czwartek, 30 lipca 2015

Od Lily C.D. Bena

-Dobrze. Ale nie będzie łatwo: posiadam obecnie bardzo chorą pacjentkę, Amber, więc muszę najpierw poinstruować mojego brata jak ją leczyć -stwierdziłam.
-Jasne, rozumiem. Ruszamy wieczorem. Dziś wieczorem, zgoda?
-Zgoda. Spotkamy się pod moją jaskinią o 22:00 -postanowiłam.
Ben przytaknął.
-Do tego czasu bądź już spakowany. Niestety, ja pewnie nie zdążę się spakować.
-Dobrze, nie ma problemu. To nie będzie długa trasa. Może z dwa dni, tydzień, no, ewentualnie miesiąc w jedną stronę... -Ben snuł swoje domysły .
Popatrzyłam na niego z przerażeniem.
-Nie no, żartowałem -dodał szybko.
Po tych słowach odprowadził mnie do mojej jaskini. 
* * *
Dziesięć minut przed 22:00 poinstruowałam Jamesa jak ma się opiekować Amber. Sam nic nie załapał, ale Amber posiadała najwyraźniej lepszą pamięć. 
Później pozostało mi się tylko wykręcić. Gdy moja pacjentka oznajmiła, że wytłumaczy Jamesowi, co ma robić, powiedziałam:
To świetnie, bo ja... Muszę gdzieś iść.
-Co? Gdzie się wybierasz? -spytał podejrzliwie James, marszcząc czoło. 
-Ekhem, no... no... Do cioci, która... pracuje na posterunku policji... i... i ... spadła z dachu... prosto w paszczę... no, tego... krasnoludka... wilkojada -wykręciłam się, mówiąc po kolei słowa, które jako pierwsze przychodziły mi do głowy. 
-Aha, czyli idziesz do cioci pracującej na posterunku policji, która spadła z dachu, wpadając w paszczę krasnoludka, który żywi się wilkami, tak? -spytał mój brat, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Uniósł wysoko brwi.
-Yyy... Tak, no właśnie. Lecę, pa! 
Pokuśtykałam do wyjścia z jaskini. Na szczęścia Ben nie czepiał się, że nie powinnam chodzić. 
-Lily, zatrzymaj się. Przecież nawet nie masz ciotki -usłyszałam jeszcze głos Jamesa w oddali. Udałam, że go nie usłyszałam i wyszłam z jaskini. Czekał przy niej Ben, który zabrał mnie na plecy i szybko wyniósł na jej tyły. W samą porę, bo James właśnie wychylił się, aby mnie zatrzymać.
-Uff... Dzięki -wyszeptałam.
-To drobiazg. Ale... Spóźniłaś się o 10 minut. 
-Wybacz.
Ben chyba się nie gniewał. Po chwili wybuchnął śmiechem, mówiąc:
-Twoja wymówka była genialna. Poważnie? Idziesz do ciotki, która...
-Dobra, dobra, nie jestem zbyt dobra w kłamaniu na szybko -mruknęłam. -Poza tym, on i tak wkrótce się dowie, gdzie byłam.
-A teraz ruszajmy. Masz wszystko, czego potrzebujesz?

Ben? Opiszesz drogę do jeziora?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz