- O co chodzi? Eh, wydaje mi się, że Twoja siostra jest zakochana, a boi się Ci o tym powiedzieć, bo wie jakie masz nastawienie jeśli chodzi o Ben'a... - popatrzyłam w oczy James'a, widziałam w nich tęsknotę, ból, złość i zazdrość.
- Boisz się, że przez niego ją ''stracisz''? - chyba trafiłam w dziesiątkę. Basior spuścił głowę i wpatrywał się w ziemię. - Nie martw się, Lily zawsze będzie Twoją siostrą i zawsze będzie Cię kochać, w końcu jesteście rodziną.
- Spędzamy coraz mniej czasu. Ben wyręcza mnie we wszystkim. Nie mogę jej już pomóc, bo on się tym zajmuje. Nie chcę tak. Chcę, żeby było jak dawniej.
- James...- zaczęłam.
- Z resztą nic o tym nie wiesz, nigdy nie miałaś rodzeństwa! - krzyknął nagle. W sumie nie spodziewałam się takiego wybuchu z jego strony, ale nie byłam zła. Rozumiałam jego nerwy, czasem po prostu nie można utrzymać ich na uwięzi. Delikatnie położyłam głowę na łapy i zamknęłam oczy. W wyobraźni zobaczyłam rodzinę. Rodziców i rodzeństwo, którzy mnie porzucili. James miał rację. Nigdy nie miałam kochającego brata czy siostry.
- Przepraszam Amber, nie chciałem. To przez nerwy, nie specjalnie...
- Spokojnie, nic się nie stało. Każdy ma czasem takie chwile słabości. - uśmiechnęłam się krzywo i przypomniałam sobie o rzeczach, o których mówiła Lily. - No dobrze, może zajmijmy się obowiązkami, co? Twoja siostra mówiła coś o wywarze z krzewu róży, możesz mi go podać?
Resztę popołudnia spędziliśmy na zajmowaniu się lekarstwami i wyznaczonymi przez Lily rzeczami i żadne z nas nie wracało już do tematu Ben'a. Sytuacja jak na razie trochę się uspokoiła.
[James?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz