- Co robisz? - spytałam zaciekawiona niespokojnym zachowaniem Baltazara.
Cały czas chodził w tę i z powrotem po jaskini jakby rozmyślał jak się stąd wydostać. W sumie nie dziwię mu się. Mnie też się tu nie podoba.
Głupia duma. Mogliśmy tu w ogóle nie wchodzić. Pewnie siedziałabym teraz nad wodopojem patrząc na piękne widoki. Jeśli uda nam się stąd wydostać, pierwsze co zrobię, to to. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie basior:
- Sprawdzam czy JEJ przypadkiem nie ma.
Nagle ból zastąpił gniew i adrenalina.
- A ja mam ją gdzieś. Idźmy już. Im szybciej znajdziemy się w watasze, tym lepiej. Z której strony przyszliśmy?
- Z południa, a co?
- A to, że może byśmy wrócili tą samą drogą? - podniosłam jedną brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Odpada. Po pierwsze: przeszliśmy już spory kawałek drogi, więc nie opłaca się iść znowu tyle samo. Po drugie: Może być ICH więcej, a wierz mi, jedna strzała to pikuś w porównaniu z tym, co one potrafią. Po trzecie: pamiętasz może ten stromy spadek? Tym razem musiałabyś iść pod górę. – powrócił ten sam opryskliwy Baltazar.
- To co w takim razie proponujesz?
- Możemy zaryzykować i iść na zachód. Albo się wydostaniemy, albo jeszcze bardziej pogrążymy.
- Hm… sądzę, że możemy zaryzykować. – przyznałam rację wzruszając ramionami. – Ale gorzej być nie może. Z TOBĄ być tutaj? Nie, gorzej być nie może. – na mój pysk wstąpił sarkastyczny uśmieszek. – To co, idziemy?
Baltazar? Wybacz, że piszę raz na ruski rok, i że opko składa się w 9/10 z dialogów, ale czasu mało, a obowiązki przybywają :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz