Podczas drogi zaczęłyśmy rozmawiać. Zrozumiałam jedynie, że nazywa się Mirind i że jej żywioł to światło. W końcu doszłyśmy do jaskini... Emriv, tak, chyba tak się nazywała. Szybko wypełniłam formalności i na szczęście nie trzeba było mówić o historii. Nie lubię wspominać przeszłości. Gdy tylko wyszłyśmy, Mirind spytała:
- Może oprowadzić cię po watasze?
- Nie chcę się narzucać... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Nie narzucasz się, chodź! - krzyknęła i pociągnęła mnie w nieznanym kierunku.
Niedługo potem znalazłyśmy się nad dziwnym wodospadem.
Mirind?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz