Usiadłam w chyba najpiękniejszym miejscu w watasze, czyli przy jeziorze. Wiatr łagodnie muskał moją sierść, a dookoła widać było w tylko wrzosy, których zapach unosił się w powietrzu. Spojrzałam w swoje odbicie w tafli wody.
"Dobra, teraz się skup" - pomyślałam, próbując stworzyć przynajmniej maciupeńką falę. - "No dalej!"
Nie wiem, ile trwałam w tej pozycji. Godzinę, pół? Zupełnie straciłam poczucie czasu. W końcu się poddałam. Głupia woda. Może zajmę się ciemnością, albo powietrzem? W sumie, czemu nie?
Prawie podskoczyłam ze strachu, kiedy nagle za swoimi placami usłyszałam czyjś głos:
- Oj, coś ci nie idzie.
Odwróciłam głowę w stronę wilka.
Ktoś? Opowiadanie hiper-krótkie, ale jest :]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz