- Egoistka – warknęłam pod nosem, nie patrząc na nią. Oczywiście, że to
usłyszała. Była na tyle blisko by mnie usłyszeć. Wodny wir jednak dalej
unosił ryby, a Patty uśmiechała się triumfująco. Miałam po dziurki w
nosie jej zachowania. Nie będę dla niej tracić własnego czasu. Zwykle
jestem nastawiona do innych raczej przyjaźnie, ale w takich wypadkach…
Przemknęło mi przez myśl żeby użyć żywiołu światła, ale nie, nie jestem
złośliwa tak jak ona. Nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe. Założe się,
że gdybym tak zachowywała się w stosunku do niej to by mi oddała.
Wstałam w dobrym humorze i nie chciałam go sobie psuć na jakieś
grubiańskie wadery.
- Zbytek łaski, nie potrzebuję pomocy przy zdobywaniu jedzenia –
powiedziałam starając się, by zabrzmiało to pogodnie. Chyba mi jednak
trochę nie wyszło. Odeszłam parę kroków od zdziwionej sytuacją wilczycy i
odwróciłam się na pięcie. – Acha i powodzenia w szukaniu przyjaciół –
dodałam z nieukrywaną złośliwością. Muszę przyznać, że przesadziła
robiąc ze mnie takiego klauna. Nie pozwolę się tak traktować! Pobiegłam
do lasu na polowanie. Jakoś odechciało mi się łowienia ryb… Uszłam nie
za daleko i zobaczyłam małą sarenkę stojącą chwiejnie na chudziutkich
nóżkach. Była sama. Powód wydawał się idealny do polowania. Ja jednak
nie miałam serca jej zabić. Nawet jako wilk nie jestem mordercą bez
odrobiny empatii. Podeszłam do przestraszonego zwierzątka i popchnęłam
je lekko w bok. Skuliło się, ale w końcu posłusznie poszło za mną.
Zaprowadziłam je do najbliżej pasącego się nieopodal stada saren. Koźlę
niepewnie odwróciło się w moją stronę, przytuliło do mnie z
wdzięcznością i niezdarnie pobiegło do mamy i taty. Popatrzyłam się
chwilę na tą piękną scenkę i było oczywiste, że nie będę polować w tym
stadzie. Już, już miałam odejść, kiedy w krzakach coś zaszeleściło, a
potem wyskoczył z nich brązowy basior, wprost na mojego „nowego
przyjaciela”. Spanikowałam i odbiłam się od ziemi odpychając go. W tym
czasie stado rozbiegło się na boki w popłochu. Oddychając szybko i ze
zdenerwowaniem zeszłam z niego niepewna. Spuściłam głowę. On też się
podniósł.
- Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał wyraźnie poirytowany.
- Przepraszam… ja… po prostu… nie mogłam pozwolić, aby… abyś… je… zabił –
jąkałam się z trudem dobierając słowa. Wiem, że to i tak nie wyglądało
senswonie. Basior westchnął ze zrezygnowaniem i chciał odejść, ale
złapałam go za ramię. – Może chcesz złowić ryby? – zapytałam z nadzieją,
że się zgodzi. W końcu to ja zepsułam mu polowanie.
< Takoda? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz