sobota, 27 grudnia 2014

Od Hestii

Wędrówki po terenach nowej watahy działały dziwnie kojąco i wpływowo na moją energię.Lecz z tego co po mnie widać czucie się spokojną i bycie nią to dwie zupełnie różne sprawy.Wędrówka przerywana była momentami biegu i skoków,a czasem truchtu i kłusu.Kamienista dróżka rozsiewała się pode mną ,a wiatr smagał po pysku z przyjemnym dźwiękiem lekkiego podmuchu.Zrobienie dobrego wrażenia w rodzinie jest bardzo ważne,więc bardzo dobrze,że narazie niczego nie splamiłam moją wszechmogącą mocą nieuwagi.Po drugiej stronie ścieżki spacerem kroczyła Emriv.Bez zastanowienia podeszłam do Alfy.
-Witaj-powiedziałam głośno prawie,że podskakując w miejscu.
-Witam-odpowiedziała Emriv spokojnie.
Najpierw nastała bolesna chwila ciszy,a potem przerwałam ją.Ogień sam wyszedł mi z łap i przeniósł się na krzew winogrona ,rosnący w pobliżu.Emriv odsunęła się o kilka kroków.
-Nie martw się...zaraz to ugaszę...-próbowałam uspokoić sytuacje.
Płomienie wzbijały się do nieba i opadały w specyficznym tańcu.Przysunęłam się do nich i koncentrując się na nim ugasiłam go.
-Przepraszam-szepnęłam.-Ja już taka jestem...
-Nic nie szkodzi-powiedziała ,jakby nie żywiła do mnie urazy za spalenie całego pędu.
-Skąd właściwie jesteś?-zapytała samica.
-Z nikąd.
-Jak to?
To dziwne.Alfa zadała mi pytanie tego kroju.Tymbardziej,że wyglądam przy niej marnie.Chuda,niższa wilczyca ze skrojonymi na krótko włosami,miotająca ogniem tam i tu.
-Nie pamiętam.Byłam bezdomna.Gdy byłam mała potraktowano mnie zaklęciem amnezji,jedyne co pamiętam to,to,że potem wyrzucono mnie z watahy.

(Emriv?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz