poniedziałek, 13 lipca 2015

Od Baltazara C.D. Sunshine

- Z przyjemnością. – wycedziłem jadowitym głosem. Boże, gdybym teraz mógł, doprowadziłbym się do samodestrukcji. Wyszedłem na zewnątrz przez ścianę wody. Skrzywiłem się, czując zimno owiewające moje przemoczone ciało. Oblizałem pysk i przysiadłem na ziemi, czekając. Na co? Na kogo? To już moja sprawa, zobaczy się, jak ktoś przyjdzie. Zastrzygłem uchem i obróciłem łeb w stronę kremowej, jakże irytującej samicy.
- Idziesz? – zapytała przestępując nerwowo z nogi na nogę. Zastanowiłem się szybko.
- Czy wszystko musi mieć odpowiedź? – mruknąłem ponurym głosem, równocześnie obserwując Sun spod półprzymkniętych powiek. Powiodłem wzrokiem po otaczających nas zaroślach. Pomiędzy ciemnymi drzewami nie było żywej duszy. Dźwignąłem się na cztery łapy i wolnym krokiem zmierzałem w zachodnim kierunku. Nie odwracałem się do tyłu, nie dbałem o to, czy wilczyca za mną idzie. Ponownie stałem się tym, którego interesuje jednie własny nos. Mniej więcej co każde uderzenie serca słyszałem za sobą jej kroki. Nagle stanąłem, bo w oddali majaczył zarośnięty, zielony gmach.

{Sunshine? udzieliło mi się.}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz