Szłyśmy wolno, bez słowa. Moje serce przepełniała radość, że mam przyjaciółkę, która bez względu na wszystko mi pomoże, a jednocześnie współczucie Lezli’emu. Na niego nikt nigdy nie czekał, dla niego nikt nigdy nie poświęcił życia. Przełknęłam ślinę, powtarzając sobie z nadzieją, iż teraz to się zmieni… Popatrzyłam na idącą obok mnie w zadumie Amber.
- O czym myślisz, Amb? – spytałam, przechylając lekko głowę i zatrzymując się. Samica spojrzała na mnie przytomniejszym wzrokiem i uśmiechnęła się ciepło.
- Wiesz – zaczęła ciszej. – to była ciekawa przygoda. Zastanawiam się, co nas jeszcze spotka. – wyjaśniła, unosząc z rozmarzeniem pysk w stronę błękitnego nieba, mniej więcej w połowie zasnutego kożuchem białych chmur.
- Oby następne przygody były mniej… niebezpieczne. – zmarszczyłam nos i zachichotałam, a po chwili dołączyła do mnie biała wilczyca. Gdy już przestałyśmy chichotać, Amber usiadła na ziemi i poklepała się po brzuchu, który zaburczał żałośnie.
- Zjadłabym coś. – stwierdziła od nowa wybuchając serdecznym śmiechem. Co do tego muszę jej przyznać rację. Ostatni mój posiłek był owsianką.
- Ja podobnie. Jestem głodna, jak ten… no… wilk! – odparłam parskając.
{Amber?}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz