poniedziałek, 13 lipca 2015

Od Lezli C.D. Daiki

Brązowa samica pokiwała powoli łbem z rozbawieniem. Poczułem, że moje pytanie było idiotyczne. Naturalnie, że wierzą skoro Daiki zasugerowała, iż mógł to zrobić bóg ognia. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, czując się jak ateista. Prawda była taka, że nigdy do końca nie poznałem religii mojego dawnego królestwa. Byłem zbyt młody, aby zapamiętać cokolwiek.
- Myślisz, że powinienem poznać tutejszą religię? – zapytałem marszcząc brwi.
- Wypadałoby. – odparła spokojnie i popatrzyła na mnie życzliwie.
- Tylko od czego zacząć, królewno? – westchnąłem ze zrezygnowaniem i usiadłem na puszystym ogonie, opuszczając wzrok. Wilczyca w zamyśleniu grzebała łapą w zwęglonych, rozżarzonych zielskach, które o dziwo jej nie parzyły.
- Chętnie bym ci wszystko wytłumaczyła, ale jutro, dobrze? Dzisiaj nie skończyliśmy zwiedzać. – zaproponowała po chwili szczerząc się do mnie serdecznie. Musiałem odwzajemnić taki uśmiech.
- Byłbym ci ogromnie wdzięczny. – rzekłem i skłoniłem się lekko. Wstaliśmy i żwawiej skierowaliśmy się w stronę jeziora. Podczas drogi oboje milczeliśmy. Jedynie ja co pewien czas zerkałem na nią z fascynacją. Z rozmyślań wyrwał mnie widok uroczego, rozciągającego się daleko bajora wody. W promieniach słońca wyglądało ślicznie. Brzegi były rzadko porośnięte szuwarami, a w wodzie pływały kolorowe ryby. Jezioro watahy odbiegało od moich najśmielszych wyobrażeń. Samica wypięła z dumą pierś ogarniając wzrokiem wodny zbiornik, który z pewnością znajdował się na liście najpiękniejszych terenów watahy. Ku mojemu zdziwieniu Daiki nagle ruszyła pędem w stronę brzegu, po czym odbiła się od ziemi i z pluskiem chlusnęła do wody. Krew odpłynęła mi z głowy. Z szeroko otwartymi ślepiami i mocno tłukącym się w klatce piersiowej sercu podbiegłem do piaszczystej krawędzi. Spod tafli wypłynął dobrze mi znany pysk z figlarnie błyszczącymi oczyma.
- Za przyjaźń! – zawołała wciągając mnie do wody. Do jeziora wpadłem dość niezdarnie, jak ktoś kto poślizgnął się na skórce od banana. W pierwszej chwili oszołomiła mnie lodowata ciecz wpływająca mi do nosa, uszu i pyska. Machałem panicznie łapami, jednak szedłem na dno, jakby ktoś przywiązał mi do szyi kamień. Dopadłem brzegu, wbijając się w darń trawy pazurami. Krztusiłem się i kaszlałem, chcąc za wszelką cenę pozbyć się nadmiaru wody z organizmu. Przemoczony do suchej nitki wyglądałem mizernie z wystającymi żebrami i przylepioną do skóry, ociekającą sierścią. Wilczyca również wyszła z wody, patrząc na mnie pytająco.
- Wybacz, nie jestem przyzwyczajony do tego… - wyjaśniłem łamiącym się głosem.

{Daiki?}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz