piątek, 31 lipca 2015

Dołączyli Koriakin i Tadashi!

Imię: Koriakin (nienawidzi zdrobnień, jedyną osobą mogącą zwracać się do niego skrótem jest Tadashi, ale i jemu w końcu się za to obrywa)
Drugie imię: Avallach (czyt. "awalak")
Przydomek: ,,Czarny"
Wiek: 16 lat
Płeć: Basior
Żywioł: Ciemność
Stopień umiejętności magicznych: 9
Stanowisko: Zielarz, Nauczyciel magii cienia
Charakter: Koriakina raczej trudno zdefiniować. Jest to osoba dobrze wykształcona, znająca się na etyce i kilku znacznych dziedzinach nauk. Kocha trzy rzeczy: porządek, święty spokój i wszystko, co nie jest związane z wpychaniem się w tłum. Nienawidzi być w centrum uwagi. Nie znosi również gdy ktoś gapi się mu ,,przez ramię" co robi. Nie jest raczej typem wędrownika - jeśli potrzebuje czegoś, czego akurat mu brakuje, przeważnie podpuszcza Tadashiego by po to poszedł (i w takich chwilach Koriakin cieszy się, że ma młodszego, naiwnego braciszka). Zdarza mu się mamrotać do samego siebie, zwłaszcza gdy jest wściekły. Jak na dobrze wychowanego basiora zachowuje w sobie jednak złośliwe cechy wilków ciemności. Bywa więc sarkastyczny i czysto wredny. Całe szczęście wie, kiedy należy stulić pysk (inaczej nie byłoby co po nim zbierać, a Tadashi nie miałby za kim się kryć). Młodszemu bratu zawdzięcza cierpliwość jak ze stali. Jeśli komuś uda się doprowadzić go poza jej granice (uczniowi, obcemu, Tadashiemu przede wszystkim) to marny jego los. Koriakin nie reaguje na słowne przepychanki, bo i tak zdołałby je wygrać. Do każdego zwraca się dystyngowanie i z kulturą (zwłaszcza do wader), nieważne czy ktoś na nią zasłużył czy nie. Zdarza mu się mówić językiem nieco staromodnym.
Zalety: Koriakin świetnie zna się na roślinach. Umie sporządzać drobne specyfiki, np. łagodzące ból, wyostrzające wzrok na kilka minut. Opanował też świetnie magię cieni. Potrafi tworzyć z nich iluzje, widzi w ciemności, a nawet umie tłumić źródła światła.
Wady: Jest dość nikczemnej postury, często więc obcy nie traktują go poważnie (ich błąd). Cierpi na (jak to ujął Tadashi) ,,humorus brakus". Czyli nie ma poczucia humoru i prawie wszystko bierze na poważnie.
Rodzina: Oj, dlaczego los skazał go na niańczenie młodszego brata, Tadashiego? Było tak pięknie! Urodził się w szanowanej rodzinie wilków światła. Otrzymał imię Koriakin Avallach i tytuł szlachecki. Mimo swoich starań zawsze jednak traktowano go nieprzyjemnie, stawiano na drugi plan. A dlaczego? Bo miał przeciwny żywioł! Rasiści! A jednak Koriakin jak głupi starał się, by zabłysnąć aroganckim rodzicom. Był najlepszym uczniem, doskonałym zielarzem i znawcą, świetnie zapowiadającym się magiem...a całą śmietankę spił jego durny brat.
Zauroczenie: O wszelkie boginie miłości! Dlaczego lubujecie się w dramatach? Dlaczego sprawiłyście, że ten mruk zapałał uczuciem do tej wilczycy ziemi, Emriv? Czy wszak jest ktoś mniej dla niej odpowiedni, niż Koriakin?
Partner: Wszelkie informacje co do tego zostały już zamieszczone pole wyżej. Koriakinowi pozostało jedynie wierzyć, że ból odrzucenia będzie mniejszy niż się spodziewa.
Szczeniaki: Jednego szczeniaka już musiał wychować (szczegóły w profilu Tadashiego). Kto wie? Może i zechce kiedyś spróbować wychować własne dzieci?
Upomnienia: 0
Nick: NyanCat^._.^~

-----------------------
Imię: Tadashi (dla przyjaciół po prostu Dashi)
Drugie imię: Ayoko (nie cierpi gdy ktoś się tak do niego zwraca)
Przydomek: ,,Błyskawica"
Wiek: 10 lat
Płeć: Basior
Żywioł: Światło
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: Zwiadowca, Opiekun
Charakter: Jest zdecydowanym przeciwieństwem swojego brata. Nie należy do osób odpowiedzialnych. Wszędzie widzi powód do śmiechu. Jego nieskończony optymizm jednych cieszy, drugich wyprowadza z równowagi (chociażby Koriakina). Szybko nawiązuje nowe znajomości. O wiele lepiej dogaduje się z waderami niż z basiorami. Ci drudzy, podobnie jak jego starszy brat, widzą w nim przeważnie nic nie wartego szczeniaka. Dashi nie przepada za przemocą. Stosuje ją tylko w ostateczności. Uwielbia towarzystwo szczeniaków i chętnie się nimi zajmuje - on w końcu ma towarzystwo, które go nie krytykuje, a dzieciaki w końcu mają ,,dorosłego", któremu nie znudzi się żadna zabawa. Koriakin często gada, że Tadashi robi maślane oczy do wader. To...prawda, ale to głównie przez fakt, że z nimi Dashiemu jest zdecydowanie łatwiej się dogadać. Tadashi nie lubi długich imion. Zawsze wymyśli komuś jakieś zdrobnienie (najlepsze są te na trzy litery) lub pseudonim. 
Zalety: Tadashi mimo opinii chuchra i słabeusza jest wyjątkowo szybki i wytrzymały. Długodystansowe biegi nie są dla niego żadnym problemem. Świetnie też pływa. Potrafi za pomocą magii chwilowo oślepić przeciwnika.
Wady: Dashi ogólnie nie jest strachliwy, ale...boi się ciemności. Zawsze trzyma się blisko źródeł światła. Gdy nic nie widzi może mu się przydarzyć atak paniki. Nie jest dobrym magiem. Zna tylko podstawowe sztuczki.
Rodzina: Nie pamięta za dobrze swoich rodziców. Jego jedyną rodziną jest starszy brat, Koriakin, którego szanuje pomimo faktu, że jest strasznie przynudzający i często daje mu ochrzan z byle powodu. Gdy Tadashi się urodził, rodzice piali z zachwytu. Tym razem trafiło im się normalne dziecko, a nie jakiś odmieniec. A tymczasem sześcioletni Koriakin przeżywał najgorsze chwile swojego dzieciństwa, które pozostawiły widoczne do dzisiaj ślady. Nic tak nie boli, jak fakt, że dla własnych rodziców jesteś niczym, bo urodziłeś się inny niż reszta. A Tadashiemu tymczasem wróżyli świetlaną przyszłość. Basior jako dziecko raz zapytał Koriakina, dlaczego go nie lubi. Starszy brat odparł tylko, że lepiej niech o to zapyta rodziców. Zapytał. I Koriakin po ostrej i bezsensownej reprymendzie jeszcze bardziej braciszka znienawidził. A mimo to, gdy w ich stronach wybuchła wojna starszy z braci nie wahał się ratować dwuletniego brata, a później wychować go tak dobrze, jak tylko mógł. Dashi czasem miewa wrażenie, że Koriakin tylko udaje tą wielką pogardę do młodszego brata, bo trudno mu przyznać, że jednak tego gnojka lubi.
Zauroczenie: Obecnie raczej nie ma nikogo konkretnego
Partner: Tadashi przy każdej ładnej waderze czuje łaskotanie w brzuchu, ale wszelkie takie reakcje to ciągle typowo szczenięce zachowanie. Można próbować, Dashi jest wolny i to chyba na długi czas
Szczeniaki: Basior lubi szczenięta, ale nie widzi się w roli ojca
Upomnienia: 0
Nick: NyanCat^._.^~

Witamy Prisenera!


Imię: Prisoner *Pris lub Prison w krócie*
Drugie imię: Nie ma
Przydomek: "Wodnik"
Wiek: 10 lat
Płeć: Samiec
Żywioł: Woda
Stopień umiejętności magicznych: 1
Stanowisko: Zwiadowca, morderca
Charakter: Prisoner uważa się za spokojnego, ktoś może powiedzieć, że to odludek, ale w rzeczywistości tak nie jest. Przesiadywanie samemu w ciszy dobrze mu robi, ale nie ma nic przeciwko gdyby ktoś chciał się do niego dołączyć. Pris od małego szczeniaka wszczynał bójki, z nie których wychodził zwycięsko, a z pozostałych jako przegrany. Dzięki temu zdobył sobie mocny charakter i doświadczenie w walkach. Podczas bitew stara się być bardzo skupionym, nie myśli o niczym innym, tylko o przetrwaniu i chronieniu swoich bliskich. Prison ma też inną stronę osobowości, bardziej łagodną i z pewnością większość znanych mu wilków woli właśnie tę. Jednak nie pokazuje jej nieznajomym, tylko ci na których mu najbardziej zależy mogą liczyć na taką "usługę".
Zalety: Ma skole oko i bardzo dobry słuch. Potrafi znieść kobiece zmiany nastrojów.
Wady: Często jest samolubny
Rodzina: Gdzieś na wschodzie
Zauroczenie: --
Partner: --
Szczeniaki: --
Upomnienia:
0
Nick: Viliconia

Nowe przedmioty!

Ciasteczka Snów
Cena: 160 ks. lub 500 Eq.
Te małe ciasteczka wyglądają na bardzo apetyczne, ale lepiej ich nie jeść. Mają w sobie magiczną konsystencję, która od razu po jednym kęsie usypia na 1 dzień. Zwykle te ciasteczka podają dla siebie wrogowie.
Przed podaniem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do ciasteczek, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każde ciasteczko niewłaściwie podane zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.


                                                                                                 Wymyśłone przez Like122


Eliksir Promieni Słonecznych
500 ks. lub 550 Eq.

Dzięki temu eliksirowi możesz zmienić swój żywioł.
Przed wypiciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do eliksiru, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda kropla niewłaściwie wypita zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.


          Wymyślone przez Like122






Eliksir z Kwiatu Terry
500 ks. lub 550 Eq.

Ten niepozornie wyglądający eliksir potrafi odebrać Twój żywioł. Nie będziesz miał żywioły na 1 dzień jeśli wypijesz połowę, ale jeśli wypije się cały eliksir może się stracić żywioł na zawsze.

              Wymyśłone przez Like122

Od Amber C.D. James'a

- O co chodzi? Eh, wydaje mi się, że Twoja siostra jest zakochana, a boi się Ci o tym powiedzieć, bo wie jakie masz nastawienie jeśli chodzi o Ben'a... - popatrzyłam w oczy James'a, widziałam w nich tęsknotę, ból, złość i zazdrość.
- Boisz się, że przez niego ją ''stracisz''? - chyba trafiłam w dziesiątkę. Basior spuścił głowę i wpatrywał się w ziemię. - Nie martw się, Lily zawsze będzie Twoją siostrą i zawsze będzie Cię kochać, w końcu jesteście rodziną. 
- Spędzamy coraz mniej czasu. Ben wyręcza mnie we wszystkim. Nie mogę jej już pomóc, bo on się tym zajmuje. Nie chcę tak. Chcę, żeby było jak dawniej.
- James...- zaczęłam.
- Z resztą nic o tym nie wiesz, nigdy nie miałaś rodzeństwa! - krzyknął nagle. W sumie nie spodziewałam się takiego wybuchu z jego strony, ale nie byłam zła. Rozumiałam jego nerwy, czasem po prostu nie można utrzymać ich na uwięzi. Delikatnie położyłam głowę na łapy i zamknęłam oczy. W wyobraźni zobaczyłam rodzinę. Rodziców i rodzeństwo, którzy mnie porzucili. James miał rację. Nigdy nie miałam kochającego brata czy siostry.
- Przepraszam Amber, nie chciałem. To przez nerwy, nie specjalnie...
- Spokojnie, nic się nie stało. Każdy ma czasem takie chwile słabości. - uśmiechnęłam się krzywo i przypomniałam sobie o rzeczach, o których mówiła Lily. - No dobrze, może zajmijmy się obowiązkami, co? Twoja siostra mówiła coś o wywarze z krzewu róży, możesz mi go podać? 
Resztę popołudnia spędziliśmy na zajmowaniu się lekarstwami i wyznaczonymi przez Lily rzeczami i żadne z nas nie wracało już do tematu Ben'a. Sytuacja jak na razie trochę się uspokoiła.
[James?]

Od Missile C.D. Nica (Misja)

-Tak -odpowiedzieliśmy chórem.
-Teraz chcę wszystkim Rozdać jeden przedmiot -powiedziałem. -Bardzo Cię przepraszam, Emmo, ale nie przewidziałem, że do nas dołączysz, więc nie miałem jak kupić tego przedmiotu dla ciebie.
-Ależ nic nie szkodzi -uśmiechnęła się. 
Teraz rozdałem każdemu z nasz, oprócz Emmy, po Pierścieniu. 
-To są Pierścienie Telepatyczne. Każdy kto je posiada może rozmawiać ze sobą przez myśli. Załóżcie je i zrobimy próbę. 
Każdy je założył. 
"-Halo... Próba... Słyszycie mnie? Przyczajona Pantero, zgłoś się" -pomyślałem nie wydając dźwięków. 
"-Jestem!" -usłyszałem w moich myślach jej głos.
"-Czarny Widłorogu, jesteś?" -zapytałem.
"-Owszem!" -oznajmił Nico,
"-A Ty Ognisty Delfinie, jesteś, czy zniknąłeś?" 
"-Oczywiście, że jestem."
-No i...? Udało wam się? -zapytała Emmalice.
Wszyscy popatrzeliśmy na nią mówiąc:
-Tak. 
-Teraz chodźmy zrealizować nasz plan. -powiedziałem. 
Wszyscy ustawili się na swoich miejscach i się zaczęło. Wszystko poszło idealnie. Teraz Wilk Cienia nas trącił bronią i poszliśmy. Przyspieszyliśmy tempo, żeby zdążyć dostać się do "X" w godzinę. Kiedy byliśmy blisko celu zostawiliśmy tego wilka w oddaleniu. Potem doszliśmy na miejsce. Staliśmy dokładnie w miejscu, gdzie może być X, ale w ogóle niczego nie było widać, przed nami był tylko pusty, ciemny las. Zaczęliśmy szukać jakiejś poszlaki.
-Tu nic nie ma! -powiedziałem zdołowany.
-Musi coś być -powiedział jeszcze z nutką nadziei w głosie Nico. Nagle Hermes sfrunął z ramienia Emmy na ziemię. Podszedł do kamienia i stuknął w niego i przed nim wyłoniły się wielkie schody wiodące do jakiegoś stołu z dziwnym przedmiotem. 
-Ten ptak jest genialny! -krzyknąłem.
-Tak! Uwielbiam go! -zawołał uradowany Nico podając sokołowi jabłko. 
-Jest tylko jeden mały problem... -powiedział strateg, Aris. -Kiedy to coś się wyłoniło Wilki Cienia na pewno już tu pędzą, bo w końcu to jest takie ogromne...
-Aris ma rację -przyznała Lisa. -Musimy się pośpieszyć, bo te wilki są już blisko. 
Aris wziął Emmalice na plecy i wszyscy pobiegliśmy równo na górę. Po drodze, każdy ze schodków miał jakąś pułapkę, ale ona nie potrafiła nas trafić, bo za każdym razem, kiedy wystrzeliła, my byliśmy już o pięć schodków dalej. Dotarliśmy do celu. Na dole nie było ani jednego wilka Cienia. Przedmiotem, który leżał na stołku był patyk, w sumie to różdżka. 
-Czy ona ma jakieś magiczne zdolności lecznicze? -zapytał z nadzieją Nico.
-Nie wiem. Trzeba się przekonać -powiedziałem i w tej samej chwili wszyscy dotknęliśmy przedmiotu. Kamień, na którym staliśmy zaczął spadać w dół. Wszyscy byliśmy przerażeni.
-Aa! -z Aris'a wydał się krótki pisk, wtedy przerażenie chwilowo ustało i spojrzeliśmy wzrokiem "na prawdę?" na basiora. Zrobiło się dużo bardziej chłodno. Przed nami ukazał się ciemny korytarz. Stała tam tylko mała butka. Szybko zeszliśmy z kamienia i podeszliśmy do butki. Zapukałem. 
-Halo? Ktoś tu jest? 
Z budy wyszedł wilk Cienia z szalikiem i w kurtce. Na mojej twarzy pokazało się zdziwienie. Ustawiliśmy się w pozy bojowe, by zaatakować, ale Wilk przemówił czytając z notesika:
-Witam przybyszów. Zapewne przyszliście tu po skarb, który jest tu ukryty. Ostrzegam was, że są tu pułapki. Nikt tędy nie przeszedł, poza wilkami Cienia. Każdy dostanie bilet wstępu za jedyne 20 groszy. 
Szybko wyciągnąłem złotówkę i otrzymałem bilety. 
-Życzę powodzenia -powiedział Wilk Cienia takim samym znudzonym głosem jak wcześniej i wrócił do budki.
-To było bardzo dziwne -stwierdził Nico, a ja i reszta Rycerzy to przyznaliśmy. 

Nico?

Od Nica C.D. Missile (Misja)

Po długiej wymianie zdań na wszystkie możliwe tematy, Aris wreszcie zwrócił uwagę na to, że wadera jest niezwykle zmęczona, a cała aż trzęsie się z zimna. Szybko zabrał ją do namiotu i zaoferował swoje posłanie.
-Nie, dziękuję... Naprawdę nie trzeba, dam radę -powiedziała, choć nadal szczękała zębami.
Po długim namawianiu jej, w końcu zdołała się przekonać. Wszyscy, mimo jej dalszych protestów, zarzucili ją kocami. Oczywiście z wyjątkiem Liselotte, która wyrwała mi z ręki swój, zanim zdążyłem go również zarzucić na zmarzniętą Emmę. Rozpaliliśmy ognisko, a jej towarzysz grzał się przy nim z wyraźną satysfakcją.
Wkrótce Emmalice zasnęła.
-Dobra, a teraz szybko, zostawiamy ją, póki śpi -szepnęła Lisa, ale Missile złapał ją za ramię.
-No co ty! Popatrz na nią- jest taka biedna, zmarznięta, zmęczona, potrzebująca...
-...wkurzająca -mruknęła.
Missile ją zignorował. Parę godzin później spakowaliśmy wszystko i ruszyliśmy znów w drogę.
Tuż przy samej granicy Watahy Cienia Liselotte szepnęła tak, abym tylko ja, Aris i Missile mogli to usłyszeć:
-To głupota. Nie możemy jej brać, przez nią wszystko legnie w gruzach! Nie potrafi się zmieniać, nie jest Animagiem! 
-Spokojnie, Aris na pewno coś wymyśli.
I rzeczywiście, parę chwil później nasz strateg przedstawił nam doskonały plan, rysując wszystko patykiem na ziemi.
-Emma chowa się za drzewem i śpiewem hipnotyzuje pierwszego strażnika. Będę Cię asekurował i sprawdzał, czy nie nadchodzi ich więcej. Liselotte w tym czasie, jako Pawia Pantera zakradnie się do drugiego i powali go, pozbawiając przytomności. Nico rzuci czymś w krzaki, aby odwrócić uwagę trzeciego. W krzakach czekać będzie Missile w postaci smoka, który go zaatakuje. -Nawet nie próbowałem ukrywać, że liczyłem na lepsze zadanie. -Emma, potrafisz po zagraniu sterować przez jakiś czas wilkiem bez wydawania dźwięków?
Wadera zastanowiła się chwilę, po czym powiedziała:
-Tak, potrafię, ale muszę być bardzo skupiona. Nic nie może mi przerywać, a nawet jeśli tak będzie, to mój rekord to niecała godzina. To zużywa mnóstwo energii, po godzinie nie wytrzymałam i zemdlałam.
-Powinno wystarczyć. Będziesz więc sterować strażnikiem i lekko nas zwiążesz. Nas, to znaczy Podniebnych Rycerzy. Ruszymy w szeregu, a Ty będziesz co jakiś czas popychać nas bronią. Gdy kogoś spotkasz, mów, że znalazłaś nas próbujących przedostać się na tereny watahy, więc prowadzisz nas do Alfy. Oczywiście wszyscy będziemy już w wilczej postaci. Postaramy się przejść tak aż do "X", ale jeśli nie- mam bomby dymne, a z tego, co mówił Missile on również ma niezły arsenał. Wszystko jasne?

Missile? Trzeba przyspieszyć tempo, bo się nie wyrobimy XD

Od Snow C.D. Antarina

Stałam jeszcze chwilę, rozważając propozycje tego obcego basiora. Miałam wrażenie, że podobnie ja nie jadł nic od rana i jest strasznie głodny. 
- Ok, niech ci będzie, ale pamiętaj, zdobyczą dzielimy się na pół - przystałam na propozycję nieznajomego, wolałam już zjeść o połowę mniej, ale za to zjeść cokolwiek.
Od razu rzuciliśmy się w pogoń za jeleniem, lecz szybko zostaliśmy z tyłu. No tak, wilki wiatru nie są mistrzami w biegu, co zauważył też basior:
- Może polecimy? Szybciej go dogonimy - spytał
Kiwnęłam szybko głową, po czym natychmiast wzbiliśmy się w powietrze, co zaowocowało już po kilku sekundach. Gdy tylko mieliśmy zdobycz w zasięgu łap,
rzuciłam się na ofiarę, a tuż za mną basior. Potem poszło łatwo: przytrzymałam wierzgającego kopytami jelenia, a wilk wbił w jego szyję ostre kły. 
Obezwładniony jeleń padł ciężko na ziemię, a z dziur po zębach basiora wypłynęła słodka krew. Oblizałam się ze smakiem, po czym zerknęłam na basiora. Miał - tak jak ja - gęste, białe futro,skrzydła i pusty żołądek, chociaż pomimo tego, że obiad był już podany na tacy, jakoś nie rwałam się, aby go zjeść. Patrzyłam to na posiłek, to na nieznajomego.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie znam nawet imienia tego basiora.
- Tak w ogóle to... - zaczęłam - jestem Snow, a ty? - dokończyłam podając mu łapę

Antarin?

Od Missile C.D. Nico (Misja)

Lisa dalej wydawała się odurzona. Właściwie nie wydawała się taka-bo taka była. 
-Wzbudziła w was zachwyt tylko dlatego, że jest ładna. Wystarczy, że spojrzycie na jej towarzysza, i już możecie mieć złe przeczucia co do niej. -powiedziała
Odwróciłem się w stronę przybyszki. Jej sokół faktycznie budził grozę. Stał bokiem do nas i patrzył na swoją właścicielkę. 
Po chwili jago straszny wygląd chwilowo zniknął. Emmalice wyciągnęła z torby jakiś owoc podsuwając go pod dziób Hermesa. On od razu zrobił się wesoły i zjadł smakołyk. Jednak gdy skończył jeść znów zrobił swoją pozę. Tym razem wpatrywał się w nas. Od przodu nie wyglądał już tak strasznie, ale jednak i tak nie wyglądał przyjaźnie. 
Przez chwilę myślałem, czy to dobry pomysł, żeby przyjmować ją do Podniebnych Rycerzy, ale w końcu więcej łap do pomocy zawsze się przydaje. 
-Może najpierw spytajmy się jej jakie ma moce i zalety? -zaproponowałem. 
-Dobry pomysł -powiedział Nico. 
Tak więc podszedłem do niej i zadałem to pytanie. 
-No więc moim żywiołem jest wiatr. -oznajmiła wadera. -Najlepiej radzę sobie w muzyce. Potrafię nawet zahipnotyzować śpiewem i grą. 
-Zaprezentuj na... -zamyśliłem się i szturchnąłem ww jej stronę Aris'a -Na nim
Wadera nie chciała tego zrobić, ale w końcu wzięła wdech i zaczęła onieśmielająco śpiewać. Aris najwyraźniej już wpadł w trans, bo kiedy wadera powiedziała, żeby podszedł do niej bliżej, oddalił się, znów podszedł zrobił to . A nawet, kiedy jeszcze głośniej, dłużej i piękniej zaśpiewał zmusiła basiora, żeby wszedł do wody. Później wybudził ago z transu. Aris owinął się kocykiem i położył na trawie nie uczestnicząc już w wyborach, ale powiedział nam, że jest na tak. Przeszliśmy wiele kłótni z Lisą, ale w końcu pokonaliśmy ją i Emmalice została przyjęta. 
-Teraz trzeba wybrać Ci przezwisko i stanowisko. Ale najpierw przedstawię Ci wszystkich. -powiedziałem. 
-Dobrze -odpowiedziała.
-Zacznę ode mnie. Jestem szefem tej paczki, Missile, Wodny Smok. Moja ksywka wzięła się od tego, że żadne ostrza nie są mi straszne, i że jestem silny. -powiedziałem podając waderze dłoń i uśmiechając się. -To jest mój zastępca, moja prawa ręka. Nazywa się Nico, Czarny Widłoróg. Jego pseudonim wziął się od jego niezwykłej szybkości. -Nico także podał jej łapę. -To jest nasz strateg, Aris, Ognisty Delfin. Wzięło się to od jego mądrości. -on również dał jej łapę, ale w jego oczy popatrzała głęboko. Ja jej to oczywiście przerwałem, przedstawiając jej ostatniego członka Rycerzy. -A ta tutaj to Liselotte, Przyczajona Pantera, nasz zwiadowca i szpieg. Jej nazwa wzięła się od jej niezwykłej umiejętności chowania się. -Lisa jako jedyna nie podała jej łapy. -Nasza cała paczka nazywa się Podniebni Rycerze. 
-A jakie kto ma żywioły? -zapytała Emmalice.
-No tak, jak mogłem zapomnieć o żywiołach? Wodny smok, czyli ja, mam żywioł wody, jak sama nazwa wskazuje, Przyczajona Pantera ma żywioł światła, Czarny Widłoróg ma Ciemność, a Ognisty Delfin, taż nazwa wszystko zdradza, ogień. Teraz my wymyślimy wszystko Tobie -powiedziałem nie zwracając uwagi na reakcje wadery. 
-Ja... Ja już od pierwszego wejrzenia miałem pomysł na jej pseudonim -powiedział zmoczony Aris -Srebrzysta Wilga i będzie zajmować się odwracaniem uwagi, a jaj pełne stanowisko wymyślimy później. 
Wszyscy zgodzili się z Aris'em. Podszedł do niej i jej to powiedział. 
-Bardzo wam dziękuję, że mnie przyjęliście. Hermes wam także dziękuje. -powiedziała i pokazała na swojego ptaka, który się do nas przymilał. 

Nico? Opiszesz, jak ją będą jeszcze zapoznawać z regułami itd.?

czwartek, 30 lipca 2015

Od Snow C.D. James'a

Basior był bardzo miły i zaproponował mi pomoc w postaci dostarczenia mnie do miejscowej zielarki, za co bardzo byłam mu wdzięczna, jednak czułam się trochę zarzenowana tym, że muszę być przez kogoś niesiona. Stanowczo wolałam sama pójść, aczkoliek nie było to możliwe. Zaczęłam wię cierpliwie czekać aż dojdziemy do Emriv, co okazało się jeszcze bardziej trudne niż się tego spodziewałam. Po chwili niezręcznego milczenia 
postanowiłam się odezwać:
- Jak masz wogóle na imię? - walnęłam prosto z mostu. Piękny początek nowej znajomości...
- Jestem James - odparł krótko - a ty?
- Snow
Na tym zakończyła się nasza jagże "zacięta" rozmowa. Chciałam się jeszcze odezwać, ale... no cóż, głupio mi było. Jak by nie patrzeć sama byłam uzdrowicielką, lecz nie umiałam sobie pomóc. 
Po kilkudziesiędziu minutach drogi, na horyzoncie pojawiła się jaskinia zielarki. Już z daleka było widać wywieszone przed nią przeróżne kolorowe lekarstwa, zioła i całą reszty medycznych przedmiotów. Bez wątpienia była to jaskinia Emiv, jednak nie było jej na zewnątrz. Weszliśmy do środka i 
tam ją zastaliśmy.
- Dzień dobry - powiedział James.
- Dzień dobry - powtórzyłam, uśmiechając się drętwo
- Witam was - odpowiedziała wesoło Emriv - co was sprowadza?
- Miałam mały wypadek - powiedziałam, a basior położył mnie na dużej skale. Alfa nie odpowiedziała tylko natychmiast zabrała się do wykonania
wszystkich niezbędnych badań. Doświadczona lekarka nie potrzebowała długiego czasu do zdiagnozowania - jak się spodziewałam złamanego skrzydła i zwihniętej
łapy. 
- Nie wygląda to najlepiej - westchnęła po dłuższej chwili - kończyna nie jest mocno uszkodzona, natomiast gożej jest ze skrzydłem - dodała
Westchnęłam głośno, czemu towarzyszył przeszywająy całe moje ciało ból. 
- Jest jeszcze jeden problem... - zaczęła niepewnie

James? Emriv? Wybacz, że dopiero teraz odpisuje default smiley :)

Od Antarina

Poczułem zapach jelenia jeszcze zanim go zobaczyłem. Słodka woń świerzego mięsa, która przyprawia każdego wilka o zawroty głowy i sprawia, że ślinka napływa do ust. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jaki byłem głodny. Powęszyłem w powietrzu aż w końcu ustaliłem mniej więcej, gdzie znajduje się moja ofiara. Wreszcie go znalazłem - ogromny jeleń stał na polanie i jakby nigdy nic przeżuwał zieloną trawę. Przyczaiłem się w zaroślach czując już w pysku smak mięsa. Napiąłem mięśnie i skoczyłem do ataku. Ale nagle po drugiej stronie polany z krzaków wyskoczyła jakaś nieznajoma wadera i również rzuciła się na moją ofiarę. Najwyraźniej nie byłem jedynym wilkiem, który polował na tego jelenia! Rzuciłem się w pogoń za zwierzyną, ale nagle... zdeżyłem się głową z wilczycą. Jeleń uciekł w podskokach zostawiając nas rozwalonych na trawie. Szybko wstałem i obrzuciłem waderę wściekłym spojrzeniem. Ona odpowiedziała tym samym.
- Przez ciebie uciekł mi mój obiad! - warknęła.
- Twój obiad?! Ja pierwszy się na niego rzuciłem. On miał być moim obiadem.
- Tropiłam go już cały dzień, założe się, że dłużej od ciebie!
- Teraz już i tak nie ma znaczenia - westchnąłem. - Uciekł i w końcu nie stał się ani moim obiadem ani twoim. I to nasza wspólna wina.
Patrzyła na mnie spode łba. Przyjrzałem jej się uważnie. Była biała i miała skrzydła, tak samo, jak ja. Pewnie też wilczyca wiatru. Jej niebieskie oczy pełne były zniechęcenia i irytacji. Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Hej - zagadnął nieśmiało. - Może jeszcze go dogonimy. Możemy polować razem, podzielimy się.
Widziałem, że rozważa moją propozycję.
<Snow?>

Od Nica C.D. Missile (Misja)

-Śpicie? -szepnąłem. Nikt mi nie odpowiedział- czyli śpią wszyscy. Głęboko westchnąłem. Jak zwykle myśli o Resie nie dawały mi spać. Wstałem i podszedłem do Aris'a, następnie mocniej przykryłem go kołdrą. Wyglądał słodko, dlatego patrzyłem na niego przez dłuższą chwilę. Przerwał mi to jednak on sam- kopnął mnie przez sen prosto w twarz. Przeklinając i złorzecząc pod nosem, macałem się właśnie za nos, który oberwał najbardziej. 
Gdy już się opanowałem, zwróciłem się w stronę Liselotte. Jej nie trzeba było przykrywać- owinęła się kołdrą tak ciasno, że wyglądała jak mumia albo poczwarka. Trochę się bałem, że się udusi, więc poluzowałem nieco jej "więzy". 
Na końcu mój wzrok powędrował do Missile. Chciałem go również przykryć, ale wykopał kołdrę tak mocno, że przyczepiła się do sufitu. Nie to jednak najbardziej zwróciło moją uwagę- przytulał misia.
-A Resa śmiała się, że tarmoszę poduszkę w czasie snu... -mruknąłem, przypatrując się z niedowierzaniem maskotce.
Zająłem się zdejmowaniem jego kołdry z sufitu- szło mi to dosyć mozolnie, i już po chwili miałem na twarzy wielkiego siniaka do kompletu dzieła Aris'a. 
Nagle usłyszałem, że ktoś wstaje. Szybko się odwróciłem, ale zdołałem zobaczyć tylko puste posłanie Lisy i świeże ślady łap. Szybko wybiegłem na dwór. Zdołałem zobaczyć jedynie jakąś młodą waderę Cienia znikającą przy Lesie Dark Fear. Ani śladu Liselotte.
-Lia?! -krzyknąłem. -LIA!?
Cisza. 
-To bardzo dziwne... -szepnąłem, drapiąc się po brodzie.
-Co jest dziwne? To, że budzisz nas o trzeciej w nocy, czy to, że masz na twarzy dwa okazałe siniaki? -usłyszałem za plecami głos Missile.
Odwróciłem się gwałtownie.
-Lisa zniknęła.
-Że co?! -krzyknął Aris.
-To, co słyszałeś -potwierdziłem.
-No cóż, wiedziałem, że prędzej czy później to się zdarzy. Ale nie przeszkadzajmy jej, skoro zwariowała i zdziczała na pewno jest teraz u swoich -powiedział Missile.
Rąbnąłem go pięścią w twarz, chociaż to go oczywiście nie zabolało.
-Uważaj, bo jeszcze coś mi zrobisz... -mruknął zgryźliwie.
-To poważna sprawa! -powiedziałem, ignorując tą uwagę. -Co, jeśli coś ją porwało?
-On ma rację -potwierdził najmłodszy Rycerz. -Musimy ją znaleźć!
I tak zaczęły się poszukiwania. Rozeszliśmy się na wszystkie strony, ale nigdzie jej nie znaleźliśmy, a po woli zaczynało już świtać.
-A może... Poszła do Lasu Dark Fear?- zaproponowałem w końcu.
-No bez przesady. Wiem, że wszyscy wiemy, że jest głupia, ale może już nie fantazjujmy -mruknął Missile.
-Ale ślady tam prowadząc... -skomentował Aris.
-Ok, nie miałem racji- jednak jest taka głupia.
-Mogła nie pójść tam dobrowolnie- wtrąciłem. -Tuż po jej zniknięciu zobaczyłem waderę Ciemności na skraju tego lasu.
-Więc... ruszamy? -spytał strateg lekko roztrzęsionym głosem. 
Kiwnęliśmy głowami i wykonaliśmy kilka kroków w stronę lasu, ale coś odwróciło naszą uwagę. Z przeciwnego końca zmierzała ku nam inna wadera- wyglądała na trochę starszą od Aris'a, ale młodszą od nas.
Gdy znalazła się już obok nas, powiedziała:
-Czy nie widzieliście czasem mojego... O, tutaj jest! -w tej samej chwili na ramię sfrunął jej sokół. Ptak zatrzepotał skrzydłami- chociaż wyglądał normalnie, budził we mnie złe przeczucia. Wadera była jednak zbyt piękna, aby mnie zaniepokoić.
-Przerywasz nam w naszej misji, która... -zaczął Missile, ale gdy zdał sobie sprawę, że wadera jest olśniewająco piękna, szybko dodał: -To znaczy nic nie szkodzi, miło mi Cię widzieć.
Po tych słowach pocałował jej łapę. Ona zaśmiała się serdecznie.
W tej samej chwili usłyszeliśmy za sobą głos:
-Kim jesteś i co tu robisz? -warknęła, jak się po chwili zorientowaliśmy, Liselotte. W tej chwili nikt się jednak nie przejął jej powrotem.
-Nazywam się Emmalice, ale mówcie mi Emma. Przyszłam tu w poszukiwaniu mojego towarzysza -wskazała na ptaka i zaraz zwróciła się znów do nas -Zafascynowaliście mnie tą misją. Na czym ona polega?
Nie zważając na okrzyki Lisy, która chyba była zazdrosna, Aris opowiedział je wszystko. Patrzył się na nią z wyciągniętym językiem i rozmarzonym wzrokiem, ale, o dziwo, Emma obdarzyła go podobnym spojrzeniem. 
-Czy mogłabym pójść z Wami? -spytała nieśmiało. -Nie mam rodziny, mam tylko towarzysza, Hermesa.
-Naradzimy się -powiedziała Lia, widząc, że wszyscy chcemy powiedzieć "tak". Odciągnęła nas na bok.
-Jesteśmy za -powiedzieliśmy my, mężczyźni, chórem.
-Zgadzacie się tylko dlatego, że jest ładna- żachnęła się wadera. 
-Nie prawda -znów powiedzieliśmy chórem.

Missile?

Od Missile C.D. Nica (Misja)

-O matko! Ku... -krzyknąłem
-Missile! -powiedzieli jednocześnie Lisa i Nico zatykając Aris'owi uszy. 
-Ale ja i tak słyszałem -odparł mały basior
-Co cię tak napadło? -zapytała wadera
-Zapomniałem mojej torby! 
-A co w niej było takiego cennego? -zapytał Aris
-Co w niej było cennego?! Choćby mapa, jedzenie, magiczne przedmioty! -krzyknąłem
-Spokojnie Missile, spokojnie... -uspokajał mnie Nico.
-No, ale jak mam być spokojny jak zostawiłem w niej wszystkie cenne rzeczy? -zapytałem , ale już nie krzyknąłem tylko załamałem się. 
-Ale jak to możliwe? Gdzie ją mogłeś zostawić? Przecież, kiedy Nico zaczął majaczyć ją miałeś -powiedziała Liselotte.
-Tak, ale jak ja miałem zwidy upuściłem torbę i nikt jej nie podniósł -tłumaczyłem -wracam się tam
-Może ci pomóc? -zapytała wadera. -jakbyś znowu maja...
-Nie dzięki. -przerwałem jej ostrym tonem. 
Pobiegłem w tamto miejsce gdzie zostawiłem tę torbę. Kiedy jeszcze jej nie chwyciłem przed oczami ukazał mi się wilk, który odszedł z mojej byłej watahy i zaatakował ją. Nie było pokazanego na tym obrazie jej ataku, tylko ona wróciła po mnie-jedynego ocalałego członka watahy. Wziął sztylet, podszedł do mnie i wbił go we mnie. Krzyknąłem i padłem martwy na ziemię. Ale zaraz... Przecież nikt mnie nawet nie dotknął. Upadłem z własnej woli. Chwyciłem torbę i szybko pobiegłem, żeby znów nie mieć zwid. Po chwili potknąłem się o kamień. Przerażony zamknąłem szybko oczy i zatkałem uszy. Zdziwiłem się, bo upadek wcale nie bolał. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Lisę i Nica śmiejących się. 
-Co wy tu robicie? -zapytałem
-Usłyszałam twój krzyk, więc stwierdziłam, że trzeba ci pomóc. -powiedziała wadera dalej chichocząc. -A teraz zejdź z Aris'a, bo jeszcze się udusi. 
Dopiero teraz zorientowałem się dlaczego upadek nie był taki bolesny. Spadłem na najmłodszego rycerza. Stanąłem, otrzepałem się i powiedziałem z powagą:
-To idziemy nad tą rzekę?
Nad rzeką rosło wiele zielonej roślinności, całą rzekę otaczał kolorowy las. W wodzie pływały różne rybki. Tym co mnie zdziwiło, było, że niektóre rybki są przezroczyste i było widać co mają w żołądku. Najpierw rozłożyliśmy koce i się przespaliśmy się pół godziny, tylko Aris spał dłużej. Później kiedy się obudził urządziliśmy konkursy, ale i tak nie chciał brać w nich udział, ze względu, że jest wilkiem wody. W ogóle nie chciał się zanurzać, mimo, że Lisa go namawiała.
-Musisz się wykąpać, bo będziesz śmierdział -tłumaczyła. 
On i tak nie chciał pójść. W końcu wzięła go za łapę i pociągnęła do wody. Szybko go wyszorowała i basior uciekł na brzeg. Cały się trząsł i zwinął się w kłębek. Urządziliśmy zawody bez niego, a on w tym czasie oglądał rybki, które pływały w rzeczce. Pierwsza konkurencja to były wyścigi w wodzie. Oczywiście ja wygrałem, bo przecież jestem wilkiem wody. Następna konkurencja to szukanie skarbu, którym była moneta. Aris wrzucił ją gdzieś do wody i lekko przysypał piachem, a my musieliśmy jej szukać. Mi było najłatwiej, bo oddycham pod wodą i nie muszę się wynurzać, ale mimo to wygrał Nico. Trzecia konkurencja polegała na jak najlepszą kryjówkę (już na lądzie). Aris nas szukał i liczyliśmy mu czas ile zajmie znalezienie Lisy, później mnie i na końcu Nica. Mnie i Nica znalazł bardzo szybko, ale z Lisą było gorzej. Jej kryjówka okazała się tak trudna, że nawet kiedy ja i Nico zaczęliśmy mu pomagać nie znaleźliśmy Lisy i musiała się nam pokazać, bo się poddaliśmy. Teraz był czas na ostatnią konkurencję, rozstrzygającą kto zwycięży. Był to tor przeszkód. Start był jeszcze koło lasu Dark Fear. Musieliśmy przybiec do rzeki, przepłynąć nią wyznaczony kawałem, znaleźć jeden z trzech kawałków papieru, na których pisze co mamy dalej zrobić. To co jest tam napisane wymyślał Aris. Zaczęliśmy bieg. Lisa i Nico dotrali równocześnie do rzeki, zostawiając mnie w tyle. Ale nadgoniłem to w rzece. prześcignąłem ich i miałem więcej czasu na znalezienie papieru. Teraz już wszyscy szukaliśmy go. Po chwili zobaczyłem uradowanego Nica, który gdzieś biegł. Widocznie znalazł swój kawałek i pobiegł wykonać zadanie. Znalazłem! Na gałązce drzewa był przyczepiony kawałek zielonego papieru o kształcie liścia. Poznałem po tym,że był na nim cieniutki napis. Sięgnąłem po liść i przeczytałem zadanie:
"Idź do lasu i znajdź przedmiot, który Twoim zdaniem można najlepiej wykorzystać i zrób z niego coś co nam się przyda. Ta rzecz, którą zrobisz będzie oceniana. Liczyć się będzie, czy się trzyma, czy jest dobrze wykonana i jakie ma właściwości. Można wykorzystać tylko jedną rzecz ze swojego plecaka+użycie czegoś ostrego, żeby wyrównać swój przedmiot."
Szybko ruszyłem do lasu razem z Lisą, która również znalazła swój kawałek. Kiedy wszedłem do lasu zobaczyłem, że Nico też szuka przedmiotu. Jaki to może być przedmiot? Już wiem! Szybko zabrałem się do pracy. Mój pomysł to była proca. Wystarczyło znaleźć patyki, wziąć z plecaka gumę, skleić żywicą, znaleźć szyszki na amunicję, może nadać nożykiem lepszego kształtu patykom i napisać coś nożykiem na procy. Wszyscy skończyli równocześnie i razem pobiegliśmy do mety. Tam były oceniane nasze przedmioty. Jak się okazuje Nico i Lisa zrobili również genialne przedmioty. Nico zrobił spadochron z liści, a Lisa zrobiła łuk z gałązek.
-Wasze przedmioty są równe. Wszystkie są świetne! Nie umiem ocenić, który najlepszy -powiedział sędzia Aris. - no prawie. Najlepszy w chwili obecnej jest mój przedmiot, który wykonałem w czasie kiedy wy zaczęliście płynąć rzeką. Oto on -powiedział i wyciągnął wędkę z drewna. -Te wzorki sam wyżłobiłem -chwalił się pokazując na wzorki z kwiatów.
-Wow! Nieźle -pochwaliłem go. -A czego użyłeś, żeby zrobić te wzory? 
-Yyy... -powiedział z chytrym i jednocześnie przerażonym uśmieszkiem. -Twojego noża...
Wtedy zaczęła się gonitwa. Gdy już się skończyła zapadła noc. Usiedliśmy na kamieniu, zapaliłem latarkę i razem myśleliśmy którędy będziemy teraz szli. Kiedy to ustaliliśmy rozłożyłem namiot, schowaliśmy do niego swoje rzeczy i sami się w nim położyliśmy. Ja jeszcze wyciągnąłem swojego miśka, przytuliłem go, a następnie zasnąłem. Możliwe, że spałem jako jedyny, ale tego nie wiem.

Nico? Ja tego nie wiem, ale może Ty wiesz? default smiley :d

Od Antarina C.D. Resy

Szliśmy przez chwilę w milczeniu. Przetważałem to, co przed chwilą usłyszałem od wadery. Słyszałem parę jej piosenek, obijały mi się też o uszy jakieś plotki na jej temat, ale to było dawno temu. Nawet nie myślałem, że usłyszę takie szczere wyznanie od byłej gwiazdy muzyki. Strasznie mnie ciekawiło, co do tego wszystkiego miał Harry. Najwyraźniej coś złego działo się między nimi. Może Harry ją czymś zranił, odmówił pomocy? Wyglądało mi to na grubszą sprawę, tak jakby patrzyli na siebie wrogo już tak z przyzwyczajenia, jakby nie potrafili chociażby uśmiechnąć się w swoim towarzystwie. Już otworzyłem buźię, na języku uformowało mi się pytanie, ale szybko się powstrzymałem. Już i tak wystarczająco się otworzyła. Usłyszałem dziś od Resy wystarczająco dużo szczerych wyznań, nie chciałem być natrętny. 
- A ty? - zagadnęła nagle wadera. - Miałeś w swoim życiu jakieś... ciekawe zdażenia?
- Mmm... - zarumieniłem się lekko. - W sumie to nie. Wiodłem raczej dosyć zwyczajne życie. Urodziłem się w watasze o nazwie Czarna Róża. Gdt przyszedłem na świet mój tata nie żył od dwóch miesięcy, nawet nie zdążył zobaczyć swojego dziecka. Umarł w skutek poturbowania przez jelenia podczas polowania. Wilki osaczały zdobycz, a on jako pierwszy rzucił się na ofiarę. Przestraszony jeleń w próbie obrony skoczył na mojego ojca i nabił go na swoje rogi. Nie miał szans na przeżycie... Ale to nie ważne. Nie jest mi nawet przykro z tego powodu. Wiele osób mi współczuje, ale nie potrzebnie. Ja nawet nie wiem, co to znaczy mieć ojca, więc nie mam za czym tęsknić. Dorastałem w stadzie, matka uczyła mnie wszystkiego, co każdy wilk powinien umieć. Tropienie i polowanie miałem z resztą we krwi, jak każdy porządny wilk. Potem dorosłem, stałem się samodzielny. W stadzie pełniłem rolę zwiadowcy. Tropiłem zwierzynę i przynosiłem wieści z okolicy. I pewnego dnia, gdy wróciłem ze zwiadów zastałem stado w rozsypce... - wziąłem głęboki wdech i kontunuowałem. - Ludzie dopadli moją watahę. Wilki zostały albo zabite, albo schwytane, albo uciekły. Ja należałem do tej trzeciej grupy. Od razu, gdy zobaczyłem, że dzieje się coś złego skoczyłem w zarośla. Nawet nie próbowałem pomóc moim przyjaciołom, bo wiedziałem, że nie dam rady, że z ludzmi nie wygram. Prezklinałem się za swoją bezsilność, ale co mogłem zrobić? Uciekałem jak najdalej, wiodłem życie samotnika. Wiele lat żyłem bez stada, sam polowałem i wciąż zmieniałem miejsce zamieszkania. Byłem wędrowcem, pustelnikiem, ale takie życie mi nie odpowiadało. Tęskniłem za moim stadem, za rodzinnym ciepłem, wspólnym polowaniem i żartami. No i w końcu znalazłem to stado - zakończyłem.
Resa przypatrywała mi się w skupieniu. Była dobrą słuchaczką, nie przerwała mi ani razu. Uśmiechnąłem się do niej nieśmiało. 
<Resa? Strasznie przepraszam, że tak długo to trwało default smiley :(>

Od Missile C.D. Nica (Misja)

-Ten eliksir jest genialny! -wykrzyknął Aris
-Tak.. Tylko miałem nadzieję, że będę dużo większym smokiem -powiedziałem z żalem. -No dobra, teraz musimy się szybko zwijać.
Każdy wziął swoją torbę i ruszyliśmy w stronę murów watahy. Jako pierwszego spotkaliśmy Bena. Kiedy nas zobaczył stanął w miejscu, wzruszył ramionami i poszedł dalej. Jak widać uważa za normalne, kiedy spotyka na drodze delfina skaczącego po polach, widłoroga gadającego z panterą o wzorach pawia i smoka goniącego delfina. Później zatrzymał się koło nas James. Zamruczał pod nosem "lepiej będzie powiadomić Alfy..." i udał się w stronę ich jaskini. My na to przyśpieszyliśmy tempo. Przy murach granicy naszej watahy zatrzymałem się. 
"-To będzie wspaniała podróż." -pomyślałem i przekroczyłem próg.
Ale zaraz... Poszliśmy w tą stronę, gdzie miały iść służby specjalne, bo tam, gdzie my chcemy iść, nie ma bramy. My będziemy musieli się wspinać po murze. Wzdychając pobiegliśmy w druga stronę. Gdy byliśmy na miejscu (tym razem odpowiednim XD) powiedziałem:
-Ym... A jak mamy się odmieniać? 
-Wystarczy się skupić -odpowiedziała Lisa zamykając oczy i wpadając w "trans".
Po chwili ujrzałem swoje miękkie futerko. Wszystkim udało się odmienić. No prawie... Aris odmienił się w połowie. Miał głowę i przednie łapy wilka, a dalej ciągnął się ogon delfina. Za 5 minut z pomocą wadery, basiorowi udało się odmienić. Wyciągnąłem z mojej torby linę. Każdy się nią obwiązał i zaczęliśmy wspinaczkę. Aris próbował się wspinać, ale w ogóle mu to nie wychodziło. Jako pierwsza dotarła Lisa. Niewiele później Nico. Ja zostałem niżej i pomagałem Aris'owi, ale niezbyt mi to wychodziło. Liselotte i Nico nas wciągali. Po długim czasie dotarliśmy na szczyt muru. Odwiązaliśmy się i Lisa, Nico i Aris trzymali linę i mnie spuszczali. Później wspiąłem się na drzewo i przywiązałem do jego gałęzi linę. Drugi koniec był przywiązany do muru. Wyciągnąłem z plecaka metalowy wieszak, przymocowałem go do liny i odepchnąłem w stronę wilków. Na pierwszy ogień poszedł Aris. trzymał dwoma łapkami wieszak i zamknął oczy. Drzewo było niższe niż mur, więc nie trzeba było go pchać, żeby powędrował w moją stronę. Bezpiecznie do mnie przyjechał. Znowu odepchnąłem wieszak. Teraz była kolej Nica. Złapał się i także zamknął oczy, ale nie minęło mniej niż 10 sekund i już przyjechał na drzewo. No i tak samo na miejsce dotarła Liselotte. Potrząsnąłem liną i koniec przywiązany do muru się odczepił. 
-No więc teraz ruszamy! -powiedziała dziarsko Lisa. 
Ale gdy się odwróciliśmy, nie było nam tak wesoło... Przed sobą ujrzeliśmy wielki, czarny, zamglony las. 
-Las Dark Fear... -powiedział Aris. 
-N...No to chodźmy... -zawahałem się. 
Wiedziałem, że jest tu wiele pułapek i złudzeń. Czeka nas straszna podróż, najpierw ten las, a potem tereny Cienia. Bardzo długo zajęło nam przejście przez ten mur, bo w końcu już się ściemniło. 
-Może na razie tu przenocujemy? -Zapytał Nico. -Bo w końcu, jesteśmy jeszcze pod murami watahy, a tu jest bezpieczniej niż tam dalej. 
-Racja -odparłem. Wyciągnąłem z plecaka ten dziwnie mały namiot i rozłożyłem go. -W nim się prześpimy. Weszliśmy do namiotu i położyliśmy się spać.
-Dobranoc -powiedzieliśmy jednocześnie. 

Nico? Ty też byłeś piękny default smiley :d

Od Nica C.D. Missile (Misja)

-Jest jednak mały szczegół -wtrąciła Liselotte. -Ten las, to przecież Las Dark Fear. Jest bardzo niebezpieczny.
-Tak, masz rację. Ale co to dla nas? Skoro wyruszamy na niebezpieczną wyprawę, i to na tereny Watahy Cienia, to chyba damy radę przejść przez ten las, co nie? No, kto jest ze mną? Podniebni Rycerze! -powtórzyliśmy chórem. -Podniebni Rycerze! PODNIEBNI RYCERZE! 
-Pozostaje jednak wciąż drobny szczegół: nie uda nam się przejść niezauważenie przez tereny naszej watahy. Kupiłam więc na tą okazję te oto buteleczki... -wyciągnęła ze swojej torby niebieski płyn w przezroczystym flakonie, owiązanym dookoła srebrzystą wstążką. Po chwili ułożyła na podłodze jeszcze trzy takie same. -To Eliksiry Animaga. -po tych słowach dokładnie opisała nam działanie tych Eliksirów. Wszyscy mieliśmy niepewne miny. -Więc jeśli prawidłowo nadaliśmy przydomki, wszyscy zmienimy się w zwierzęta, których imiona nosimy.
-Ale skoro będę delfinem... -zaczął Aris, ale Lia mu przerwała.
-Są również skrzydlate delfiny lub takie, które posiadają zdolność poruszania się po lądzie -oznajmiła.
-Dobrze. Więc... Pijemy? -spytałem niepewnie.
Wszyscy, po krótkim namyśle kiwnęli głowami.
-Jesteście świadomi konsekwencji? -dopytywałem się.
-Tak -odpowiedzieli chórem.
-Wiecie, że możemy zginąć?
-Tak!
-Nie boicie się, że...
-TAK!
-A...
-Nico, skończ z tym wreszcie, bo jeszcze się rozmyślimy! -zniecierpliwił się Missile.
-Więc na trzy -zaczęła Liselotte. -Raz... Dwa... TRZY!
Wszyscy jednocześnie złapaliśmy za korek. Gdy tylko go dotknąłem, zobaczyłem Resę. Była wilkiem Ciemności i uśmiechała się złowieszczo.
-Witaj, Nico. Po co to wszystko? Chodź, przyłącz się do nas! Do Watahy Cienia! Razem podbijemy Watahę Wspomnień. Razem podbijemy świat. Krótkie ugryzienie i będzie po wszystkim... -szeptała, zbliżając się do mnie. Moje oczy zrobiły się wielkie ze strachu.
-Nie, odejdź! Nie chcę Cię widzieć! Już! Idź! -krzyczałem, cofając się z przerażeniem. Moi nowi przyjaciele przestali dla mnie istnieć. Liczyłem się tylko ja i Resa.
-Dobra. Zmiana planów. Dołącz, albo ją zabiję. -W jej łapach pojawiła się znikąd Hope. Mocniej zacisnąłem łapę na eliksirze. Moja opiekunka przyciskała pazur do jej szyi.
-Nico, nie rób tego! Uciekaj! -krzyczała Hope. -Ucie... -gwałtownie przerwała, gdy Resa wbiła pazur zbyt głęboko. Hope padła martwa na ziemię.
-NIE!!!- krzyczałem, padając obok niej. Z moich oczu sączyły się łzy, a palce zaciśnięte na korku przycisnąłem do niego tak mocno, że aż zbielały. Podniosłem wzroku Resie.
-Już nigdy nie skrzywdzisz tych, których kocham. Nie mówię do Ciebie, Reso, ale do wilka Ciemności, który cię opanował -Po tych słowach ruszyłem ku niej z niezwykłą szybkością. Wbrew moim oczekiwaniom, zamiast w nią uderzyć, przeniknąłem przez nią.
-Zaraz... Ty nie istniejesz. Hope też nie. To tylko złudzenie, jesteście w ogóle w innym miejscu! -Poczułem, jak w moje serce wstępuje dzika euforia. Odkorkowałem szybko butelkę- w tej samej chwili sztuczna Hope i Resa zniknęły. Wypiłem niebieski płyn do dna. Poczułem w sobie dziwne ciepło, które zaraz zniknęło. 
Rozejrzałem się dookoła. Moi przyjaciele wyglądali na wstrząśniętych. Liselotte leżała na ziemi, a z głębokiej szramy w jej policzku sączyła się krew. Missile zastygł w pozycji, jakby szykował się do skoku. Aris tulił się do pobliskiego drzewa i powtarzał:
-Już dobrze, kaczko. Uratowałem Twoją siostrę krowę przed złym królem Missile.
-Wow -odezwałem się. Wszyscy już chyba powrócili z transu. Na podłodze dostrzegłem cztery roztrzaskane butelki, każda wypita do dna. 
-Zgadzam się -szepnął Missile.
Aris dopiero teraz zrozumiał, że przytula drzewo, więc szybko od niego odszedł, zażenowany. 
-Nigdy więcej -powiedziała Lisa, wciąż leżąc na ziemi i przykładając łapę do krwawiącego policzka.
Byłem ciekawy, co widział każdy z nich, ale wolałem nie pytać- sam raczej nie chciałbym wyznać, że czuję coś więcej do Hope. 
Nagle poczułem, że się zmieniam. Trwało to krótko, ale było tak nieoczekiwane i nagłe, że normalnie prawie zawału dostałem. Poczułem, że jestem znacznie wyższy. Miałem... kopyta. Trochę to trwało, ale zdałem sobie sprawę, że zmieniłem się w widłoroga.
Popatrzyłem wokoło. Jako pierwszego dostrzegłem delfina- trudno go było nie zauważyć- skakał po polach. 
Domyśliłem się, że to Aris -pasował w końcu do jego przydomka, a pierwsze, co Aris by zrobił jako lądowy delfin, to z pewnością właśnie skakanie jak dzikus po polach.
Później mój wzrok przeniósł się nieco dalej, o 90 stopni, ale gwałtownie wrócił, gdy spostrzegł, że trawa ma żebra. Coś podniosło się z trawy, co miało na grzbiecie pióra idealnie maskujące owe stworzenie. Była to pantera z piórami w kolorach pawia:
Po szramie na policzku, po przydomku i po tym, że leżała na ziemi, domyśliłem się, że zobaczyłem Liselotte.
Jako ostatniego zobaczyłem niebieskiego smoka, niedużo większego ode mnie. Wyglądał naprawdę imponująco.
Tu nawet nie musiałem zgadywać- Missile. Przeglądał się w kałuży z wyraźnym upodobaniem.

Missile? Ładny jesteś, co? XD

Nowy magiczny przedmiot!


Eliksir Animaga
Cena: 1500 ks. lub 2500 eq
Eliksir ten, sporządzany przez gobliny w odległych zakątkach świata, wygląda dość niepozornie, ale jego działanie jest niezwykłe. To nie ono jednak jest w nim najdziwniejsze: nie wszyscy, bowiem, potrafią go otworzyć. Jest to bardzo skomplikowany proces, gdyż, po otwarciu, wokół otwierającego dzieją się bardzo dziwne wydarzenia. Są one niebezpieczne, dlatego niewielu śmiałków podjęło się tego zadania. Wydarzenia te rzekomo wyłaniają najważniejsze cechy charakteru i zdolności danego wilka. Widzi je sam otwierający, a są one m.in. tym, czego on najbardziej się boi. Jeśli jednak uda mu się otworzyć butelkę (pokonując poszczególne przeszkody) będzie mógł przemieniać się, kiedy tylko chce, w zwierzę, do którego jest najbardziej podobny z charakteru. Zyska wówczas przydomek "Animag" z napisaną obok nazwą zwierzęcia, w które się zmienia.


                                                                        Wymyślone przez tola288

Od Lily C.D. Bena

-Dobrze. Ale nie będzie łatwo: posiadam obecnie bardzo chorą pacjentkę, Amber, więc muszę najpierw poinstruować mojego brata jak ją leczyć -stwierdziłam.
-Jasne, rozumiem. Ruszamy wieczorem. Dziś wieczorem, zgoda?
-Zgoda. Spotkamy się pod moją jaskinią o 22:00 -postanowiłam.
Ben przytaknął.
-Do tego czasu bądź już spakowany. Niestety, ja pewnie nie zdążę się spakować.
-Dobrze, nie ma problemu. To nie będzie długa trasa. Może z dwa dni, tydzień, no, ewentualnie miesiąc w jedną stronę... -Ben snuł swoje domysły .
Popatrzyłam na niego z przerażeniem.
-Nie no, żartowałem -dodał szybko.
Po tych słowach odprowadził mnie do mojej jaskini. 
* * *
Dziesięć minut przed 22:00 poinstruowałam Jamesa jak ma się opiekować Amber. Sam nic nie załapał, ale Amber posiadała najwyraźniej lepszą pamięć. 
Później pozostało mi się tylko wykręcić. Gdy moja pacjentka oznajmiła, że wytłumaczy Jamesowi, co ma robić, powiedziałam:
To świetnie, bo ja... Muszę gdzieś iść.
-Co? Gdzie się wybierasz? -spytał podejrzliwie James, marszcząc czoło. 
-Ekhem, no... no... Do cioci, która... pracuje na posterunku policji... i... i ... spadła z dachu... prosto w paszczę... no, tego... krasnoludka... wilkojada -wykręciłam się, mówiąc po kolei słowa, które jako pierwsze przychodziły mi do głowy. 
-Aha, czyli idziesz do cioci pracującej na posterunku policji, która spadła z dachu, wpadając w paszczę krasnoludka, który żywi się wilkami, tak? -spytał mój brat, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Uniósł wysoko brwi.
-Yyy... Tak, no właśnie. Lecę, pa! 
Pokuśtykałam do wyjścia z jaskini. Na szczęścia Ben nie czepiał się, że nie powinnam chodzić. 
-Lily, zatrzymaj się. Przecież nawet nie masz ciotki -usłyszałam jeszcze głos Jamesa w oddali. Udałam, że go nie usłyszałam i wyszłam z jaskini. Czekał przy niej Ben, który zabrał mnie na plecy i szybko wyniósł na jej tyły. W samą porę, bo James właśnie wychylił się, aby mnie zatrzymać.
-Uff... Dzięki -wyszeptałam.
-To drobiazg. Ale... Spóźniłaś się o 10 minut. 
-Wybacz.
Ben chyba się nie gniewał. Po chwili wybuchnął śmiechem, mówiąc:
-Twoja wymówka była genialna. Poważnie? Idziesz do ciotki, która...
-Dobra, dobra, nie jestem zbyt dobra w kłamaniu na szybko -mruknęłam. -Poza tym, on i tak wkrótce się dowie, gdzie byłam.
-A teraz ruszajmy. Masz wszystko, czego potrzebujesz?

Ben? Opiszesz drogę do jeziora?

Trzy zaadoptowane szczeniaki!

Imię: Hervi 
Drugie imię: -
Przydomek: "Leśnik"
Wiek: 1,9 
Płeć: wilk
Żywioł: Ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 1
Stanowisko: Za młody
Charakter: Hervi, chociaż zwykle jest bardzo poważny, to typ skory do szalonych zabaw, czasem nawet i bójek. Kocha ryzyko, a w jego sercu zawsze gościć będzie nutka szaleństwa. Jest odważny i zwykle staje w obronie dobra. Za przyjaciół mógłby skoczyć w ogień. Jest honorowy i ambitny, choć nienawidzi nauki i pouczania go, co ma robić. Nienawidzi wywyższających się typów i zawsze potrafi znaleźć ciętą ripostę na ich przechwałki.
Zalety: Bardzo wytrzymały i silny, a także szybki. 
Wady: Nie jest zbyt zwinny ani skory do nauki.
Rodzina: Przybrany ojciec Harry i przyrodnie rodzeństwo: Mallwyd i Vanilla
Zauroczenie: Nikt
Partner: Za młody
Szczeniaki: Za młody
Upomnienia: 0
Nick: tola288

--------------------------------------

Imię: Mallwyd
Drugie imię: Draggy
Przydomek: "Obudzony pod wodą"
Wiek: 4,4 lat 
Płeć: basior
Żywioł: Woda
Stopień umiejętności magicznych: 5
Stanowisko: uczeń
Charakter: Mallwyd ceni sobie dobrą zabawę, jak i kulturę. Jest jak moneta: ma dwie strony. Od zawsze przykładał się do nauki, być może dzięki temu jego stopień umiejętności magicznych jest na tak wysokim poziomie. Lubi poprawiać innych, gdy się pomylą, przez co często może wydawać się irytujący i nudny. Na co dzień jednak jest rozrywkowy i tym bardziej uwielbia adrenalinę.
Zalety: Wysoki poziom stopni magicznych, zwinność i szybkość. Posiada także ostre pazury, co często jest bardzo przydatne.
Wady: Nie jest jakimś wyjątkowym siłaczem. W przeciwieństwie do Hervi'ego, który jest jego "zastępczym bratem", nie jest również zbyt wytrzymały.
Rodzina: Był zbyt mały, gdy widział ją ostatni raz, więc jak niby miałby kogoś zapamiętać?

Obeznie ma  przybranego ojca Harry i przyrodnie rodzeństwo: Hervi i Vanilla
Zauroczenie: Jeszcze długa droga przed nim… chociaż?
Partner: za młody
Szczeniaki: za młody
Upomnienia: 0
Nick: tola288

----------------------------
Imię: Vanilla
Drugie imię: brak 
Przydomek: "Leśnik"
Wiek: 1,5 lat 
Płeć: wadera
Żywioł: Ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 1
Stanowisko: uczeń
Charakter: Vani nie czyni pozorów. Delikatna, otwarta wadera pragnąca nieść dobro na tym świecie, jak znicz. Ciężko powiedzieć czy w ogóle kiedyś spotkała się ze złem. Być może Vanilla zna jedynie świat pełen miłości, słońca i kwiatuszków. Z początku, gdy się ją spotka, można odnieść wrażenie, że jest nieśmiała. Nic bardziej mylnego. Ta żółciutka kulka jest ufna i bardzo przyjacielska. Właściwie gdyby tylko mogła powiększałaby jedynie ilość swoich przyjaciół.
Zalety: Dobrze zbudowana, co sprawia, że jest wytrzymała i szybka, a także silna jak na waderę. 
Wady: Nie jest mistrzynią wymijania przeszkód i zwrotów.
Rodzina: Przybrany ojciec Harry i przyrodnie rodzeństwo: Mallwyd i Hervi
Zauroczenie: Jak każda mała dziewczynka marzy o swoim księciu z bajki.
Partner: za młody
Szczeniaki: za młodyUpomnienia: 0
Nick: tola288

Od James'a C.D. Amber

Lily przygotowała odpowiednią porcję ziół i lekarstw, które Amber miała zażyć w odpowiedniej kolejności, w specyficznych ilość i innych rzeczach, które przyprawiały mnie o zawrót głowy. Gdy skończyła wymieniać wszystko, co Amber musi zrobić w ciągu najbliższej godziny, spytała się mnie:
-Zajmiesz się tym?
Spojrzałem na nią nieobecnym wzrokiem, a Amber wybuchnęła śmiechem. Cieszyłem się, że dzięki mojej słabej wiedzy, jeśli chodzi o medycynę, wadera mogła choć na chwilę zapomnieć o chorobie.
-Co? -spytałem. -Co mam zrobić?
Lily przewróciła oczami, ale Amber, wciąż z lekkim uśmiechem na pyszczku, szybko powiedziała:
-Spokojnie. Zapamiętałam. Powiem mu, co ma zrobić.
Wymieniłem z Amber pełne humoru spojrzenia, gdy Lily odetchnęła z ulgą.
-To świetnie, bo ja... Muszę gdzieś iść.
-Co? Gdzie się wybierasz? -spytałem podejrzliwie, marszcząc czoło. 
-Ekhem, no... no... Do cioci, która... pracuje na posterunku policji... i... i ... spadła z dachu... prosto w paszczę... no, tego... krasnoludka... wilkojada. 
-Aha, czyli idziesz do cioci pracującej na posterunku policji, która spadła z dachu, wpadając w paszczę krasnoludka, który żywi się wilkami, tak? -spytałem, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Uniosłem wysoko brwi.
-Yyy... Tak, no właśnie. Lecę, pa!
-Lily, zatrzymaj się. Przecież nawet nie masz ciotki.
Ale Lily pokuśtykała już do wyjścia z jaskini. Wychyliłem się z wyjścia, aby jej powiedzieć, żeby nie robiła ze mnie idioty, ale ona już zniknęła z punkty widzenia.
-To dziwne... -powiedziałem, drapiąc się po czole.
-Co jest dziwne? -spytała Amber.
-Lily bardzo wolno się porusza, a teraz zniknęła mi w sekundę z pola widzenia. To znaczy, że ktoś jest razem z nią. Pewnie Ben -nawet nie starałem się ukryć wrogości w głosie. - Jak myślisz, o co w ogóle chodzi?
(Amber?)

Od Bena C.D. Lily

-Tak... tak... To niby legenda... -powiedziałem tajemniczo wyciągając z mojej torby skrawek papieru. 
-Co masz na myśli? -zapytała Lily.
-No, bo wiesz... Kilka lat temu, gdy jeszcze nie byłem w tej watasze, wędrowałem z miejsca na miejsce w poszukiwaniu tymczasowych prac. Pomagałem wielu wilkom itp. No, ale dobra, nie będę mówić mojej całej historii... Przewinę ciut... Po kilku takich moich akcjach ratunkowych pewien starzec zaczął mi się przyglądać, w sumie to śledzić. I za kilka następnych miesięcy, ten staruszek dał mi mapę mówiąc:
-Drzemie w Tobie ogromna dobroć, pomagasz wszystkim, czasem nawet wrogowi... Daję Ci tę mapę. Prowadzi do legendarnego Jeziora Szczęścia, to w nim jest ta niezwykła woda. Droga do tego jeziora jest na tej mapie dokładnie napisana. Kiedyś może Ci się to przydać... 
Powiedział, a następnie uciekł. Zastanawiałem się, czy to prawda, ale kiedyś, zaprowadziłem tam bardzo słabego basiora. Też cierpiał bardzo poważnie. Udało się go wyleczyć. Woda Szczęścia naprawdę okazała się, że nie jest legendą... -odpowiedziałem do zdziwionej wadery. 
-Naprawdę? Nie kłamiesz? 
-A co? Nie wierzysz mi? Pewnie, że nie kłamię. -odparłem -A jakbyśmy się gdzieś po drodze zgubili, ta mapa zmieni swój obraz i pokażę drogę z powrotem.
Przez chwile milczeliśmy. Wadera obficie myślała, a ja obserwowałem ją.
-To może się udać... -szepnęła
-Musimy tylko tam pójść, kiedy nikt tego nie zobaczy, najlepiej w nocy. -powiedziałem

Lily?

wtorek, 21 lipca 2015

Nieobecność

Znowu wyjeżdżam i znowu nie będę mogła prowadzić przez pewien czas bloga. Wracam 30.07., a do tej pory spokojnie możecie pisać opowiadania. Zostaną one jedynie wstawione z opóźnieniem ale na pewno ich nie pominę także kiedy wrócę mam nadzieję, że zastanę skrzynkę pełną nowych opowiadań  ;*

Emriv

poniedziałek, 20 lipca 2015

Od Amber C.D. Gone

Leżąc w jaskini medyków myślałam o Gone. Była dla mnie jak rodzina, jak siostra, której nigdy nie miałam. Wypadałoby powiedzieć jej o mojej chorobie, skoro jest ona tak poważna. Sama nie mogłam się ruszać, więc postanowiłam wysłać do niej kogoś, w rodzaju mojego ''ducha''. Do złudzenia przypominał on mnie, ale tak naprawdę składał się po prostu z wody i mgły. Mogłam wcielać się w niego podczas snu. Widoczny był tylko dla osoby, do której ma dotrzeć. Kiedy zasnęłam można powiedzieć, że ''obudziłam się'' w nim. Pod jego postacią szybko wyszłam z groty w poszukiwaniach. Na dworze szalała burza. Obecność Gone wyczułam w okolicy wodospadu, więc właśnie tam się skierowałam. Po dość ciężkiej wędrówce w końcu ją odnalazłam. W tej samej chwili wadera spostrzegła moją postać i zaczęła mnie nawoływać. Zbliżyłam się do niej i krzyknęłam, aby podążała za mną. Na jej pysku widziałam zdezorientowanie. Nie wiedziała, gdzie mogę ją ciągnąć w taką pogodę, ale w końcu ośmieliła się za mną pójść. Zaprowadziłam Gone wprost do groty medyków. W jej wnętrzu duch rozpłynął się w powietrzu, a ja powróciłam do swojego ciała i obudziłam się.
- Amber? Przecież przed chwilą byłaś na dworze...Jakim sposobem nagle tutaj leżysz? - Gone całkowicie przemoczona usiadła obok mojego posłania zasypując mnie pytaniami. Spokojnie wytłumaczyłam jej całą zaistniałą sytuację. Opisałam też chorobę, skąd się wzięła, jaki będzie przebieg leczenia. Po moich wszystkich wytłumaczeniach wadera rozpłakała się i przytuliła mnie tak, jakby chciała tym ochronić mnie przed tym wszystkim co się dzieje. Widać było, że też bardzo to przeżywa. 
- Gone...A Cheerylane? Ona jest teraz sama w Twojej jaskini? Mała na pewno boi się burzy. Biegnij i zajmij się nią, spokojnie. Na pewno ciągle tutaj będę. A nawet gdyby coś...Jest tu przecież James. Nic mi się nie stanie. - mimo ciężkiej sytuacji starałam uśmiechnąć się choć trochę, ale wyszedł z tego niezbyt wyraźny grymas. 

[Gone? Gdybyś nie wiedziała o co chodzi z chorobą Amber, to przeczytaj sobie na spokojnie moją najnowszą odpowiedź do opowiadania James'a default smiley ;)]

Od Amber C.D. James'a

Ben postawił Lily na nogi, pożegnał się z nią i wyszedł. Po jego wyjściu wadera wyczuła na sobie zniecierpliwiony wzrok James'a i mój. Jak najszybciej mogła pokuśtykała do swojego stołu z ziołami i różnorakimi buteleczkami. Tam położyła przed sobą wyciągniętą z torby księgę w skórzanej oprawie. Na jej okładce lśniły wielkie, pozłacane litery ułożone w jakiś niezrozumiały dla mnie napis. Wyglądała na bardzo cenną. Lily delikatnie otworzyła ją i prawie nie dotykając kartek nerwowo je przerzucała szukając czegoś. W końcu w jej oczach pojawiły się widoczne iskierki - znak, że znalazła to, czego szukała. Pozostawiła księgę otwartą i podeszła do mnie. Tak naprawdę bałam się, że usłyszę od niej coś złego. Można powiedzieć, że miałam dość trafne przeczucie.
- Tak więc, Amber...Wiem, co to za choroba. Jest to bardzo rzadka ''Meriplazja''. Dotyka ona wilki, które nigdy w życiu na nic nie chorowały, co jest dość niespotykane - w końcu każdy kiedyś na coś chorował, nawet jeśli było to tylko zwykłe przeziębienie. Objawia się tak jak u Ciebie omdleniem, utratą przytomności, bezwładnością, zaburzeniem wzroku i ogólnym bólem. Z początku uznawałam Twój przypadek za błahy, ale skoro to się powtórzyło...Nie miałam nawet pojęcia, że takie ''coś'' istnieje. Gdyby nie nasza szamanka, eh - szkoda gadać. Oczywiście można to leczyć, ale jest to długotrwała kuracja. Codzienne wywary z ziół, ciągły odpoczynek, zero stresu, hałasu i odpowiednie leki, po które wyruszę jutro wraz z Ben'em. Trzeba stosować je tak długo, aż zobaczymy efekty. Nie martw się Słońce, wyciągniemy cię z tego... - wadera uśmiechnęła się starając dodać mi trochę otuchy. Ciężko było mi uwierzyć w to, co usłyszałam. Czemu ja, czemu teraz?
- Rozumiem, ale co z tym, że ciągle jestem bezwładna? Kiedy to minie? Nie mogę się nawet poruszyć... - kiedy zadałam to pytanie zaczęło zbierać mi się na płacz. Uświadomiłam sobie wtedy co się ze mną dzieje. 
- Bezwładność będzie Ci towarzyszyć, aż do końca leczenia...Spokojnie, Amber. Uda nam się wygrać tą walkę.
- Chwila...wygrać walkę? To znaczy, że to choroba śmiertelna? 
Nie musiałam czekać na odpowiedź. Lily zwiesiła głowę, z jej oczu poleciała delikatna, przejrzysta łza. Śmierć? To właśnie mnie czeka? Nie, ja się nie poddam. I choć z moich oczu leciały łzy, a w głowie krążyły najczarniejsze myśli zdecydowałam się na bunt. Nie pozwolę chorobie mnie wykończyć. 
- Amber... - poczułam, jak James głaszcze mnie po łapie. W moją skórę wniknęło jego kojące ciepło. - Będę przy Tobie cały czas. Nie spuszczę Cię z oka. Pomogę wygrać z chorobą. Nie dam jej nam Ciebie odebrać. - w jego oczach zobaczyłam współczucie, troskę, smutek i wolę walki. Chciałam wstać i przytulić go za tak ciepłe słowa, ale oczywiście nie mogłam. Musiałam przyzwyczaić się do bezwładności, skoro będzie ze mną przez dłuższy okres. 
- Dziękuję James. - wyszeptałam patrząc basiorowi w oczy. 
James?

Od Missile C.D. Nica (Misja)

Zadając to pytanie sam zacząłem się zastanawiać. 
-O..! O..! -wykrzyknął Aris -A może Szare Myszy?
-Nie -odpowiedzieliśmy jednocześnie. 
Po kilku minutach, wpadł mi do głowy pewien pomysł. 
-A może tak Podniebni Rycerze? -zapytałem
Nastąpiła chwila milczenia. Jak widać wszyscy się zastanawiali. 
-Zgoda -odpowiedzieli. 
-Wow...! Jacy jesteśmy zgrani -zaśmiałem się. -Ciągle mówimy coś jednocześnie.
-A może każdy będzie miał jakąś ksywkę? -zaproponował Aris. 
-Nie jest to taki głupi pomysł -odpowiedziała Lisa. 
-Niech najpierw jedna trójka zastanowi się nad ksywką czwartej osoby, a potem tak cięgle zmieniające te osoby. A może w ogóle to nie będzie ksywka tylko nazwa zwierzęcia, która pasuje do wybranej osoby? -dodał Aris. 
-Może być. Ale Tobie jako pierwszemu wymyślimy zwierzę -powiedziałem z uśmiechem. 
Stanęliśmy w kole i zaczęliśmy myśleć. 
-Hm... Aris jest podobno niezwykle inteligentny... Może Ognisty Delfin, bo przecież delfiny to jedne z mądrzejszych zwierząt? -zapytała Lisa.
Zgodziliśmy się i podeszliśmy do Aris'a. Wziąłem mój miecz i mianowałem Aris'a:
-Nadaję Ci imię Ognisty Delfin. 
-Jej! -wykrzyknął Aris. -A teraz komu wymyślamy ksywę? Może Nico? 
Tak więc teraz Nico czekał na nas siedząc na kamieniu. Znów zacząłem "ceremonię".
-Nadaję Ci imię Czarny Widłoróg. 
I tak nadeszła kolej na Lisę. 
-Mam genialny pomysł -oznajmiłem. -Może tak Baśniowa Różowa Królewna? 
Oboje popatrzeli na mnie wzrokiem mówiącym "na serio?'', ale jednak widziałem, że trochę ich to rozbawiło. 
-Tak na serio, to może Przyczajona Pantera? -zaproponowałem.
-Tak. -odpowiedzieli. 
Podszedłem do Lisy wmawiając:
-Nadaję Ci imię Baśniowa Różowa Księżniczka.
Wadera popatrzała na mnie ze złością. 
-Tak naprawdę to Przyczajona Pantera. 
A teraz wszyscy ustawili się, by nadać mi imię. Słyszałem tylko jakieś szepty i po chwili wyszli, by nadać imię mi. 
-Lisa zastąpi Cię mówiąc nadaję ci imię... -powiedział Aris.
Z niechęcią podałem Lisie swój sztylet. Wadera wzięła go. 
-Nadaję Ci imię Świnka Pepe -oznajmiła.
Spojrzałem na nią ze złością i warknąłem. 
-No dobrze, tak naprawdę Wodnisty Smok. -powiedziała. 
-A teraz wybierzmy kto będzie jaką rolę odgrywał w naszej paczce -powiedziałem. -Ja będę szefem, bo to ja znalazłem mapę i wpadłem na pomysł z wyprawą. -Nikt nie zaprzeczał. -Moją prawą ręką, moim zastępcą będzie Nico, bo Aris jest z nas najmłodszy. Zgadzasz się?
-Tak Sir! To dla mnie zaszczyt! -powiedział uśmiechając się.
-A w sumie dlaczego nie ja? -oburzyła się wadera.
-Bo nie. -odpowiedziałem krótko i kontynuowałem -Aris będzie od strategii, a Lisa będzie zwiadowcą, szpiegiem. Zgoda? 
-No dobra... -odpowiedziała Lisa.
Aris też się zgodził. 
-Teraz wszyscy niech się spakują. Pamiętajcie o jedzeniu. zbiórka pod fontanną za godzinę. -powiedziałem i też udałem się do jaskini. 
Zabrałem przedmioty magiczne, które mogą nam się przydać, czyli cztery pierścienie telepatyczne, dwa jabłka przemiany, dwa eliksiry niewidzialności, Pył z gwiezdnych kwiatów. Zapakowałem też mojego pluszowego miśka, dużą ilość jedzenia i picia, linę, dwa sztylety, jeden łuk z zestawem różnych strzał, jedną szpadę i jeden miecz, wziąłem także namiot (Jest składany i kiedy jest złożony jest jakoś dziwnie mały, normalnie dałoby się ko wcisnąć do słoika) i kilka innych rzeczy. O wyznaczonej godzinie zebraliśmy się nad fontanną. Wszyscy mieli dość duży bagaż. 
-I co? Gotowi po przygodę? -zapytałem entuzjastycznie, by ich rozweselić, bo nawet ja nie byłem przekonany czy dobrze robimy idąc tam. 
-Tak... tak... -odpowiedział Aris.
-No dobrze. Jeszcze tak dla zaufania obiecuję, że nie zrobię wam dopóki nie wrócimy do Watahy Wspomnień, że nie zrobię wam ani jednego z moich lekko złośliwych dowcipu. -powiedziałem. 
Gdy ruszyliśmy się o zaledwie cztery kroki, Aris nas zatrzymał. 
-Skoro mam myśleć jak strateg, stwierdzam, że nie możemy tam iść -odparł. -Nie możemy iść tamtą stroną. Musimy przejść okrężną drogą przez las, bo przecież tamtędy będą szły te służby specjalne. Co będzie jak się na nich natkniemy? Więc trzeba iść tak jak mówię.
-Masz rację -przyznał Nico. 
-No, Aris! Nieźle myślisz -odparłem. 

Nico? Zaczyna się nasza przygoda! default smiley :d