Z pewnym trudem próbowałem rozróżnić w śmigającym dokoła wietrze stworzenie, którego usłyszałem głos. Po kilku sekundach dotarło do mnie, że jest to wilk, a po głosie moje przypuszczenia były bardziej szczegółowe- wadera. Wolnym krokiem podszedłem do samicy. Widząc, w jakim jest stanie, gwizdnąłem cicho i powiedziałem:
-No, nieźle się wkopałaś.
-Bardzo śmieszne -prychnęła nieco urażonym tonem.
-Co się właściwie stało? Co Ci jest? -zadałem ostrożnie pytania.
Wadera opowiedziała mi w bardzo skróconej wersji o swoim niezbyt udanym treningu. Pokiwałem ze zrozumieniem głową.
-Czasem są plusy z powodu braku skrzydeł -mruknąłem cicho, spoglądając na swój grzbiet, z którego nie wyrastało nic prócz sierści. -Muszę Cię jakoś przetransportować do jaskini uzdrowicieli bądź zielarzy. Sam nie do końca się w tym jeszcze łapię, jestem nowy, ale powiedziano mi, gdzie znajdują się wszystkie budynki czy jaskinie. Z tego co wiem, najbliżej jest budynek zielarki nazywanej Emriv. Wezmę Cię na plecy, dobrze?
-Chyba nie jestem w aż tak złym stanie, żeby...
-To było bardziej stwierdzenie, niż pytanie -zaśmiałem się. -Nie dość, że pewnie ból daje Ci się we znaki, to jeszcze trudno jest złapać równowagę, gdy jedno skrzydło jest bezwładne. Z całą pewnością nie pomaga utrzymaniu jej noga, która, z tego, co mówiłaś, również jest prawdopodobnie złamana.
Wadera nic nie odpowiedziała, a ja wiedziałem, że walczy, aby nie pisnąć czy krzyknąć z bólu. Popatrzyłem w jej świecące na niebiesko, piękne, mądre oczy i wyczytałem z nich, że chyba się zgadza. Usadowiłem więc ją wygodnie na grzbiecie i ruszyłem w kierunku jaskini zielarki.
Snow?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz