Uśmiechnęłam się najszerzej, jak potrafiłam, kiedy obie stanęłyśmy nad wodospadem. Spdające kropelki wody kłuły nas w nosy. Popatrzyłam się w prawo na zdziwioną waderę, która stała z otwartymi ustami.
- No co? – spytałam zaciekawiona i przechyliłam głowę, uważnie przypatrując się otoczeniu, bo może ona dostrzegłą coś, czego ja nie.
-Eee… nic takiego, ale co… z tym wodospadem? – zapytała.
- Jak to co? No chyba normalny jest… - zastanowiłam się.
- Ale jednak jakiś dziwny – stwierdziła uparcie. Nagle sobie przypomniałam! Wybuchnęłam gromkim śmiechem i przytknęłam sobie łapę do pyska. Patty patrzyła na mnie coraz bardziej skonsternowana.
-Słuchaj, bo on czasami toczy „złotą wodę”- wyjaśniłam jej, a z mojego pyszczka nie schodził wesoły uśmiech.
-Złotą wodę? – powtórzyła na co ja kiwnęłam tylko głową. – Ma jakiś inny smak? – dodała i podeszła do zielonego brzegu. Wzruszyłam ramionami. Właściwie nigdy jej nie piłam… no tak, może miała inne smak. Wypadałoby to sprawdzić. Ech, a może jest jakaś zatruta albo coś? Plusk wytrwał mnie z zamyślenia, bo oto zanim zdążyłam zareagować, Patty wpadła do wody i wynurzyła z niej głowę, prychając na boki. To był prześmieszny widok! Po prostu nie było jak się nie zaśmiać… Upadłam na ziemię turlając się i krztusząc ze śmiechu. Wadera patrzyła na mnie ponuro i z pobłażaniem. Skutecznie zahamowała mój wybuch wciągając mnie do wody. W parę sekund myślałam, że utonę, bo nasiągnięte futro ściągało mnie do dna jak jakiś kamyk. Wreszcie jakoś udało mi się wyczołgać na brzeg, ale minę miałam dość mizerną. Tym razem to Patty zachichotała, ale mi jakoś do śmiechu nie było. Otworzyłam pysk, a z niego wyskoczyła czerwona rybka wraz z wodą.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne! – przewróciłąm oczami.
-Tak samo jak i ja byłaś śmieszna – powiedziała pogodnie. To była prawda, więc po chwili obie się śmiałyśmy. Przeszło mi przez myśl, że wilki w tej watasze są bardzo miłe i wydaje mi się, że prawie z każdym mogłabym się zaprzyjaźnić… Jak dobrze jest żyć!
-Pat… eeeee… mogę mówić ci Pat? – zapytałam z wahaniem. Nie wiem dlaczego, ale skróty były fajniejsze. – Ty możesz mówić mi Miri.
-Okey! O co chodzi Miri?
- Głodna jestem – poklepałam się z westchnieniem po burczącym brzuchu. Pat uniosła gwałtownie głowę. Chyba jej też doskwierał głód.
-Nie ma problemu. Upolujemy coś? Może choćmy do lasu, co? – zaproponowała z entuzjazmem. Zastanowiłam się. A gdyby tak..? Do głowy wpadł mi świetny pomysł.
-Pat, choćmy nad strumyk – zakomentowałam tajemniczo i szybciutko zerwałąm się z miejsca. Wadera zrobiła to samo co ja. Po drodze zadawała mi różne pytania, ale ja na nie nie odpowiadałam. Wreszcie doszłyśmy na miejsce po jakichś … nonie wiem… 30 minutach?
-Łowiłaś kiedyś ryby? – zapytałam z chichotem. Pat stanęła jak słup soli. – Chodź, pokażę ci jak. – uśmiechnęłam się ciepło.
< Patty? Mam wenę, yeah! >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz