś do niej szepcząc. Ja również pożegnałam się z przyjaciółką, ale przecież nie na zawsze. Kiedy dopełniłam formalności ruszyłam ze szczeniakiem w stronę naszej jaskini. Mała tuptała obok mnie z wyjątkowym spokojem.
- Jak muszę do ciebie mówić? – odezwała się wreszcie nieco niepewnym głosem.
- Nie musisz. – pokręciłam głową. – Ale mogę być dla ciebie ciotką. – dodałam pragnąć, aby nie zabrzmiało to niemiło. Wydawało mi się, że usłyszałam jak maluch z ulgą wypuszcza powietrze z nozdrzy. Nie wiem czego się spodziewał, ale muszę przyznać, że jego charakter mnie zadziwiał.
- Dobrze, ciociu. - przytaknęło pogodnie, przyśpieszając kroku. Ja również poczułam, jakby kamień spadł mi z serca.
- A… mam wujka? – zapytała kulka z uniesionymi z dziecięcą ciekawością uszami.
- Słucham? – prawie się zachłysnęłam.
- No czy ciocia ma… partnera? – powtórzyła pytanie tłumacząc mi z cierpliwością.
***
Zostawiłam Cheery w jaskini, by wypoczęła i coś zjadła. Być może w samotności musi jeszcze to wszystko przemyśleć. Niech minie trochę czasu. Sama nieśpiesznym krokiem zdążałam ku wodom wodospadu. Na niebie zbierały się burzowe chmury, jakby ktoś kotarą zasunął słoneczne przedstawienie. Wiatr się wzmagał, tańczył ze źdźbłami traw i liśćmi. Szłam powoli, nie przykładając uwagi do kroku, jedyne co robiłam świadomie to oddychanie pełną piersią. Wtem zimna kropelka kapnęła mi na nos. Nie zdążyłam dojść do wodospadu, a rozpadało się na dobre. Już chciałam wracać, gdy dostrzegłam idącą w moją stronę postać. Wytężyłam wzrok, miedzy kroplami deszczu, które rozmazywały pole widzenia zobaczyłam białe ciało i znajomą sylwetkę.
- Amber? – starałam się przekrzyczeć ulewę. Obie byłyśmy przemoknięte do suchej nitki.
{Amber? nie musiałaś dokańczać tamtego opowiadania, ale w sumie dobrze, że to zrobiłaś bo bym się nudziła xd}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz