Lekko zakłopotana odetchnęłam głęboko.
-Tyy... też nie jesteś mi obojętny..- wyszeptałam.
Basior podniósł moją głowę do góry i westchnął cicho. Nie miałam pomysłu co zrobić, więc tylko odwzajemniłam jego spojrzenie i uśmiechnęłam się lekko. Basior oznajmił że musimy wracać. Gdy wychodziliśmy ujrzałam wilka o kocich oczach. Co prawda wiedziałam że nie jest wilkiem ani kotem, ale przyglądałam mu się w milzeniu. Baltazar nie mógł oderwać się od jego oczu. Dojrzałam w oczach szamana coś co usypia, ale jak zwykle na moje skamieniałe serce nic nie działało. Pmyślała, że to będzie cud jeżeli coś lub ktoś sprawi, że poczuje coś więcej niż wszwchogarniającą pustkę. Ostatnio w ogóle czułam się bardzo osamotniona. Kiedyś walczyłam dla większej chwały rodziny, watahy. Nie obchodziłam samą siebie. Teraz z jakiegoś przedziwnego powodu zapragnęłam mieć kogoś.... no właśnie kogoś. Nawet nie potrafiłam sprecyzować co czuję. Jestem do niczego! Zaaportowałam siebie i Baltazara do naszwj rodzimej watahy. Odprowadziłam go do jaskini, a sama postanowiłam oddalić się od niego. Przecierz to się nie uda, żałosna idotko! Pofrunęłam nad wodospad. Jedna z szerszych skalnych półek jaką znalazłam, była w wmiare suchym miejscu, więc mogłam się na niej położyć. Było mi zimno i czułam się osamtniona. Dobrze ci tak głupia... Ech przynajmniej macz czas by powściągnąć emocje. W końcu zasnęłam, w świetle księżyca zalewającym moją wątłą sylwetkę. Chyba ostatnia w moim nędznym życiu łza spłynęła po moim nosie, zamieniając się w białą lilię.
<Baltazar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz