poniedziałek, 20 lipca 2015

Od Rei C.D. Nica

    Gwiazdy już dawno zabłysły na  czarnym niebie, księżyc już dawno wzeszedł oświetlając watahę białym lekkim światłem. Drzewa kołysały się na letnim wietrze, woda w rzece łagodnie falowała, gdzieś głęboko w lesie huczała sowa. A jednak w tym wszystkim możnaby wyczuć coś dziwnego. Świetliki nie świeciły, świerszcze i cykady siedziały cicho. Co jakiś czas odzywała się tylko ta jedna sowa...a potem i ona przestała. Nastała martwa cisza jakiej nigdy nie słychać w lesie. Lecz tą dziwną choć również błogą ciszę przerwał bliski krzyk dochodzący gdzieś z głębi ciasnej groty nieopodal rzeki.
- Nie wierć się tak! - wrzasnęła Kirkhe.
Przewróciłam oczami. Już prawie zasypiałam!
- No, przepraszam... ale miałam koszmar. Musiałam uciekać przez las...  - odparł wystraszony głosik Hope..
- Nic mnie to nie obchodzi! Po prostu leż nieruchomo jak zdechły zwierz!
- Nie mogę...
- Możesz! Po prostu wyobraź sobie, że do groty skrada się zombie. Ten wilk, którego pokonała Resa powstał cały ociekajacy krwią i idzie prosto do ciebie, a ty musisz udawać martwą...
- Nie! - pisnęła Hope - Przestań bo znowu będę mieć koszmary.
- Dobrze ci tak! No chyba, że będziesz się wiercić?
- Jeśli znowu będę musiała biec przez ten okropny las to tak.
- Co się dzieje? - spytał zaspany trzeci głos.
- Idź spać! - krzyknęła Kirkhe.
- Au!
- Co jest?
- Nadziałem się na jakiś kamień.
- Au! Ja też.
- Przestańcie!
- To ty mnie popchnęłaś...
- Nie!
- Nic nie widzę.
- A powinnaś! Jesteś Wilkiem Cienia geniuszu!
- Ałaaaa, to boli.
- Co cię znowu boli?!
- Głowa.
- No to....aaaau!
- Dzieci! Możecie iść spać?! - krzyknęłam wreszcie nie mogąc już wytrzymać. I nagle w grocie zrobiło się cicho. Słychać było nasilający się szum wiatru. Wiedziałam, że z tą ciszą jest coś nei tak...oczywiście jakby mi było mało nadchodziła burza. - No...a teraz spróbujcie zasnąć. Nadchodzi burza.
- Ooo...to ja chyba nie zasnę - oświadczył Nico.
- Ja też nie - Hope zwinęła się w kulkę.
- Nie ma mowy! - krzyknęła Kirkhe - Idę to zobaczyć! - to powiedziawszy ruszyła dziarskim krokiem w stronę wyjścia lecz ja zatrzymałam ją jednym ruchem łapy.
- Nigdzie się nie wybierasz - powiedziałam - Zostajemy w grocie. Burze są niebezpieczne...wiem co mówię.
Spojrzałam w niebo przez które przepływały coraz to gęstsze i ciemniejsze chmury. Zmarszczyłam czoło. Wiatr wiał z południowego, nie z północnego zachodu. Czyli to na pewno nie Nefara...uff... Z reszątą co ja się tak denerwuję? Przecież ona już dawno została pokonana. No ale co to w takim razie miało być? Jeśli to zwykła burza to bogom dzięki ale po tej akcji z wrogim mordercą i Resą coś mi się nie chciało w to wierzyć.
    Kirkhe usiadła na w wejściu, ja przycupnęłam trochę dalej pod ścianą groty, a Nico i Hope zostali na swoich miejscach w głębi pomieszczenia. Po zajęciu tych strategicznych miejsc zaczęliśmy w napięciu oglądać przedburzową scenerię. Drzewa chuśtały się na prawo i lewo, wiatr świszczał, gęste chmury zasnuły już całe niebo. Gdzieś wysoko w chmurachstrzeliły pierwsze pioruny. Niedługo po nich nastały również stłumione grzmoty. Kolejne błyski ukazały się już jako rozgałęzione wyładowania elektryczne przemykające między chmurami.
BUM
BUM
TRZASK
Kolejne grzmoty tak głośne, że Kirkhe musiała sobie przytkać uszy ale nie przeszkodziło jej to w patrzeniu. Ja natomiast nie robiłam z tego wielkiego halo. Dwa razy znalazłam się w samym centrum burzy. Pierwszy raz kiedy dołączyłam do watahy. Za drógim razem byłam właściwie pomiędzy dwoma burzami. W porównaniu z tamtym zdarzeniem to były tylko jakieś cichutkie pomruki.
Błysk.
BUM
Następny grzmot i z nieba lunęła ściana deszczu. Normalnie jako Wilk Wody powinnam się cieszyć na deszcz - dar od Neptuna. Ale gdy lepiej przyjżałam się cieczy instynkt podpowiedział mi, że to chyba nie jest boski dar, a raczej czyjś inny...
Kirkhe wyciągnęła łapę przed siebie.
- Kirkhe nie! - wrzasnęłam ale było już za późno. Skoczyłam tylko żeby wciągnąc do środka zszokowaną wilczycę. Poczułam na łapie piekący żar ale starałam się go zignorować.
- Auuu! Auuuu! - wrzeszczała Kirkhe.
- Przestań! - krzyknełam.
- Co się dzieje?- spytała Hope.
- Dobre pytanie! - wydarła się Kirkhe. Trzymała prawą łapę sztywno i nie odważyła się jej zgiąć ani nawet nią poruszyć.
- To nie deszcz, tylko trucizna! Pokaż mi to - spojrzałam na jej łapę. Widniała na niej paskudna niewielka lecz głęboka rana otoczona bomblami. Na mojej pwenie było coś podobnego ale nie zwracając uwagi na ból podeszłam do skalnej półki, na której trzymałam eliksir od Emriv na nagłe wypadki. Czy ten był wystarczająco nagły?! WYDAJE MI SIĘ, ŻE TAK!
Zabrałam buteleczkę z wywarem leczniczym i otworzyłam ją. Wylałam nieco na ranę Kirkhe.
- Aiii! Piecze!
- Wiem, ale to pomorze. Przynajmniej chwiliwo. Do póki burza nie przejdzie nie możemy pójść do groty Emriv.
Rana Kirkhe powoli sięgoiła, a ja wciąż dolewałam wywaru od Emriv. Skoczyłam dopiero kiedy przestała krwawić, a bomble znikły. Widząc po minie wilczcy ból równiez ustał. Następnie przechyliłam buteleczkę nad moją podobnie wyglądająca raną lecz zdołałam z niej wylać zaledwie kilka kropli.
- Świetnie - burknęłam.
    Burza trwała do rana. Szczeniaki po jakimś czasie zasnęły ale ja nie. Dopiero nad ranem kiedy zaczeło świtać udało mi się zasnąć na jakąś godzinę. Po upływie tego czasu obudził mnie czyiś głos.
- Rea! Wstawaj! - z poczatku myślałam, że to, któryś ze szczeniaków ale gdy otworzyłam oczy dostrzegłam pochylającą się nade mną Aust. Co mnie zdziwiło? Miała na sobie zieloną pelerynę. To znaczy nie tą swoja małą chusteczkę, którą zawsze nosi na szyi tylko wielką uszytą z liści pelerynę. Wyglądała jakby nieskutecznie próbowała się zakamuflować. Najwyraźniej jak zawsze zaradnej Aust nic nie mogło przeszkodzić w wyjściu na zewnątrz.
- Jak tu przyszłaś? - spytałam zaspana podnoszac się - To znaczy... - wskazałam głową liczne rozległe kałuże rozsiane po całym terenie watahy.
- Nie martw się. Woda po zetknięciu z ziemią lub inna florą jest nieszkodliwa. Zuko sam to sprawdził wpadając do jednej z kałuż - oznajmiła pogodnie.
- A gdzie idziesz?
- No jakto gdzie? Do Daiki...i Emriv - jak widać nie tylko ja wciąż nie mogłam się przezwyczaić do tego, że Daiki jest Alfą. Nie ulegało jednak wątpliwości, że musiała się ona jeszcze dużo nauczyć. Mimo, że jako szczeniak brała udział w jednej misji ale Emriv wciąż była od niej mądrzejsza i bardziej dościadczona. - A po drodze postanowiłam wstąpić do ciebie. Idziesz ze mną?
- Chwilka.
    Po obudzeniu Kirkhe, która już zaczęła stękac bo wywar przestawał działać, i nabazgraniu na kamieniu, że poszłam do Alfy żeby Hope i Nico się nie martwili wyruszyłyśmy w drogę. Wszędzie do okoła leżały jakieś pourywane gałęzie, połamane drzewa, zrzucone gniazda. Musiałyśmy więc iść slalomem żeby w coś nie wpaść.
- No. Wilki Ziemi będą miały co robić - odezwała się Aust.
- Taa...będą - mruknęłam rozglądajac się dookoła.
- Te wszystkie drzewa trzeba naprawić! O! Mam tylko nadzieję, że mi ie wywiało zapasów jedzenia!
- Jak to?
- No mam w schowku takie ogromne okno prawie takie wielkie jak wejście, żeby mi się tam mięso nie zepsuło.
- Sprytne. Nawet nie wiedziałam, a przeciez byłam w twojej grocie z milion razy.
- No wiem, to nowy patent.
- Aaaaaha.
 
    W grocie Emriv zastaliśmy również Daiki. Akurat rozmawiały o tym co się stało. Kiedy przeszłyśmy Emriv zajęła się mną i Kirkhe. Ustaliliśmy również, że trujący deszcz musiała przysłać Wataha Rozkładu, która tak długo siedziała cicho.
- Ale o co im chodzi? - spytałam.
- Nie mam pojęcia ale teraz mamy na głowie problem Resy i Watahę Rozkładu - odparła Daiki.
- Świetnie! - parsknęłam sarkastycznie - W ogóle co to za idityczna nazwa? - spytałam.
- No bo się rozkładają co nie? - burknęła Kirkhe - A w ogóle po co oni się rozkładają?
- Tak jak my mamy żywioły - wytłumaczyła Emriv - Oni mają...y...pleśń.
- Głupki - parsknęła Kirkhe.
- Tylko dlaczego nas atakują? - spytała Aust - Ma ktos jakiś pomysł bo ja nie! Co im strzeliło do głowy tak nagle.
- No wiesz - osparłam sarkastycznie - Ataki zwykle odbywają się niezapowiedziane.
Aust obdarzyła mnie tylko spojrzeniem mówiącym "Nie pomagasz", a ja wyszczerzyłam się do niej najszerzej jak umiałam.
- Może chcą zjednoczyć siły z Wataha Cienia? - podunęła Daiki.
- Przeciez te watahy się prawie nie znają. Nawet nie wiemy czy się nawzajem lubia czy nie - powiedziała Aust.
- Ale oboje nie lubią nas - podsumowałam - Wataha Cienia mogła ich przecież namówić, a nawet zmusić do sojuszu. Z resztą po ostatniej bitwie jaką z nami stoczyła nawpeno szuka nowych członków. Stracili wtedy wiele wilków.
- Dla tego myślałam, że już sie odczepią - dodała Emriv.
- I dla tego zabrali Resę - powiedziała Daiki.
- Chcą walki? To ją dostaną! - wykrzyknęła uradowana Kirkhe ale my wszystki spojrzałyśy na nią surowo - Nie? Nie dostaną? - spytała zawiedziona.


Jak ktoś chce może dokończyć. Może Nico? Resa? XD Hahaha


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz