Była wojna....... wszędzie rozchodziły się zgrzyty mieczy i maltretowane ciała przez ostrza. Właśnie dokańczałem zabijać grupke wrogów, gdy dostałem w ramię. Popatrzyłem się na nie i stwierdziłem że to bełt. Wyciągnąłem go i popatrzyłem na tego kto to zrobił. Poleciałem na niego z wielkim wkurzeniem. Dostałem znowu tylko że w brzuch. Ból stawał się nie do zniesienia, jednak biegłem dalej. Przedziurawiłem go nożem i odrzuciłem na bok. Teraz dostałem w drugie ramię. Upadłem i wyjąłem strzały. Zauważyłem Alphe watahy, którą atakujemy, z kuszą. Rzucił się na nie z mieczem. Zrobiłem unik, serie ataków, kontre............ walczyłem tak aż już w rękach nie czułem krwi. Byliśmy nad krawędzią ogromnej przepaści wodnej w dół. Popatrzyłem się na niego, a on zrobił uśmiech i wrzucił mnie tam. Straciłem przytomność.
********************
Obudziłem się nad świetlistą plażą. Wszędzie roznosiły się zapachy drzewa kokosowego.
-Dobre miejsce na śmierć...-pomyślałem. Nagle po paru sekundach usłyszałem kroki. Dostojne, poważne i dobrze stawiany. Tak chodzi najczęściej Alpha albo zacny człowiek. Kroki były coraz głośniejsze. Aż nagle ucichły.
-Halo?-kopnął mnie w korpus.
-Halo?-odpowiedziałem tym samym.
-Kim jesteś?-spytał poważnym tonem.
-Umarlakiem.-odpowiedziałem.
-Ahhhh miło mi ,,umarlaku"... Żyjesz czy umarłeś?
Miałem wstać i zaśmiać się, ale byłem w kałuży krwi. Odwróciłem się ledwo w jego strone i zobaczyłem jakąś wadere schylającą się nad moim marnym ciałem.
<Jakaś wadera?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz