wtorek, 23 grudnia 2014

Od Inkary

Przyśpieszyłam wykorzystując ostatnie pokłady energii aby wreszcie złapać zdobycz. Promienie słońca zaczęły już świecić mocniej, a ja wstałam kiedy było jeszcze ciemno i od tamtego czasu starałam się złapać coś na śniadanie. Puki co zupełnie mi nie szło, ale teraz była chyba moja ostatnia szansa bo już prawie dosięgałam przednimi łapami uciekającego zająca. Napięłam mięśnie i już miałam skoczyć na zdobycz kiedy potknęłam się o korzeń i runęłam jak długa patrząc za odbiegającym zającem. Podniosłam się i stojąc na szeroko rozstawionych łapach dyszałam ciężko. Zastanawiałam się dlaczego jestem takim nieudacznikiem. Normalny wilk już dawno by złapał coś do żarcia, ale nie ja... Zrezygnowana ruszyłam z powrotem do centrum watahy. Kiedy odpoczęłam nieco zaczęłam biec lecz wtedy znów się potknęłam i spadłam na łopatkę uderzając się boleśnie o kamień. Jęknęłam i podniosłam się ostrożnie.
- Nic ci nie jest? - zobaczyłam podchodzącego do mnie basiora. Jego srebrne futro lśniło w zimowych promieniach słońca - Mam na imię Vivene, a ty?
- Eee... - z przerażeniem stwierdziłam, że nie potrafię wydobyć z siebie żadnego sensownego dźwięku. Wzięłam głęboki oddech i wydukałam w końcu - Inkara, albo Inka.
Stwierdziłam, że po tych słowach basior z pewnością mnie nie polubi...

Vivene?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz