Gdy moja opiekunka skończyła, popatrzyłem się na nią z wyczekiwaniem.
-No co? -spytała. -Robisz tak wielkie oczy, jakbym zaraz miała cię udusić.
Zignorowałem jej porównanie.
-Będzie żyła? Wyleczyłaś ją? Da radę jeszcze kiedykolwiek otworzyć oczy...? -Pytania z moich ust szły dziesiątkami, więc Resa zamknęła mi pysk łapą.
-Tak, raczej... Ale nie rób sobie zbyt wielkiej nadziei. Czekaj tu i pilnuj, czy nie rośnie jej gorączka. -Resa wzdrygnęła się. Podobno jej córkę zabiła zbyt wysoka gorączka...- Jeśli temperatura będzie dalej rosła, wiesz, co masz robić.
Szybko zmierzyłem, ile ma obecnie.
-37 stopni. Gorączka. Lecę po wywar, zanim...
-Stop, stop, stop! -Resa położyła mi łapę na pysku, hamując mnie i sprawiając, że biegnę w miejscu. -Dokąd tak pędzisz? Ma tylko stan podgorączkowy. To dobrze- to znaczy, że jej organizm walczy z toksynami.
Przewróciłem oczami. Moja opiekunka nigdy nie traci okazji, żeby wzbogacić moją wiedzę zielarską.
-Dobra, będę wiedział na przyszłość. Ale gdzie ty chcesz iść?
-Muszę się pozbyć z naszych terenów tego wilka. Opowiadałeś, że Hope go związała, ale to raczej nie wystarczy. Poza tym, muszę zawiadomić Alfę o wkroczeniu nieprzyjaciela na nasz teren. Może to poskutkować wojną. Coś tak posmutniał? MOŻE, nie musi.
-Ale... Jeśli on ciebie też ugryzie? Ciebie nie ma kto zabrać wojowniczo na łapy jak ja! -powiedziałem, dumnie wypinając pierś. Zaśmiała się.
-Z tego co wiem, ty ją raczej wlokłeś! - Znów wybuchnęła śmiechem. Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem, wzrokiem pytającym "skąd to wiesz?".
-Powiedzmy, że... Mam oczy dookoła głowy.
Patrzyłem na nią podejrzliwie, ale ona to zignorowała i poszła po tą dziką bestię.
Parę godzin później, po niezliczonych wywarach na gorączkę, które musiałem przygotować, Hope nieśmiało otworzyła oczy. Próbowała ukrywać ból, ale ja wiedziałem, że cierpi. Czułem to.
Hope?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz