Kiwnęłam głową, patrząc się jak zahipnotyzowana w zwisającego u sufitu wielkiego pająka krzyżaka.
-Nie zje cię -powiedział Ben z przekąsem.
-Wiem -szepnęłam, ale odsunęłam się od pająka na bezpieczną odległość.
Minuty dłużyły się w nieskończoność. Zdawało mi się, jakby sekundy zmieniały się w godziny. A my wciąż tylko czekaliśmy, choć z zewnątrz nie dochodziły żadne dźwięki.
Nagle z przerażeniem stwierdziłam, że pająk krzyżak chodzi mi po ramieniu. Krzyknęłam zanim zdążyłam się opamiętać. Wykonałam przy tym gwałtowny ruch głową, który strącił pająka.
-Oszalałaś?! Teraz na pewno nas znajdą! -warknął Ben.
Rzeczywiście chwilę później rozległy się kroki nad naszymi głowami. Nic nie widziałam w ciemnościach, ale poczułam, jak Ben, w geście obronnym, łapie mnie za łapę. To trochę zmniejszyło mój strach, ale nie usunęło go całkowicie.
Po chwili klapa rozwarła się, ukazując nam światło słoneczne i zarys jakiegoś wilka. Gdy Słońce przestało mnie razić, dostrzegłam znajome rysy mojego brata. Wyglądał na lekko zezłoszczonego. Wskoczył do środka i pchnął łapą Bena, patrząc na niego wyzywająco.
-Odwal się od mojej siostry, palancie! -warknął.
-Co? Ja... ja nie... -Ben był najwyraźniej zbyt zaskoczony jego słowami, by zareagować.
-Nie próbuj się wykręcać! Co moglibyście robić we dwoje, zamknięci w ciemnym pokoju, dziwnym trafem akurat takim, w którym nie ma okien, aby ktoś mógł was podglądać?!
Zemdliło mnie, gdy dotarło do mnie, o co on nas oskarża.
-To nie tak! Ukrawamy się przed wilkami ciemności, które... -zaczął opowiadać Ben (ja gorliwie potakiwałam), ale James przerwał mu machnięciem łapy.
-Dziwnym trafem nikt nie skarżył się na ich obecność, nieprawdaż? Łgarz. A ty, Lily, jak mogłaś się zgodzić na coś takiego? Przecież w ogóle go nie znasz!
Zanim ktokolwiek z nas zdołał cokolwiek powiedzieć, James rzucił się na Bena. Oboje zaczęli się tarzać po ziemi, a ja próbowałam ich rozdzielić. Co jednak mogła zdziałać jedna niepozorna wadera, która nawet nie do końca potrafi chodzić, przeciw dwóm osiłkom?
Nagle powietrze rozdarł krzyk, a moją głowę przeszył niewyobrażalny ból. Zaraz... Kto mógł krzyczeć? Kiedy to do mnie dotarło, leżałam już nieprzytomna na ziemi. Ten wrzask wydobył się z mojego gardła.
"Dwa zakapturzone wilki maszerowały ulicą, skąpane w świetle latarni. Wyraźnie się znali i szli z tym samym zamiarem.
-Dobre wieści? -zapytał jeden z nich, wyraźnie młodszy i mniej doświadczony.
-Trudno o lepsze -odpowiedział drugi. Miał gruby, matowy głos.
Scena rozmyła się i przede mną pojawiła się ciemna sala. W fotelu siedział jakiś wielki, czarny wilk z blizną biegnącą przez oko. Poznałam go- z całą pewnością był to Alfa z Watahy Cienia. Po chwili do sali wkroczyła dwójka zakapturzonych wilków, które widziałam już wcześniej na ulicy. Jeden z nich rzucił coś na stół i powiedział:
-Mają nowych. Jedna z nich jest kaleką, łatwo pójdzie. Drugi to jakiś muskularny typek, któremu chyba brak piątej klepki -powiedział, a w jego głosie czuć było, że z tym ostatnim zmyśla. To przecież te dwa wilki nas napadły, a Ben tak świetnie ich wykiwał...
-Czemu więc ich nie zabiliście? -rozległ się jadowity głos Alfy. -Albo zamieniliście.
Młodszy z wilków zaczął nerwowo obgryzać pazury, drugi starał się ukryć zakłopotanie, i, podobnie jak James, pod kapturem ukrył swoją "poker face". Nagle do pokoju wszedł ktoś znajomy, ale nieprzypominający wilka ciemności.
-Udało się. Mam świetne informacje -powiedziała postać. Znałam ją. Aż zbyt dobrze. Należała do Watahy Wspomnień."
-Nie... Nie! Nie możesz być zdrajcą! Nieee! Nie!!! -Dopiero po chwili dotarło do mnie, że krzyczę, potrząsając Benem jak marionetką. Znów byłam na terenach Watahy Wspomnień, ale na kanapie w domu Bena.
-Ups, wybacz -szepnęłam, znów go odpychając.
Ben?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz