Wróciłam do groty i dopiero wtedy poczułam, jak bardzo jestem śpiąca. Był tylko mały problem...nie miałam gdzie się położyć.Grota była zimna, nie było w niej ani odrobiny miękkiego mchu. Trudno, trzeba się samemu organizować. Szybko zamieniłam zimne pomieszczenie na bardziej ciepłe wnętrze. Ziemie pokrywał świeżo wyrośnięty mech, na ścianach pięły się liany, a z sufitu zwisała lampka naftowa, którą znalazłam już dawno temu. Zapaliłam ją i z zadowoleniem przyjrzałam się efektom. No, teraz można się w spokoju położyć. Zwinęłam się w kłębek w kącie jaskini i szybko zasnęłam. Obudziłam się nagle zlana potem i stanęłam na cztery nogi. Wiedziałam, że gdy spałam stało się coś złego. Wyszłam z groty i rozejrzałam się. Niby wszystko było w porządku, a jednak coś ciągnęło mnie w miejsce, gdzie ostatni raz widziałam się z Gone. Po przyjściu oniemiałam. Drzewo figowe ścięte w pół, ślady pazurów wbitych w ziemię, odbicia łap. Miałam ochotę wycofać się i zapomnieć o całym zdarzeniu, ale wiedziałam, że Gone grozi niebezpieczeństwo. Nie mogłam jej tak zostawić. ''Weź się w garść fajtłapo!'' - ganiłam samą siebie. W końcu ruszyłam za śladem łap. Szłam dobre pół godziny, kiedy to moim oczom ukazały się ruiny jakiegoś zamku. Trop prowadził mnie po schodach w dół. Zeszłam i zobaczyłam lochy, zardzewiałe kraty i masę glinianych ścian. Ruszyłam między rzędami więzień i usłyszałam ciche jęki z ostatniego lochu. Podeszłam i lekko oświetliłam wnętrze pomieszczenia swoim naszyjnikiem.
- Kim jesteś? - usłyszałam męski głos pochodzący z ciemności.
- Ee...Nikim ważnym... - odpowiedziałam pojmując, że nie była to zbyt inteligentna odpowiedź - Amber, należę do Watahy Wspomnień. Szukam mojej przyjaciółki, wiem, że została porwana i zaprowadzona tutaj. Wiesz gdzie ona jest? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Chodzi Ci o niejaką Gone? - odpowiedział z iskierką tajemnicy w oczach.
- Czyli wiesz, kogo szukam. Gdzie ją wyprowadzili? - wiedziałam, że on jeden może mi pomóc.
- Wyprowadzili ją na plac bitwy. - odpowiedział
- Dziękuję! - zawołałam i pędem pobiegłam we wskazane miejsce. Przyczaiłam, się przy ścianie obserwując cały plac. Ze ścian otaczających go wystawały zapalone pochodnie. Teren był trawiasty i ziemisty, więc mogłam użyć na nim moich mocy, co było akurat dużym plusem w zaistniałej sytuacji. Na środku placu do wbitego w ziemię metalowego kołka przywiązana sznurem była leżąca Gone. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby ocenić, że była wyczerpana, zmęczona, głodna, spragniona i pokaleczona. Pod jedną ścianą spał kruczy wilk, który najpewniej jej ''pilnował''. Skupiłam całe swe siły i ziemia wybiła kołek. Wadera zdziwiła się i rozejrzała, jednak mnie nie zobaczyła. Po tym trawa uniosła się wraz z Gone na sobie i poprowadziła ją aż pod moje łapy. Samica spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła, po czym wyszeptała ''Wiedziałam, że mi pomożesz''. Pomogłam jej wstać i przełożyłam ją przez mój grzbiet, po czym wróciłam z nią do watahy, położyłam w mojej grocie i opatrzyłam. To była długa noc.
{Przepraszam, że się tak rozpisałam Gone? }
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz