czwartek, 18 grudnia 2014

Od Rei C.D.

    Wywęszyłam dość świeży trop wrogich wilków i ruszyłam za nim. Na pewno poszli do Watahy Cienia, ponieważ prowadził na zachód.
     Las tak samo jak step zdawał się nie mieć końca. Był zupełnie cichy, najróżniejsze kwiaty, zioła i drzewa rosły wszędzie dookoła, a co pewien czas spotykałam staw, czy małe jeziorko. W miarę jak przybliżałam się do Watahy Cienia korony drzew tworzyły coraz gęstszy sufit aż po pewnym czasie zmieniły się w sklepienie groty. Nie miałam pojęcia jak to się stało, ale szłam teraz ogromnym skalnym korytarzem. Ściany pokrywały ślady pazurów i cienie wilków, jakby ktoś mnie śledził, ale nikogo nie widziałam. Kiedy się odwróciłam nie zobaczyłam za sobą wyjścia, tylko ciemność...nic więcej. Czas strasznie się dłużył, szłam ciągle prosto, a korytarz się nie zmieniał, nie skręcał, nie miał żadnych odnóg. Ciągle widziałam tylko kamienne ściany.
    Gdy  już myślałam, że będę tak szła wieczność korytarz zaczął się zwężać, aż po chwili musiałam się czołgać. Po raz pierwszy zakręcił, znów się trochę rozszerzył i ujrzałam wyjście! Otwór nieco większy ode mnie, tak że mogłam w nim stanąć. Światło niemal mnie oślepiło, ale to nie było światło dnia. Okazało się, że wyjście jest wyryte w nierównej skale na wysokości jakichś 15 metrów, a pode mną kręciły się wilki, które mieszały w olbrzymim drewnianym naczyniu jakąś świecącą miksturę. Wszystko to znajdowało się w największej grocie jaką kiedykolwiek widziałam. Wtedy dostrzegłam wyjście na zewnątrz. Było dokładnie na przeciwko mnie...tylko o 15 metrów niżej. Musiałam się tam jakoś przedostać. Pogrzebałam w moim tobołku, którego jakimś cudem nie ukradła Wataha Cienia i znalazłam tam to czego potrzebowałam. Eliksir Niewidzialności.



C.D.M.N.
(ciąg dalszy może nastąpi)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz