niedziela, 11 stycznia 2015

Od Baltazara CD Whisperer

Poszedłem za wilczycą, aby się upewnić. Ostatnio jakoś nie mam szczęścia do polowań. Najpierw jacyś obłąkańcy sprzątnęli mi obiad, a teraz ona.
- Nic nie szkodzi. – wychrypiałem ze znikomym uśmiechem. Skrzydlata przypuszczalnie nie dostrzegła mojego błysku w oku. – Upoluję je za chwilę. – dodałem, jakoby to, co powiedziałem było oczywiste. Pysk samicy wykrzywił grymas przerażenia. Dałem susa do tyłu, biegnąc za świeżym śladem. Sarny musiały się gdzieś zatrzymywać, bo w niektórych miejscach odciski kopyt się zbiegały. Poczułem ból na karku i upadłem na ziemię. Odwróciłem się i natychmiastowo przygniotły mnie łapy panny Teresy z Kalkuty.
- Nic nie rozumiesz?! – krzyknęła impulsywnie. Leżałem niewzruszony, przyglądając się jej ze spokojem. – Jest jak moja rodzina! – zaznaczyła wściekle i docisnęła mnie mocniej do ziemi. Tym razem drgnąłem, czując bolesny ucisk.
- To ty nic nie rozumiesz, skarbie. – powiedziałem zimno i zrzuciłem ją z siebie. Podniosłem się i otrzepałem bez pośpiechu. Wilczyca popatrzyła na mnie gorączkowo, zdając sobie sprawę, że szybko słabnie i niedługo bez problemu będę mógł zabić sarnę. Odkręciłem nieco głowę, węsząc. Już któryś raz z rzędu poczułem na sobie jej ciężar. Przewaliłem się ciężko na grzbiet. Moje ślepia zwęziły się. Skrzydlata oddychała z trudem łapiąc powietrze. 
- Nigdy ci się to nie znudzi? – parsknąłem, zaciskając zęby. 
- Dopóty, dopóki ty nie zrezygnujesz. – mówiła zaczerpując tchu co słowo. Była wykończona, w przeciwieństwie do mnie. Czułem jedynie narastający ból grzbietu. Spojrzałem na nią wilkiem. Byliśmy stosunkowo blisko siebie, więc korzystając z okazji, zaciągnąłem się jej zapachem. Samica była wilkiem wiatru. Nagle przezroczyste drobinki powietrza weszły w reakcję ze związkami chemicznymi, tworząc rękaw i porywając część wody ze strumienia, na moje życzenie. Wodna dłoń pochwyciła wilczycę i uniosła ją w powietrze. Bezradnie, słabo przebierając łapami patrzyła się na mnie okrągłymi ze zdziwienia oczami. Nie potrafiła złamać mojej magii. Wstałem i na chwilę przez mój pysk przemknął uśmiech triumfu.
- Nie zapoluję na twoje stado. – przyrzekłem, a mój głos zabrzmiał dziwnie szczero.
- Puść mnie! – zażądała, walcząc z moim zaklęciem. Z każdym gwałtowniejszym ruchem dłoń zaciskała się mocniej.
- Nawet nie poprosiłaś. – zauważyłem, jednak związki rozpłynęły się w powietrzu, powracając do swojego poprzedniego ciała. Woda wraz z skrzydlatą chlusnęła w dół. Krztusząc się wodą, która zalała jej płuca, wsparła się na łapach z mozołem. Przyglądała mi się nieufnie. Odwróciłem się na pięcie i bez ceremonii ruszyłem w stronę gaju, gdzie mieszkały bażanty. Nie musiałem długo czekać na obiad. Sam wszedł mi pod łapy. Idąc w stronę granicy, gdyż oddaliłem się od watahy o niecałą milę, wpadłem na znajomą.
- Jesteś wilkiem wody? – spytała, jakby z wyrzutem pomieszanym ze zdziwieniem.
- A przywitać się to nie łaska? – uniosłem prawą brew.
- Jesteś czy nie? – warknęła niecierpliwie.
- Bez nerwów, skarbie. Nie, nie jestem.
- Więc jak kontrolowałeś tamtą dłoń? – jej skonsternowanie narastało. – Próbowałam to rozgryźć, ale… nic innego, jak wytłumaczenie, że masz żywioł wody, nie pasowało.
- Kontrolowałem gęstość powietrza, a to wystarczyło, żeby ono kontrolowało wodę. – wyjaśniłem, przewracając oczami. – Baltazar. – przedstawiłem się.

{Whisperer, dokończysz?}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz