Znowu ten sen! Znowu ten okropny sen! Śniłam o biegu w lesie. Ni emogłam się zatrzymać ani wybudzić. Sen był dokładnie taki sam jak za pierwszym i drógim razem. Noc, jasny księżyc, prosta droga. Drzewa zmieniłały się, aż wreszcie wyglądały jak identycznie: czarne, smukłe, o gładkich pniach. Wszędzie poniżej drzew panowała pustka. Biegłam tak aż zobaczyłam przed sobą światło. Wiedziałam już, że sen zbliża się ku końcowi. Właśnie w tym momenci ekiedy jasność mnie pochłaniała zawsze się budziłąm. Nie inaczej było tym razem.
Zamglony obraz powoli się wyostrzył. Nadal znajdowałam się w grocie Resy, a nade mną stał Nico. Oprócz nas w grocie nie było nikogo.
- Gdzie jest Resa? - spytałam.
- Poszła złapać tego wilka i zawiadomić Alfę
- Aha... - z trudem podniosłam się i usiadłam. Trochę kręciło mis się w głowie.
- Czekaj! - Nico zmierzył mi temperaturę - Uff...gorączka już prawie przeszła.
Spojrzałam na ranę na mojej łapie. Bandaż przesiąknął pachnącymi wywarami leczniczymi ale też czymś czarnym. Bałam się wiedzieć jak wygląda moja łapa ale jak zwykle ciekawość zwyciężyła i odgięłam kawałek bandaża. Rana już nie krwawiła. Zamiast tego wypływała z niej jakaś czarna gęsta klejąca maź. Jak przez mgłę pamiętałam kawałki rozmowy Resy i Nica. Wadera mówiła coś o truciźnie...? Zrobiło mi się niedobrze i postanowiłam znowu się położyć. Ledwie dotknęłam głową podłogi do środka gwałtownie weszła Resa. Nico aż podskoczył. Gdybym była w pełni sił zapewne tez bym się tak zachowała.
Co więcej wilczyca niosła jakiegoś skrzydlatego wilka (ta wadera miała nie mało siły). Położyła go na ziemi i dopiero wtedy zobaczyłam jego wielką ranę owinięta prowizorycznym bandażem.
- Co się stało?! - zapytał Nico.
- Ten wilk znowu zaatakował - odparła wilczyca ciężko dysząc ale jednocześnie już zabierając się za przyrządzanie leków.
- Nie złapałaś go?
- Nie.
- Uciekł?
- Tak.
- A powiedziałaś Alfie? A kiedy zaatakował? Z kąd wiesz, że to ten sam?
- NICO! PRZESTAŃ!
Nico położył uszy po sobie.
- No dobra...przepraaaszam.
Resa w skupieniu leczyła rannego basiora, a ja przyglądałam się jak jej łapy śmigają pośród maści, bandaży i eliksirów. Leżąc tak zasnęłabym gdyby nie kolejne trzy wilki, które po jakiejś półgodzinie wparowały do groty. Wśród nich rozpoznałam Reę, Emriv i Kirkhe. O matko! My się tu zaraz wszyscy nie pomieścimy! - pomyślałam widząc jak w co prawda przestronnej jaskini robi się tłok. W końcu siedem wilków to sporo nawet jak na dużą grotę.
- Hope! - Rea podbiegła do mnie - Co jej się stało? - zwróciła się do Resa, która już skończyła leczyć basiora.
- Zaatakował ją ten sam wilk.
- Ekstra... - odparła sarkastycznie po czym spojrzała na moją ranę - To trucizna?
- Tak, ale chyb ado wyleczenia.
Rea podeszła do skrzydlatego wilka i obejżała jego ranę.
- Dla czego u niego nie ma tej czarnej mazi? Nie został otruty?
- Jeszcze nie wiadomo. Wygląda na to, że nie ale to by było co najmnije dziwne. Być może trucizna jeszcze nie zaczęła działać. Nie wiem. Nigdy nie widziałam tego rodzaju trucizny...
Cisza.
- Serio? - burknęła ironicznie Kirkhe przerywając tym samym chwilowe milczenie. Rea spiorunowała ją wzrokiem, a wilczyca tylko wzruszyła ramionami i usiadła pod ścianą.
- Nie wiem co o tym myśleć - odezwała się Emriv - Te ataki...
- To na prawdę nie w stylu Watahy Cienia - dodała Rea - Oni to by nas od razu okrążyli albo zaatakowali prosto z mostu, a nie takie tam wysyłanie morderców.
- W najbliższym czasie trzeba będzie zorganizować zebranie - powiedziała Emriv - Trzeba ostrzedz wilki żeby miały się na baczności. Inaczej ja , Resa i Baltazar będziemy mieli jeszcze więcej roboty.
Resa? Nico? Harry?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz