- Nie wiem jak ją przekonać - powiedziałam gdy już siedziałam w grocie Aust wraz z jej właścicielką oraz Reą - po prostu nie wiem! Myśli sobie, że jest taka wszechmogąca i wszystko potrafi, a tak na prawdę jest po prostu nierozsądna i zuchwała!
- I uparta - dodała Rea.
- No... ale dlaczego ona!? Dlaczego?! Dlaczego przyszło nam współpracować z taką okropną waderą!! - byłam wściekła na Rachel za jej zachowanie i gdyby nie przepowiednia w ogóle bym jej nie przyjmowała do watahy.
- Bądź cierpliwa, wiesz, że Rachel jest nam potrzebna - powiedziała Aust.
- Aust, ty uspokajasz Emriv?! - zdziwiła się Rea - To musi być naprawdę źle!
- Bo jest źle! - jęknęłam ale Rea miała rację, bo to się chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło
- Poczekajmy do rana, może wtedy coś wymyślimy - mówiła dalej Aust.
- Ale co?! Jej nic nie przekona do współpracy z nami!
- Zaraz chwila! - przerwała nam znowu Rea - A ja mam takie pytanie trochę nie na temat. Emriv, czy Daiki wie w ogóle o Rachel? - zrobiłam przerażoną minę. Nie! Daiki nie wie nawet o jej istnieniu, a co dopiero o tym, że jest wilczycą z przepowiedni.
Zapadła chwila ciszy.
- Ooooooj - odezwała się wreszcie Aust - Nie powiedziałaś jej? Dlaczego?
- Brawo Emriv - dodała Rea.
Siedziałam zupełnie nie wiedząc co powiedzieć
- Tak na prawdę - zaczęłam - to nie chciałam jej tego mówić ze względu na jej bezpieczeństwo. Jeszcze by się zaczęła martwić...
- Ale wiesz, że i tak musiałabyś jej to prędzej czy później powiedzieć - odezwała się Aust.
- No wiem, wiem...ale... - wiedziałam, że i tak w końcu powiem Daiki o Rachel, ale bałam się jej reakcji - A co jeśli się przestraszy Rachel i nie będzie chciała z nią współpracować? I na przykład ucieknie? Nie pójdzie z nami do Nefary?
- Daiki?! - prychnęła Rea - Ty w ogóle wiesz co gadasz?! Przecież ona się niczego nie boi!
Zmrużyłam oczy i położyłam uszy na boki patrząc się przy tym na nią.
- Rea. To jeszcze szczeniak - powiedziałam i przestałam robić załamaną minę.
- Ale za to jaki! - uśmiechnęła się.
W nocy nie mogłam zasnąć. Cały czas myślałam tylko o naszej wyprawie do Nefary. Kiedy wyruszymy? Jak to będzie walczyć z demonem burzy i czy damy radę? Musimy! A jeżeli któraś z nas zginie? Przecież przepowiednia nie wspominała nic o stratach z naszej strony. Ale nie mówiła też, że się nie pojawią. A może wszystkie przeżyjemy? Tak by było najlepiej. Ale przecież wielkie poświęcenia żądają ofiar. Nie, to nie może być prawda, jest za straszna żeby nią być! Żadna z nas nie może zginąć...
Potem myślałam o Rachel. Czemu jest taka jaka jest? Dlaczego nie może się zgodzić? Dlaczego nie może się zmienić? Może i ma wielką ochotę na zemstę, ale czy ona na prawdę nie rozumie, że potrzebuje nas, a my jej? I co ja mam zrobić żeby przemówić jej do rozsądku i namówić ją? Nie wiem, na prawdę nie wiem...Czuję się taka bezradna...
Myślałam też o tej szóstej wilczycy. Kto nią jest? Jaka jest? I kiedy ją spotkamy? Może w ogóle jej nie spotkamy! Co wtedy? Nie tak nie będzie, przecież przepowiednie nie kłamią! Chyba...
Rano obudziłam się wcześnie, jak zwykle. Tym razem Daiki jeszcze spała więc po cichu wyszłam z groty żeby jej nie obudzić. Stanęłam w wejściu i wciągnęłam w nozdrza rześkie chłodne powietrze. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć leżał śnieg. Nie taka zwykła ciapa jak jest czasem na początku zimy, ale biały lekki puch zakrywający całe krzaki, a nawet niektóre drzewa. Przed moją grotą było go tyle, że prawie zasypało wejście ale jakoś się przedarłam.
Słońce znowu świeciło sprawiając, że śnieg wręcz błyszczał w jego promieniach. Drzewa uginały się pod czapami białej pierzyny, a moje łapy zapadały się w śniegu tak, że nie dało się iść. Szybko więc się zmęczyłam. Przystanęłam zakopana po szyję i zaczęłam się zastanawiać. Aust pewnie coś by wymyśliła...
Ledwie o tym pomyślałam usłyszałam z dala śmiech.
- Hej! Co tam?! Czyżbyś nie mogła iść?! - to oczywiście Aust wołała wychodząc z lasu naprzeciw mnie. Wilczyca szła po śniegu śmiało i co najdziwniejsze w ogóle się nie zapadała! Szła lekko jakby śniegu w ogóle nie było. Kiedy podeszła bliżej zauważyłam przywiązane do jej łap spore kawałki kory. W pysku niosła jeszcze cztery takie. Położyła je dosłownie przed moim nos - gdyż zaledwie tyle mnie wystawało ze śniegu - i uśmiechnęła się - Jak to założysz to się nie zapadniesz!
- Jak?
- Co jak?
- Jak mam to założyć?
- No na łapy! Normalnie stajesz i wiążesz!
Z pomocą Art jakoś udało mi się założyć nowy wynalazek przyjaciółki i stanęłam na łapach. Faktycznie, nie zapadałam się ani trochę i mogłam spokojnie iść po puchu.
- To też jakiś wynalazek ludzi? - spytałam.
- Nie, to wymyśliłam zupełnie sama - wyszczerzyła kły w uśmiechu.
Zaczęłyśmy iść wolno przed siebie, a ja w pewnej chwili spytałam śmiejąc się.
- Art, gdzie my właściwie idziemy?
- Nie wiem, chyba na spacer co nie? Ważne żebyś się nauczyła chodzić w tym...jakby to nazwać, w tym czymś!
- Dobra, dobra! - droczyłam się z nią - Nie wymądrzaj się już, umiem chodzić w tym twoim czymś - po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem, a ja poślizgnęłam się i zapadłam w śniegu z krótkim okrzykiem zdziwienia.
- Właśnie widzę jak ci świetnie idzie! - zaśmiała się Aust pomagając mi wstać.
Kiedy wreszcie przestałyśmy się śmiać zmieniłam temat.
- Właśnie, miałam cię spytać czy widziałaś coś podejrzanego na nocnej zmianie.
- Hm....w sumie to nie. Nic ciekawego, tylko kilka marnych uciekających saren, które z resztą leżą teraz w mojej grocie.
- A Rea?
Aust jeszcze bardziej spoważniała.
- Nie mam pojęcia. Jeszcze chyba nie wróciła.
- Nie patrolowałyście razem?
- Nie, ona północną granicę, a ja zachodnią. Nie widziałam jej od wieczora, a dzisiaj jeszcze u niej nie byłam. Możemy tam pójść...tylko lepiej wezmę jeszcze cztery takie! - wskazała na swój wynalazek.
Po drodze wstąpiłyśmy więc też do groty Aust, skąd wilczyca zabrała "śniegoniezapadacze" - jak je nazwała - dla Rei. Potem od razu ruszyłyśmy w stronę jej groty.
Gorzej było z górki kiedy łapy nam się rozjeżdżały i non stop się przewracałyśmy zjeżdżając to na grzbiecie, to na brzuchu. Jedynie Aust udało się przez chwilę utrzymać równowagę tak, że kawałek zjechała wyprostowana.
- Rea! - krzyknęłyśmy chórem dosłownie wtaczając się do jej groty. Ja potknęłam się o łapę Aust i obie poleciałyśmy na ziemię śmiejąc się przy tym głośno. Mimo, że bolały nas pyski i łapy to podnosząc się dalej zanosiłyśmy się śmichem...do póki nie spostrzegłyśmy, że właścicielki nie ma!
- Ej, gdzie ona jest? - spytała Aust.
- Nie wiem... - ruszyłam w głąb groty, jednak i tam jej nie było - Sprawdźmy wszędzie, Rea! Jesteś tu?!
Przeszukałyśmy całą grotę łącznie ze schowkiem na mięso ale nigdzie jej nie było.
- Czyli jeszcze nie wróciła - powiedziała Aust - A jak jej się coś stało? Chodźmy jej poszukać.
- Ok - odparłam nie widząc innego wyjścia.
Szłyśmy tak szybko jak można iść mając pierwszy raz na łapach "śniegoniazapadacze". Znaczy się, kto szedł to szedł. Oczywiście Aust ciągle była na przedzie, a ja pędziłam za nią drobnymi kroczkami ciągle się potykając.
- Wiesz gdzie dokładnie była? - spytałam.
- No...nie dokładnie ale gdzieś mniej więcej odtąd gdzie teraz jesteśmy do...no do końca północnej granicy, nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć ale chyba wiesz gdzie jest północna granica!
- No wiem, wiem tylko...ona jest ogromna...
- Trudno, musimy szukać.
No i zabrałyśmy się za wołanie, sprawdzanie każdego krzaczka, drzewa, jeziora... Chodziłyśmy tak sobie mniej więcej przez dwie godziny aż tu w pewnej chwili dostrzegłyśmy coś na niebie. Spory strumień wody wystrzelił z pomiędzy drzew gdzieś na drugim końcu lasu, a następnie gdy znalazł się na tle chmury zmienił kształt i utworzył z siebie napis: "S.O.S.". Potem strumień zmienił się w coś niebieskiego co wyglądało jak wstęga albo bardzo długi szalik i bezwładnie opadło zanurzając się z powrotem w morze czarno-białych ośnieżonych drzew.
- To Rea! - krzyknęła Art.
- Tak! To jej magiczny szalik! - przytaknęłam i ruszyłyśmy pędem w tamtą stronę jak spłoszone jelenie i co mnie zdziwiło już wcale się nie potykałam!
Kiedy już głośno dyszałyśmy i nie miałyśmy siły dalej biec zauważyłam coś niebieskiego na ziemi.
- Tam! - krzyknęłam i ostatkiem sił potruchtałyśmy pomiędzy drzewami. Zatrzymałyśmy się pod sosną pod, którą leżała nieprzytomna Rea, a na gałęziach tuż nad nią niczym baldachim zwieszał się błękitny szalik. Wilczyca miała dużą ranę na boku wyglądającą na zrobioną przez wilcze pazury - Czemu tutaj? - mruczałam pod nosem.
- Co tutaj?
- Na pewno jesteśmy już poza terenami watahy. Dlaczego Rea poszła aż tutaj?
- Nie wiem, ale na pewno miała jakiś powód - odpowiedziała Aust - Szybko, trzeba ją zabrać do groty! Najlepiej do Baltazara! On jest uzdrowicielem, co nie?
- Nie wiem, czy doniesiemy ją taki kawał drogi, ale mam lepszy pomysł. Widzisz tamto jeziorko? - wskazałam niewielkie do połowy zamarznięte jeziorko schowane pomiędzy drzewami jakieś 7 metrów od nas - Zaniesiemy ją tam. Woda jej nie uleczy, ale przynajmniej pomoże jej odzyskać cześć sił tak, że może sama ustoi na łapach.
Tak też zrobiłyśmy. Zaniosłyśmy wilczycę nad wodę, a tam zmoczyłyśmy jej pysk.
- A! Co ty robisz! - usłyszałyśmy po chwili jej krzyk - E...Emriv? A! To tylko wy... - uspokoiła się i położyła widocznie wykończona.
- Co się stało, że poszłaś aż tutaj? - spytałam - I co to za rana?
- Rachel - odpowiedziała Rea - uciekła...
Rea?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz