Stąpałam ostrożnie po ziemi. Zima dopiero co ustąpiła. Oddychałam z trzeźwym spokojem. Moim krokom towarzyszyła ciemna, prawie niewidoczna mgiełka, nad którą nie umiałam panować. Mój żywioł w nieco niespotykany sposób reagował na inne. Gdzieś tutaj musiały być, żyć pokłady energii wszystkich żywiołów. Uniosłam pysk zaciągając się lodowatym powietrzem i wtedy dostrzegłam wątłą sylwetkę innego wilka. Był sam. Do moich wrażliwych nozdrzy dotarł zapach zmielonej laski wanilii. Obie stałyśmy w miejscu. Wolno podeszłam po brunatnej ziemi i pochyliłam delikatnie łeb, witając się z nadmierną wręcz grzecznością. Wilczyca zastrzygła uszami, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Co tutaj robisz, wędrowcze? – mój chrapliwy głos rozniósł się echem.
- Mieszkam. – brzmiała odpowiedź białej pani.
- Sama? – uniosłam brwi, zadając niemądre pytanie.
- To są tereny pewnej watahy. – samica mówiła nieśpiesznym, kojącym głosem. Zamilkłam na chwilę, jakby starając się dobrać odpowiednie słowa.
- Czyżby? – spytałam ponaglając ją do wyjaśnień.
- Skąd pochodzisz? – zignorowała moje pytanie. Zwróciłam uwagę na jej ślepia. Ona była wilkiem żywiołów.
- To nieistotne. – szepnęłam. – Jaka w a t a h a? – dodałam cierpliwie.
- Wspomnienia są jedynym rajem, z którego nie można nas wyciągnąć. – rzekła, a w kącikach jej ust tańczył szelmowski uśmiech.
- Zaprowadź mnie do alphy. – oznajmiłam zduszonym, pewnym głosem. To mogło być moje przeznaczenie. Wspomnienia.
Samica poprowadziła mnie do grot.
{Amber? Emriv?}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz