Basior był bardzo miły i zaproponował mi pomoc w postaci dostarczenia mnie do miejscowej zielarki, za co bardzo byłam mu wdzięczna, jednak czułam się trochę zarzenowana tym, że muszę być przez kogoś niesiona. Stanowczo wolałam sama pójść, aczkoliek nie było to możliwe. Zaczęłam wię cierpliwie czekać aż dojdziemy do Emriv, co okazało się jeszcze bardziej trudne niż się tego spodziewałam. Po chwili niezręcznego milczenia
postanowiłam się odezwać:
- Jak masz wogóle na imię? - walnęłam prosto z mostu. Piękny początek nowej znajomości...
- Jestem James - odparł krótko - a ty?
- Snow
Na tym zakończyła się nasza jagże "zacięta" rozmowa. Chciałam się jeszcze odezwać, ale... no cóż, głupio mi było. Jak by nie patrzeć sama byłam uzdrowicielką, lecz nie umiałam sobie pomóc.
Po kilkudziesiędziu minutach drogi, na horyzoncie pojawiła się jaskinia zielarki. Już z daleka było widać wywieszone przed nią przeróżne kolorowe lekarstwa, zioła i całą reszty medycznych przedmiotów. Bez wątpienia była to jaskinia Emiv, jednak nie było jej na zewnątrz. Weszliśmy do środka i
tam ją zastaliśmy.
- Dzień dobry - powiedział James.
- Dzień dobry - powtórzyłam, uśmiechając się drętwo
- Witam was - odpowiedziała wesoło Emriv - co was sprowadza?
- Miałam mały wypadek - powiedziałam, a basior położył mnie na dużej skale. Alfa nie odpowiedziała tylko natychmiast zabrała się do wykonania
wszystkich niezbędnych badań. Doświadczona lekarka nie potrzebowała długiego czasu do zdiagnozowania - jak się spodziewałam złamanego skrzydła i zwihniętej
łapy.
- Nie wygląda to najlepiej - westchnęła po dłuższej chwili - kończyna nie jest mocno uszkodzona, natomiast gożej jest ze skrzydłem - dodała
Westchnęłam głośno, czemu towarzyszył przeszywająy całe moje ciało ból.
- Jest jeszcze jeden problem... - zaczęła niepewnie
James? Emriv? Wybacz, że dopiero teraz odpisuje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz