piątek, 26 czerwca 2015
Od Daiki C.D. Rachel
Kątem oka zobaczyłam jak Rachel trafiona piorunem opada bezsilnie na ziemię. W tym samym momencie burza zaczęła się rozpadać, a nasza kontrola nad nią słabnąć. Chmury rozwiały się ukazując zachodzące słońce. Wiatr ustał, deszcz powoli przestał padać. Usłyszałam jeszcze kilka oddalających się grzmotów, a potem wszystko umilkło. Wszędzie dookoła leżał nie naruszony śnieg jakby nic się nie stało. Ten piękny zimowy krajobraz szpecił jedynie wygasły czarny jak onyks wulkan teraz zawalony do połowy. Emriv, Aust, Connie, Rea i ja podeszłyśmy powoli i ostrożnie do ciała Rachel. Jednak kiedy zbliżyłyśmy się na odległość czterech metrów stało się coś czego żadna z nas się nie spodziewała. W jednej chwili ciało Rachel rozwiało się i zmieniło w wiatr. Wietrzna Rachel poleciała lekko wysoko w górę po czym znikła na tle nieba.
- Ale jak to... - zaczęła zdezorientowana Rea ale żadna z nas jej nie odpowiedziała. Nawet Emriv nie wiedziała co się stało z Rachel. Przez chwilę stałyśmy w ciszy nie wiedząc co zrobić. Lekki wiatr targał moje brązowe futro, a mróz chłodził nos i końce uszu. Nagle Alfa odezwała się.
- To nie jest koniec.
Wszystkie spojrzałyśmy na nią nie rozumiejąc o co jej chodzi gdy nagle odezwała się wilczyca, po której najmniej bym się tego spodziewała.
- Musimy znaleźć Ishtar - przypomniała sobie Connie, a jej źrenice powiększyły się do rozmiarów kasztanów.
Nie miałam okazji zobaczyć dokładnie groty Nefary od środka ale założę się, że wcześniej wyglądała o wiele...hm...ładniej? Jeśli można tak powiedzieć o siedzibie wroga. Teraz, gdy w piątkę stanęłyśmy w wejściu naszym oczom ukazała się czarna zawalona do połowy jaskinia. Na samym środku leżała wielka sterta gruzu, a po lewej przez ogromną dziurę można było zobaczyć niebo. Powoli weszłyśmy do środka kaszląc od unoszącego się jeszcze wszędzie kurzu. Ostrożnie stąpałyśmy po ruchomych kamieniach i przechodziłyśmy pod ogromnymi głazami nawołując niejaką Ishtar. Nagle Aust stanęła w bezruchu.
- Ćśśśś... chyba coś słyszałam - wszystkie zatrzymałyśmy się tam gdzie byłyśmy stałyśmy i zaczęłyśmy nasłuchiwać. Po chwili do moich uszu dotarł jakiś stłumiony krzyk. Dochodził z głębi groty gdzieś daleko przed nami.
- To tam - powiedziałam wskazując łapą dokładne miejsce, z którego moim zdaniem wydobywał się dźwięk. Podeszłyśmy jeszcze trochę, przeczołgałyśmy się pod paroma głazami i dotarłyśmy do środka siedziby Nefary. Plama smuga światła oświetlała małą przestrzeń wokół olbrzymiej misy roztrzaskanej na pół.
- Tutaj! - znowu ktoś krzyknął. Tym razem krzyk był już na tyle blisko, że z łatwością go zrozumiałam. Przedarłyśmy się przez dalsze gruzy aż w końcu zatrzymałyśmy się przy zasypującej dalsze przejście stercie kamieni - Hej! - głos wilczycy dochodził ze środka.
- Kopiemy! - zawołała Rea.
- Nie, mam lepszy pomysł - Emriv wskazała łapą kamienie, które zaczęły drżeć, a następnie unosić się w powietrzu. Alfa machnęła łapą w prawo i wszystkie kamienie poleciały w tamtą stronę by następnie opaść na ziemię. W kłębach kurzu pojawiła się sylwetka wilczycy, która następnie powoli wyszła z pomiędzy pozostałych gruzów i podeszła do nas otrzepując się. Już po chwili stanęła przed nami szczupła i nie wysoka wilczyca. Jej zakurzone futro było koloru beżowego z białymi łatami na brzuchu i pysku. Miała błękitne oczy duże uszy przebite czarnymi kolczykami. Na ciele widniały liczne rozcięcia ale na pysku malował się uśmiech.
- Connie... - Ishtar przytuliła małą wilczycę - Zawsze w ciebie wierzyłam - poparzyła na nas - A wy? Z jakiej jesteście watahy?
Emriv otworzyła już pysk żeby odpowiedzieć kiedy Rea jej przerwała.
- Z Watahy Wspomnień rzecz jasna!
Emriv zerknęła gniewnie na waderę owiniętą niebieskim szalikiem, ale ta nie zwróciła na nią uwagi.
- Nie znam takiej watahy... - odparła Ishtar - Ale...możemy zostać sojusznikami - rozpromieniła się.
I tak tez się stało. Po wyjściu z groty rozdzieliłyśmy się: ja, Emriv, Rea i Aust udałyśmy się na południowy wschód, a Connie i Ishtar ruszyły prosto na wschód do swojej watahy.
- Jesteście! - Jacob wyskoczył z groty Bet taranując nas tylko po to żeby nas przywitać - Emriv! Przeżyłyście! Dałyście radę! Wiedziałem, że tak będzie! Pokonałyście Nefarę?! Prawda?! Prawda! Wiesz jak te wilki się o was bały?! Ale ja najbardziej!
- Tak Jacob - przerwała mu Emriv - Podejrzewam, że świetnie spisałeś się w roli zastępcy Alfy pod moją nieobecność. I tak, pokonałyśmy Nefarę...
- No właśnie! Wiedziałem! Jesteście niesamowite! Cała wasz szóstkaaaa.... - dopiero teraz zauważył, że jest nas pięć - Am...e...no tak. Cała...piątka chciałem powiedzieć.
- Jak widać każde zwycięstwo zdobywa się za jakąś cenę - westchnęła Emriv.
KONIEC :)
- Ale jak to... - zaczęła zdezorientowana Rea ale żadna z nas jej nie odpowiedziała. Nawet Emriv nie wiedziała co się stało z Rachel. Przez chwilę stałyśmy w ciszy nie wiedząc co zrobić. Lekki wiatr targał moje brązowe futro, a mróz chłodził nos i końce uszu. Nagle Alfa odezwała się.
- To nie jest koniec.
Wszystkie spojrzałyśmy na nią nie rozumiejąc o co jej chodzi gdy nagle odezwała się wilczyca, po której najmniej bym się tego spodziewała.
- Musimy znaleźć Ishtar - przypomniała sobie Connie, a jej źrenice powiększyły się do rozmiarów kasztanów.
Nie miałam okazji zobaczyć dokładnie groty Nefary od środka ale założę się, że wcześniej wyglądała o wiele...hm...ładniej? Jeśli można tak powiedzieć o siedzibie wroga. Teraz, gdy w piątkę stanęłyśmy w wejściu naszym oczom ukazała się czarna zawalona do połowy jaskinia. Na samym środku leżała wielka sterta gruzu, a po lewej przez ogromną dziurę można było zobaczyć niebo. Powoli weszłyśmy do środka kaszląc od unoszącego się jeszcze wszędzie kurzu. Ostrożnie stąpałyśmy po ruchomych kamieniach i przechodziłyśmy pod ogromnymi głazami nawołując niejaką Ishtar. Nagle Aust stanęła w bezruchu.
- Ćśśśś... chyba coś słyszałam - wszystkie zatrzymałyśmy się tam gdzie byłyśmy stałyśmy i zaczęłyśmy nasłuchiwać. Po chwili do moich uszu dotarł jakiś stłumiony krzyk. Dochodził z głębi groty gdzieś daleko przed nami.
- To tam - powiedziałam wskazując łapą dokładne miejsce, z którego moim zdaniem wydobywał się dźwięk. Podeszłyśmy jeszcze trochę, przeczołgałyśmy się pod paroma głazami i dotarłyśmy do środka siedziby Nefary. Plama smuga światła oświetlała małą przestrzeń wokół olbrzymiej misy roztrzaskanej na pół.
- Tutaj! - znowu ktoś krzyknął. Tym razem krzyk był już na tyle blisko, że z łatwością go zrozumiałam. Przedarłyśmy się przez dalsze gruzy aż w końcu zatrzymałyśmy się przy zasypującej dalsze przejście stercie kamieni - Hej! - głos wilczycy dochodził ze środka.
- Kopiemy! - zawołała Rea.
- Nie, mam lepszy pomysł - Emriv wskazała łapą kamienie, które zaczęły drżeć, a następnie unosić się w powietrzu. Alfa machnęła łapą w prawo i wszystkie kamienie poleciały w tamtą stronę by następnie opaść na ziemię. W kłębach kurzu pojawiła się sylwetka wilczycy, która następnie powoli wyszła z pomiędzy pozostałych gruzów i podeszła do nas otrzepując się. Już po chwili stanęła przed nami szczupła i nie wysoka wilczyca. Jej zakurzone futro było koloru beżowego z białymi łatami na brzuchu i pysku. Miała błękitne oczy duże uszy przebite czarnymi kolczykami. Na ciele widniały liczne rozcięcia ale na pysku malował się uśmiech.
- Connie... - Ishtar przytuliła małą wilczycę - Zawsze w ciebie wierzyłam - poparzyła na nas - A wy? Z jakiej jesteście watahy?
Emriv otworzyła już pysk żeby odpowiedzieć kiedy Rea jej przerwała.
- Z Watahy Wspomnień rzecz jasna!
Emriv zerknęła gniewnie na waderę owiniętą niebieskim szalikiem, ale ta nie zwróciła na nią uwagi.
- Nie znam takiej watahy... - odparła Ishtar - Ale...możemy zostać sojusznikami - rozpromieniła się.
I tak tez się stało. Po wyjściu z groty rozdzieliłyśmy się: ja, Emriv, Rea i Aust udałyśmy się na południowy wschód, a Connie i Ishtar ruszyły prosto na wschód do swojej watahy.
- Jesteście! - Jacob wyskoczył z groty Bet taranując nas tylko po to żeby nas przywitać - Emriv! Przeżyłyście! Dałyście radę! Wiedziałem, że tak będzie! Pokonałyście Nefarę?! Prawda?! Prawda! Wiesz jak te wilki się o was bały?! Ale ja najbardziej!
- Tak Jacob - przerwała mu Emriv - Podejrzewam, że świetnie spisałeś się w roli zastępcy Alfy pod moją nieobecność. I tak, pokonałyśmy Nefarę...
- No właśnie! Wiedziałem! Jesteście niesamowite! Cała wasz szóstkaaaa.... - dopiero teraz zauważył, że jest nas pięć - Am...e...no tak. Cała...piątka chciałem powiedzieć.
- Jak widać każde zwycięstwo zdobywa się za jakąś cenę - westchnęła Emriv.
KONIEC :)
czwartek, 25 czerwca 2015
Od Lily "Pierwszy dzień. Pierwsze wrażenie. Ale czy dobre...?"
Na skąpanej w blasku słońca, niewielkiej uliczce, pokrytej niezliczonymi dziurami czy wybojami, jak zwykle nie widać było żywej duszy. Oprócz paru wolno sunących pojazdów, handlarzy czy kupców w najbliższej okolicy nie było nikogo. No... Może z wyjątkiem dwóch wilków. Lily i Jamesa. Choć tej pierwszej nie do końca można nazwać wilkiem... Przynajmniej to ja tak odczuwam. Jest kaleką. I to w jakim stopniu! Nie może chodzić. Jak coś można nazwać wilkiem, ba, duszą!, jeśli to coś nie potrafi nawet ruszyć się z miejsca, przez co jest zależne od innych. Dobra, koniec z tym pisaniem o sobie w trzeciej osobie. Lily, to ja. Czasem czuję się jak pasożyt: zależna od innych, karmiąca się tym, co zdobędą moi żywiciele... Choć fakt faktem, moi "żywiciele", a w zasadzie "żywiciel" zgodził się na opiekę nade mną dobrowolnie. Zanim on cokolwiek zje, zawsze dba o to, abym to ja pierwsza zaspokoiła swoje wymogi żywieniowe. Zupełnie jak pasożyt, co nie? Ale nie myślicie zaraz o mnie źle! Chociaż nie, możecie, nie zasługuję, aby myślano o mnie inaczej.
-Lily, znów gadasz do siebie jakieś bzdury o tym, jaką to złą jesteś waderą.
Z otępienia wyrwał mnie głos Jamesa. To właśnie mój "żywiciel". Poza tym, brat.
-Co? -spytałam niewyraźnie. Poczułam, że jestem cała rozpalona.
James ze spokojem ochładzał mnie wodą.
-Znów majaczysz w gorączce. Nic takiego.
Milczałam. Ostatnio to mi się dość często zdarzało: gdy miałam gorączkę, sama o tym nie wiedząc, zaczynałam głośno myśleć. Gorączkę spowodował, naturalnie, mój odwieczny problem: ta niesprawna łapa, do której wdało się jakieś zakażenie czy coś w tym rodzaju.
-Ej, nie bądź taka smutna -powiedział mój brat. Delikatnie ujął mój pysk w obie łapy i popatrzył głęboko w oczy. Kochałam, gdy to robił. - Przecież masz mnie.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Tak, i to jeszcze dzięki tobie trzymam się przy życiu.
* * *
Wiele godzin później, nasze już dawne plany zaczęły się spełniać. Otóż, znaleźliśmy wreszcie watahę. Miejsce, w którym James nie będzie musiał mnie ciągle doglądać, gdyż robić będą to mogli inni. Nie dawałam tego po sobie poznać, ale było mi trochę przykro z tego powodu. Jak zaakceptują mnie inni? Przecież nie będzie już zawsze przy mnie mojego kochanego członka rodziny. Pewnie wkrótce znajdzie waderę, z którą spędzi resztę życia, już zupełnie zapominając o swojej siostrze kalece... Chociaż zapewniał mnie, że wciąż będzie ze mną spędzał podobną ilość czasu, nie byłam tego w stu procentach pewna.
-Poczekaj tu, a ja załatwię interesy -poinformował James, sadowiąc mnie w cieniu pnia. Położyłam się spokojnie, patrząc, jak idzie porozmawiać z Alfami. A może tylko jedną Alfą?
W cieniu drzewa, oddalona od muru, wyznaczającego zapewne granice watahy, byłam pewna, że nie spotkam nikogo. Po chwili usłyszałam jednak czyjeś kroki.
Ktosiu? :3
-Lily, znów gadasz do siebie jakieś bzdury o tym, jaką to złą jesteś waderą.
Z otępienia wyrwał mnie głos Jamesa. To właśnie mój "żywiciel". Poza tym, brat.
-Co? -spytałam niewyraźnie. Poczułam, że jestem cała rozpalona.
James ze spokojem ochładzał mnie wodą.
-Znów majaczysz w gorączce. Nic takiego.
Milczałam. Ostatnio to mi się dość często zdarzało: gdy miałam gorączkę, sama o tym nie wiedząc, zaczynałam głośno myśleć. Gorączkę spowodował, naturalnie, mój odwieczny problem: ta niesprawna łapa, do której wdało się jakieś zakażenie czy coś w tym rodzaju.
-Ej, nie bądź taka smutna -powiedział mój brat. Delikatnie ujął mój pysk w obie łapy i popatrzył głęboko w oczy. Kochałam, gdy to robił. - Przecież masz mnie.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Tak, i to jeszcze dzięki tobie trzymam się przy życiu.
* * *
Wiele godzin później, nasze już dawne plany zaczęły się spełniać. Otóż, znaleźliśmy wreszcie watahę. Miejsce, w którym James nie będzie musiał mnie ciągle doglądać, gdyż robić będą to mogli inni. Nie dawałam tego po sobie poznać, ale było mi trochę przykro z tego powodu. Jak zaakceptują mnie inni? Przecież nie będzie już zawsze przy mnie mojego kochanego członka rodziny. Pewnie wkrótce znajdzie waderę, z którą spędzi resztę życia, już zupełnie zapominając o swojej siostrze kalece... Chociaż zapewniał mnie, że wciąż będzie ze mną spędzał podobną ilość czasu, nie byłam tego w stu procentach pewna.
-Poczekaj tu, a ja załatwię interesy -poinformował James, sadowiąc mnie w cieniu pnia. Położyłam się spokojnie, patrząc, jak idzie porozmawiać z Alfami. A może tylko jedną Alfą?
W cieniu drzewa, oddalona od muru, wyznaczającego zapewne granice watahy, byłam pewna, że nie spotkam nikogo. Po chwili usłyszałam jednak czyjeś kroki.
Ktosiu? :3
środa, 24 czerwca 2015
Wiatmy Drake'a!
Imię: Drake
Drugie imię: -
Przydomek:
Wiek: 5,6 lat
Płeć: basior
Żywioł: Ciemność
Stopień umiejętności magicznych: 4
Stanowisko: Uczeń
Charakter: Drake na pierwszy rzut oka jest typowym Wilkiem Cienia. Często bywa oschły i wredny. Swoje naj częściej negatywne zdanie wyraża wprost nie bacząc na reakcję innych. Robi co chce, mówi co chce, chodzi gdzie chce. Twierdzi, że nikt nie może mu rozkazywać. Jest nieprzewidywalny i nie obchodzi go to co sobie o nim myślą inni. Czasem niepotrzebnie wdaje się w bójki, jak sam twierdzi, tylko dla zabawy. Przyczyną tego zachowania jest nie tylko jego żywioł ale również rodzice, którzy traktowali go jak nic nie wartego szczeniaka. To jednak nie jest wszystko co mażnaby o nim powiedzieć. Kiedy Drake komuś zaufa i z kimś się zaprzyjaźni (co można zaliczyć do ósmego cudu świata) jest wobec tej osoby lojalny i sprawiedliwy. Nie pozwoli żeby ktoś taką osobę skrzywdził i zawsze staje w jej obronie nie zależnie od zagrożenia.
Zalety: Drake'a spokojnie można uznać za odważnego basiora. Potrafi walczyć z wrogiem nawet trzy razy większym od niego. Nie brak mu siły i sprytu. Myśli jak wojownik. Potrafi się cicho skradać i
Wady: Jednakże kiedy przychodzi pora na szybki bieg wilk nie daje sobie rady. Nie jest najlepszym biegaczem, a przynajmniej nie na długi dystans.Nie można powiedzieć, że jest zupełnym leniem ale nie można też o nim powiedzieć "pracowity".
Rodzina: Kiedyś miał okropnych rodziców od, których razem z bratem Shogun'em uciekli. Niestety pożar na skraju Watahy Wspomnień rozdzielił braci. Obecnie ma przybraną matkę Aust oraz przyrodniego brata Zuko.
Zauroczenie: nikt
Partner: brak
Szczeniaki: brak
Upomnienia: 0
Nick: matisa10
Z bratem (Schogun'em):Drugie imię: -
Przydomek:
Wiek: 5,6 lat
Płeć: basior
Żywioł: Ciemność
Stopień umiejętności magicznych: 4
Stanowisko: Uczeń
Charakter: Drake na pierwszy rzut oka jest typowym Wilkiem Cienia. Często bywa oschły i wredny. Swoje naj częściej negatywne zdanie wyraża wprost nie bacząc na reakcję innych. Robi co chce, mówi co chce, chodzi gdzie chce. Twierdzi, że nikt nie może mu rozkazywać. Jest nieprzewidywalny i nie obchodzi go to co sobie o nim myślą inni. Czasem niepotrzebnie wdaje się w bójki, jak sam twierdzi, tylko dla zabawy. Przyczyną tego zachowania jest nie tylko jego żywioł ale również rodzice, którzy traktowali go jak nic nie wartego szczeniaka. To jednak nie jest wszystko co mażnaby o nim powiedzieć. Kiedy Drake komuś zaufa i z kimś się zaprzyjaźni (co można zaliczyć do ósmego cudu świata) jest wobec tej osoby lojalny i sprawiedliwy. Nie pozwoli żeby ktoś taką osobę skrzywdził i zawsze staje w jej obronie nie zależnie od zagrożenia.
Zalety: Drake'a spokojnie można uznać za odważnego basiora. Potrafi walczyć z wrogiem nawet trzy razy większym od niego. Nie brak mu siły i sprytu. Myśli jak wojownik. Potrafi się cicho skradać i
Wady: Jednakże kiedy przychodzi pora na szybki bieg wilk nie daje sobie rady. Nie jest najlepszym biegaczem, a przynajmniej nie na długi dystans.Nie można powiedzieć, że jest zupełnym leniem ale nie można też o nim powiedzieć "pracowity".
Rodzina: Kiedyś miał okropnych rodziców od, których razem z bratem Shogun'em uciekli. Niestety pożar na skraju Watahy Wspomnień rozdzielił braci. Obecnie ma przybraną matkę Aust oraz przyrodniego brata Zuko.
Zauroczenie: nikt
Partner: brak
Szczeniaki: brak
Upomnienia: 0
Nick: matisa10
Od Aust
Dzień zaczął się zwyczajnie. Obudziłam się rano w mojej jaskini i przeciągnęłam się. Gdy jednak mojego pyska dotknęły promienie słońca wpadającego przez wejście do środka zmarszczyłam nos i skuliłam się. Nie chcę wstawać... - pomyślałam po czym skarciłam się w myślach - Przestań, myślisz jak Rea.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Właśnie! Rea! Trzeba iść obudzić tego śpiocha. O ile jeszcze nie zrobiła tego Kirkhe.
Wstałam i powoli wyszłam na zewnątrz. Słońce świeciło już wysoko na niebie, a z drzewa na drzewo przeskakiwały śpiewające ptaki. Ruszyłam niespiesznie w prawo na zachód ku wodospadowi. Tam bowiem zawsze kręciło się najwięcej zwierzyny. Po drodze myślałam o moim nowym wynalazku, którego co prawda jeszcze nie skończyłam. Miało to być coś w rodzaju zbroi na łapy. Przydatne podczas walki.
Nawet nie zauważyłam kiedy przebiegł obok mnie zając. Zorientowałam się dopiero 10 metrów dalej. Wtedy też zobaczyłam następne zwierzęta. Dwie sarny skaczące przez las niedaleko mnie. Przyczaiłam się chwilę i dwoma susami przecięłam im drogę. Skoczyłam obnażając kły i wyciągając do przodu łapy uzbrojone w ostre pazury. Gdy w locie zderzyłam się ze zdobyczą usłyszałam tylko krótki jęk zanim sarna padła martwa przydeptana przez moje łapy. Zadowolona zaczęłam jeść. Nie było mi jednak dane nasycić się posiłkiem. Po chwili bowiem dostrzegłam lisa umykającego w tę samą stronę co reszta zwierząt. Potem jeszcze kolejne sarny aż wreszcie zaczęło być to podejrzane. Co jest? Przed czym one uciekają? - zastanawiałam się węsząc w poszukiwaniu zagrożenia. Nagle w moje nozdrza dostał się lekki i daleki ale jednak ostry zapach dymu. W jednym momencie moje oczy rozszerzyły się w krótkim przypływie paniki.
Pożar.
Nie zastanawiając się porzuciłam śniadanie i ruszyłam biegiem w stronę z której dochodził dym. Pożar w watasze nie wróży nic dobrego. Zwłaszcza, że jest gdzieś na zachodzie, a tam przebiega granica z Watahą Cienia.
Dopiero po pokonaniu całego lasu dostrzegłam zagrożenie. Stanęłam na skraju rozległej Doliny i gdzieś w dole na drugim jej końcu zobaczyłam unoszące się kłęby dymu. Mimo, że łapy mi drżały i ledwo łapałam oddech po długim biegu, bez wahania popędziłam dalej. Z górki po zboczu Doliny zbiegało się szybciej niż po płaskim terenie. Kiedy dotarłam dostatecznie blisko by moje oczy zaczęły łzawić od dymu zatrzymałam się. Zagłębiłam się już z powrotem w suchy las iglasty na granicy watahy. Wszędzie pachniało świerkami ale ten piękny zapach oczywiście mącił gryzący zapach dymu wdzierający się do nosa jak natrętna osa.* Słyszałam już trzask palonego drewna, a w powietrzu latały gdzie nigdzie małe iskierki. Pomyślałam czy warto iść dalej. Co mi to da? Nie jestem wilkiem wody - nie ugaszę pożaru; nie jestem wilkiem ognia - nie poskromię płomieni. Co ja mogę zrobić? Po chwili jednak usłyszałam skomlenie dochodzące gdzieś z ognia. O nie! Tam ktoś jest!
W mgnieniu oka wspięłam się na najbliższe drzewo. Na sam jego czubek. Wyjrzałam z za gałęzi i rozejrzałam się dookoła. Pożar rozprzestrzeniał się od jednego końca lasu na granicy watahy aż po drugi jego koniec znajdujący się w Dolinie. Nie umknęło mojej uwadze, że płomienie wypaliły niewielką polankę otoczoną teraz ogniem. Na samym jej środku siedział mały skulony poparzony wilczek. Postanowiłam, że muszę tam wskoczyć i jakoś przenieść go w bezpieczne miejsce. Ledwie zaczęłam się zastanawiać czy przeżyję skok z tak wysokiego drzewa kiedy płomienie liznęły jego pień. Drzewo zatrzęsło się i zachwiało. O nie! - myślałam - Nie! Nie! Nie! Nie! NIE!
Drzewo runęło do przodu, a ja kurczowo złapałam się jego gałęzi. Jednak już po chwili wstrząs strącił mnie z jednej gałęzi i z jękiem spadłam na drugą. Tak ledwie się trzymając zawisłam trzy metry nad ziemią wśród zasłaniających mi widok na świat połamanych gałęzi. W sumie to dobrze, że gałąź, na której wisiałam nie złamała się tylko podpierała leżące na boku drzewo.
Puściłam się i spadłam na ziemię po drodze następując na wielką drzazgę. Zatoczyłam się i usiadłam na ziemi powstrzymując krzyk. Szybkim ruchem wyciągnęłam sobie drzazgę z łapy i lekko kulejąc przedarłam się przez gąszcz gałęzi. Wyszłam na wypaloną polankę, na której szczeniak kulił się jeszcze bardziej patrząc na mnie z przerażeniem.
- Chodź do mnie, nie bój się - powiedziałam.
- Idź sobie! - wrzasnął szczeniak.
- Jak masz na imię?
- Drake! A po co ci to?
- Drake, chcesz tu zostać? Pomogę ci jeśli mi pozwolisz.
Szczeniak rozejrzał się niepewnie po czym drugie drzewo, mniejsze od poprzedniego, runęło z trzaskiem tuż obok nas. Szczeniak odskoczył przerażony i przybiegł do mnie.
- No dobra! Ale jak stąd wyjdziemy?
No właśnie! Dobre pytanie! Brawo Aust, nie pomyślałaś o tym wcześniej, co?! Nagle coś przyszło mi do głowy. Skupiłam myśli na Rei i nagle wszystkie odgłosy wokół mnie stłumiły się, a obrazy rozmazały.
"Rea! - zawołałam w myślach - Chodźże tu! Jestem w płonącym lesie na skraju Doliny! Potrzebuję pomocy!"
Obraz i trzask ognia wyostrzyły się.
- No co jest?! - zawołał szczeniak.
- Zaraz ktoś tu będzie, obiecuję.
- Nie obiecuj! - wrzasnął. Nie wiedziałam o co mu chodzi ale wyglądał na przestraszonego i złego.
Minuty dłużyły się jak godziny. W każdej chwili ja i szczeniak mogliśmy zostać spaleni lub zmiażdżeni przez drzewo. Lecz w końcu nadeszła ta chwila, na którą czekałam. Rea usłyszała moją wiadomość! Na niebie pojawiły się cztery kształty wilków. Rea i Jacob na przodzie. Rea miotała na wszystkie strony strumieniem wody starając się ugasić pożar; Jacob próbował nakłonić płomienie do zmniejszenia wielkości lub całkowietego zniknięcia. Zaraz za nimi podobnie czynili Sunshine i Harry. Co więcej do lasu weszły kolejne trzy wilki ognia. Ayer, Daiki i Resa starały się poskromić ogień i nakłonić go do rozpłynięcia się w powietrzu. Wiedziałam, że przyjdą!
- Więc mówisz, że w watasze był pożar? - spytała Emriv kiedy siedziałam w jej grocie razem z Reą i Jacob'em.
- Tak, owszem...
- Ja myślę, że to sprawka Watahy Cienia! - wtrąciła się Rea.
- No.... - dodał Jacob - zagadzam się.
- Obawiam się, że to może być prawda... - westchnęła Alfa...
--------------------------
*Aż mi się zrymowało XD
Pożar.
Nie zastanawiając się porzuciłam śniadanie i ruszyłam biegiem w stronę z której dochodził dym. Pożar w watasze nie wróży nic dobrego. Zwłaszcza, że jest gdzieś na zachodzie, a tam przebiega granica z Watahą Cienia.
Dopiero po pokonaniu całego lasu dostrzegłam zagrożenie. Stanęłam na skraju rozległej Doliny i gdzieś w dole na drugim jej końcu zobaczyłam unoszące się kłęby dymu. Mimo, że łapy mi drżały i ledwo łapałam oddech po długim biegu, bez wahania popędziłam dalej. Z górki po zboczu Doliny zbiegało się szybciej niż po płaskim terenie. Kiedy dotarłam dostatecznie blisko by moje oczy zaczęły łzawić od dymu zatrzymałam się. Zagłębiłam się już z powrotem w suchy las iglasty na granicy watahy. Wszędzie pachniało świerkami ale ten piękny zapach oczywiście mącił gryzący zapach dymu wdzierający się do nosa jak natrętna osa.* Słyszałam już trzask palonego drewna, a w powietrzu latały gdzie nigdzie małe iskierki. Pomyślałam czy warto iść dalej. Co mi to da? Nie jestem wilkiem wody - nie ugaszę pożaru; nie jestem wilkiem ognia - nie poskromię płomieni. Co ja mogę zrobić? Po chwili jednak usłyszałam skomlenie dochodzące gdzieś z ognia. O nie! Tam ktoś jest!
W mgnieniu oka wspięłam się na najbliższe drzewo. Na sam jego czubek. Wyjrzałam z za gałęzi i rozejrzałam się dookoła. Pożar rozprzestrzeniał się od jednego końca lasu na granicy watahy aż po drugi jego koniec znajdujący się w Dolinie. Nie umknęło mojej uwadze, że płomienie wypaliły niewielką polankę otoczoną teraz ogniem. Na samym jej środku siedział mały skulony poparzony wilczek. Postanowiłam, że muszę tam wskoczyć i jakoś przenieść go w bezpieczne miejsce. Ledwie zaczęłam się zastanawiać czy przeżyję skok z tak wysokiego drzewa kiedy płomienie liznęły jego pień. Drzewo zatrzęsło się i zachwiało. O nie! - myślałam - Nie! Nie! Nie! Nie! NIE!
Drzewo runęło do przodu, a ja kurczowo złapałam się jego gałęzi. Jednak już po chwili wstrząs strącił mnie z jednej gałęzi i z jękiem spadłam na drugą. Tak ledwie się trzymając zawisłam trzy metry nad ziemią wśród zasłaniających mi widok na świat połamanych gałęzi. W sumie to dobrze, że gałąź, na której wisiałam nie złamała się tylko podpierała leżące na boku drzewo.
Puściłam się i spadłam na ziemię po drodze następując na wielką drzazgę. Zatoczyłam się i usiadłam na ziemi powstrzymując krzyk. Szybkim ruchem wyciągnęłam sobie drzazgę z łapy i lekko kulejąc przedarłam się przez gąszcz gałęzi. Wyszłam na wypaloną polankę, na której szczeniak kulił się jeszcze bardziej patrząc na mnie z przerażeniem.
- Chodź do mnie, nie bój się - powiedziałam.
- Idź sobie! - wrzasnął szczeniak.
- Jak masz na imię?
- Drake! A po co ci to?
- Drake, chcesz tu zostać? Pomogę ci jeśli mi pozwolisz.
Szczeniak rozejrzał się niepewnie po czym drugie drzewo, mniejsze od poprzedniego, runęło z trzaskiem tuż obok nas. Szczeniak odskoczył przerażony i przybiegł do mnie.
- No dobra! Ale jak stąd wyjdziemy?
No właśnie! Dobre pytanie! Brawo Aust, nie pomyślałaś o tym wcześniej, co?! Nagle coś przyszło mi do głowy. Skupiłam myśli na Rei i nagle wszystkie odgłosy wokół mnie stłumiły się, a obrazy rozmazały.
"Rea! - zawołałam w myślach - Chodźże tu! Jestem w płonącym lesie na skraju Doliny! Potrzebuję pomocy!"
Obraz i trzask ognia wyostrzyły się.
- No co jest?! - zawołał szczeniak.
- Zaraz ktoś tu będzie, obiecuję.
- Nie obiecuj! - wrzasnął. Nie wiedziałam o co mu chodzi ale wyglądał na przestraszonego i złego.
Minuty dłużyły się jak godziny. W każdej chwili ja i szczeniak mogliśmy zostać spaleni lub zmiażdżeni przez drzewo. Lecz w końcu nadeszła ta chwila, na którą czekałam. Rea usłyszała moją wiadomość! Na niebie pojawiły się cztery kształty wilków. Rea i Jacob na przodzie. Rea miotała na wszystkie strony strumieniem wody starając się ugasić pożar; Jacob próbował nakłonić płomienie do zmniejszenia wielkości lub całkowietego zniknięcia. Zaraz za nimi podobnie czynili Sunshine i Harry. Co więcej do lasu weszły kolejne trzy wilki ognia. Ayer, Daiki i Resa starały się poskromić ogień i nakłonić go do rozpłynięcia się w powietrzu. Wiedziałam, że przyjdą!
- Więc mówisz, że w watasze był pożar? - spytała Emriv kiedy siedziałam w jej grocie razem z Reą i Jacob'em.
- Tak, owszem...
- Ja myślę, że to sprawka Watahy Cienia! - wtrąciła się Rea.
- No.... - dodał Jacob - zagadzam się.
- Obawiam się, że to może być prawda... - westchnęła Alfa...
--------------------------
*Aż mi się zrymowało XD
Zuko adoptowany.
Imię: Zuko
Drugie imię: Ravi
Przydomek: "Ognik"
Wiek: 4,6 lata
Płeć: basior
Żywioł: Ogień
Stopień umiejętności magicznych: 3
Stanowisko: Uczeń
Charakter: Jest bardzo sprytnym i chytrym wilkiem. Uwielbia żartować i robić innym psikusy. Niestety nie zawsze są one dla wszystkich śmieszne. Lubi prowokować i drażnić innych, a jest w tym naprawdę dobry. Wszędzie go pełno, kożysta z każdej okazji żeby zrobić coś głupiego i - według niego - śmiesznego. Zuko lubi się tez przechwalać chociaż zwykle robi to dla zabawy, a nie z czystej pychy. Jest ryzykantem i lubi eksperymentować. Bywają też chwile kiedy jest spokojny i zupełnie poważny. Wtedy dopiero widać, że wcale nie jest aż taki głupi jak by się mogło zdawać. Myśłi logicznie i używa sprytu. Zaszw ma jakiś plan - nawet jeżeli jest on zupełnie bez sensu.
Zalety: Bardzo szybko biega i lata. Potrafi się skradać i robić uniki. Potrafi walczyć lecz jego taktyka polega raczej na skąpych atakach i zmyleniu przeciwnika.
Wady: Niestety Zuko nie
Rodzina: Przyrodnia matka Aust.
Zauroczenie: Może, jest taka jedna... a może nie...
Partner: Za młody
Szczeniaki: Za młody
Upomnienia: 0
Nick: matisa10
wtorek, 23 czerwca 2015
Nowe wilki: Lilly i James; oraz adoptowane: Asfar i Maganna!
Imię: Lily
Drugie imię: Rosie
Przydomek: "Świetlik"
Wiek: 10 lat
Płeć: wadera
Żywioł: wilk światła
Stopień umiejętności magicznych: 3
Stanowisko: uzdrowicielka, nauczycielka lecznictwa
Charakter: Jest raczej spokojna i zrównoważona, odwagą nie wykazuje się jakoś wyjątkowo. Z powodu jednej niesprawnej łapy zawsze opiekował i opiekuje się nią starszy brat. Lily jest mu bezgranicznie oddana. Uzdrowicielka wobec wszystkich jest miła i pomocna. Bardzo trudno ją zdenerwować. Lubi przebywać w towarzystwie, choć oczywiście z powodu nieuleczalnie chorej łapy nie może z nikim chodzić na spacery. Zawsze jest uczciwa i lubi towarzystwo dzieci i opiekę nad nimi.
Zalety: Właściwie niewiele może robić- zawsze musi być niesiona przez innych, dlatego sama nie dałaby sobie rady. Samo stanie sprawia jej trudności, a co dopiero postawienie choćby jednego kroku! Ma jednak świetnie wyczulone zmysły, dlatego zawsze ostrzega watahę przed niebezpieczeństwem.
Wady: Dużą wadą jest właśnie brak zdolności chodzenia, nie mówiąc już o wspinaniu się czy skakaniu.
Rodzina: brat- James, rodzice nie żyją.
Zauroczenie: Czy ktokolwiek zechce kalekę?
Partner: dawniej- Ferenc (inna wataha), ale zginął w pożarze wraz z pozostałą częścią watahy.
Szczeniaki: Miały być 2- chłopiec i dziewczynka- ale umarły w łonie matki, ku jej wielkiemu smutkowi. Brat, w ramach niespodzianki, adoptował dla niej młodą wilczycę i basiora, którzy wyglądali zupełnie tak, jak Lily wyobrażała sobie swoje dzieci.
Upomnienia: 0
Nick: howrse/ czas, doggi/czass
Drugie imię: Rosie
Przydomek: "Świetlik"
Wiek: 10 lat
Płeć: wadera
Żywioł: wilk światła
Stopień umiejętności magicznych: 3
Stanowisko: uzdrowicielka, nauczycielka lecznictwa
Charakter: Jest raczej spokojna i zrównoważona, odwagą nie wykazuje się jakoś wyjątkowo. Z powodu jednej niesprawnej łapy zawsze opiekował i opiekuje się nią starszy brat. Lily jest mu bezgranicznie oddana. Uzdrowicielka wobec wszystkich jest miła i pomocna. Bardzo trudno ją zdenerwować. Lubi przebywać w towarzystwie, choć oczywiście z powodu nieuleczalnie chorej łapy nie może z nikim chodzić na spacery. Zawsze jest uczciwa i lubi towarzystwo dzieci i opiekę nad nimi.
Zalety: Właściwie niewiele może robić- zawsze musi być niesiona przez innych, dlatego sama nie dałaby sobie rady. Samo stanie sprawia jej trudności, a co dopiero postawienie choćby jednego kroku! Ma jednak świetnie wyczulone zmysły, dlatego zawsze ostrzega watahę przed niebezpieczeństwem.
Wady: Dużą wadą jest właśnie brak zdolności chodzenia, nie mówiąc już o wspinaniu się czy skakaniu.
Rodzina: brat- James, rodzice nie żyją.
Zauroczenie: Czy ktokolwiek zechce kalekę?
Partner: dawniej- Ferenc (inna wataha), ale zginął w pożarze wraz z pozostałą częścią watahy.
Szczeniaki: Miały być 2- chłopiec i dziewczynka- ale umarły w łonie matki, ku jej wielkiemu smutkowi. Brat, w ramach niespodzianki, adoptował dla niej młodą wilczycę i basiora, którzy wyglądali zupełnie tak, jak Lily wyobrażała sobie swoje dzieci.
Upomnienia: 0
Nick: howrse/ czas, doggi/czass
-----------------------
Imię: Asfar
Drugie imię: -Przydomek: "Zmierzch"
Wiek: 4,10 lat
Płeć: samiec
Żywioł: Ciemność
Stopień umiejętności magicznych: 5
Stanowisko: Uczeń
Charakter: Asfar jest bardzo odważny i lubi wszystkich straszyć, co jest typowe dla jego rasy. Najbardziej obrywa się oczywiście jego "siostrze", Magannie. Nie jest ją jednak tak łatwo przestraszyć, co zmusza Asfara do wytężenia mózgownicy. Nie można o nim powiedzieć, że jest wredny, ale błędne jest tu również określenie "miły". Jest czymś pomiędzy, czasem bardzo współczujący, czasem wręcz przeciwnie. Ma rewelacyjne poczucie humoru, nawet, gdy ktoś jemu wycina żart. W przyszłości chciałby prowadzić nocny tryb życie, ale bardzo odradza mu to Lily, która go adoptowała. Asfar nie cierpi zwłoki- mówi, że życie jest zbyt krótkie, by tracić czas na powolne tempo. Sam na pierwszy rzut oka wydaje się jednak wiecznie zaspany.
Zalety: Potrafi świetnie wykorzystać "moment zaskoczenia", świetnie wtapia się w tło i maskuje. Jest z reguły szybki i zwinny.
Wady: Nie wykazuje się specjalną siłą.
Rodzina: Nie ma
Zauroczenie: Nikt
Partner: Za młody
Szczeniaki: Za młody
Upomnienia: 0
Nick: howrse/czas, doggi/ czass
Drugie imię: -Przydomek: "Zmierzch"
Wiek: 4,10 lat
Płeć: samiec
Żywioł: Ciemność
Stopień umiejętności magicznych: 5
Stanowisko: Uczeń
Charakter: Asfar jest bardzo odważny i lubi wszystkich straszyć, co jest typowe dla jego rasy. Najbardziej obrywa się oczywiście jego "siostrze", Magannie. Nie jest ją jednak tak łatwo przestraszyć, co zmusza Asfara do wytężenia mózgownicy. Nie można o nim powiedzieć, że jest wredny, ale błędne jest tu również określenie "miły". Jest czymś pomiędzy, czasem bardzo współczujący, czasem wręcz przeciwnie. Ma rewelacyjne poczucie humoru, nawet, gdy ktoś jemu wycina żart. W przyszłości chciałby prowadzić nocny tryb życie, ale bardzo odradza mu to Lily, która go adoptowała. Asfar nie cierpi zwłoki- mówi, że życie jest zbyt krótkie, by tracić czas na powolne tempo. Sam na pierwszy rzut oka wydaje się jednak wiecznie zaspany.
Zalety: Potrafi świetnie wykorzystać "moment zaskoczenia", świetnie wtapia się w tło i maskuje. Jest z reguły szybki i zwinny.
Wady: Nie wykazuje się specjalną siłą.
Rodzina: Nie ma
Zauroczenie: Nikt
Partner: Za młody
Szczeniaki: Za młody
Upomnienia: 0
Nick: howrse/czas, doggi/ czass
-----------------------------
Imię: Maganna
Drugie imię: -Przydomek: "Obudzona pod Wodą"
Wiek: 4,6 lat
Płeć: wadera
Żywioł: Woda
Stopień umiejętności magicznych: 5
Stanowisko: Uczennica
Charakter: Jest bardzo energiczna i ciekawa świata. Czasem lubi zaryzykować, dać się ponieść. Dla wszystkich stara się być uprzejma, no ale cóż: nikt nie jest idealny, czasem zdarzają się jakieś "wyjątki". Maganna jest perfekcjonistką, posiada wielkie ambicje i plany. Nigdy się nie poddaje i walczy do końca. Jest tak niezwykle uparta, że nawet osioł by się tego nie powstydził. Jest bardzo przywiązana do zarówno rodziny, jak i drobnych znajomych, za nimi skoczyłaby w ogień. No właśnie: ogień. Wadera ta, w przeciwieństwie do innych wilków wody, bardzo lubi ogień. Ciekawi ją; jego żar, dziwne ciepło, piękne płomienie i to uspokajające syczenie... Wszyscy jednak powtarzają, że ciekawość do ognia w końcu ją zgubi. Wszyscy wiedzą, że negatywnie wpływa on na wilki tej rasy; dlatego Maganna szuka sposobu, by być odporna na ogień.
Zalety: Jest bardzo inteligenta i szybko się wszystkiego uczy. Silna jak na waderę, zwinna i szybka.
Wady: Ma tzw. "dziurawe ręce", nawet z krótkiej odległości ciężko jej jest cokolwiek złapać w locie. Słabo pływa nawet jak na zwykłego wilka, przez co słyszała już nie jeden chamski komentarz ze strony doświadczonych wilków tej rasy.
Rodzina: Nie ma
Zauroczenie: Nikt
Partner: Za młoda
Szczeniaki: Za młoda
Upomnienia: 0
Nick: howrse/czas, doggi/ czass
Drugie imię: -Przydomek: "Obudzona pod Wodą"
Wiek: 4,6 lat
Płeć: wadera
Żywioł: Woda
Stopień umiejętności magicznych: 5
Stanowisko: Uczennica
Charakter: Jest bardzo energiczna i ciekawa świata. Czasem lubi zaryzykować, dać się ponieść. Dla wszystkich stara się być uprzejma, no ale cóż: nikt nie jest idealny, czasem zdarzają się jakieś "wyjątki". Maganna jest perfekcjonistką, posiada wielkie ambicje i plany. Nigdy się nie poddaje i walczy do końca. Jest tak niezwykle uparta, że nawet osioł by się tego nie powstydził. Jest bardzo przywiązana do zarówno rodziny, jak i drobnych znajomych, za nimi skoczyłaby w ogień. No właśnie: ogień. Wadera ta, w przeciwieństwie do innych wilków wody, bardzo lubi ogień. Ciekawi ją; jego żar, dziwne ciepło, piękne płomienie i to uspokajające syczenie... Wszyscy jednak powtarzają, że ciekawość do ognia w końcu ją zgubi. Wszyscy wiedzą, że negatywnie wpływa on na wilki tej rasy; dlatego Maganna szuka sposobu, by być odporna na ogień.
Zalety: Jest bardzo inteligenta i szybko się wszystkiego uczy. Silna jak na waderę, zwinna i szybka.
Wady: Ma tzw. "dziurawe ręce", nawet z krótkiej odległości ciężko jej jest cokolwiek złapać w locie. Słabo pływa nawet jak na zwykłego wilka, przez co słyszała już nie jeden chamski komentarz ze strony doświadczonych wilków tej rasy.
Rodzina: Nie ma
Zauroczenie: Nikt
Partner: Za młoda
Szczeniaki: Za młoda
Upomnienia: 0
Nick: howrse/czas, doggi/ czass
--------------------------
Imię: James
Drugie imię: Rock (z ang. Skała)
Przydomek: "Lawina"
Wiek: 13 lat
Płeć: basior, oczywiście
Żywioł: Ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 10
Stanowisko: Dowódca strażników, Obrońca
Charakter: James jest zdecydowanie twardym typem. Jest odważny, zawsze walczy do ostatniej kropli krwi, broni swoich zasad i przestrzega ich ze zbytnią dokładnością. Jest oszczędny w słowach, więc zwykle ogranicza się do prostego "tak" lub "nie". Jest zupełnym przeciwieństwem swojej siostry; on nie zawahałby się przed odmówieniem pomocy czy powiedzenie "Ej, spadaj, nie chcę z tobą gadać". Staje jednak w obronie dobra, a tak naprawdę można (wbrew pozorom) odbyć z nim ciekawą rozmowę. Trzeba jednak do tego dobrze go poznać, co jest bardzo trudne, a także zdobyć jego zaufanie, co udało się tylko jego siostrze. Może zdołasz jednak roztopić lód w jego sercu i sprawić, by na jego mordce zagościł uśmiech? Może wydobędziesz z niego te pozytywne cechy, które okazuje jedynie (i również w rzadkości) siostrze?
Zalety: Jest silny, wytrzymały i dosyć szybki.
Wady: Nie jest zbyt zwinny, a w nocy chrapie jak stary dziad (XD)
Rodzina:
-Rodzice: Zginęli w pożarze
-Rodzeństwo: Siostra, Lily
Zauroczenie: Heh, powodzenia- trudno zdobyć jego przyjaźń, a co dopiero uwieść jego serce!
Partnerka: Może kiedyś.
Szczeniaki: Takie wymagania! Przyjaźń, zauroczenie, partnerka a teraz jeszcze szczeniaki! Nie, to przewyższa możliwości Jamesa! (XD) A może jednak...
Upomnienia: 0
Nick: howrse/czas, doggi/ czass
Drugie imię: Rock (z ang. Skała)
Przydomek: "Lawina"
Wiek: 13 lat
Płeć: basior, oczywiście
Żywioł: Ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 10
Stanowisko: Dowódca strażników, Obrońca
Charakter: James jest zdecydowanie twardym typem. Jest odważny, zawsze walczy do ostatniej kropli krwi, broni swoich zasad i przestrzega ich ze zbytnią dokładnością. Jest oszczędny w słowach, więc zwykle ogranicza się do prostego "tak" lub "nie". Jest zupełnym przeciwieństwem swojej siostry; on nie zawahałby się przed odmówieniem pomocy czy powiedzenie "Ej, spadaj, nie chcę z tobą gadać". Staje jednak w obronie dobra, a tak naprawdę można (wbrew pozorom) odbyć z nim ciekawą rozmowę. Trzeba jednak do tego dobrze go poznać, co jest bardzo trudne, a także zdobyć jego zaufanie, co udało się tylko jego siostrze. Może zdołasz jednak roztopić lód w jego sercu i sprawić, by na jego mordce zagościł uśmiech? Może wydobędziesz z niego te pozytywne cechy, które okazuje jedynie (i również w rzadkości) siostrze?
Zalety: Jest silny, wytrzymały i dosyć szybki.
Wady: Nie jest zbyt zwinny, a w nocy chrapie jak stary dziad (XD)
Rodzina:
-Rodzice: Zginęli w pożarze
-Rodzeństwo: Siostra, Lily
Zauroczenie: Heh, powodzenia- trudno zdobyć jego przyjaźń, a co dopiero uwieść jego serce!
Partnerka: Może kiedyś.
Szczeniaki: Takie wymagania! Przyjaźń, zauroczenie, partnerka a teraz jeszcze szczeniaki! Nie, to przewyższa możliwości Jamesa! (XD) A może jednak...
Upomnienia: 0
Nick: howrse/czas, doggi/ czass
Od Snow
Ja, jak to ja, jak zwykle siedziałam sama. Znajdowałam się nad cudowną rzeką Watahy Wspomnień. Nie wiem czemu, ale odkąd dołączyłam do nowego stada,
miałam wrażenie, że jestem jeszcze bardziej osamotniona niż zwykle. To dobrze. Lubiałam samotność, jednak ostatnio było jej trochę za dużo...
Zatrzepotałam skrzydłami i wzbiłam się w powietrze, lecz nim zdążyłam na dobre się unieść, zauważyłam wilka. Był on zbudowany zbyt mocnie, jak na
waderę, co oznaczało, że był to z pewnością jakiś basior. Znów zleciałam na ziemię i powąchałam ziemię, w poszukiwaniu obcego zapachu. Tak! Coś
czułam! Podążałam za tym zapachem przez parę dobrych chwil i w końcu zobaczyłam tajemniczy cień wilka. Instyktownie zjeżyłam futro na grzbiecie. Nie
miałam się co obawiać, przecież mam skrzydła, a on nie. Bynajmniej tak mi się wydawało. Powoli podchodziłam do ciemnej postaci. Bedąc już na tyle blisko,
by go ujerzeć, basior wzbił się w powietrze.
- O nie! - krzyknęłam w myślach
On również posiadał skrzydła, co mogło oznaczać kłopoty. Zaczęłam tochę panikować. Umiałam się bić, ale nie na tyle, żeby pokonać potężnego basiara.
Zaczęłam się wycofywać.
Tajemniczy, skrzydlaty basiorze?
miałam wrażenie, że jestem jeszcze bardziej osamotniona niż zwykle. To dobrze. Lubiałam samotność, jednak ostatnio było jej trochę za dużo...
Zatrzepotałam skrzydłami i wzbiłam się w powietrze, lecz nim zdążyłam na dobre się unieść, zauważyłam wilka. Był on zbudowany zbyt mocnie, jak na
waderę, co oznaczało, że był to z pewnością jakiś basior. Znów zleciałam na ziemię i powąchałam ziemię, w poszukiwaniu obcego zapachu. Tak! Coś
czułam! Podążałam za tym zapachem przez parę dobrych chwil i w końcu zobaczyłam tajemniczy cień wilka. Instyktownie zjeżyłam futro na grzbiecie. Nie
miałam się co obawiać, przecież mam skrzydła, a on nie. Bynajmniej tak mi się wydawało. Powoli podchodziłam do ciemnej postaci. Bedąc już na tyle blisko,
by go ujerzeć, basior wzbił się w powietrze.
- O nie! - krzyknęłam w myślach
On również posiadał skrzydła, co mogło oznaczać kłopoty. Zaczęłam tochę panikować. Umiałam się bić, ale nie na tyle, żeby pokonać potężnego basiara.
Zaczęłam się wycofywać.
Tajemniczy, skrzydlaty basiorze?
Nowe przedmioty
Eliksir Starości
Cena: 250 ks. lub 500 eq.
Sprawia, że wilk, który go wypije, postarza się o wybrany wiek. Jeśli w rezultacie osiągnie on ponad 30 lat, a wilk nie posiada Owocu lu Kwiatu z Drzewa Życia, umiera on najpóźniej po roku.
Wymyśliła tola288
Eliksir "Pregnancy"
Cena: 100 ks. lub 500 eq.
Dzięki niemu ciężarna wadera rodzi natychmiast po spożyciu.
Wymyśliła tola288
Królewski Pierścień
Cena: 450 ks. lub 600 eq.
Posiadacz Królewskiego Pierścienia jest odporny na wszelkie eliksiry, które mogą mu zaszkodzić, między innymi na wszelkiego rodzaju trucizny czy Eliksir nieświadomości. Gdy para zakochanych nosi taki właśnie pierścień (musi zostać podarowany drugiej osobie przez tą pierwszą) nie dość, że daje odporność na wszelkie negatywne eliksiry, to odpycha je w stronę istoty, która zamierzała taki właśnie wywar podać.
Wymyśliła tola288
Witamy Snow!
Imię: Snow
Drugie imię: Ibis
Przydomek: "Podmuch Wiatru"
Wiek: 12 lat
Płeć: Wadera
Żywioł: Wilk wiatru
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: uzdrowicielka
Charakter: Snow z pozoru jest obojętna i lekko szorstka, ale tylko z pozoru. Gdy już kogoś pozna może być naprawdę miła i przyjacielska. Za watahę i każdego (no prawie każdego) jej członka jest gotowa oddać życie.. Ogółem jest z niej sympatyczna wilczyca. Oczywiście, jak każdy inny ma ona swoje wady, a jedną z nich jest upartość oraz niezdecydowanie. Ma ona rownież gorsze dni, które zdarzają się jej dość często (niestety). Podczas tych dni chodzi ona naburmuszona i zła, a na każdego, kto zaważy zwrócić się jej uwagę wrzeszczy. Ibis posiada ukryty talent, do którego się prawie nie przyznaje, a jest nim umiejętność tworzenia, malowania. Jeżeli chodzi o samców to jest nieśmiała i niepewna, jednak szuka ideału i nie przestanie szukać póki go nie znajdzie.
Zalety: Snow szybko lata, oprócz tego bardzo dobrze słyszy i ma genialne powonienie.
Wady: Słabą stroną Snow są skoki oraz bieg. Nigdy nie była, nie jest i nie będzie w tym dobra.
Rodzina: Snow nie znała nikogo oprócz brata, który rozstał się z siostrą tuż po osiagnięciu pełnoletności, by ta się usamodzielniła. Wadera ma jednak nadzieję, że kiedyś jeszcze go spotka.
Zauroczenie: Jest taki jeden, lecz bez względu na to kim jest, Snow nie starczy odwagi aby chociaż zagadać...
Partner: brak
Szczeniaki: brak
Upomnienia: 0
Nick: katy1984 (howrse)
Drugie imię: Ibis
Przydomek: "Podmuch Wiatru"
Wiek: 12 lat
Płeć: Wadera
Żywioł: Wilk wiatru
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: uzdrowicielka
Charakter: Snow z pozoru jest obojętna i lekko szorstka, ale tylko z pozoru. Gdy już kogoś pozna może być naprawdę miła i przyjacielska. Za watahę i każdego (no prawie każdego) jej członka jest gotowa oddać życie.. Ogółem jest z niej sympatyczna wilczyca. Oczywiście, jak każdy inny ma ona swoje wady, a jedną z nich jest upartość oraz niezdecydowanie. Ma ona rownież gorsze dni, które zdarzają się jej dość często (niestety). Podczas tych dni chodzi ona naburmuszona i zła, a na każdego, kto zaważy zwrócić się jej uwagę wrzeszczy. Ibis posiada ukryty talent, do którego się prawie nie przyznaje, a jest nim umiejętność tworzenia, malowania. Jeżeli chodzi o samców to jest nieśmiała i niepewna, jednak szuka ideału i nie przestanie szukać póki go nie znajdzie.
Zalety: Snow szybko lata, oprócz tego bardzo dobrze słyszy i ma genialne powonienie.
Wady: Słabą stroną Snow są skoki oraz bieg. Nigdy nie była, nie jest i nie będzie w tym dobra.
Rodzina: Snow nie znała nikogo oprócz brata, który rozstał się z siostrą tuż po osiagnięciu pełnoletności, by ta się usamodzielniła. Wadera ma jednak nadzieję, że kiedyś jeszcze go spotka.
Zauroczenie: Jest taki jeden, lecz bez względu na to kim jest, Snow nie starczy odwagi aby chociaż zagadać...
Partner: brak
Szczeniaki: brak
Upomnienia: 0
Nick: katy1984 (howrse)
Od Nica C.D. Hope
-Tak, masz rację -stwierdziła Resa.
Zapanowała chwila milczenia, którą przerwałem swoim cichym szlochem. Zwykle Resa by mnie skarciła za płacz, ale chyba zbyt martwiła się sytuacją, by to zrobić.
-Ej, nie płacz -powiedziała, odwracając się do mnie i siadając, tak, że moja twarz była teraz na równym poziomie, co jej. Lekko pogładziła moje futerko i zaśpiewała. Piękniejszego śpiewu nie słyszałem nigdy i chyba już nigdy nie usłyszę. Gdy zaczęła, wszyscy nagle zapomnieli o Watasze Cienia. Wyglądali, jakby jakaś niewidzialna siła wciągnęła ich w krainę beztroski. Te określenia Resy, gdy była śpiewaczką, zdecydowanie muszą być prawdziwe: "Gdy ona śpiewa, zakwitają kamienie, a zwiędłe kwiaty budzą się do życia", czy "Zarówno jej uroda, jak i głos, otwierają drzwi do Raju". Nie dziwię się, że dawniej tylu basiorów przesyłało jej podarunki i chciało ją mieć za żonę. Jej kołysanka, którą teraz śpiewała, choć taka prosta, była jak miód polany na uszy słuchaczy.
"Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
rzecz najzupełniej pewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
Kochał ją król, kochał ją paź,
królewską tę dziewoję.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Tragiczny los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.
Lecz żeby Ci nie było żal,
dziecino ma kochana,
z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana."
Gdy skończyła, wszyscy nagle wyrwali się z tego podobnego do transu stanu. Nawet ja zapomniałem o tym, że przed chwilą płakałem.
-Czemu nigdy mi nie śpiewasz? Dopiero teraz -szepnąłem.
-Bo wiąże się z tym wiele nieprzyjemnych wspomnień. -Tu popatrzyła na Harry'ego. Wiedziałem, że coś ich kiedyś musiało łączyć. - Poza tym... -przerwała.
-Resa, co się sta... -zaczęła Emriv, ale dawna śpiewaczka uciszyła ją ruchem ręki.
-To zasadzka.
Jak na zawołanie, przedtem wtapiający się w czarny sufit, ten ogromny wilk z Watahy Cienia zaskoczył na kamienną posadzkę, obnażając ostre jak brzytwa kły wielkości noży.
-Szybko, ratujcie zranionych! - krzyknęła Rea. Chciała wziąć na plecy Hope, ale uprzedziłem ją. Pobiegłem do wyjścia z jaskini. Dostrzegłem, że Rea, Kirkhe i Emriv już wybiegły ze środka. Ale... Gdzie Resa i Harry? Odwróciłem się. Zauważyłem, jak moja przybrana matka pomaga wstać Harry'emu, który już zdążył się obudzić. Jednocześnie rozsiewała wokół tańczące języki ognia, by odpędzić wilka z Watahy Cienia. Basior jednak, miotając się z powodu płomieni, skoczył, by zaatakować rannego wilka Wiatru. Jakby przez mgłę dostrzegłem, jak Resa rzuca się na niego, pchnąc go w płomienie. Harry, ostatkiem sił zdołał wyjść z jaskini, po czym znów padł zemdlony. Wtedy cienisty samiec zanurzył swoje zębiska w okolicach serca najukochańszej dla mnie osoby na świecie.
-Nie! -Mój głos dochodził do mnie jakby z dużej odległości. Zacząłem biec do środka płonącej jaskini, jakbym mógł cokolwiek zmienić. Poczułem jednak, jak Hope chwyta mnie, próbując odciągnąć od jaskini. Wkrótce pomogła jej również Rea, a ja, dławiąc się łzami, zostaję odciągnięty w stronę Doliny. Wciąż patrzyłem się na płonącą jaskinię Resy, z której właścicielka nigdy już nie wyjdzie, by zaśpiewać mi kołysankę.
Hope? Rea? Emriv? Kirkhe?
Zapanowała chwila milczenia, którą przerwałem swoim cichym szlochem. Zwykle Resa by mnie skarciła za płacz, ale chyba zbyt martwiła się sytuacją, by to zrobić.
-Ej, nie płacz -powiedziała, odwracając się do mnie i siadając, tak, że moja twarz była teraz na równym poziomie, co jej. Lekko pogładziła moje futerko i zaśpiewała. Piękniejszego śpiewu nie słyszałem nigdy i chyba już nigdy nie usłyszę. Gdy zaczęła, wszyscy nagle zapomnieli o Watasze Cienia. Wyglądali, jakby jakaś niewidzialna siła wciągnęła ich w krainę beztroski. Te określenia Resy, gdy była śpiewaczką, zdecydowanie muszą być prawdziwe: "Gdy ona śpiewa, zakwitają kamienie, a zwiędłe kwiaty budzą się do życia", czy "Zarówno jej uroda, jak i głos, otwierają drzwi do Raju". Nie dziwię się, że dawniej tylu basiorów przesyłało jej podarunki i chciało ją mieć za żonę. Jej kołysanka, którą teraz śpiewała, choć taka prosta, była jak miód polany na uszy słuchaczy.
"Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
rzecz najzupełniej pewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
Kochał ją król, kochał ją paź,
królewską tę dziewoję.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Tragiczny los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.
Lecz żeby Ci nie było żal,
dziecino ma kochana,
z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana."
Gdy skończyła, wszyscy nagle wyrwali się z tego podobnego do transu stanu. Nawet ja zapomniałem o tym, że przed chwilą płakałem.
-Czemu nigdy mi nie śpiewasz? Dopiero teraz -szepnąłem.
-Bo wiąże się z tym wiele nieprzyjemnych wspomnień. -Tu popatrzyła na Harry'ego. Wiedziałem, że coś ich kiedyś musiało łączyć. - Poza tym... -przerwała.
-Resa, co się sta... -zaczęła Emriv, ale dawna śpiewaczka uciszyła ją ruchem ręki.
-To zasadzka.
Jak na zawołanie, przedtem wtapiający się w czarny sufit, ten ogromny wilk z Watahy Cienia zaskoczył na kamienną posadzkę, obnażając ostre jak brzytwa kły wielkości noży.
-Szybko, ratujcie zranionych! - krzyknęła Rea. Chciała wziąć na plecy Hope, ale uprzedziłem ją. Pobiegłem do wyjścia z jaskini. Dostrzegłem, że Rea, Kirkhe i Emriv już wybiegły ze środka. Ale... Gdzie Resa i Harry? Odwróciłem się. Zauważyłem, jak moja przybrana matka pomaga wstać Harry'emu, który już zdążył się obudzić. Jednocześnie rozsiewała wokół tańczące języki ognia, by odpędzić wilka z Watahy Cienia. Basior jednak, miotając się z powodu płomieni, skoczył, by zaatakować rannego wilka Wiatru. Jakby przez mgłę dostrzegłem, jak Resa rzuca się na niego, pchnąc go w płomienie. Harry, ostatkiem sił zdołał wyjść z jaskini, po czym znów padł zemdlony. Wtedy cienisty samiec zanurzył swoje zębiska w okolicach serca najukochańszej dla mnie osoby na świecie.
-Nie! -Mój głos dochodził do mnie jakby z dużej odległości. Zacząłem biec do środka płonącej jaskini, jakbym mógł cokolwiek zmienić. Poczułem jednak, jak Hope chwyta mnie, próbując odciągnąć od jaskini. Wkrótce pomogła jej również Rea, a ja, dławiąc się łzami, zostaję odciągnięty w stronę Doliny. Wciąż patrzyłem się na płonącą jaskinię Resy, z której właścicielka nigdy już nie wyjdzie, by zaśpiewać mi kołysankę.
Hope? Rea? Emriv? Kirkhe?
Od Nica C.D. Ben'a
Wpatrywałem się podejrzliwie w wilka. Resa mówiła, że nie można nikomu ufać, a co dopiero nieznajomym. Tym bardziej z powodu ataków tego mordercy z Watahy Cienia. To chyba jednak mogłem mu powiedzieć...?
-Szukałem aloesu dla rannych.
-Rannych? Co się stało? -spytał wilk z nieukrywanym zdziwieniem.
-To Ty nic nie wiesz o tych ciągłych atakach ze strony Watahy Cienia?
-"Głupi, głupi, głupi!" -karciłem się w myślach, jak to miałem w zwyczaju. - "Jasne, że nie wie, pewnie nawet nie jest tutejszy! "Nie ufaj nikomu, Nico", słowa Resy, dlaczego się nie zastosowałeś?!"
-Nie, niedawno przybyłem w te strony. Dopiero od niedawna należę do twojej wielkiej rodziny, Watahy Wspomnień -powiedział, wpatrując się ze zdziwieniem, jak okładam swoją głowę pięściami. -Wszystko dobrze, Kulko?
-Tak. Już tak. Jestem Nico, nie Kulka, a moja opiekunka bardzo potrzebuje tego zielska, więc wybacz, ale...
-Mogę ci pomóc.
-Co?
-"Dziwne. Pomóc? Mi? Coś tu było nie tak" -myślałem.
-No to, co słyszałeś -zniecierpliwił się lekko wilk- Oferuję swą pomocną dłoń. Jestem Ben.
Ben? I'm Bed black ball 3 : )
-Szukałem aloesu dla rannych.
-Rannych? Co się stało? -spytał wilk z nieukrywanym zdziwieniem.
-To Ty nic nie wiesz o tych ciągłych atakach ze strony Watahy Cienia?
-"Głupi, głupi, głupi!" -karciłem się w myślach, jak to miałem w zwyczaju. - "Jasne, że nie wie, pewnie nawet nie jest tutejszy! "Nie ufaj nikomu, Nico", słowa Resy, dlaczego się nie zastosowałeś?!"
-Nie, niedawno przybyłem w te strony. Dopiero od niedawna należę do twojej wielkiej rodziny, Watahy Wspomnień -powiedział, wpatrując się ze zdziwieniem, jak okładam swoją głowę pięściami. -Wszystko dobrze, Kulko?
-Tak. Już tak. Jestem Nico, nie Kulka, a moja opiekunka bardzo potrzebuje tego zielska, więc wybacz, ale...
-Mogę ci pomóc.
-Co?
-"Dziwne. Pomóc? Mi? Coś tu było nie tak" -myślałem.
-No to, co słyszałeś -zniecierpliwił się lekko wilk- Oferuję swą pomocną dłoń. Jestem Ben.
Ben? I'm Bed black ball 3 : )
poniedziałek, 22 czerwca 2015
Od Ben'a "Malutka czarna kuleczka"
Wilki z mojej nowej watahy bardzo miło mnie do siebie przyjęły. Po pierwszej kolacji w stadzie (Muszę szczerze przyznać, że pierwsza kolacja tutaj, była moją najpyszniejszą! Gdybym zaczął pisać jaka pyszna była upolowana przez łowców sarna, nie starczyłoby mi miejsca na napisanie od czego wziął się temat "Malutka czarna kuleczka".) chciałem zapoznać się z nowymi terenami, więc oczywiście tak zrobiłem. Zobaczyłem Las Watahy Wspomnień, wodospad i wszedłem na małą część Yrith, a już z stamtąd widziałem dużą część naszych terenów. Następnie udałem się na dolinę, bo z góry zobaczyłem jej piękne kolorowe kwiaty. Dziś najdłużej przebywałem na niej, bo była także idealnym miejscem do ćwiczeń. Gdy zbiegałem z jej szczytu, w połowie drogi przewróciłem się o (długo oczekiwany moment...) małą, czarną kulkę i razem z nią sturlałem się przez resztę doliny. Na końcu zahamowałem i zatrzymałem spadającą kulę. Myślałem, że to kamień, ale myliłem się. Była miękka i włochata. Gdy ją tak obracałem w łapach, pojawiła się główka z uszkami i z wielkimi, fioletowymi oczkami. Zadałem podstawowe pytanie:
-Kim jesteś?
- N-Nico-zawahała się kulka- a pan to kto?
-Jestem nowym członkiem Watahy Wspomnień, nazywam się Ben. -odpowiedziałem- Czemu byłeś kulką?
Tak, wiem, zadałem zupełnie bezsensowne pytanie, ale nie wiedziałem jak kontynuować rozmowę.
Nico? To znaczy, Kulko?
-Kim jesteś?
- N-Nico-zawahała się kulka- a pan to kto?
-Jestem nowym członkiem Watahy Wspomnień, nazywam się Ben. -odpowiedziałem- Czemu byłeś kulką?
Tak, wiem, zadałem zupełnie bezsensowne pytanie, ale nie wiedziałem jak kontynuować rozmowę.
Nico? To znaczy, Kulko?
Aris adoptowany!
Imię: Aris
Drugie imię: -
Przydomek: "Ognik"
Wiek: 2 lata
Płeć: samiec
Żywioł: ogień
Stopień umiejętności magicznych: 1
Stanowisko: Z amłody
Charakter: Aris zawsze chodzi uśmiechnięty. Bawi się w każdą zaproponowaną zabawę. Młody wilczek łatwo zawiera przyjaźń, ale po jakimś czasie może się okazać lekko wkurzający, przez jego wieczne pytania. Zazwyczaj jest uprzejmy, a zawsze wesoły, ale jego wesołość przerasta ciekawość. Nie ma rzeczy, o którą nie zapyta, a gdy już to zrobi zawsze musi się dowiedzieć co to. Bardzo lubi różne tajemnice i zagadki.
Zalety: Jak na swój wiek, Aris jest silny. Jest niezwykle inteligentny, co pomaga mu w rozwiązaniu każdej zagadki. Oprócz tego umie się bardzo dobrze ukrywać.
Wady: Aris w ogóle nie jest szybki i zwinny. Nie potrafi się wspinać.
Rodzina: Nie ma
Zauroczenie: nikt
Partner: za młody
Szczeniaki: za młody
Upomnienia: 0
Nick: Howrse/Like122 Doggi/Like122
Drugie imię: -
Przydomek: "Ognik"
Wiek: 2 lata
Płeć: samiec
Żywioł: ogień
Stopień umiejętności magicznych: 1
Stanowisko: Z amłody
Charakter: Aris zawsze chodzi uśmiechnięty. Bawi się w każdą zaproponowaną zabawę. Młody wilczek łatwo zawiera przyjaźń, ale po jakimś czasie może się okazać lekko wkurzający, przez jego wieczne pytania. Zazwyczaj jest uprzejmy, a zawsze wesoły, ale jego wesołość przerasta ciekawość. Nie ma rzeczy, o którą nie zapyta, a gdy już to zrobi zawsze musi się dowiedzieć co to. Bardzo lubi różne tajemnice i zagadki.
Zalety: Jak na swój wiek, Aris jest silny. Jest niezwykle inteligentny, co pomaga mu w rozwiązaniu każdej zagadki. Oprócz tego umie się bardzo dobrze ukrywać.
Wady: Aris w ogóle nie jest szybki i zwinny. Nie potrafi się wspinać.
Rodzina: Nie ma
Zauroczenie: nikt
Partner: za młody
Szczeniaki: za młody
Upomnienia: 0
Nick: Howrse/Like122 Doggi/Like122
Od Hope C.D. Nica
Znowu ten sen! Znowu ten okropny sen! Śniłam o biegu w lesie. Ni emogłam się zatrzymać ani wybudzić. Sen był dokładnie taki sam jak za pierwszym i drógim razem. Noc, jasny księżyc, prosta droga. Drzewa zmieniłały się, aż wreszcie wyglądały jak identycznie: czarne, smukłe, o gładkich pniach. Wszędzie poniżej drzew panowała pustka. Biegłam tak aż zobaczyłam przed sobą światło. Wiedziałam już, że sen zbliża się ku końcowi. Właśnie w tym momenci ekiedy jasność mnie pochłaniała zawsze się budziłąm. Nie inaczej było tym razem.
Zamglony obraz powoli się wyostrzył. Nadal znajdowałam się w grocie Resy, a nade mną stał Nico. Oprócz nas w grocie nie było nikogo.
- Gdzie jest Resa? - spytałam.
- Poszła złapać tego wilka i zawiadomić Alfę
- Aha... - z trudem podniosłam się i usiadłam. Trochę kręciło mis się w głowie.
- Czekaj! - Nico zmierzył mi temperaturę - Uff...gorączka już prawie przeszła.
Spojrzałam na ranę na mojej łapie. Bandaż przesiąknął pachnącymi wywarami leczniczymi ale też czymś czarnym. Bałam się wiedzieć jak wygląda moja łapa ale jak zwykle ciekawość zwyciężyła i odgięłam kawałek bandaża. Rana już nie krwawiła. Zamiast tego wypływała z niej jakaś czarna gęsta klejąca maź. Jak przez mgłę pamiętałam kawałki rozmowy Resy i Nica. Wadera mówiła coś o truciźnie...? Zrobiło mi się niedobrze i postanowiłam znowu się położyć. Ledwie dotknęłam głową podłogi do środka gwałtownie weszła Resa. Nico aż podskoczył. Gdybym była w pełni sił zapewne tez bym się tak zachowała.
Co więcej wilczyca niosła jakiegoś skrzydlatego wilka (ta wadera miała nie mało siły). Położyła go na ziemi i dopiero wtedy zobaczyłam jego wielką ranę owinięta prowizorycznym bandażem.
- Co się stało?! - zapytał Nico.
- Ten wilk znowu zaatakował - odparła wilczyca ciężko dysząc ale jednocześnie już zabierając się za przyrządzanie leków.
- Nie złapałaś go?
- Nie.
- Uciekł?
- Tak.
- A powiedziałaś Alfie? A kiedy zaatakował? Z kąd wiesz, że to ten sam?
- NICO! PRZESTAŃ!
Nico położył uszy po sobie.
- No dobra...przepraaaszam.
Resa w skupieniu leczyła rannego basiora, a ja przyglądałam się jak jej łapy śmigają pośród maści, bandaży i eliksirów. Leżąc tak zasnęłabym gdyby nie kolejne trzy wilki, które po jakiejś półgodzinie wparowały do groty. Wśród nich rozpoznałam Reę, Emriv i Kirkhe. O matko! My się tu zaraz wszyscy nie pomieścimy! - pomyślałam widząc jak w co prawda przestronnej jaskini robi się tłok. W końcu siedem wilków to sporo nawet jak na dużą grotę.
- Hope! - Rea podbiegła do mnie - Co jej się stało? - zwróciła się do Resa, która już skończyła leczyć basiora.
- Zaatakował ją ten sam wilk.
- Ekstra... - odparła sarkastycznie po czym spojrzała na moją ranę - To trucizna?
- Tak, ale chyb ado wyleczenia.
Rea podeszła do skrzydlatego wilka i obejżała jego ranę.
- Dla czego u niego nie ma tej czarnej mazi? Nie został otruty?
- Jeszcze nie wiadomo. Wygląda na to, że nie ale to by było co najmnije dziwne. Być może trucizna jeszcze nie zaczęła działać. Nie wiem. Nigdy nie widziałam tego rodzaju trucizny...
Cisza.
- Serio? - burknęła ironicznie Kirkhe przerywając tym samym chwilowe milczenie. Rea spiorunowała ją wzrokiem, a wilczyca tylko wzruszyła ramionami i usiadła pod ścianą.
- Nie wiem co o tym myśleć - odezwała się Emriv - Te ataki...
- To na prawdę nie w stylu Watahy Cienia - dodała Rea - Oni to by nas od razu okrążyli albo zaatakowali prosto z mostu, a nie takie tam wysyłanie morderców.
- W najbliższym czasie trzeba będzie zorganizować zebranie - powiedziała Emriv - Trzeba ostrzedz wilki żeby miały się na baczności. Inaczej ja , Resa i Baltazar będziemy mieli jeszcze więcej roboty.
Resa? Nico? Harry?
Zamglony obraz powoli się wyostrzył. Nadal znajdowałam się w grocie Resy, a nade mną stał Nico. Oprócz nas w grocie nie było nikogo.
- Gdzie jest Resa? - spytałam.
- Poszła złapać tego wilka i zawiadomić Alfę
- Aha... - z trudem podniosłam się i usiadłam. Trochę kręciło mis się w głowie.
- Czekaj! - Nico zmierzył mi temperaturę - Uff...gorączka już prawie przeszła.
Spojrzałam na ranę na mojej łapie. Bandaż przesiąknął pachnącymi wywarami leczniczymi ale też czymś czarnym. Bałam się wiedzieć jak wygląda moja łapa ale jak zwykle ciekawość zwyciężyła i odgięłam kawałek bandaża. Rana już nie krwawiła. Zamiast tego wypływała z niej jakaś czarna gęsta klejąca maź. Jak przez mgłę pamiętałam kawałki rozmowy Resy i Nica. Wadera mówiła coś o truciźnie...? Zrobiło mi się niedobrze i postanowiłam znowu się położyć. Ledwie dotknęłam głową podłogi do środka gwałtownie weszła Resa. Nico aż podskoczył. Gdybym była w pełni sił zapewne tez bym się tak zachowała.
Co więcej wilczyca niosła jakiegoś skrzydlatego wilka (ta wadera miała nie mało siły). Położyła go na ziemi i dopiero wtedy zobaczyłam jego wielką ranę owinięta prowizorycznym bandażem.
- Co się stało?! - zapytał Nico.
- Ten wilk znowu zaatakował - odparła wilczyca ciężko dysząc ale jednocześnie już zabierając się za przyrządzanie leków.
- Nie złapałaś go?
- Nie.
- Uciekł?
- Tak.
- A powiedziałaś Alfie? A kiedy zaatakował? Z kąd wiesz, że to ten sam?
- NICO! PRZESTAŃ!
Nico położył uszy po sobie.
- No dobra...przepraaaszam.
Resa w skupieniu leczyła rannego basiora, a ja przyglądałam się jak jej łapy śmigają pośród maści, bandaży i eliksirów. Leżąc tak zasnęłabym gdyby nie kolejne trzy wilki, które po jakiejś półgodzinie wparowały do groty. Wśród nich rozpoznałam Reę, Emriv i Kirkhe. O matko! My się tu zaraz wszyscy nie pomieścimy! - pomyślałam widząc jak w co prawda przestronnej jaskini robi się tłok. W końcu siedem wilków to sporo nawet jak na dużą grotę.
- Hope! - Rea podbiegła do mnie - Co jej się stało? - zwróciła się do Resa, która już skończyła leczyć basiora.
- Zaatakował ją ten sam wilk.
- Ekstra... - odparła sarkastycznie po czym spojrzała na moją ranę - To trucizna?
- Tak, ale chyb ado wyleczenia.
Rea podeszła do skrzydlatego wilka i obejżała jego ranę.
- Dla czego u niego nie ma tej czarnej mazi? Nie został otruty?
- Jeszcze nie wiadomo. Wygląda na to, że nie ale to by było co najmnije dziwne. Być może trucizna jeszcze nie zaczęła działać. Nie wiem. Nigdy nie widziałam tego rodzaju trucizny...
Cisza.
- Serio? - burknęła ironicznie Kirkhe przerywając tym samym chwilowe milczenie. Rea spiorunowała ją wzrokiem, a wilczyca tylko wzruszyła ramionami i usiadła pod ścianą.
- Nie wiem co o tym myśleć - odezwała się Emriv - Te ataki...
- To na prawdę nie w stylu Watahy Cienia - dodała Rea - Oni to by nas od razu okrążyli albo zaatakowali prosto z mostu, a nie takie tam wysyłanie morderców.
- W najbliższym czasie trzeba będzie zorganizować zebranie - powiedziała Emriv - Trzeba ostrzedz wilki żeby miały się na baczności. Inaczej ja , Resa i Baltazar będziemy mieli jeszcze więcej roboty.
Resa? Nico? Harry?
Od Rei C.D. Harry'ego
Wilk uciekł. Poraniony i poobijany ale jednak zdołał uciec. Tchórz jeden.
Z podrapanego pyska ciekła mi krew, grzbiet miałam poobijany, a łapę pękniętą. Nie zwracałam na to jednak uwagi. Nie takie rzeczy już się wycierpiało na polowaniach. Poza tym to nie ja byłam w najgorszym stanie. Patrzyłam na nieprzytomnego Harry'ego; na jego ogromną ranę, na futro splamione wylewającą się nieustannie krwią.
- Jak masz na imię? - spytałam wilczycę stojącą obok mnie ze złością wpatrójąc się w stronę, w którą uciekł wilk. Słyszałam od Emriv, że mamy w watasze nową zielarkę imieniem Resa, a ona...no cóż na pierwszy rzut oka wyglądała na zielarkę.
- Resa.
- Jesteś zielarką, prawda? Zabierz Harry'ego i spróbuj mu pomóc.
- Zaraz, a ty?
- Idę do Emriv. Trzeba ją ostrzedz.
- Jesteś ranna.
- On - tu wskazałam głową leżącego wilka - bardziej potrzebuje twojej pomocy.
- No dobrze - westchnęła chociaż po wyrazie jej pyska nie do końca wieżyła, że czuję się na tyle dobrze - Powiedz Alfie, że to już drógi taki atak - dodała jeszcze ale ja już ruszyłam biegiem naj szybciej jak się dało z pękniętą łapą.
Wybiegłam z lasu na rozległą polanę. Przebiegłam ją kierując się jak naj bardziej na zachód żeby oszczędzić sobie drogi. Wbiegłam z powrotem do lasu i przecięłam go w poprzek. Co prawda nie był to teren odpowiedni do biegu z bolącą łąpą (co chwilę wpadałam do jakiegoś rowu, musiałam wchodzić pod stromą górkę lub zjeżdżać ze zboczy, przeskakiwać nad zwlanoymi drzewami i przebiegać po skałkach) ale z pewnością był to największy skrót do groty Alf. Kiedy wreszcie znalazłam się na wzgórzu na, którego szczycie znajdował się mój cel usłyszałam cziś głos gdzieś z prawej.
- Rea! - biegłąm dalej - REA! - stanęłam i odwróciłam się. Dwadzieścia metrów ode mnie, nieco niżej, między gęstymi drzewami stał jakiś wilk - Rea, no chodź tu! - to była Emriv. Ale co ona tam robiła? Czemu nie była w grocie razem ze szczeniakami?
Omijając slalomem drzewa i nisko rosnące gałęzie dotarłąm do wilczycy.
- Co ci się stało...?! - spytała zdziwiona Emriv.
- Gdzie szczeniaki? - przerwałam jej rozglądając się do okoła rozbieganym wzrokiem.
- Kirkhe jest tutaj - wskazała głową małą wilczycę węszącą po krzkach parę metrów dalej - Ale Hope gdzieś zniknęła.
- Jak to zniknęła?
- No po prostu. Odwróciłam się na chwilę i już jej nie było. Kirkhe twierdzi, że nic nie widziała i że najprawdopodobniej Hope poszła po prostu na spacer, ale mogła mi przynajmniej powiedzieć. Poszłyśmy więc jej szukać, a Kirkhe nie mogłam zostawić z Daiki bo ma teraz trening z Jacobem więc musiała iść ze mną.
- Zaraz... Resa mówiła coś o tym, że to już drugi atak....a co jeśli zaatakował Hope?!
- Co? - spytała zdezorientowana Emriv.
- Zarz ci wytłumaczę! Kiri! - zawołałam wilczycę warczącą na drzewo, na które wspięła się wiewiórka po czym zwróciłam się z powrotem do Alfy - Zaprowadź mnie do groty Resy!
- Więc chodzi o to, że jakiś wilk z Watahy Cienia atakuje pojedyńcze wilki z naszej watahy - tłumaczyłam w biegu co chwilę robiąc przerwę na oddech.
- Myślałam, że już się odczepili. Od czasu tamtej misji w ogóle się nie odzywają - odparła Emriv.
Ostatnim razem kiedy wrogowie nas atakowali mieli do dyspozycji smoki. Sama uczestniczyłam w misji ratującej watahę od kolejnej wojny.
- Faktycznie...ale, co to za taktyka? Co to ma być? Seryjny morderca, którego wysyłają żeby mordował każdego członka watahy po kolei? To im się nie uda... - urwałam bo przed nami ukazała się jakaś grota.
- To tutaj? - spytała biegnąca za nami Kirkhe.
Zwolniłyśmy.
- Tak - odparła Emriv i wesżłysmy do środka.
Grota była obszerna, a wszędzie gdzie to tylko możliwe leżały przedmioty związane z zielarstwem. Jakieś wywary, napoje, proszki, liście, zioła, Było tego pełno ale wszystko było poukładane. Wnętrze przypominało nieco grotę Emriv chodź Alfa miała zdecydowanie więcej książek.
Po lewej Resa nachylała się nad przebudzającym się już Harry'm lecząc jego ranę. Po prawej z kolei sieział jakiś mały czarny wilczek obok... leżącej na ziemi Hope!
Z podrapanego pyska ciekła mi krew, grzbiet miałam poobijany, a łapę pękniętą. Nie zwracałam na to jednak uwagi. Nie takie rzeczy już się wycierpiało na polowaniach. Poza tym to nie ja byłam w najgorszym stanie. Patrzyłam na nieprzytomnego Harry'ego; na jego ogromną ranę, na futro splamione wylewającą się nieustannie krwią.
- Jak masz na imię? - spytałam wilczycę stojącą obok mnie ze złością wpatrójąc się w stronę, w którą uciekł wilk. Słyszałam od Emriv, że mamy w watasze nową zielarkę imieniem Resa, a ona...no cóż na pierwszy rzut oka wyglądała na zielarkę.
- Resa.
- Jesteś zielarką, prawda? Zabierz Harry'ego i spróbuj mu pomóc.
- Zaraz, a ty?
- Idę do Emriv. Trzeba ją ostrzedz.
- Jesteś ranna.
- On - tu wskazałam głową leżącego wilka - bardziej potrzebuje twojej pomocy.
- No dobrze - westchnęła chociaż po wyrazie jej pyska nie do końca wieżyła, że czuję się na tyle dobrze - Powiedz Alfie, że to już drógi taki atak - dodała jeszcze ale ja już ruszyłam biegiem naj szybciej jak się dało z pękniętą łapą.
Wybiegłam z lasu na rozległą polanę. Przebiegłam ją kierując się jak naj bardziej na zachód żeby oszczędzić sobie drogi. Wbiegłam z powrotem do lasu i przecięłam go w poprzek. Co prawda nie był to teren odpowiedni do biegu z bolącą łąpą (co chwilę wpadałam do jakiegoś rowu, musiałam wchodzić pod stromą górkę lub zjeżdżać ze zboczy, przeskakiwać nad zwlanoymi drzewami i przebiegać po skałkach) ale z pewnością był to największy skrót do groty Alf. Kiedy wreszcie znalazłam się na wzgórzu na, którego szczycie znajdował się mój cel usłyszałam cziś głos gdzieś z prawej.
- Rea! - biegłąm dalej - REA! - stanęłam i odwróciłam się. Dwadzieścia metrów ode mnie, nieco niżej, między gęstymi drzewami stał jakiś wilk - Rea, no chodź tu! - to była Emriv. Ale co ona tam robiła? Czemu nie była w grocie razem ze szczeniakami?
Omijając slalomem drzewa i nisko rosnące gałęzie dotarłąm do wilczycy.
- Co ci się stało...?! - spytała zdziwiona Emriv.
- Gdzie szczeniaki? - przerwałam jej rozglądając się do okoła rozbieganym wzrokiem.
- Kirkhe jest tutaj - wskazała głową małą wilczycę węszącą po krzkach parę metrów dalej - Ale Hope gdzieś zniknęła.
- Jak to zniknęła?
- No po prostu. Odwróciłam się na chwilę i już jej nie było. Kirkhe twierdzi, że nic nie widziała i że najprawdopodobniej Hope poszła po prostu na spacer, ale mogła mi przynajmniej powiedzieć. Poszłyśmy więc jej szukać, a Kirkhe nie mogłam zostawić z Daiki bo ma teraz trening z Jacobem więc musiała iść ze mną.
- Zaraz... Resa mówiła coś o tym, że to już drugi atak....a co jeśli zaatakował Hope?!
- Co? - spytała zdezorientowana Emriv.
- Zarz ci wytłumaczę! Kiri! - zawołałam wilczycę warczącą na drzewo, na które wspięła się wiewiórka po czym zwróciłam się z powrotem do Alfy - Zaprowadź mnie do groty Resy!
- Więc chodzi o to, że jakiś wilk z Watahy Cienia atakuje pojedyńcze wilki z naszej watahy - tłumaczyłam w biegu co chwilę robiąc przerwę na oddech.
- Myślałam, że już się odczepili. Od czasu tamtej misji w ogóle się nie odzywają - odparła Emriv.
Ostatnim razem kiedy wrogowie nas atakowali mieli do dyspozycji smoki. Sama uczestniczyłam w misji ratującej watahę od kolejnej wojny.
- Faktycznie...ale, co to za taktyka? Co to ma być? Seryjny morderca, którego wysyłają żeby mordował każdego członka watahy po kolei? To im się nie uda... - urwałam bo przed nami ukazała się jakaś grota.
- To tutaj? - spytała biegnąca za nami Kirkhe.
Zwolniłyśmy.
- Tak - odparła Emriv i wesżłysmy do środka.
Grota była obszerna, a wszędzie gdzie to tylko możliwe leżały przedmioty związane z zielarstwem. Jakieś wywary, napoje, proszki, liście, zioła, Było tego pełno ale wszystko było poukładane. Wnętrze przypominało nieco grotę Emriv chodź Alfa miała zdecydowanie więcej książek.
Po lewej Resa nachylała się nad przebudzającym się już Harry'm lecząc jego ranę. Po prawej z kolei sieział jakiś mały czarny wilczek obok... leżącej na ziemi Hope!
niedziela, 21 czerwca 2015
Dołączył Ben!
Imię: Ben
Drugie imię: -
Przydomek: "Naturalny"
Wiek: 10 lat
Płeć: Basior
Żywioł: Ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: Szpieg, strateg
Charakter: Ben ma zmienny charakter. Dla przyjaciół jest zwykle miły, ale czasem może nawet dla nich okazać złość. Dla wrogów-nawet nie muszę tłumaczyć-oczywiście wredny. Basior prawie zawsze staje w obronie słabszych. Ben raz jest bardzo spokojny, a innym razem szaleje jak bestia. Tak samo jest z jego uczuciami, raz jest wesoły, a raz smutny. Dokładnie nie da się określić jego charakteru.
Zalety: Ben jest niezwykle zwinny, giętki i szybki. Basior potrafi bezszelestnie się skradać i znajduje najlepsze kryjówki, co pomaga mu w szpiegowaniu. Potrafi usłyszeć choćby chód mrówki na maksymalnie 1 kilometr, woli używać słuchu niż wzroku. Jest dość silny. Basior uwielbia wspinaczkę.
Wady: Zmysł wzroku, Ben ma słaby, dlatego używa słuchu. Jego wytrzymałość też nie jest najlepsza.
Rodzina: Matka/Eloise, Ojciec/Levis.
Zauroczenie: -
Partner: -
Szczeniaki: -
Upomnienia: 0
Nick: Howrse/Like122 Doggi/Like122
Drugie imię: -
Przydomek: "Naturalny"
Wiek: 10 lat
Płeć: Basior
Żywioł: Ziemia
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: Szpieg, strateg
Charakter: Ben ma zmienny charakter. Dla przyjaciół jest zwykle miły, ale czasem może nawet dla nich okazać złość. Dla wrogów-nawet nie muszę tłumaczyć-oczywiście wredny. Basior prawie zawsze staje w obronie słabszych. Ben raz jest bardzo spokojny, a innym razem szaleje jak bestia. Tak samo jest z jego uczuciami, raz jest wesoły, a raz smutny. Dokładnie nie da się określić jego charakteru.
Zalety: Ben jest niezwykle zwinny, giętki i szybki. Basior potrafi bezszelestnie się skradać i znajduje najlepsze kryjówki, co pomaga mu w szpiegowaniu. Potrafi usłyszeć choćby chód mrówki na maksymalnie 1 kilometr, woli używać słuchu niż wzroku. Jest dość silny. Basior uwielbia wspinaczkę.
Wady: Zmysł wzroku, Ben ma słaby, dlatego używa słuchu. Jego wytrzymałość też nie jest najlepsza.
Rodzina: Matka/Eloise, Ojciec/Levis.
Zauroczenie: -
Partner: -
Szczeniaki: -
Upomnienia: 0
Nick: Howrse/Like122 Doggi/Like122
Od Harry'ego C.D. Rei
Zaśmiałem się lekko. Rea naprawdę mnie zafascynowała.
-To Ty tu jesteś przewodniczką.
-No tak, faktycznie. -Uśmiechnęła się. -W takim razie co powiesz na... Wodospad?
-Hm, szczerze to wolę raczej ogień, niż wodę, ale czemu nie?
-Ja mam właśnie na odwrót - powiedziała. Zaczęliśmy maszerować w kierunku wodospadu.
-Naprawdę?
Chuchnąłem na swoje opuszki palców, na których nagle zaczęły tańczyć nieśmiałe płomyczki. Podrzuciłem je do góry i znów dmuchnąłem. Po chwili, gdy machnąłem na nie łapą (zignorowałem ból po poparzeniu) utworzyły obraz Rei.
-Stop! -krzyknęła.
Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem, a płomyki spadły jak deszcz na moją głowę. Były małe, więc jedynie troszeczkę mnie poparzyły.
-Ups, wybacz... To było naprawdę piękne, ale szczerze mówiąc, nienawidzę ognia.
-Resa miała to samo z wodą -mruknąłem cicho.
-Co mówisz? Wybacz, nie usłyszałam.
-Nic, nic...
Przerwaliśmy rozmowę, gdy naszym oczom ukazał się wodospad. Zachwycałem się nim aż przez piękne 12 sekund, bo później jakiś czarny kształt rzucił się na Reę. Szybko rzuciłem się na niego, zrzucając go z Rei. Poczułem ukłucie jego ostrych zębów w okolicach klatki piersiowej. Nie dość, że dopiero niedawno wróciłem z Reą od uzdrowiciela, już na nowo potrzebuję jego pomocy. Krzyknąłem przeraźliwie i zacisnąłem z bólu powieki. Miałem wrażenie, że rana wypala mi skórę!
Cała rzeczywistość zaczęła się rozmazywać. Dostrzegłem Resę, krzyczącą jakieś wyjaśnienia do Rei, jednocześnie wraz z nią atakując wilka. Później pochylające się nade mną przerażone twarze obu wader, a w końcu jedynie ciemność. Zemdlałem.
Rea? Poznajesz znanego nam już wilka z opowiadania Hope i Nica? XD
-To Ty tu jesteś przewodniczką.
-No tak, faktycznie. -Uśmiechnęła się. -W takim razie co powiesz na... Wodospad?
-Hm, szczerze to wolę raczej ogień, niż wodę, ale czemu nie?
-Ja mam właśnie na odwrót - powiedziała. Zaczęliśmy maszerować w kierunku wodospadu.
-Naprawdę?
Chuchnąłem na swoje opuszki palców, na których nagle zaczęły tańczyć nieśmiałe płomyczki. Podrzuciłem je do góry i znów dmuchnąłem. Po chwili, gdy machnąłem na nie łapą (zignorowałem ból po poparzeniu) utworzyły obraz Rei.
-Stop! -krzyknęła.
Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem, a płomyki spadły jak deszcz na moją głowę. Były małe, więc jedynie troszeczkę mnie poparzyły.
-Ups, wybacz... To było naprawdę piękne, ale szczerze mówiąc, nienawidzę ognia.
-Resa miała to samo z wodą -mruknąłem cicho.
-Co mówisz? Wybacz, nie usłyszałam.
-Nic, nic...
Przerwaliśmy rozmowę, gdy naszym oczom ukazał się wodospad. Zachwycałem się nim aż przez piękne 12 sekund, bo później jakiś czarny kształt rzucił się na Reę. Szybko rzuciłem się na niego, zrzucając go z Rei. Poczułem ukłucie jego ostrych zębów w okolicach klatki piersiowej. Nie dość, że dopiero niedawno wróciłem z Reą od uzdrowiciela, już na nowo potrzebuję jego pomocy. Krzyknąłem przeraźliwie i zacisnąłem z bólu powieki. Miałem wrażenie, że rana wypala mi skórę!
Cała rzeczywistość zaczęła się rozmazywać. Dostrzegłem Resę, krzyczącą jakieś wyjaśnienia do Rei, jednocześnie wraz z nią atakując wilka. Później pochylające się nade mną przerażone twarze obu wader, a w końcu jedynie ciemność. Zemdlałem.
Rea? Poznajesz znanego nam już wilka z opowiadania Hope i Nica? XD
Od Nica C.D. Hope
Gdy moja opiekunka skończyła, popatrzyłem się na nią z wyczekiwaniem.
-No co? -spytała. -Robisz tak wielkie oczy, jakbym zaraz miała cię udusić.
Zignorowałem jej porównanie.
-Będzie żyła? Wyleczyłaś ją? Da radę jeszcze kiedykolwiek otworzyć oczy...? -Pytania z moich ust szły dziesiątkami, więc Resa zamknęła mi pysk łapą.
-Tak, raczej... Ale nie rób sobie zbyt wielkiej nadziei. Czekaj tu i pilnuj, czy nie rośnie jej gorączka. -Resa wzdrygnęła się. Podobno jej córkę zabiła zbyt wysoka gorączka...- Jeśli temperatura będzie dalej rosła, wiesz, co masz robić.
Szybko zmierzyłem, ile ma obecnie.
-37 stopni. Gorączka. Lecę po wywar, zanim...
-Stop, stop, stop! -Resa położyła mi łapę na pysku, hamując mnie i sprawiając, że biegnę w miejscu. -Dokąd tak pędzisz? Ma tylko stan podgorączkowy. To dobrze- to znaczy, że jej organizm walczy z toksynami.
Przewróciłem oczami. Moja opiekunka nigdy nie traci okazji, żeby wzbogacić moją wiedzę zielarską.
-Dobra, będę wiedział na przyszłość. Ale gdzie ty chcesz iść?
-Muszę się pozbyć z naszych terenów tego wilka. Opowiadałeś, że Hope go związała, ale to raczej nie wystarczy. Poza tym, muszę zawiadomić Alfę o wkroczeniu nieprzyjaciela na nasz teren. Może to poskutkować wojną. Coś tak posmutniał? MOŻE, nie musi.
-Ale... Jeśli on ciebie też ugryzie? Ciebie nie ma kto zabrać wojowniczo na łapy jak ja! -powiedziałem, dumnie wypinając pierś. Zaśmiała się.
-Z tego co wiem, ty ją raczej wlokłeś! - Znów wybuchnęła śmiechem. Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem, wzrokiem pytającym "skąd to wiesz?".
-Powiedzmy, że... Mam oczy dookoła głowy.
Patrzyłem na nią podejrzliwie, ale ona to zignorowała i poszła po tą dziką bestię.
Parę godzin później, po niezliczonych wywarach na gorączkę, które musiałem przygotować, Hope nieśmiało otworzyła oczy. Próbowała ukrywać ból, ale ja wiedziałem, że cierpi. Czułem to.
Hope?
-No co? -spytała. -Robisz tak wielkie oczy, jakbym zaraz miała cię udusić.
Zignorowałem jej porównanie.
-Będzie żyła? Wyleczyłaś ją? Da radę jeszcze kiedykolwiek otworzyć oczy...? -Pytania z moich ust szły dziesiątkami, więc Resa zamknęła mi pysk łapą.
-Tak, raczej... Ale nie rób sobie zbyt wielkiej nadziei. Czekaj tu i pilnuj, czy nie rośnie jej gorączka. -Resa wzdrygnęła się. Podobno jej córkę zabiła zbyt wysoka gorączka...- Jeśli temperatura będzie dalej rosła, wiesz, co masz robić.
Szybko zmierzyłem, ile ma obecnie.
-37 stopni. Gorączka. Lecę po wywar, zanim...
-Stop, stop, stop! -Resa położyła mi łapę na pysku, hamując mnie i sprawiając, że biegnę w miejscu. -Dokąd tak pędzisz? Ma tylko stan podgorączkowy. To dobrze- to znaczy, że jej organizm walczy z toksynami.
Przewróciłem oczami. Moja opiekunka nigdy nie traci okazji, żeby wzbogacić moją wiedzę zielarską.
-Dobra, będę wiedział na przyszłość. Ale gdzie ty chcesz iść?
-Muszę się pozbyć z naszych terenów tego wilka. Opowiadałeś, że Hope go związała, ale to raczej nie wystarczy. Poza tym, muszę zawiadomić Alfę o wkroczeniu nieprzyjaciela na nasz teren. Może to poskutkować wojną. Coś tak posmutniał? MOŻE, nie musi.
-Ale... Jeśli on ciebie też ugryzie? Ciebie nie ma kto zabrać wojowniczo na łapy jak ja! -powiedziałem, dumnie wypinając pierś. Zaśmiała się.
-Z tego co wiem, ty ją raczej wlokłeś! - Znów wybuchnęła śmiechem. Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem, wzrokiem pytającym "skąd to wiesz?".
-Powiedzmy, że... Mam oczy dookoła głowy.
Patrzyłem na nią podejrzliwie, ale ona to zignorowała i poszła po tą dziką bestię.
Parę godzin później, po niezliczonych wywarach na gorączkę, które musiałem przygotować, Hope nieśmiało otworzyła oczy. Próbowała ukrywać ból, ale ja wiedziałem, że cierpi. Czułem to.
Hope?
Od Resy C.D. Antarina
-Nie, ale ja i Harry... -zaczęłam. Wymieniłam z Harry'm spojrzenia. Nie, nie mogę zdradzić co dawniej między nami zaszło. -Po prostu... Mamy za sobą dużo nieprzyjemności -mruknęłam tylko.
-Aha, rozumiem... -stwierdził basior, choć wyraźnie ta odpowiedź nie spełniła jego oczekiwań.
Staliśmy chwilę w milczeniu, a ja mierzyłam mojego byłego zaciętym spojrzeniem. W końcu wadera, która stała razem z nami, nie wytrzymała:
-Wyglądacie, jakby przeszło przez was tornado. Chodźcie do Baltazara, uzdrowiciela, musimy opatrzyć Wasze rany.
-Nic mi nie jest -powiedzieliśmy chórem, dzięki czemu wadera wybuchnęła śmiechem.
-Jacy zgodni! Hm, myślę jednak, że Wasze rany i guzy mówią same za siebie.
-Jestem zielarką, możemy iść do mnie. Mam coś odpowiedniego na takie błahostki, po co trudzić Baltazara?
Wszyscy wymienili ze sobą spojrzenia, naradzając się na mój pomysł. Przewróciłam oczami. W końcu wilczyca się odezwała:
-No cóż, może masz rację. Ale Harry, po dwóch bójkach chyba jednak powinien iść do uzdrowiciela. Pójdę razem z nim.
Wzruszyłam ramionami. Wyraźnie Harry'emu spodobał się ten pomysł; tak patrzył na tą waderę, jak kiedyś na mnie. Która to była...? Chyba Rea. Już jej współczuję.
-Tak, to chyba jest niezłe rozwiązanie -odezwał się milczący do tej pory Antarin.
Rozdzieliliśmy się; Harry pożegnał się z Antarinem, Rea zarówno z nim, jak i ze mną, ale oczywiście ja nawet nie zaszczyciłam Harry'ego wzrokiem.
W drodze do mojej małej chaty pierwszy odezwał się mój towarzysz, ze względu na skrzydła był to pewnie wilk wiatru:
-Jesteś... Zielarką? Słyszałem, że dawniej byłaś chyba najbardziej znaną wędrowną śpiewaczką. Jak to szło? "Przy niej kamienie zakwitają, a uschnięte kwiaty budzą się do życia" -zacytował powszechną opinię na mój temat. -Szkoda, że ja nigdy nie miałem przyjemności zweryfikować, czy jest to prawda.
-Tak, dawniej byłam śpiewaczką i faktycznie tak o mnie mówiono. Myślę, że to jednak lekka przesada. -Zaśmiałam się.
-Naprawdę? Może dasz mi to sprawdzić? Nie proszę o całą piosenkę, tylko chociaż o mały kawałek.
-Może innym razem. Życie śpiewaczki przynosi mi dosyć niemiłe wspomnienia.
Szliśmy chwilę w milczeniu, ale po oczach Antarina wiedziałam, że waha się, czy nie zadać znanego mi już pytania. W końcu postanowił zaryzykować:
-Dlaczego się ustatkowałaś? Nie jesteś już... jak to się mówi? Wagantką.
Przez chwilę się wahałam: nigdy jeszcze na to pytanie, choć zadawane tysiące razy, nie odpowiedziałam. Czułam jednak, że mogę mu ufać.
-Moja córka umarła. Wykończyła ją choroba. Mąż zniknął na kilka lat, a gdy wrócił, nie zdradzał, gdzie był przez tak długi czas. Wiedziałam, że pewnie znalazł sobie inną miłość; inaczej by zdradził chociaż swoje miejsce pobytu. Mówiliśmy sobie wszystko. I tak zakończył się nasz związek, a ja zostałam zielarką i porzuciłam wędrowne życie śpiewaczki.
Antarin? Jakie wyznanie XD
-Aha, rozumiem... -stwierdził basior, choć wyraźnie ta odpowiedź nie spełniła jego oczekiwań.
Staliśmy chwilę w milczeniu, a ja mierzyłam mojego byłego zaciętym spojrzeniem. W końcu wadera, która stała razem z nami, nie wytrzymała:
-Wyglądacie, jakby przeszło przez was tornado. Chodźcie do Baltazara, uzdrowiciela, musimy opatrzyć Wasze rany.
-Nic mi nie jest -powiedzieliśmy chórem, dzięki czemu wadera wybuchnęła śmiechem.
-Jacy zgodni! Hm, myślę jednak, że Wasze rany i guzy mówią same za siebie.
-Jestem zielarką, możemy iść do mnie. Mam coś odpowiedniego na takie błahostki, po co trudzić Baltazara?
Wszyscy wymienili ze sobą spojrzenia, naradzając się na mój pomysł. Przewróciłam oczami. W końcu wilczyca się odezwała:
-No cóż, może masz rację. Ale Harry, po dwóch bójkach chyba jednak powinien iść do uzdrowiciela. Pójdę razem z nim.
Wzruszyłam ramionami. Wyraźnie Harry'emu spodobał się ten pomysł; tak patrzył na tą waderę, jak kiedyś na mnie. Która to była...? Chyba Rea. Już jej współczuję.
-Tak, to chyba jest niezłe rozwiązanie -odezwał się milczący do tej pory Antarin.
Rozdzieliliśmy się; Harry pożegnał się z Antarinem, Rea zarówno z nim, jak i ze mną, ale oczywiście ja nawet nie zaszczyciłam Harry'ego wzrokiem.
W drodze do mojej małej chaty pierwszy odezwał się mój towarzysz, ze względu na skrzydła był to pewnie wilk wiatru:
-Jesteś... Zielarką? Słyszałem, że dawniej byłaś chyba najbardziej znaną wędrowną śpiewaczką. Jak to szło? "Przy niej kamienie zakwitają, a uschnięte kwiaty budzą się do życia" -zacytował powszechną opinię na mój temat. -Szkoda, że ja nigdy nie miałem przyjemności zweryfikować, czy jest to prawda.
-Tak, dawniej byłam śpiewaczką i faktycznie tak o mnie mówiono. Myślę, że to jednak lekka przesada. -Zaśmiałam się.
-Naprawdę? Może dasz mi to sprawdzić? Nie proszę o całą piosenkę, tylko chociaż o mały kawałek.
-Może innym razem. Życie śpiewaczki przynosi mi dosyć niemiłe wspomnienia.
Szliśmy chwilę w milczeniu, ale po oczach Antarina wiedziałam, że waha się, czy nie zadać znanego mi już pytania. W końcu postanowił zaryzykować:
-Dlaczego się ustatkowałaś? Nie jesteś już... jak to się mówi? Wagantką.
Przez chwilę się wahałam: nigdy jeszcze na to pytanie, choć zadawane tysiące razy, nie odpowiedziałam. Czułam jednak, że mogę mu ufać.
-Moja córka umarła. Wykończyła ją choroba. Mąż zniknął na kilka lat, a gdy wrócił, nie zdradzał, gdzie był przez tak długi czas. Wiedziałam, że pewnie znalazł sobie inną miłość; inaczej by zdradził chociaż swoje miejsce pobytu. Mówiliśmy sobie wszystko. I tak zakończył się nasz związek, a ja zostałam zielarką i porzuciłam wędrowne życie śpiewaczki.
Antarin? Jakie wyznanie XD
Przypominam o misji!
Przypominam, że misje wciąż można znaleźć w zakładce "Konkursy". Nie, misje nie zniknęły; one nadal są tylko o prostu nikt nie chce ich wypełniać.
Za zadnie polega na odwiedzeniu naszych sojuszników z prośbą o pomoc w obronie przed wspólnym wrogiem - Watahą Rozkładu.
Czas: od: 21.06 do: 21.07
Trofeum: Wysłannik
Aktualna Misja:
Za zadnie polega na odwiedzeniu naszych sojuszników z prośbą o pomoc w obronie przed wspólnym wrogiem - Watahą Rozkładu.
Czas: od: 21.06 do: 21.07
Trofeum: Wysłannik
Od Antarina C.D. Harry'ego
Patrzyłem w osłupieniu na dwa wilki tarzające się po ziemi. Kompletnie
ogłópiałem, nie wiedziałem, co się dzieje. Zazwyczaj jestem spokojny,
ale tym razem mnie poniosło. A Harry zamiast wyprowadzić mnie z kłamstwa
okładał mnie jakbyśmy naprawdę byli wrogami. A teraz robił to samo z
waderą, która chyba nazywa się Resa. Patrzyłam na walczącą parę próbując
ogarnąć umysłem sytuację. Resa miała na nosie spore zadrapanie z
którego wąską stróżką spływała krew, a za uchem Herry'ego rósł guz
wielkości śliwki. Ale obydwoje nie zwracali uwagi na obrażenia i z
jeszcze większą zacientością drapali i gryźli. Chyba się nie lubili.
Stwierdziłem, że i ja w paru miejscach krawię, ale chwilowo nie
zwracałem na to zbytniej uwagi. Wadera, która przyszła z Resą teraz
stała obok mnie. Wymieniłem z sią skonsternowane spojrzenia po czym ona
krzyknęła:
- Czy możecie się ogarnąć?! Zachowujeci się wszyscy jak dzieci w przedszkolu. Należymy do tej samej watachy, a to niekoniecznie znaczy wzajemne naparzanie się bez opamiętania.
Szczerze to musiałem się z nią zgodzić. Nawet jeśli uwzględniła w tej wypowiedzi i moje zachwanie. Miałem już serdzecznie dosyć tego wszystkiego jak na jeden dzieć. Harry i Resa odsunęli się od siebie zaprzestając wali, ale wciąż patrzyli na siebie złowrogo. Ognista wadera warknęła cicho i miałem wrażenie, że zaraz znowu na siebie skoczą. Żeby lekko wyładować atmosferę spytałem:
- Yy... właściwie to o co chodzi? W tej watasze to normalne?
Może nie były to najinteligentniejsze pytania świata, ale nic lepszego nie przychodziło mi do głowy. Kątem oka zobaczyłem, że nieznajoma wadera przewraca oczami.
<Harry? Resa?>
- Czy możecie się ogarnąć?! Zachowujeci się wszyscy jak dzieci w przedszkolu. Należymy do tej samej watachy, a to niekoniecznie znaczy wzajemne naparzanie się bez opamiętania.
Szczerze to musiałem się z nią zgodzić. Nawet jeśli uwzględniła w tej wypowiedzi i moje zachwanie. Miałem już serdzecznie dosyć tego wszystkiego jak na jeden dzieć. Harry i Resa odsunęli się od siebie zaprzestając wali, ale wciąż patrzyli na siebie złowrogo. Ognista wadera warknęła cicho i miałem wrażenie, że zaraz znowu na siebie skoczą. Żeby lekko wyładować atmosferę spytałem:
- Yy... właściwie to o co chodzi? W tej watasze to normalne?
Może nie były to najinteligentniejsze pytania świata, ale nic lepszego nie przychodziło mi do głowy. Kątem oka zobaczyłem, że nieznajoma wadera przewraca oczami.
<Harry? Resa?>
sobota, 20 czerwca 2015
Od Hope C.D. Nica
Ze snu obudził mnie przeszywający ból i czyjeś głosy. Najpierw niewyraźne, a potem coraz więcej dało się zrozumieć.
- Ćśśśśś...ona śpi - usłyszałam głos Nica.
- Zabierz ją stąd - syknął czyiś głos.
- Nie. Ona jest ranna, musisz jej pomóc. To co zrobiłem nie wystarczy...te rany są jakieś dziwne...
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że piekąca zraniona łapa jest opatrzona.
- Nie obchodzi mnie to! Ta wadera nie wejdzie do mojej groty!
- Ale...
- Aaa! - wrzasnęłam nagle nie mogąc się już powstrzymać. Ból stał się wręcz nie do wytrzymania. Cała łapa piekła jakby mi ją ktoś włożył do ognia. Zwinęłam się w kłębek i zacisnęłam zęby żeby tylko nie myśleć o tym bólu.
- Resa! - krzyknął Nico ale czyiś pysk już chwycił mnie za kark i zaciągnął do wnętrza groty. Co prawda niewiele widziałam przez łzy, półprzytomna i zamroczona wciąż narastającym bólem. Czułam tylko zimną podłogę pod sobą. Niejaka Resa położyła mnie na środku jaskini i poszła gdzieś. Nico stanął nade mną z przerażoną miną.
- Hope, trzymaj się - ledwie słyszałam jego głos ale mimo to uśmiechnęłam się lekko.
Potem czułam jak wilczyca kładzie na mojej łapie jakieś zioła, przemywa ranę, smaruje ją jakąś maścią i na końcu znowu bandażuje.
- Co jej jest? - spytał Nico - Dla czego ta rana jest taka czarna? - nie ukrywam, że przestraszyły mnie jego słowa ale oprócz ciągłych pojękiwań nic nie powiedziałam.
- To trucizna - odparła lodowatym tonem Resa - Mówisz, że to jakiś wrogi wilk, tak? Jest źle, bardzo źle, ale może uda mi się jeszcze ją uratować.
- To dla czego nie pomogłaś jej od razu?!
Wilczyca nie odpowiedziała i resztę zabiegów dokończyła już w milczeniu.
Nico?
- Ćśśśśś...ona śpi - usłyszałam głos Nica.
- Zabierz ją stąd - syknął czyiś głos.
- Nie. Ona jest ranna, musisz jej pomóc. To co zrobiłem nie wystarczy...te rany są jakieś dziwne...
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że piekąca zraniona łapa jest opatrzona.
- Nie obchodzi mnie to! Ta wadera nie wejdzie do mojej groty!
- Ale...
- Aaa! - wrzasnęłam nagle nie mogąc się już powstrzymać. Ból stał się wręcz nie do wytrzymania. Cała łapa piekła jakby mi ją ktoś włożył do ognia. Zwinęłam się w kłębek i zacisnęłam zęby żeby tylko nie myśleć o tym bólu.
- Resa! - krzyknął Nico ale czyiś pysk już chwycił mnie za kark i zaciągnął do wnętrza groty. Co prawda niewiele widziałam przez łzy, półprzytomna i zamroczona wciąż narastającym bólem. Czułam tylko zimną podłogę pod sobą. Niejaka Resa położyła mnie na środku jaskini i poszła gdzieś. Nico stanął nade mną z przerażoną miną.
- Hope, trzymaj się - ledwie słyszałam jego głos ale mimo to uśmiechnęłam się lekko.
Potem czułam jak wilczyca kładzie na mojej łapie jakieś zioła, przemywa ranę, smaruje ją jakąś maścią i na końcu znowu bandażuje.
- Co jej jest? - spytał Nico - Dla czego ta rana jest taka czarna? - nie ukrywam, że przestraszyły mnie jego słowa ale oprócz ciągłych pojękiwań nic nie powiedziałam.
- To trucizna - odparła lodowatym tonem Resa - Mówisz, że to jakiś wrogi wilk, tak? Jest źle, bardzo źle, ale może uda mi się jeszcze ją uratować.
- To dla czego nie pomogłaś jej od razu?!
Wilczyca nie odpowiedziała i resztę zabiegów dokończyła już w milczeniu.
Nico?
Od Rei C.D. Harry'ego
- D-dzięki - bąknęłam zdziwiona. Nie często słyszałam to zdanie i miałam nadzieję, że Harry nie widzi mojego rumieńca. Postanowiłam podpłynąć do nowo poznanego wilka i poznać go. Kirkhe i Hope zostały pod opieką Aust więc miałam trochę czasu. Tak więc płynnym ruchem przecięłam taflę jeziora kierując się w stronę basiora. Po drodze jeszcze zanurkowałam rozglądając się pod wodą w poszukiwaniu jakiejś ryby. Od rana nic nie jadłam i stwierdziłam, że nie wytrzymam dłużej. Nagle ujrzałam ławicę kolorowych ryb płynącą w moją stronę. Położyłam się na dnie jeziora i niezauważona przez ryby czekałam. Kiedy ławica znalazła się tuż nade mną odbiłam się od dna z otwartym pyskiem i wyskoczyłam na powierzchnię z trzema rybami w zębach. Przepłynęłam ostatnie trzy metry dzielące mnie od lądu po czym wyszłam na brzeg i otrzepałam się nie zwracając uwagi na mrużącego oczy Harry'ego. Wyplułam ryby i uśmiechnęłam się.
- Co tam? Kiedy tu dołączyłeś? Jakoś niedawno, nie?
- Taaak,dokładniej to cztery dni temu - nie umknęło mojej uwadze, że wilk po prostu gapił się na mnie bez mrugnięcia okiem.
- Jak chcesz, mogę cię oprowadzić po watasze, pokazać jakieś tereny...takie tam... - kątem oka zobaczyłam, że jedna z ryb jest jeszcze żywa i zaczyna się ruszać. Nie spuszczając wzroku z rozmówcy przycisnęłam rybę łapą wbijając w nią pazury - Głodny?
- Nie dzięki, jedz, ja jestem najedzony.
- Jak chcesz - wzruszyłam ramionami i zabrałam się za pochłanianie świeżo upolowanego posiłku i wypluwanie ości. Kiedy skończyłam oblizałam pysk i westchnęłam zadowolona, że wreszcie cokolwiek zjadłam. - To gdzie najpierw idziemy? - spytałam z szerokim uśmiechem.
Harry?
- Co tam? Kiedy tu dołączyłeś? Jakoś niedawno, nie?
- Taaak,dokładniej to cztery dni temu - nie umknęło mojej uwadze, że wilk po prostu gapił się na mnie bez mrugnięcia okiem.
- Jak chcesz, mogę cię oprowadzić po watasze, pokazać jakieś tereny...takie tam... - kątem oka zobaczyłam, że jedna z ryb jest jeszcze żywa i zaczyna się ruszać. Nie spuszczając wzroku z rozmówcy przycisnęłam rybę łapą wbijając w nią pazury - Głodny?
- Nie dzięki, jedz, ja jestem najedzony.
- Jak chcesz - wzruszyłam ramionami i zabrałam się za pochłanianie świeżo upolowanego posiłku i wypluwanie ości. Kiedy skończyłam oblizałam pysk i westchnęłam zadowolona, że wreszcie cokolwiek zjadłam. - To gdzie najpierw idziemy? - spytałam z szerokim uśmiechem.
Harry?
Nowy magiczny przedmiot
Talizman Życia
Cena: 500 ks. lub 500 eq. (na howrse)
Założony na szyję zmarłemu wilkowi przywraca go do życia. Wilk musi jednak zawsze mieć go na sobie, aby pozostać przy życiu. Gdy go zdejmie, zaczyna powoli tracić siły. Jeśli do 24 godzin nie włoży go bądź innego Talizmanu Życia z powrotem nieodwracalnie umiera.
Wymyślone przez tola288
Od Ayer C.D. Emriv
-To będzie pestka. - powiedziałam z ciągłym uśmiechem na pysku. Wstałam i
pobiegłam cicho za lisem. Gdy byłam blisko niego zatrzymałam się,
schowałam i czekałam aż lissię uspokoi. Gdy już to zrobił rzuciłam się
na niego zaciskając szczęki na jego ciele. Gdy wróciłamdo Emriv ta
powiedziała - Nieźle ci poszło, chociaż dziwne że nie postąpiłaś tak z
zającem.
- Śledziłaś mnie, prawda?
- Nakryłaś mnie.
- Więc... jak z tym łowcą?
- A no tak, Od teraz jesteś w watasze łowczynią i szpiegiem jeśli chcesz.
- No dobra, mogę być szpiegiem.
- Świetnie. - ucieszyła się wadera. - To chodźmy już do watahy.
Emriv? (nie miałam ochoty i pomysłu DX)
- Śledziłaś mnie, prawda?
- Nakryłaś mnie.
- Więc... jak z tym łowcą?
- A no tak, Od teraz jesteś w watasze łowczynią i szpiegiem jeśli chcesz.
- No dobra, mogę być szpiegiem.
- Świetnie. - ucieszyła się wadera. - To chodźmy już do watahy.
Emriv? (nie miałam ochoty i pomysłu DX)
piątek, 19 czerwca 2015
Od Harry'ego
"Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli
się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać.
Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości,
ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie."
W ten przedziwny dzień byłem nad jeziorem, myjąc brudne od ciągłego lotu
skrzydła i zanurzając w wodzie spragniony pysk. Wtedy po raz pierwszy
ujrzałem ją- waderę, która odmieniła moje myśli i nastawienie do życia.Nad skrajem jeziora ujrzałem kąpiącą się samicę o tak nieziemskiej urodzie, że gdy na nią spojrzałem o mało się nie utopiłem. Wadera, gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się i powiedziała:
-Nowy? Jestem Rea, tutejsza dowódczyni łowców i szpiegów.
-Miło mi, jestem Harry. Wyglądasz przepięknie.
-"Głupi, głupi, głupi! Czyżbyś się w niej zakochał? Nie dość ci było wrażeń po twojej byłej? Nie pamiętasz, jak oboje przysięgliście sobie, że nigdy nikomu nie wspomnicie o waszym związku? Nie pamiętasz, jak zniknęła twoja córeczka, Meggie? I jak twoja była wtedy płakała, wtulając się tobie w ramię? A później wszystko się skończyło." -karciłem się w myślach.
Rea? Odpiszesz? (:
Od Rachel C.D. Aust
Wraz z moim bojowym okrzykiem fala wiatru pchnęła naszą burzę prosto na burzę Nefary. Żeby wygrać z tą wilczycą musiałyśmy stworzyć coś co jej dorówna. A więc nie pojedynczych sześć elementów tylko składająca się z nich burzę. Nefara bezradnie kuliła po sobie uszy widząc naszą przewagę, a jej chmura przy naszej wydawała się mała. W odróżnieniu od jej zwykłej chmury nasza była zupełnie inna. O wiele trudniej było mi ją pchać falami wiatru. Stworzona była bowiem nie z pary wodnej lecz z czystej ciemności. Najciemniejszej czerni, która pochłaniała wszystko. Każdy wystrzelony przez Nefarę piorun jeśli trafił w naszą chmurę znikał w niej bezpowrotnie.
Całe niebo zasnuła czerń i ciemność. Tylko raz na jakiś czas kiedy błysnął naprawdę jasny piorun gdzieś po prawej pojawiał się cień w kształcie wulkanu Nefary. Walcząc mentalnie rozkazując burzy nie widziałam nic, a jednocześnie widziałam wszystko. Wokół mnie panowały egipskie ciemności więc za nic nie mogłam zobaczyć czubka własnego nosa. Jednak z drugiej strony co chwilę z nieba strzelały pioruny tak jasne, że mogłam spokojnie zobaczyć pozostałe pięć wilczyc oraz Nefarę stojącą przed nami w wirze skręcających się chmur. Przez chwilę myślałam, że wiedźma chce stworzyć tornado ale zaraz uświadomiłam sobie, że to przecież nie możliwe. Może i ma władze nad burzą ale nie nad samym wiatrem...a tornado to wiatr. No przecież!
Skupiłam się. Pomyślałam o tym jak bardzo nienawidzę Nefary, o tym, że bez względu na to z jakimi durniami współpracuję chcę się zemścić. Wyobraziłam sobie jak ciało demonicy rozpada się na kawałki miotane huraganem. Skoncentrowałam się na nienawiści jaką czułam do Nefary po czym przełożyłam ją na wiatr. Wyobraziłam sobie jak wyglądałyby teraz moje uczucia gdyby były moim żywiołem. I wtedy nasza ciemna jak smoła, ciężka burzowa chmura zaczęła się kłębić powoli zmieniając kształt. Aust stojąca po mojej lewej spojrzała na mnie ze zdziwieniem i krzyknęła.
- Rachel! Co... - dalej już nie słyszałam gdyż jej głos zagłuszył przenikliwy trzask grzmotu wdzierający się nieprzyjemnie do moich uszy. Na niebie znów pojawiła się łuna jasności, a w niej kształt wulkanu. Mimo to mogłam się domyślić o co chodziło wilczycy. Spojrzałam w górę mrużąc oczy by nie wpadły do nich krople deszczu tak gęstego jak szara niekończąca się ściana. Ujrzałam nad sobą chmurę ciemności w kształcie długiego leju łączącego niebo i ziemię. Prawda, nie było to prawdziwe tornado lecz tylko chmura w jego kształcie. Ale na mój rozkaz wiatry z czterech stron świata zaczęły wiać naraz obracając chmurę w coraz szybciej i szybciej aż wreszcie czarne tornado z zawrotną prędkością popędziło na Nefarę.
- Nieeeeeeee! - wrzask szczerego przerażenia przeszył powietrze jak grzmot. Przez moje przemoczone ciało przebiegł dreszcz. Ale nie był to dreszcz strachu tylko przyjemny dreszcz zemsty. W tym momencie czułam się lepiej niż wtedy gdy jako Beta Watahy Mglistych Lasów po raz pierwszy prowadziłam wilki na wojnę. Co prawda stałam wtedy u boku znienawidzonej Alfy, którą teraz miałam przyjemność wykańczać.
- I co? Jak się teraz czujesz?! - ryknęłam, a mój wiatr rozniósł mój głos jakbym mówiła przez mikrofon. Nie wiedziałam jak to zrobiłam ale uśmiechnęłam się mile zaskoczona bo nie liczyłam, że w tym huku Nefara mnie usłyszy. Tym czasem demonicę porwał już wir sterowanej przez nas wszystkie burzy i powoli unosił ją w górę.
- Jak skończona oszustka, prawda?! - krzyknęłam - Twój plan zawiódł, a ty zaraz przez niego zginiesz! Co to za czarny charakter, który przegrywa przez własny plan?! Co?! Przepowiednia się spełni, nie musisz się o to martwić!
- Może - zagrzmiała szarpana przez wiatr Nefara - Ale przepowiednia nie mówiła nic o stratach!
Demonica ostatkiem sił nakazała niewielkiej już burzowej chmurze wystrzelić ostatni piorun. Następnie wiatr porwał ją w górę i rozszarpał we wnętrzu czarnej chmury. Niestety błyskawica wystrzelona prosto we mnie, rozgałęziona jak drzewo, nie chybiła. Stało się to tak szybko, że nie zdążyłam nawet ruszyć łapą. Oczy rozszerzyły mi się nawet nie ze strachu lecz po prostu ze zwykłego zaskoczenia. Nie bałam się. Nie czułam nic. Byłam pusta, nic nie słyszałam i nie widziałam nic poza jasnością. Jasność oślepiła mnie, a grzmot rozlegający się tuż obok mnie ogłuszył. Piorun uderzył we mnie z siłą, która odrzuciła mnie parę metrów do tyłu. Zamroczona, nic nie widząc i nie słysząc, nie świadoma tego co dzieje się wokół mnie upadłam na ziemię. Nie słyszałam co prawda trzasku własnych kości ale czułam, że się łamią. A potem całe moje ciało ogarnęło ciepło. Najpierw było to tylko zwykłe ciepło ale zaraz zmieniło się w palący gorąc zżerający moje ciało do kości. Tak jak kiedyś Nefara trafiła we mnie piorunem odrywając mi skrzydła tak i teraz trafiła rozrywając moją dusze na strzępy. Ból stał się tak straszny, że wprost nie do opisania. Zwijałam się z bólu ale nie poniżyłam się do tego stopnia by wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Za to modliłam się w myślach żeby to cierpienie wreszcie się skończyło. I skończyło się. Nagle ciemność, o ile to możliwe, stała się jeszcze ciemniejsza i głębsza, a wszelki ból ustał. Ja sama rozluźniłam się czując się jakby bezkształtna, pozbawiona ciała.
Daiki, Rea, Emriv, Aust?
Całe niebo zasnuła czerń i ciemność. Tylko raz na jakiś czas kiedy błysnął naprawdę jasny piorun gdzieś po prawej pojawiał się cień w kształcie wulkanu Nefary. Walcząc mentalnie rozkazując burzy nie widziałam nic, a jednocześnie widziałam wszystko. Wokół mnie panowały egipskie ciemności więc za nic nie mogłam zobaczyć czubka własnego nosa. Jednak z drugiej strony co chwilę z nieba strzelały pioruny tak jasne, że mogłam spokojnie zobaczyć pozostałe pięć wilczyc oraz Nefarę stojącą przed nami w wirze skręcających się chmur. Przez chwilę myślałam, że wiedźma chce stworzyć tornado ale zaraz uświadomiłam sobie, że to przecież nie możliwe. Może i ma władze nad burzą ale nie nad samym wiatrem...a tornado to wiatr. No przecież!
Skupiłam się. Pomyślałam o tym jak bardzo nienawidzę Nefary, o tym, że bez względu na to z jakimi durniami współpracuję chcę się zemścić. Wyobraziłam sobie jak ciało demonicy rozpada się na kawałki miotane huraganem. Skoncentrowałam się na nienawiści jaką czułam do Nefary po czym przełożyłam ją na wiatr. Wyobraziłam sobie jak wyglądałyby teraz moje uczucia gdyby były moim żywiołem. I wtedy nasza ciemna jak smoła, ciężka burzowa chmura zaczęła się kłębić powoli zmieniając kształt. Aust stojąca po mojej lewej spojrzała na mnie ze zdziwieniem i krzyknęła.
- Rachel! Co... - dalej już nie słyszałam gdyż jej głos zagłuszył przenikliwy trzask grzmotu wdzierający się nieprzyjemnie do moich uszy. Na niebie znów pojawiła się łuna jasności, a w niej kształt wulkanu. Mimo to mogłam się domyślić o co chodziło wilczycy. Spojrzałam w górę mrużąc oczy by nie wpadły do nich krople deszczu tak gęstego jak szara niekończąca się ściana. Ujrzałam nad sobą chmurę ciemności w kształcie długiego leju łączącego niebo i ziemię. Prawda, nie było to prawdziwe tornado lecz tylko chmura w jego kształcie. Ale na mój rozkaz wiatry z czterech stron świata zaczęły wiać naraz obracając chmurę w coraz szybciej i szybciej aż wreszcie czarne tornado z zawrotną prędkością popędziło na Nefarę.
- Nieeeeeeee! - wrzask szczerego przerażenia przeszył powietrze jak grzmot. Przez moje przemoczone ciało przebiegł dreszcz. Ale nie był to dreszcz strachu tylko przyjemny dreszcz zemsty. W tym momencie czułam się lepiej niż wtedy gdy jako Beta Watahy Mglistych Lasów po raz pierwszy prowadziłam wilki na wojnę. Co prawda stałam wtedy u boku znienawidzonej Alfy, którą teraz miałam przyjemność wykańczać.
- I co? Jak się teraz czujesz?! - ryknęłam, a mój wiatr rozniósł mój głos jakbym mówiła przez mikrofon. Nie wiedziałam jak to zrobiłam ale uśmiechnęłam się mile zaskoczona bo nie liczyłam, że w tym huku Nefara mnie usłyszy. Tym czasem demonicę porwał już wir sterowanej przez nas wszystkie burzy i powoli unosił ją w górę.
- Jak skończona oszustka, prawda?! - krzyknęłam - Twój plan zawiódł, a ty zaraz przez niego zginiesz! Co to za czarny charakter, który przegrywa przez własny plan?! Co?! Przepowiednia się spełni, nie musisz się o to martwić!
- Może - zagrzmiała szarpana przez wiatr Nefara - Ale przepowiednia nie mówiła nic o stratach!
Demonica ostatkiem sił nakazała niewielkiej już burzowej chmurze wystrzelić ostatni piorun. Następnie wiatr porwał ją w górę i rozszarpał we wnętrzu czarnej chmury. Niestety błyskawica wystrzelona prosto we mnie, rozgałęziona jak drzewo, nie chybiła. Stało się to tak szybko, że nie zdążyłam nawet ruszyć łapą. Oczy rozszerzyły mi się nawet nie ze strachu lecz po prostu ze zwykłego zaskoczenia. Nie bałam się. Nie czułam nic. Byłam pusta, nic nie słyszałam i nie widziałam nic poza jasnością. Jasność oślepiła mnie, a grzmot rozlegający się tuż obok mnie ogłuszył. Piorun uderzył we mnie z siłą, która odrzuciła mnie parę metrów do tyłu. Zamroczona, nic nie widząc i nie słysząc, nie świadoma tego co dzieje się wokół mnie upadłam na ziemię. Nie słyszałam co prawda trzasku własnych kości ale czułam, że się łamią. A potem całe moje ciało ogarnęło ciepło. Najpierw było to tylko zwykłe ciepło ale zaraz zmieniło się w palący gorąc zżerający moje ciało do kości. Tak jak kiedyś Nefara trafiła we mnie piorunem odrywając mi skrzydła tak i teraz trafiła rozrywając moją dusze na strzępy. Ból stał się tak straszny, że wprost nie do opisania. Zwijałam się z bólu ale nie poniżyłam się do tego stopnia by wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Za to modliłam się w myślach żeby to cierpienie wreszcie się skończyło. I skończyło się. Nagle ciemność, o ile to możliwe, stała się jeszcze ciemniejsza i głębsza, a wszelki ból ustał. Ja sama rozluźniłam się czując się jakby bezkształtna, pozbawiona ciała.
Daiki, Rea, Emriv, Aust?
Od Nica C.D. Hope
Wilk miotający się na ziemi wciąż budził we mnie niepokój, a moja nowa
znajoma zemdlała. Strach złapał mnie za gardło, ale próbowałem go
ignorować. Przełykając łzy na widok obrażeń biednej, zemdlonej wadery
wziąłem ją na plecy (choć z wielkim trudem) i pobiegłem do siedziby
Resy, nieco oddalonej od jaskiń reszty wilków z naszej watahy.
Wiedziałem, że nie lubi gości, ale to sytuacja kryzysowa. Chyba nie
tylko ja, ale również ona ją za taką uzna...?
Gdy wreszcie z trudem doczłapałem się do domu, rozpaczliwie zapukałem w żelazne drzwi, blokujące wejścia do jaskini. Niestety, Resy nie było w domu, a ja nie miałem klucza. Do reszty watahy było za daleko. Musiałem działać sam. Położyłem anielsko piękną samicę na trawie i opatrzyłem jej rany. To była jedna z nielicznych zdolności, którymi się wyróżniałem.
Patrzyłem na jej zamknięte powieki, miękką sierść i prześliczny pyszczek... Pochyliłem się nad dalej nieprzytomną wilczycą. Była tak niezwykła... Delikatnie odgarnąłem jej sierść i, nie mogąc się powstrzymać, lekko ją pocałowałem. Dobrze, że nikt oprócz mnie się o tym nie dowie... Nawet ona. Położyłem się tuż obok niej i usnąłem.
Hope?
Gdy wreszcie z trudem doczłapałem się do domu, rozpaczliwie zapukałem w żelazne drzwi, blokujące wejścia do jaskini. Niestety, Resy nie było w domu, a ja nie miałem klucza. Do reszty watahy było za daleko. Musiałem działać sam. Położyłem anielsko piękną samicę na trawie i opatrzyłem jej rany. To była jedna z nielicznych zdolności, którymi się wyróżniałem.
Patrzyłem na jej zamknięte powieki, miękką sierść i prześliczny pyszczek... Pochyliłem się nad dalej nieprzytomną wilczycą. Była tak niezwykła... Delikatnie odgarnąłem jej sierść i, nie mogąc się powstrzymać, lekko ją pocałowałem. Dobrze, że nikt oprócz mnie się o tym nie dowie... Nawet ona. Położyłem się tuż obok niej i usnąłem.
Hope?
czwartek, 18 czerwca 2015
Od Hope C.D. Nica
Ogromny czarny kształt runął na mnie i w jednym momencie poczułam przeszywający ból w prawej łapie. Skomląc spróbowałam się podnieść ale łapa natychmiast się pode mną ugięła. Krwawiłam. Łzy zbierały się w moich oczach zamazując mi obraz. Nie potrafiłam walczyć jak inne wilki. Nie potrafiłam się bronić. Co ja mogłam zrobić? Powiedzieć "Jesteś głupi"? jak do mojej siostry? To by było żałosne; nawet do niej bałam się tak po raz drugi odezwać. Wilk górował nade mną z okropnie wykrzywionym i pooranym bliznami pyskiem. Jego czarne futro było mizerne i rzadkie, przez cienką skórę widać było wszystkie jego żebra, a oczy nabiegłe krwią utkwił we mnie jakbym była jego przyszłym obiadem.
Nagle kamień ze świstem przeszył powietrze i uderzył w czaszkę wilka. Ten obrócił się i warknął, a wtedy zobaczyłam na jego łopatce znak. Do połowy starte wymalowane złote oko. Rea mówiła, że to jest znak wilków z Watahy Cienia. Przynajmniej był...
Wróg odwrócił się w stronę Nica i już miał się na niego rzucić kiedy wilczek uprzedził go. Dosłownie! Odbił się od ziemi i wskoczył na głowę zdziwionego wilka. Nico dzielnie trzymał się pazurami kiedy basior kręcił się próbując go z siebie zrzucić. Ja w tym czasie panicznie rozejrzałam się dookoła. Co tu zrobić? Co tu zrobić?! Nagle coś przyszło mi do głowy. Skupiłam się na łapach wroga. Pomyślałam o ciemność, o tym cieniu, którego udało mi się ożywić, o tym jak Nico dzielnie walczy z tym basiorem. I wtedy z moich łap wystrzeliły dwa długie cienie. Pełzły po ziemi jak dwa czarne węże powoli zbliżając się do napastnika. Szybciej, szybciej - myślałam skupiając się coraz bardziej. Nico bardzo dobrze odwracał uwagę wilka lecz wiedziałam, że długo tak nie wytrzyma.
Dwa cienie sunęły i sunęły, a kiedy dotknęły łap szarpiącego się wilka, któremu Nico drapał oczy, owinęły się wokół nich. Plątały się i zawijały chodź było mi trudno nimi manewrować z uwagi na gwałtowne ruchy basiora, któey wciąż się wyrywał. W końcu jednak zawiązały się na supeł wokół łap wilka, a ten runął na ziemię. Niestety użycie mocy wyczerpało całą moją energię.
- Pokonaliśmy go... - powiedziałam słabo zmuszając się do uśmiechu. Łapy się pode mną ugięły, zakręciło mi się w głowie i upadłam na ziemię. Jak przez mgłę widziałam jak wilk bezradnie szarpie się związany. Słyszałam, że Nico coś krzyczy ale nie zrozumiałam go. Zemdlałam.
Nico?
Nagle kamień ze świstem przeszył powietrze i uderzył w czaszkę wilka. Ten obrócił się i warknął, a wtedy zobaczyłam na jego łopatce znak. Do połowy starte wymalowane złote oko. Rea mówiła, że to jest znak wilków z Watahy Cienia. Przynajmniej był...
Wróg odwrócił się w stronę Nica i już miał się na niego rzucić kiedy wilczek uprzedził go. Dosłownie! Odbił się od ziemi i wskoczył na głowę zdziwionego wilka. Nico dzielnie trzymał się pazurami kiedy basior kręcił się próbując go z siebie zrzucić. Ja w tym czasie panicznie rozejrzałam się dookoła. Co tu zrobić? Co tu zrobić?! Nagle coś przyszło mi do głowy. Skupiłam się na łapach wroga. Pomyślałam o ciemność, o tym cieniu, którego udało mi się ożywić, o tym jak Nico dzielnie walczy z tym basiorem. I wtedy z moich łap wystrzeliły dwa długie cienie. Pełzły po ziemi jak dwa czarne węże powoli zbliżając się do napastnika. Szybciej, szybciej - myślałam skupiając się coraz bardziej. Nico bardzo dobrze odwracał uwagę wilka lecz wiedziałam, że długo tak nie wytrzyma.
Dwa cienie sunęły i sunęły, a kiedy dotknęły łap szarpiącego się wilka, któremu Nico drapał oczy, owinęły się wokół nich. Plątały się i zawijały chodź było mi trudno nimi manewrować z uwagi na gwałtowne ruchy basiora, któey wciąż się wyrywał. W końcu jednak zawiązały się na supeł wokół łap wilka, a ten runął na ziemię. Niestety użycie mocy wyczerpało całą moją energię.
- Pokonaliśmy go... - powiedziałam słabo zmuszając się do uśmiechu. Łapy się pode mną ugięły, zakręciło mi się w głowie i upadłam na ziemię. Jak przez mgłę widziałam jak wilk bezradnie szarpie się związany. Słyszałam, że Nico coś krzyczy ale nie zrozumiałam go. Zemdlałam.
Nico?
Od Nica C.D Hope
Coś czaiło się w pobliżu. Coś, co znów nienaturalnie powiększyło moje oczy i zmuszało do biegu. Strach. Nie ruszyłem się jednak z miejsca- no bo w którą stronę? Stałem tak, trzęsąc się, a Hope, nie wiedząc, o co chodzi, myślała, że zwariowałem. Nagle jej oczy również zmieniły swój kształt.
-Uważaj, za tobą! -ryknęła ile sił w płucach. Nie zdążyłem jednak zareagować. Coś bardzo, bardzo ciężkiego spadło mi na głowę. Kamień czy coś w tym stylu... Z całą pewnością rzucony przez coś silnego. Nagle straciłem panowanie w nogach. Poczułem na twarzy chłód pokrytej rosą trawy... Zemdlałem.
Ujrzałem jakiegoś basiora, starszego ode mnie zaledwie o kilka lat. Również był wilkiem cienia.
-No co, mały, chyba się mnie nie boisz?
Powoli wstałem. Ujrzałem jakiś piękny strumyk, wokół którego posadzone było mnóstwo kwiatów. Róże... Nie pamiętałem nic z mojego "poprzedniego życia". Pamiętałem tylko ciemność, a później prześliczną waderę. Resę, która postanowiła wziąć mnie do siebie, jak matka. Nie pozwoliła jednak tak się do siebie zwracać... Róże były jednak kwiatami, z którymi dziwnym trafem czułem, że mam coś wspólnego. Róże, ciemne, ciepłe futro jakiejś wadery... Tylko tyle pamiętałem.
-Seth? -spytałem, ale czułem się tak, jakbym to nie ja wypowiedział te słowa. -Mój... Bracie?
Co ja plotłem?! Basior uśmiechnął się jednak i kiwnął głową. Podał mi łapę. Już miałem ją złapać, gdy nagle znów wszystko się rozmazało, a moim oczom znów ukazała się Hope. Obudziłem się, dziwnie nagle rozpromieniony. Niestety, nie miałem czasu, by jej to wszystko opowiedzieć- kamień na moją głowę zrzucił jakiś ogromny basior, który teraz zaczął atakować Hope. O nie, muszę działać!
Hope? Zostawiłem Ci trudne zadanie do dokończenia
-Uważaj, za tobą! -ryknęła ile sił w płucach. Nie zdążyłem jednak zareagować. Coś bardzo, bardzo ciężkiego spadło mi na głowę. Kamień czy coś w tym stylu... Z całą pewnością rzucony przez coś silnego. Nagle straciłem panowanie w nogach. Poczułem na twarzy chłód pokrytej rosą trawy... Zemdlałem.
Ujrzałem jakiegoś basiora, starszego ode mnie zaledwie o kilka lat. Również był wilkiem cienia.
-No co, mały, chyba się mnie nie boisz?
Powoli wstałem. Ujrzałem jakiś piękny strumyk, wokół którego posadzone było mnóstwo kwiatów. Róże... Nie pamiętałem nic z mojego "poprzedniego życia". Pamiętałem tylko ciemność, a później prześliczną waderę. Resę, która postanowiła wziąć mnie do siebie, jak matka. Nie pozwoliła jednak tak się do siebie zwracać... Róże były jednak kwiatami, z którymi dziwnym trafem czułem, że mam coś wspólnego. Róże, ciemne, ciepłe futro jakiejś wadery... Tylko tyle pamiętałem.
-Seth? -spytałem, ale czułem się tak, jakbym to nie ja wypowiedział te słowa. -Mój... Bracie?
Co ja plotłem?! Basior uśmiechnął się jednak i kiwnął głową. Podał mi łapę. Już miałem ją złapać, gdy nagle znów wszystko się rozmazało, a moim oczom znów ukazała się Hope. Obudziłem się, dziwnie nagle rozpromieniony. Niestety, nie miałem czasu, by jej to wszystko opowiedzieć- kamień na moją głowę zrzucił jakiś ogromny basior, który teraz zaczął atakować Hope. O nie, muszę działać!
Hope? Zostawiłem Ci trudne zadanie do dokończenia
Subskrybuj:
Posty (Atom)