-Słonko nie patrz się tak bo się zarumienie.-powiedziałem do Sunshine, które obsesyjnie wpatrywała się we mnie z zamyślonym spojrzeniem. Wzdrygnąłem się i podszedłem do niej.
-Nie patrze się i nie nazywaj mnie słonko!-warjnęła a ja spojrzałem na nią z politowaniem.
-Dziecinko, wiem co o mnie myślisz. Nie jestem taki jaki ci się wydaje. I tak jestem troche dziwny i na pewno dziecinny, ale zaufaj mi-mruknąłem jej prosto w ucho-z mojego szaleństwa nie wyjdzież bez szwanku.
Zaśmiałem się jej w twarz, a ona zaskoczona moim zachowaniem odsunęła się z niesmakiem.
-Nie nazywaj mnie dziecinką bo jeste starsza od ciebie.-wysyczała nienawistnym tonem.
-Oj starsza nie znaczy mądrzejsza. Nie potrafisz właściwie postrzegać otaczających cię istot. Weźmi taką Whis-spojrzałem na waderke a ona krótko się zaśmiała- nie przeżyłaś nawet połowy tego co ona a kiedy chce ci pomuc odrzucasz ją, w sposób który nie wypada zwłaszcza jak na kogoś tak starego jak ty.-spojrzała na mnie z irytacją i pufnęła-uwielbiam jak tak się złościsz. Wydajesz się bezbronna jak szczenię. Jesteś małym naburmuszonym szczenięciem, które jak zwykle uważa się za pępek świata. I wiesz co? Ta małostkowość mnie bawi. Trzeba wiedzieć jak pozyć sie nachalnego rozmówcy, a nie stroić foszki.-lekko zmęczony przysiadłem na ziemi i spojrzałem czekałąc na wybuch wadery. Ta z furią rzuciła się na mnie, prawdopodobnie chcąc dać mi nauczkę za wypowiedziane słowa. Roześmiany odepchnąłem ją od siebie. Whisperer patrzyła na to spokojnie, ale kiedy Sun zaatakowała po raz drugi, pochwyciła ją i wzniosła się.
-Mogłeś tego nie mówić-fuknęła na mnie i odleciała.
-Mogłem ale musiałam!-rzuciłem za nią.
-Lepiej sie do niej nie zbliżaj bo zapewniam cię, to nir jest twoja fanka.-odwrzasnęła i odleciała.
***Sunshine?Whisperer?***
środa, 28 stycznia 2015
sobota, 24 stycznia 2015
UWAGA!!!
Zgłosiłam się do konkursu na najlepszego bloga roku 2014 w dwóch kategoriach; na naj. bloga nastolatków i naj. tekst z bloga. Co prawda nie wiem czy w ogóle dostanę się chociaż do 2 etapu , ale warto spróbować czegoś nowego! :)
Jeżeli podoba wam się mój blog to bardzo bym was prosiła o głosowanie na niego!
W drugiej kategorii jedno z moich opowiadań i również jeżeli wam się podoba prosiłabym o głosowanie!
Oprócz tego, gdybyście mogli, roześlijcie wiadomość znajomym, żeby też zagłosowali! Głosować można od 03.02.15 do 10.02.15!
Będę NAPRAWDĘ BARDZO wdzięczna jeżeli zagłosujecie na bloga i opowiadanie ;3 ;*
Od Sunshine cd Whisperer
- Jeśli chcesz się na coś przydać, to pobiegnij z tym… Małym kretynem ostrzec innych. P r o s z ę. – powiedziałam i wywarłam specjalny nacisk na „proszę”. – Dam sobie radę.
- Jak chcesz. Ale jeśli znowu to COŚ cię złapie, to już nie moja wina. – młoda wzruszyła tylko ramionami w zawołała szurniętego kolegę. – Ej, Shiro!! Chodź tu!
Skrzywiłam się lekko słysząc z jaką mocą go zawołała. Wkrótce nasze drogi się rozeszły. Whisperer i Shiro pobiegli w głąb lasu, a ja patrzyłam czy nikt nie wpadł w pułapkę lub nie przekroczył linii. Wkrótce wodopój opustoszał, a ja zostałam sama. Usiadłam z westchnieniem ulgi na ziemi. Wkrótce zaczęło się ściemniać. Zapatrzyłam się zauroczona widokiem. A poza tym, i tak nie miałam żadnego zadania które wymagało natychmiastowego wypełnienia. W ogóle chyba nie miałam żadnego zadania, więc czemu nie popatrzeć na zachód słońca? Nie zdążyłam się jeszcze napatrzeć, kiedy przyszła Whisperer ze swoim kolesiem.
- Cóż za miłe spotkanie – uśmiechnęłam się pod nosem.
Co prawda o ile wadera jest znośna, to Shiro już nie robi dobrego wrażenia. Jest… Dziwny. Zachowuje się, jakby było mu wszystko wolno.
Whisperer?/Shiro?a
- Jak chcesz. Ale jeśli znowu to COŚ cię złapie, to już nie moja wina. – młoda wzruszyła tylko ramionami w zawołała szurniętego kolegę. – Ej, Shiro!! Chodź tu!
Skrzywiłam się lekko słysząc z jaką mocą go zawołała. Wkrótce nasze drogi się rozeszły. Whisperer i Shiro pobiegli w głąb lasu, a ja patrzyłam czy nikt nie wpadł w pułapkę lub nie przekroczył linii. Wkrótce wodopój opustoszał, a ja zostałam sama. Usiadłam z westchnieniem ulgi na ziemi. Wkrótce zaczęło się ściemniać. Zapatrzyłam się zauroczona widokiem. A poza tym, i tak nie miałam żadnego zadania które wymagało natychmiastowego wypełnienia. W ogóle chyba nie miałam żadnego zadania, więc czemu nie popatrzeć na zachód słońca? Nie zdążyłam się jeszcze napatrzeć, kiedy przyszła Whisperer ze swoim kolesiem.
- Cóż za miłe spotkanie – uśmiechnęłam się pod nosem.
Co prawda o ile wadera jest znośna, to Shiro już nie robi dobrego wrażenia. Jest… Dziwny. Zachowuje się, jakby było mu wszystko wolno.
Whisperer?/Shiro?a
piątek, 23 stycznia 2015
Od Sunshine CD Baltazara
Kiedy tak spacerowaliśmy, nasza „rozmowa” zaczęła się mniej więcej składać w całość. A właściwie bardziej nazwałabym to próbami porozumienia się. To prawda, jestem w miarę towarzyska i otwarta na nowe znajomości, ale nie ze wszystkimi wychodzi. Bywa. Kolejny raz złapałam się na tym, że zerkam w stronę Baltazara. No dobrze – brzydotą nie razi i nie musi ukrywać twarzy za krzakami z obawą, że ktoś ucieknie krzykiem, lecz nie ma też specjalnych powodów do tak zawyżonego ego! Ale w końcu każdy ma jakieś wady. Nie do mnie składać skargi.
Nie wiem kiedy, stanęliśmy tuż przed lasem Dark Fear. Zagapiona w ziemię weszłabym tam, gdyby nie zawiał silny wiatr i nie wywaliłby mnie.
Znowu się zamyśliłam? Serio?! - pomyślałam wstając i wytrzepując się z ziemi.
- Jesteśmy już tutaj? Szybko – mruknęłam z ciekawością patrząc co znajduje się w ty lesie, że jest tak „niebezpiecznie”. Nic takiego nie znalazłam.
Baltazar?
Nie wiem kiedy, stanęliśmy tuż przed lasem Dark Fear. Zagapiona w ziemię weszłabym tam, gdyby nie zawiał silny wiatr i nie wywaliłby mnie.
Znowu się zamyśliłam? Serio?! - pomyślałam wstając i wytrzepując się z ziemi.
- Jesteśmy już tutaj? Szybko – mruknęłam z ciekawością patrząc co znajduje się w ty lesie, że jest tak „niebezpiecznie”. Nic takiego nie znalazłam.
Baltazar?
Od Whisperer cd Sunshine
Spojrzałam na Shira który utknął w kokonie wodnym. Z dumą rozpostarł skrzydła i spojrzał z wyższościa na ''pływającą'' Sunshine. Odleciał za moją kreskę i patrzył na wadere. W końcu z litością podleciał do nieji pomógł jej wyjśc.
-Nie trzeba było.-warknęła i otrzepała się z wody.
-Oj kochana utopiłabyś się.-odwarknął basior-szkoda takiej ślicznej buźki.
-Cicho-wrzasnęła i spojrzała na mnie z wyżutem-czemu mi nie powiedziałaś że jest tu pułapka.
-Bo czekałam aż ktoś głupi w nią wejdzie-odgryzłam się. Spojrzała na mnie mało przychylnie.
-Dziewczynki, chyba nie będziecie się tu żarły, jestem tu przy was i żadna nie musi się o mnie bić.-błysnął kłami w usmiechu. Ona jednak cały czas przyglądała nam się niepewnie.
-A może powiesz mi jak masz na imie skarbie?-zapytał wadere Shiro-bo tę tutaj zmijie w wilczej skórze już znam-spojrzał na mnie znacząco. Wilczyca chwilę sie wachała i wkońcu burknęła w naszą stronę.
-Sunshine.
-Whisperer.-przedstawiłam się-a ten knypek to Shiro-aśmiałam się.
-Pozwól że przedstawie się sam: Witaj Sunshine, mam na imię Shiro, do usług ślicznotko-mrugnął do niej okiem i skłonił się. Sunshine chyba się nieco rozpogodziła, bo lekko dygnęła, ale nadal pozostawała niedostępna towarzysko. Shiro zaśmiał się wdzięcznie i wziął ją pod skrzydło.
-Wiesz skarbie śliczna jesteś.-mruknął jej do ucha i zaczął pokładać się ze śmiechu, bo wadera odskoczyła od niego i zawarczała.
-Dobra Shiro, koniec podrywów. Ona nie chce nie widzisz-zawtórowałam mu śmiechem.-tylko się nie obrażaj szepnęłam do niej-on się tylko naigrywa. Wilczyca zniesmaczona ruszyła przed siebie. Pobiegłam za nią zostawiając Shira daleko za sobą.
-Nie dąsaj się-starałam się ją udobruchać-pójde z tobą żebyś nie wpadła w rzadne sidła.
-Nie potrzebuje niańki.-syknęła.
-Hej ja chce ci tylko pomuc. Przecierz nie muszę gadać wystarczy mi że pójdę z tobą dla twojego bezpieczeństwa.
***Sunshine?Shiro?Wena powróciła ***
-Nie trzeba było.-warknęła i otrzepała się z wody.
-Oj kochana utopiłabyś się.-odwarknął basior-szkoda takiej ślicznej buźki.
-Cicho-wrzasnęła i spojrzała na mnie z wyżutem-czemu mi nie powiedziałaś że jest tu pułapka.
-Bo czekałam aż ktoś głupi w nią wejdzie-odgryzłam się. Spojrzała na mnie mało przychylnie.
-Dziewczynki, chyba nie będziecie się tu żarły, jestem tu przy was i żadna nie musi się o mnie bić.-błysnął kłami w usmiechu. Ona jednak cały czas przyglądała nam się niepewnie.
-A może powiesz mi jak masz na imie skarbie?-zapytał wadere Shiro-bo tę tutaj zmijie w wilczej skórze już znam-spojrzał na mnie znacząco. Wilczyca chwilę sie wachała i wkońcu burknęła w naszą stronę.
-Sunshine.
-Whisperer.-przedstawiłam się-a ten knypek to Shiro-aśmiałam się.
-Pozwól że przedstawie się sam: Witaj Sunshine, mam na imię Shiro, do usług ślicznotko-mrugnął do niej okiem i skłonił się. Sunshine chyba się nieco rozpogodziła, bo lekko dygnęła, ale nadal pozostawała niedostępna towarzysko. Shiro zaśmiał się wdzięcznie i wziął ją pod skrzydło.
-Wiesz skarbie śliczna jesteś.-mruknął jej do ucha i zaczął pokładać się ze śmiechu, bo wadera odskoczyła od niego i zawarczała.
-Dobra Shiro, koniec podrywów. Ona nie chce nie widzisz-zawtórowałam mu śmiechem.-tylko się nie obrażaj szepnęłam do niej-on się tylko naigrywa. Wilczyca zniesmaczona ruszyła przed siebie. Pobiegłam za nią zostawiając Shira daleko za sobą.
-Nie dąsaj się-starałam się ją udobruchać-pójde z tobą żebyś nie wpadła w rzadne sidła.
-Nie potrzebuje niańki.-syknęła.
-Hej ja chce ci tylko pomuc. Przecierz nie muszę gadać wystarczy mi że pójdę z tobą dla twojego bezpieczeństwa.
***Sunshine?Shiro?Wena powróciła ***
środa, 21 stycznia 2015
Od Sunshine c.d. Whisperer
- Co to ma niby być?! – wrzasnęłam czerwona z wściekłości.
- Mówiłam – odparła beznamiętnie wadera.
- Ahaaa – przewaliłam oczami. – Czyli gdybym sobie gdziekolwiek poszła, to Panna Jestem Najważniejsza mogłaby się w spokoju nażłopać i nic by się niby nie stało, tak?
- Yyy… Nie. Mój żywioł to wiatr, więc chyba się domyślasz, że to nie ja TO stworzyłam.
- A zatkaj się tą wodą. – burknęłam pod nosem. – To co to w takim razie do cholery ma być?!
Nie czekając na odpowiedź przyzwałam kilka „kropel” światła. Te złączyły się w okrąg i można rzec, że przecięły trzymającą mnie na uwięzi wodę. Z pluskiem wpadłam do jeziora. No cóż… Nieco jeszcze muszę poćwiczyć, ale jako-tako powstrzymałam „wybuch” wodopoju. Ledwo co wypłynęłam na powierzchnię, a już szalały inne kokony miotając się na wszystkie strony.
- Czemu to cię jeszcze nie złapało?! – krzyknęłam przekrzykując szum wody.
- Bo ja stałam dalej niż ty. Najwyraźniej mają jakąś wyznaczoną odległość i tyle. – wzruszywszy ramionami wadera narysowała patykiem przed swoimi łapami przerywaną linię i napis: „UWAGA!!!”. – Musimy ostrzec inne wilki.
Tuż po tym, jak to powiedziała, jakiś wilk wpadł z wrzaskiem w pułapkę. Czym prędzej pobiegłyśmy na miejsce trzymając się wyznaczonej odległości. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, parsknęłam śmiechem.
- I pomyśleć, że przed chwilą ja tak głupio wyglądałam. Pff!
Whisperer?/Ktoś?
- Mówiłam – odparła beznamiętnie wadera.
- Ahaaa – przewaliłam oczami. – Czyli gdybym sobie gdziekolwiek poszła, to Panna Jestem Najważniejsza mogłaby się w spokoju nażłopać i nic by się niby nie stało, tak?
- Yyy… Nie. Mój żywioł to wiatr, więc chyba się domyślasz, że to nie ja TO stworzyłam.
- A zatkaj się tą wodą. – burknęłam pod nosem. – To co to w takim razie do cholery ma być?!
Nie czekając na odpowiedź przyzwałam kilka „kropel” światła. Te złączyły się w okrąg i można rzec, że przecięły trzymającą mnie na uwięzi wodę. Z pluskiem wpadłam do jeziora. No cóż… Nieco jeszcze muszę poćwiczyć, ale jako-tako powstrzymałam „wybuch” wodopoju. Ledwo co wypłynęłam na powierzchnię, a już szalały inne kokony miotając się na wszystkie strony.
- Czemu to cię jeszcze nie złapało?! – krzyknęłam przekrzykując szum wody.
- Bo ja stałam dalej niż ty. Najwyraźniej mają jakąś wyznaczoną odległość i tyle. – wzruszywszy ramionami wadera narysowała patykiem przed swoimi łapami przerywaną linię i napis: „UWAGA!!!”. – Musimy ostrzec inne wilki.
Tuż po tym, jak to powiedziała, jakiś wilk wpadł z wrzaskiem w pułapkę. Czym prędzej pobiegłyśmy na miejsce trzymając się wyznaczonej odległości. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, parsknęłam śmiechem.
- I pomyśleć, że przed chwilą ja tak głupio wyglądałam. Pff!
Whisperer?/Ktoś?
Od Baltazara cd Sunshine
Ciekawiło mnie o czym myśli teraz samica. Gdy usłyszałem jej głos, podniosłem na nią parę błyszczących ślepi.
- Mam dar. Z resztą nie tylko ten. – powiedziałem i wzruszyłem ramionami nieskromnie. Sunshine pokręciła głową z dezaprobatą i z powrotem zatopiła się w swoich przemyśleniach. Przejrzałem jej się uważniej. Nie żeby istniał ktoś ładniejszy ode mnie, ale wilczyca była całkiem, całkiem. Tylko głupie nie lecą na mój wygląd i barwną osobowość. Do ciemnej dotąd jaskini wpadł snop światła. Rozpogodziło się.
- Pójdziesz ze mną na spacer, skarbie? – spytałem miękko. Niemniej miałem ochotę z nią pójść. Samica bez słowa podniosła się, mierząc mnie nieufnym spojrzeniem spod rzęs. Słyszałem, jak wypuszcza powietrze z płuc. Spojrzałem w jej… o choler.a, jakie oczy. Rany boskie, koniec ze mną. Przepuściłem ją w wejściu. Szliśmy obok siebie. Krok miałem pewny, jednak nie mogłem zebrać myśli. Rozpraszały mnie jej tęczówki. Jasna. Choler.a. Nie poznawałem sam siebie. Miałem ochotę trzasnąć się z całej siły w pysk za te słowa. Jestem skończonym idiotą, który nie ma za grosz silnej woli.
{Sunshine, dokończysz? Nie mam pomysłu.}
- Mam dar. Z resztą nie tylko ten. – powiedziałem i wzruszyłem ramionami nieskromnie. Sunshine pokręciła głową z dezaprobatą i z powrotem zatopiła się w swoich przemyśleniach. Przejrzałem jej się uważniej. Nie żeby istniał ktoś ładniejszy ode mnie, ale wilczyca była całkiem, całkiem. Tylko głupie nie lecą na mój wygląd i barwną osobowość. Do ciemnej dotąd jaskini wpadł snop światła. Rozpogodziło się.
- Pójdziesz ze mną na spacer, skarbie? – spytałem miękko. Niemniej miałem ochotę z nią pójść. Samica bez słowa podniosła się, mierząc mnie nieufnym spojrzeniem spod rzęs. Słyszałem, jak wypuszcza powietrze z płuc. Spojrzałem w jej… o choler.a, jakie oczy. Rany boskie, koniec ze mną. Przepuściłem ją w wejściu. Szliśmy obok siebie. Krok miałem pewny, jednak nie mogłem zebrać myśli. Rozpraszały mnie jej tęczówki. Jasna. Choler.a. Nie poznawałem sam siebie. Miałem ochotę trzasnąć się z całej siły w pysk za te słowa. Jestem skończonym idiotą, który nie ma za grosz silnej woli.
{Sunshine, dokończysz? Nie mam pomysłu.}
wtorek, 20 stycznia 2015
Od Amber C.D. Gone
Wróciłam do groty i dopiero wtedy poczułam, jak bardzo jestem śpiąca. Był tylko mały problem...nie miałam gdzie się położyć.Grota była zimna, nie było w niej ani odrobiny miękkiego mchu. Trudno, trzeba się samemu organizować. Szybko zamieniłam zimne pomieszczenie na bardziej ciepłe wnętrze. Ziemie pokrywał świeżo wyrośnięty mech, na ścianach pięły się liany, a z sufitu zwisała lampka naftowa, którą znalazłam już dawno temu. Zapaliłam ją i z zadowoleniem przyjrzałam się efektom. No, teraz można się w spokoju położyć. Zwinęłam się w kłębek w kącie jaskini i szybko zasnęłam. Obudziłam się nagle zlana potem i stanęłam na cztery nogi. Wiedziałam, że gdy spałam stało się coś złego. Wyszłam z groty i rozejrzałam się. Niby wszystko było w porządku, a jednak coś ciągnęło mnie w miejsce, gdzie ostatni raz widziałam się z Gone. Po przyjściu oniemiałam. Drzewo figowe ścięte w pół, ślady pazurów wbitych w ziemię, odbicia łap. Miałam ochotę wycofać się i zapomnieć o całym zdarzeniu, ale wiedziałam, że Gone grozi niebezpieczeństwo. Nie mogłam jej tak zostawić. ''Weź się w garść fajtłapo!'' - ganiłam samą siebie. W końcu ruszyłam za śladem łap. Szłam dobre pół godziny, kiedy to moim oczom ukazały się ruiny jakiegoś zamku. Trop prowadził mnie po schodach w dół. Zeszłam i zobaczyłam lochy, zardzewiałe kraty i masę glinianych ścian. Ruszyłam między rzędami więzień i usłyszałam ciche jęki z ostatniego lochu. Podeszłam i lekko oświetliłam wnętrze pomieszczenia swoim naszyjnikiem.
- Kim jesteś? - usłyszałam męski głos pochodzący z ciemności.
- Ee...Nikim ważnym... - odpowiedziałam pojmując, że nie była to zbyt inteligentna odpowiedź - Amber, należę do Watahy Wspomnień. Szukam mojej przyjaciółki, wiem, że została porwana i zaprowadzona tutaj. Wiesz gdzie ona jest? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Chodzi Ci o niejaką Gone? - odpowiedział z iskierką tajemnicy w oczach.
- Czyli wiesz, kogo szukam. Gdzie ją wyprowadzili? - wiedziałam, że on jeden może mi pomóc.
- Wyprowadzili ją na plac bitwy. - odpowiedział
- Dziękuję! - zawołałam i pędem pobiegłam we wskazane miejsce. Przyczaiłam, się przy ścianie obserwując cały plac. Ze ścian otaczających go wystawały zapalone pochodnie. Teren był trawiasty i ziemisty, więc mogłam użyć na nim moich mocy, co było akurat dużym plusem w zaistniałej sytuacji. Na środku placu do wbitego w ziemię metalowego kołka przywiązana sznurem była leżąca Gone. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby ocenić, że była wyczerpana, zmęczona, głodna, spragniona i pokaleczona. Pod jedną ścianą spał kruczy wilk, który najpewniej jej ''pilnował''. Skupiłam całe swe siły i ziemia wybiła kołek. Wadera zdziwiła się i rozejrzała, jednak mnie nie zobaczyła. Po tym trawa uniosła się wraz z Gone na sobie i poprowadziła ją aż pod moje łapy. Samica spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła, po czym wyszeptała ''Wiedziałam, że mi pomożesz''. Pomogłam jej wstać i przełożyłam ją przez mój grzbiet, po czym wróciłam z nią do watahy, położyłam w mojej grocie i opatrzyłam. To była długa noc.
{Przepraszam, że się tak rozpisałam Gone? }
- Kim jesteś? - usłyszałam męski głos pochodzący z ciemności.
- Ee...Nikim ważnym... - odpowiedziałam pojmując, że nie była to zbyt inteligentna odpowiedź - Amber, należę do Watahy Wspomnień. Szukam mojej przyjaciółki, wiem, że została porwana i zaprowadzona tutaj. Wiesz gdzie ona jest? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Chodzi Ci o niejaką Gone? - odpowiedział z iskierką tajemnicy w oczach.
- Czyli wiesz, kogo szukam. Gdzie ją wyprowadzili? - wiedziałam, że on jeden może mi pomóc.
- Wyprowadzili ją na plac bitwy. - odpowiedział
- Dziękuję! - zawołałam i pędem pobiegłam we wskazane miejsce. Przyczaiłam, się przy ścianie obserwując cały plac. Ze ścian otaczających go wystawały zapalone pochodnie. Teren był trawiasty i ziemisty, więc mogłam użyć na nim moich mocy, co było akurat dużym plusem w zaistniałej sytuacji. Na środku placu do wbitego w ziemię metalowego kołka przywiązana sznurem była leżąca Gone. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby ocenić, że była wyczerpana, zmęczona, głodna, spragniona i pokaleczona. Pod jedną ścianą spał kruczy wilk, który najpewniej jej ''pilnował''. Skupiłam całe swe siły i ziemia wybiła kołek. Wadera zdziwiła się i rozejrzała, jednak mnie nie zobaczyła. Po tym trawa uniosła się wraz z Gone na sobie i poprowadziła ją aż pod moje łapy. Samica spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła, po czym wyszeptała ''Wiedziałam, że mi pomożesz''. Pomogłam jej wstać i przełożyłam ją przez mój grzbiet, po czym wróciłam z nią do watahy, położyłam w mojej grocie i opatrzyłam. To była długa noc.
{Przepraszam, że się tak rozpisałam Gone? }
Od Whisperer cd Sunshine
-Czego chcesz?-zapytała wadera.
-Żebyś stąd poszła-odpowiadam.
-Czemu- pyta.
-Może dlatego że ten wodopuj to pułapka?-odpowiadam pytaniem.
-Co?
-Własnie to-mówie i w tym momencie wilczyce pochwytuje kokon z wody.
**Sunshine? Brak weny**
-Żebyś stąd poszła-odpowiadam.
-Czemu- pyta.
-Może dlatego że ten wodopuj to pułapka?-odpowiadam pytaniem.
-Co?
-Własnie to-mówie i w tym momencie wilczyce pochwytuje kokon z wody.
**Sunshine? Brak weny**
Od Whisperer cd Baltazara
-Leć za mną-rzuciłam do niego i podleciałam. Lecieliśmy 2 godziny aż wreszcie rozpoznałam jedną ze skalnych pułek.
-Jesteśmy na miejscu.-powiedziałam i zamachałm skrzydłami żeby rozproszyć chmury. Przed nami ukazała sie piękna dolina. Usłyszałam westchnienie basiora, więc skoczyłam ze skalnej pułki. Rozpostarłam skrzydła dopiero tuż przed ziemią. Usłyszałam jak ląduje za mną i pobiegłam w strone legowiska saren. Pokazałam mu którą ma upolować i zaczekałam aż zje ją. Postanowiłam że nic nie będę mówiła ale zaraz złamaLam postanowienie.
-Możesz tu przychodzić kiedy zechcesz-powiedziałam cicho.
-Dzięki-odparł z ironią w głosie.
Zaczęłam szykować sie do odlotu, kiedy zapytał sie.
-Co masz zamiar teraz robić?.
-Lecieć stąd-odparłam.
-Czemu? To raj na ziemi.-powiedział zdziwiony.
-Tak i co z tego-warknęłam i uniosłam sie.
-Mamy foszka??-zapytał z rozbawieniem.Machnęłam skrzydłami i mimo woli uśmiechnełam sie szeroko.
-Nie.-odpowiedziałam i zaczepnie odepchnęłam go. Spojrzał na mnie z wyższością i znowu zamknął mnie w tej swojej powietrznej łapie. Rozbawiona jego "czarami" odparłam atak i wzniosłam sie jescze wyżej. Nagle usłyszałam huk.
**Baltazar?**
-Jesteśmy na miejscu.-powiedziałam i zamachałm skrzydłami żeby rozproszyć chmury. Przed nami ukazała sie piękna dolina. Usłyszałam westchnienie basiora, więc skoczyłam ze skalnej pułki. Rozpostarłam skrzydła dopiero tuż przed ziemią. Usłyszałam jak ląduje za mną i pobiegłam w strone legowiska saren. Pokazałam mu którą ma upolować i zaczekałam aż zje ją. Postanowiłam że nic nie będę mówiła ale zaraz złamaLam postanowienie.
-Możesz tu przychodzić kiedy zechcesz-powiedziałam cicho.
-Dzięki-odparł z ironią w głosie.
Zaczęłam szykować sie do odlotu, kiedy zapytał sie.
-Co masz zamiar teraz robić?.
-Lecieć stąd-odparłam.
-Czemu? To raj na ziemi.-powiedział zdziwiony.
-Tak i co z tego-warknęłam i uniosłam sie.
-Mamy foszka??-zapytał z rozbawieniem.Machnęłam skrzydłami i mimo woli uśmiechnełam sie szeroko.
-Nie.-odpowiedziałam i zaczepnie odepchnęłam go. Spojrzał na mnie z wyższością i znowu zamknął mnie w tej swojej powietrznej łapie. Rozbawiona jego "czarami" odparłam atak i wzniosłam sie jescze wyżej. Nagle usłyszałam huk.
**Baltazar?**
niedziela, 18 stycznia 2015
Od Sunshine
Biegłam przez las uciekając przed goniącymi mnie wilkami. Nie wiedziałam czego chcą, ale nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych. Cóż… W sumie jak ja.
Deszcz wlatywał mi w oczy, co utrudniało ucieczkę. Walka odpada, gdyż jest ich więcej. Pokojowa rozmowa nie jest w moim stylu. Jeszcze coś głupiego wypaplam i będzie po mnie. Ewentualnie będę zmuszona grać na czas. Taa… „Cześć, co tam? Dlaczego mnie gonicie?”. Na pewno się uda.
W miarę sprawnie omijając drzewa i przeskakując przez przeszkody typu kamienie i mniejsze krzaki powoli słabłam. Nie wiem gdzie mnie zagonili, ale dawałam sobie radę już dość długo. Głupki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Po chwili za mną zaczęły rosnąć rośliny próbujące łapać moich przeciwników, dzięki czemu byłam jeszcze bardziej zadowolona, a to skutkowało w taki sposób, że tylko nieliczni przedostali się przez mini-pułapkę.
Niestety deszcz się nasilił, a ja przestałam widzieć gdzie biegnę. Nagle zaczęłam spadać. Nie wiem kiedy zupełnie straciłam grunt pod łapami.
Obudziłam się z krzykiem. Aha, fajnie, że to był tylko sen, bo trochę głupio byłoby tak umrzeć. Wyszłam z jaskini i odetchnęłam świeżym powietrzem. Rozciągnęłam się, po czym poszłam nad wodopój, bo zgaduję, że biegłam przez sen. Inaczej nie chciałoby mi się AŻ TAK pić. Gdy dotarłam na miejsce, ledwo zdążyłam się napić, gdy podszedł do mnie jakiś wilk.
- Czego chcesz? – spojrzałam na niego spode łba.
Ktoś?
Deszcz wlatywał mi w oczy, co utrudniało ucieczkę. Walka odpada, gdyż jest ich więcej. Pokojowa rozmowa nie jest w moim stylu. Jeszcze coś głupiego wypaplam i będzie po mnie. Ewentualnie będę zmuszona grać na czas. Taa… „Cześć, co tam? Dlaczego mnie gonicie?”. Na pewno się uda.
W miarę sprawnie omijając drzewa i przeskakując przez przeszkody typu kamienie i mniejsze krzaki powoli słabłam. Nie wiem gdzie mnie zagonili, ale dawałam sobie radę już dość długo. Głupki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Po chwili za mną zaczęły rosnąć rośliny próbujące łapać moich przeciwników, dzięki czemu byłam jeszcze bardziej zadowolona, a to skutkowało w taki sposób, że tylko nieliczni przedostali się przez mini-pułapkę.
Niestety deszcz się nasilił, a ja przestałam widzieć gdzie biegnę. Nagle zaczęłam spadać. Nie wiem kiedy zupełnie straciłam grunt pod łapami.
Obudziłam się z krzykiem. Aha, fajnie, że to był tylko sen, bo trochę głupio byłoby tak umrzeć. Wyszłam z jaskini i odetchnęłam świeżym powietrzem. Rozciągnęłam się, po czym poszłam nad wodopój, bo zgaduję, że biegłam przez sen. Inaczej nie chciałoby mi się AŻ TAK pić. Gdy dotarłam na miejsce, ledwo zdążyłam się napić, gdy podszedł do mnie jakiś wilk.
- Czego chcesz? – spojrzałam na niego spode łba.
Ktoś?
Od Sunshine cd Baltazara
Westchnęłam zażenowana zachowaniem basiora i zwinąwszy się w kłębek w rogu jaskini zatopiłam się w swoich myślach. Nie były zbyt kolorowe – to trzeba przyznać. Ale nie o tym. Czemu to akurat ja jestem skazana na obecność wilka który nie jest mi teraz jakoś potrzebny do szczęścia? Co prawda teraz nawet się nie odzywał, ale sama obecność owego… jak mu tam? Baltazara? Nie ważne. Zmierzam do tego, że nie chcę go na razie widzieć. Tyle z mojej strony.
Minęło dopiero kilka minut po tym jak tu przyszedł, a już go nie lubię. Ciekawe.
- A powiedz mi… Baltazarze… - jakoś trudno wypowiedzieć mi to imię. – Jak to się dzieje, że mnie wkurzasz nic nie robiąc?
Baltazar? Troszkę krótkawe, ale trudno ;p
Minęło dopiero kilka minut po tym jak tu przyszedł, a już go nie lubię. Ciekawe.
- A powiedz mi… Baltazarze… - jakoś trudno wypowiedzieć mi to imię. – Jak to się dzieje, że mnie wkurzasz nic nie robiąc?
Baltazar? Troszkę krótkawe, ale trudno ;p
Od Baltazara cd Whisperer
Wilczyca unosiła się nad ziemią. Pomóc, mi? Szczyt wszystkiego!
- Najadłem się już. – rzekłem, wzruszając ramionami. Whisperer niezadowolona z odpowiedzi opadła lekko na ziemię, siadając na dużym kamieniu. – Do zobaczenia. – rzuciłem w sposób niewymagający uzasadnienia. Zacząłem iść w stronę jaskiń, kiedy usłyszałem trzepot skrzydeł. Samica stanęła przede mną z wyzywającym uśmiechem.
- No to jutro? – zaproponowała i zagrodziła mi drogę skrzydłami pokaźnych rozmiarów. Minąłem ją bez słowa z kwaśną miną. Dogoniła mnie, truchtając obok.
- Jutro też będę najedzony. – parsknąłem charakterystycznym, gardłowym głosem. Usłyszałem jej zawiedzone westchnienie. Doprawdy nie wiedziałem jak ją spławić.
- A kiedy będziesz głodny? – uniosła brwi.
- Nie jestem tego w stanie określić teraz. – mruknąłem i zatrzymałem się przed swoją jaskinią. Wilczyca stanęła za mną, spoglądając na mnie spod półprzymkniętych powiek. – Dobranoc. – z pewnością nie zabrzmiało to uprzejmie. Wsunąłem się do środka, nie czekając na odpowiedź. Panował tam przyjemny półmrok. Położyłem się na starannie ułożonych trawie i mchu. Zamknąłem oczy, lecz długo nie mogłem zasnąć. Miałem głupi sen.
Wchodzę do gęstego lasu, łapa zaplątuje mi się w lianę, ale zamiast upaść na ziemię nagle staję pod górą. Wspinam się na stromy szczyt, kiedy to osuwa się na mnie lawina. Nie czuję jednak bólu wywołanego uderzeniami kamieni. Spadam jedynie w przepaść. Spadam… wrzeszczę… nie mogę nic zrobić. Ląduję na czymś miękkim, jakby ptasim pierzu. Chcę wrócić do domu, tęsknię. Nagle coś uderza mnie w głowę. I spadam dalej… jakby w inny wymiar, ale teraz się nie zatrzymuję. Tym razem się... budzę.
Otworzyłem oczy, po czym je zamknąłem. Oddychałem płytko, było mi gorąco. Podniosłem się i wyjrzałem na dwór. Będzie kolejny ładny dzień. Chłodny wiatr targał moją sierść, gdy spacerowałem lasem. Doszedłem nad strumień. Stanąłem w wodzie, mocząc łapy. Wzniosłem się w powietrze, niby za podmuchem wiatru. W górze wiatr był mocniejszy, jednak to mi nie przeszkadzało. Po chwili stanąłem na czterech łapach, rozglądając się za śniadaniem. Z krzaków wyszła samica.
- Umiesz latać! Sądziłam, że… - przerwała.
- Umiem. – potwierdziłem i nagle poczułem, że coś kazało mi powiedzieć więcej. – Nie wiem dlaczego, ale wolę chodzić. Zaprowadzisz mnie tam? – zapytałem, uśmiechając się.
{Whisperer, dokończysz?}
- Najadłem się już. – rzekłem, wzruszając ramionami. Whisperer niezadowolona z odpowiedzi opadła lekko na ziemię, siadając na dużym kamieniu. – Do zobaczenia. – rzuciłem w sposób niewymagający uzasadnienia. Zacząłem iść w stronę jaskiń, kiedy usłyszałem trzepot skrzydeł. Samica stanęła przede mną z wyzywającym uśmiechem.
- No to jutro? – zaproponowała i zagrodziła mi drogę skrzydłami pokaźnych rozmiarów. Minąłem ją bez słowa z kwaśną miną. Dogoniła mnie, truchtając obok.
- Jutro też będę najedzony. – parsknąłem charakterystycznym, gardłowym głosem. Usłyszałem jej zawiedzone westchnienie. Doprawdy nie wiedziałem jak ją spławić.
- A kiedy będziesz głodny? – uniosła brwi.
- Nie jestem tego w stanie określić teraz. – mruknąłem i zatrzymałem się przed swoją jaskinią. Wilczyca stanęła za mną, spoglądając na mnie spod półprzymkniętych powiek. – Dobranoc. – z pewnością nie zabrzmiało to uprzejmie. Wsunąłem się do środka, nie czekając na odpowiedź. Panował tam przyjemny półmrok. Położyłem się na starannie ułożonych trawie i mchu. Zamknąłem oczy, lecz długo nie mogłem zasnąć. Miałem głupi sen.
Wchodzę do gęstego lasu, łapa zaplątuje mi się w lianę, ale zamiast upaść na ziemię nagle staję pod górą. Wspinam się na stromy szczyt, kiedy to osuwa się na mnie lawina. Nie czuję jednak bólu wywołanego uderzeniami kamieni. Spadam jedynie w przepaść. Spadam… wrzeszczę… nie mogę nic zrobić. Ląduję na czymś miękkim, jakby ptasim pierzu. Chcę wrócić do domu, tęsknię. Nagle coś uderza mnie w głowę. I spadam dalej… jakby w inny wymiar, ale teraz się nie zatrzymuję. Tym razem się... budzę.
Otworzyłem oczy, po czym je zamknąłem. Oddychałem płytko, było mi gorąco. Podniosłem się i wyjrzałem na dwór. Będzie kolejny ładny dzień. Chłodny wiatr targał moją sierść, gdy spacerowałem lasem. Doszedłem nad strumień. Stanąłem w wodzie, mocząc łapy. Wzniosłem się w powietrze, niby za podmuchem wiatru. W górze wiatr był mocniejszy, jednak to mi nie przeszkadzało. Po chwili stanąłem na czterech łapach, rozglądając się za śniadaniem. Z krzaków wyszła samica.
- Umiesz latać! Sądziłam, że… - przerwała.
- Umiem. – potwierdziłem i nagle poczułem, że coś kazało mi powiedzieć więcej. – Nie wiem dlaczego, ale wolę chodzić. Zaprowadzisz mnie tam? – zapytałem, uśmiechając się.
{Whisperer, dokończysz?}
Od Gone CD Amber
Lubiłam patrzeć w gwiazdy, a jakkolwiek rzecz biorąc nie żal było mi poświęcić temu czas. Odgłos łap ucichł i znowu zostałam sama ze sobą. Nigdy nie sądziłam, że owoc figi może być tak dobry… że kogoś tak bardzo polubię. Nagle coś poruszyło się w krzakach i jakaś ciężka, nieostrożna postać nastąpiła na patyk, który złamał się z trzaskiem. Wstrzymałam płytki oddech. Do moich uszu dotarło chrapliwe warczenie, które z każdą sekundą zdawało się mnie bardziej otaczać.
- Amber? – rzuciłam w ciemność, modląc się w duchu, aby to była ona lub chociażby jakieś nieporozumienie. Niezrozumiała, czerwona lampka biła na alarm w mojej głowie.
- Amber? – przedrzeźnił mnie skrzekliwy głos i wybuchnął śmiechem. To nie mogła być samica. Z krzaków wyszedł kruczy wilk i kilka innych sylwetek, które zagrodziły mi drogę.
- No, proszę, proszę. – powiedział inny szczerząc kły w półuśmiechu.
- Wataha Wspomnień. – szepnął trzeci, krzywiąc się.
- Psy do budy. To nie wasze terytorium. Wara! – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Co z tego? – warknął czwarty głos. Rozum nie podsuwał mi żadnej logicznej odpowiedzi. Ślepia pierwszego zapłonęły, bijąc blaskiem i przecinając ciemność. Poczułam, że coś gorącego owija się wokół moich łap. Upadłam, a rozgrzane do czerwoności, metalowe pręty wbijały się w moje ciało. Kłapałam pyskiem na oślep, zwijając się z bólu. Zdałam sobie sprawę, że to zaklęcie. W tym momencie doskoczył do mnie trzeci i zakneblował mi usta. Zdążyłam jedynie wydać z siebie żałosny pisk. Wydawało mi się, że płomienie ognia liżą moje ciało, że ktoś wbija we mnie miliony igieł. Majaczyłam. Przez moją głowę przelatywały wspomnienia z dzisiejszego dnia, jak czarno-biały film. Zemdlałam, moje ciało się poddało.
Leżałam bez ruchu. Słyszałam kroki i odgłos zatrzaskujących się drzwi. Nie otwierałam oczu, bo bałam się tego, co mogłabym zobaczyć. Nieznośny ból nadal paraliżował moje ciało, jednak mogłam swobodnie poruszać łapami. Oddychałam z trudem. Wymamrotałam pod nosem jakieś zaklęcie uzdrawiające. Otworzyłam ślepia i wspierając się o ścianę wstałam. Obraz był nieco mętny i rozmazany. Magia łowców musiała być potężna, skoro zwaliła mnie z nóg. Oceniając swoją kiepską sytuację stwierdziłam, że przebywam w wilgotnym lochu, prawdopodobnie w jaskini lub w podziemiach. Cela była sporych rozmiarów ze ścianami zrobionymi z gliny i zardzewiałą kratą. Pozbawiona okien, więc panowała tu melancholijna, niewzburzona ciemność.
- Witaj. – usłyszałam za sobą odrętwiały głos. Odwróciłam się ze strachem, nie mogąc dostrzec jego właściciela. – Spokojnie, niedługo wzrok ci się przyzwyczai. – dodał nieznajomy kwaśno. Mrugałam na próżno oczami.
- Zostaw mnie! – warknęłam. Nie potrafiłam panować nad strachem, drżałam. Mój stan podchodził pod obłąkańczy. Obawiam się, że nie byłam w stanie posługiwać się magią.
- Też jestem tu więźniem. – oznajmił jałowo, wyłaniając się z mroku. Był ode mnie młodszy, zgarbiony. Patrzył na mnie pozbawionymi wyrazu, chłodnymi oczyma. Miał zakurzoną, matową sierść, która kiedyś na pewno była przyjemna w dotyku.
- Jak… jak to? – wydusiłam, nie mogąc uwierzyć jego słowom.
- Trzymają mnie tu już od 6 lat.
- Dlaczego? – spytałam osłupiała. Miałam gorączkę.
- Byłem księciem, następcą tronu w Watasze Brzegów. Zabili wszystkich, tym samym sprawili, że mój dom zniknął z mapy, porywając mnie, a miałem wtedy kilka miesięcy. Nie pamiętam nawet swoich rodziców. Miałem być ich zabawką, zapewnić im rozrywkę. Znęcali się nade mną w każdy możliwy sposób, niekiedy przekraczając granice rozsądku, czerpiąc uciechę z tego, iż bawią się alphą upadłej watahy. Znudziłem się im jednak na tyle, że zaprowadzili mnie do lochu, zapominając o moim istnieniu. – odpowiedział, posyłając mi długie, znużone życiem spojrzenie. Muszę się stąd wydostać, bo zwariuję.
- A co chcą zrobić ze mną? – zmusiłam się do zadania kolejnego pytania. – Weszli na tereny watahy, do której należę i porwali mnie bez powodu.
- W takim razie trzymają cię tutaj, bo nie chcą, aby wyszło na jaw, że przekroczyli granicę. Na dzień dzisiejszy pewnie nie są w stanie wszczynać wojny. – rzekł.
- Możliwe, że masz rację. – pokiwałam w zamyśleniu głową. – Nazywam się Gone.
- Książę Lezli. – przedstawił się z charakterystycznym dla arystokracji zimnem. Już chyba nie książę, pomyślałam. Samiec położył się w kącie jaskini, zamykając oczy, a ciemność znowu go pochłonęła. Łapami, wyczerpując resztki sił, jakie mi pozostały, stworzyłam kulę sączącą atramentowe światło i rzuciłam nią o glinianą ścianę. Mrok rozsypał się na drobne kawałki, skrząc iskrami, a na gładkiej powierzchni nie pozostał nawet ślad. Chodziłam w kółko i ze zdenerwowaniem stwierdziłam, że nie wracają mi siły. Słabłam. Zmęczenie gasiło we mnie impulsywniejsze emocje. Metalowe kraty otwarły się i do lochu weszła krępa postać, zakładając mi na szyję pętlę i wyprowadzając na dwór. Plątały mi się łapy. Światło dzienne oślepiło na chwilę moje oczy. Wilk wypchnął mnie na plac, drugi koniec sznura przywiązując do wbitego w ziemię kołka.
{Amber, uratujesz mnie? ;D Przepraszam, że tak długo nie odpisywałam.}
- Amber? – rzuciłam w ciemność, modląc się w duchu, aby to była ona lub chociażby jakieś nieporozumienie. Niezrozumiała, czerwona lampka biła na alarm w mojej głowie.
- Amber? – przedrzeźnił mnie skrzekliwy głos i wybuchnął śmiechem. To nie mogła być samica. Z krzaków wyszedł kruczy wilk i kilka innych sylwetek, które zagrodziły mi drogę.
- No, proszę, proszę. – powiedział inny szczerząc kły w półuśmiechu.
- Wataha Wspomnień. – szepnął trzeci, krzywiąc się.
- Psy do budy. To nie wasze terytorium. Wara! – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Co z tego? – warknął czwarty głos. Rozum nie podsuwał mi żadnej logicznej odpowiedzi. Ślepia pierwszego zapłonęły, bijąc blaskiem i przecinając ciemność. Poczułam, że coś gorącego owija się wokół moich łap. Upadłam, a rozgrzane do czerwoności, metalowe pręty wbijały się w moje ciało. Kłapałam pyskiem na oślep, zwijając się z bólu. Zdałam sobie sprawę, że to zaklęcie. W tym momencie doskoczył do mnie trzeci i zakneblował mi usta. Zdążyłam jedynie wydać z siebie żałosny pisk. Wydawało mi się, że płomienie ognia liżą moje ciało, że ktoś wbija we mnie miliony igieł. Majaczyłam. Przez moją głowę przelatywały wspomnienia z dzisiejszego dnia, jak czarno-biały film. Zemdlałam, moje ciało się poddało.
Leżałam bez ruchu. Słyszałam kroki i odgłos zatrzaskujących się drzwi. Nie otwierałam oczu, bo bałam się tego, co mogłabym zobaczyć. Nieznośny ból nadal paraliżował moje ciało, jednak mogłam swobodnie poruszać łapami. Oddychałam z trudem. Wymamrotałam pod nosem jakieś zaklęcie uzdrawiające. Otworzyłam ślepia i wspierając się o ścianę wstałam. Obraz był nieco mętny i rozmazany. Magia łowców musiała być potężna, skoro zwaliła mnie z nóg. Oceniając swoją kiepską sytuację stwierdziłam, że przebywam w wilgotnym lochu, prawdopodobnie w jaskini lub w podziemiach. Cela była sporych rozmiarów ze ścianami zrobionymi z gliny i zardzewiałą kratą. Pozbawiona okien, więc panowała tu melancholijna, niewzburzona ciemność.
- Witaj. – usłyszałam za sobą odrętwiały głos. Odwróciłam się ze strachem, nie mogąc dostrzec jego właściciela. – Spokojnie, niedługo wzrok ci się przyzwyczai. – dodał nieznajomy kwaśno. Mrugałam na próżno oczami.
- Zostaw mnie! – warknęłam. Nie potrafiłam panować nad strachem, drżałam. Mój stan podchodził pod obłąkańczy. Obawiam się, że nie byłam w stanie posługiwać się magią.
- Też jestem tu więźniem. – oznajmił jałowo, wyłaniając się z mroku. Był ode mnie młodszy, zgarbiony. Patrzył na mnie pozbawionymi wyrazu, chłodnymi oczyma. Miał zakurzoną, matową sierść, która kiedyś na pewno była przyjemna w dotyku.
- Jak… jak to? – wydusiłam, nie mogąc uwierzyć jego słowom.
- Trzymają mnie tu już od 6 lat.
- Dlaczego? – spytałam osłupiała. Miałam gorączkę.
- Byłem księciem, następcą tronu w Watasze Brzegów. Zabili wszystkich, tym samym sprawili, że mój dom zniknął z mapy, porywając mnie, a miałem wtedy kilka miesięcy. Nie pamiętam nawet swoich rodziców. Miałem być ich zabawką, zapewnić im rozrywkę. Znęcali się nade mną w każdy możliwy sposób, niekiedy przekraczając granice rozsądku, czerpiąc uciechę z tego, iż bawią się alphą upadłej watahy. Znudziłem się im jednak na tyle, że zaprowadzili mnie do lochu, zapominając o moim istnieniu. – odpowiedział, posyłając mi długie, znużone życiem spojrzenie. Muszę się stąd wydostać, bo zwariuję.
- A co chcą zrobić ze mną? – zmusiłam się do zadania kolejnego pytania. – Weszli na tereny watahy, do której należę i porwali mnie bez powodu.
- W takim razie trzymają cię tutaj, bo nie chcą, aby wyszło na jaw, że przekroczyli granicę. Na dzień dzisiejszy pewnie nie są w stanie wszczynać wojny. – rzekł.
- Możliwe, że masz rację. – pokiwałam w zamyśleniu głową. – Nazywam się Gone.
- Książę Lezli. – przedstawił się z charakterystycznym dla arystokracji zimnem. Już chyba nie książę, pomyślałam. Samiec położył się w kącie jaskini, zamykając oczy, a ciemność znowu go pochłonęła. Łapami, wyczerpując resztki sił, jakie mi pozostały, stworzyłam kulę sączącą atramentowe światło i rzuciłam nią o glinianą ścianę. Mrok rozsypał się na drobne kawałki, skrząc iskrami, a na gładkiej powierzchni nie pozostał nawet ślad. Chodziłam w kółko i ze zdenerwowaniem stwierdziłam, że nie wracają mi siły. Słabłam. Zmęczenie gasiło we mnie impulsywniejsze emocje. Metalowe kraty otwarły się i do lochu weszła krępa postać, zakładając mi na szyję pętlę i wyprowadzając na dwór. Plątały mi się łapy. Światło dzienne oślepiło na chwilę moje oczy. Wilk wypchnął mnie na plac, drugi koniec sznura przywiązując do wbitego w ziemię kołka.
{Amber, uratujesz mnie? ;D Przepraszam, że tak długo nie odpisywałam.}
środa, 14 stycznia 2015
Od Whisperer c.d. Angeli
-Cześć...czy jest w pobliżu jakaś wataha?-zapytała wadera i spojrzała nieśmiało na mnie.
-Tak jest.-warknęłam i poszłam przed siebie zostawiając zaskoczoną waderę za sobą. Po minucie usłyszałam głuchy stukot łap o ziemie.
-Jak masz na imię?-zapytała przyjaźnie.
-Whisperer-powiedziałam cicho.
-Hm ja Angela.-powiedziała i zamyśliła się- twoje imie brzmi jak szelest wiatru.-zauważyła.
Zadowolona spojrzałam na nią i powiedziałam:
-Tak bo moje imie znaczy właściwie szepczący wiatr-powiedziałam i zamilkłam.
-Aha.-odparła wilczyca patrząc na mnie z doza szacunku, postanowiłam że spróbuje się z nią zakolegować. Spojrzałam na nią dokładniej i stwierdziłam że jest wilkiem światła. Nagle poczułam chęci aby popisać sie przed nią i wystawiłam łapę na promienie słoneczne, które najpierw pochłoną cień długich pazurów, a potem wystrzeliły na wszystkie strony promyki słonca, igrając w trawie. Zaśmiałam się i spojrzałam na nia wyzywająco,a ona skupiła się i zrobiła przed moim nosem świetlną kulę. roześmiałysmy się, a ja nieco sie odprężyłam.
-A więc Angelo chcesz dołączyć do watahy?-zapytałam znając odpowiedź.
-Tak, szukam-powiedziała i szybko zapytała- a ty do jakiejś należysz? co tu robisz? czy też moge do niej należeć?-zaszczebiotała i nagle zamilkła przerażona swoją nagłą gadatliwością.
-Nie obawiaj się mnie-szepnęłam i spojrzałam w jej oczy- zaprowadze cię do alfy, z pewnością się zgodzi na to abyś doszła do naszej watahy.
Wilczyca nieśmiało spojrzała na mnie, na co ja odpowiedziałam krzepiącym uśmiechem.
-No dalej w droge-powiedziałam i potruchtałam w stronę watahy. Wadera pobiegła obok mnie.
Po drodze spotkałyśmy obcego basiora, ale dałam mu spokój bo miałam na celu coś ważniejszego. Gdy dotarłyśmy na miejsce cicho zawołałam:
-Daiki, mamy nowego rekruta- spojrzałam na waderkę, którą widocznie zżerała trema.
- Nie bój się, załatwie ci to.-próbowałam ją podnieść na duchu.
Z mroku jaskini wyłoniła się alfa.........
***Angela? Daiki?***
-Tak jest.-warknęłam i poszłam przed siebie zostawiając zaskoczoną waderę za sobą. Po minucie usłyszałam głuchy stukot łap o ziemie.
-Jak masz na imię?-zapytała przyjaźnie.
-Whisperer-powiedziałam cicho.
-Hm ja Angela.-powiedziała i zamyśliła się- twoje imie brzmi jak szelest wiatru.-zauważyła.
Zadowolona spojrzałam na nią i powiedziałam:
-Tak bo moje imie znaczy właściwie szepczący wiatr-powiedziałam i zamilkłam.
-Aha.-odparła wilczyca patrząc na mnie z doza szacunku, postanowiłam że spróbuje się z nią zakolegować. Spojrzałam na nią dokładniej i stwierdziłam że jest wilkiem światła. Nagle poczułam chęci aby popisać sie przed nią i wystawiłam łapę na promienie słoneczne, które najpierw pochłoną cień długich pazurów, a potem wystrzeliły na wszystkie strony promyki słonca, igrając w trawie. Zaśmiałam się i spojrzałam na nia wyzywająco,a ona skupiła się i zrobiła przed moim nosem świetlną kulę. roześmiałysmy się, a ja nieco sie odprężyłam.
-A więc Angelo chcesz dołączyć do watahy?-zapytałam znając odpowiedź.
-Tak, szukam-powiedziała i szybko zapytała- a ty do jakiejś należysz? co tu robisz? czy też moge do niej należeć?-zaszczebiotała i nagle zamilkła przerażona swoją nagłą gadatliwością.
-Nie obawiaj się mnie-szepnęłam i spojrzałam w jej oczy- zaprowadze cię do alfy, z pewnością się zgodzi na to abyś doszła do naszej watahy.
Wilczyca nieśmiało spojrzała na mnie, na co ja odpowiedziałam krzepiącym uśmiechem.
-No dalej w droge-powiedziałam i potruchtałam w stronę watahy. Wadera pobiegła obok mnie.
Po drodze spotkałyśmy obcego basiora, ale dałam mu spokój bo miałam na celu coś ważniejszego. Gdy dotarłyśmy na miejsce cicho zawołałam:
-Daiki, mamy nowego rekruta- spojrzałam na waderkę, którą widocznie zżerała trema.
- Nie bój się, załatwie ci to.-próbowałam ją podnieść na duchu.
Z mroku jaskini wyłoniła się alfa.........
***Angela? Daiki?***
wtorek, 13 stycznia 2015
Od Angeli
Szłam sobie spokojnie przez las. Miałam nadzieję że znajdę jakąś watahę. Nagle zauważyłam wilka. Był on/a na pierwszy rzut oka starszy ode mnie. Podeszłam i nieśmiało powiedziałam :
Cześć... czy jest tu w pobliżu jakaś wataha?
<Ktoś? Sorry za brak weny :_:>
Cześć... czy jest tu w pobliżu jakaś wataha?
<Ktoś? Sorry za brak weny :_:>
poniedziałek, 12 stycznia 2015
Od Whisperer CD Baltazara
- Baltazar-przedstawił sie i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Whisperer-powiedziałam podniosłam głowe. Nad nami przeleciał orzeł.
-A co fo tych saren to mnie poniosło, przepraszam. W końcu to tylko zwierzaki. Ale lepiej na nie nie polować. Poluj sobie na nie ile chcesz. Ja ci w droge nie wejde, ale kiedy jeleń cie zechce zabić to nie przychodź do mnie z zażaleniami.- przyjrzałam mu się i stwierdziłam że już nie będę zgrywać głupiej obrończyni zwierząt i z nieufnością spojrzałam na niego i warknęłam wściekła na siebie. Podeszłam bliżej tak żeby uważnie przyjrzeć sie jemu pyskowi i syknęłam:
- Z której watahay jesteś.
- No nie wiesz?- zapytał.
- Odpowiadaj
-Z tej co ty. Znasz Diki?
-Znam-odprężyłam sie i spojrzałam na niego przychylniej.-Chyba nie tak ma wyglądać początek znajomości. No trudno.
Nagle poczułam że unosze sie w powietrze. Moje skrzydła poruszały sie bez mojej zgody. Wzniosłam sie i wpadłam do wody. Zdziwiony basior podbiegł do brzegu stawu i patrzył jak zamyka sie nade mną lustro wody. Uradowana wypłynęłam tuż przed jego nosem.
- Czemu wleciałaś do wody?-zapytał.
- Czasem nie kontroluje wiatru-odparłam radośnie i otrzepałam sie. Zrobiło sie zimno. Dochodził wieczór.
- Umiesz latać?-zapytałam.
-A co?-odparł.
- Pokaże ci gdzie możesz polować. Jest tam świetny widok na teren watahy- powiedziałam i podfrunęłam-idziesz czy ci pomuc?-zapytałam wiedząc że nic mnie już dzisiaj nie zaskoczy nawet on i jego moce.
~Baltazar? Umiesz latac?~
- Whisperer-powiedziałam podniosłam głowe. Nad nami przeleciał orzeł.
-A co fo tych saren to mnie poniosło, przepraszam. W końcu to tylko zwierzaki. Ale lepiej na nie nie polować. Poluj sobie na nie ile chcesz. Ja ci w droge nie wejde, ale kiedy jeleń cie zechce zabić to nie przychodź do mnie z zażaleniami.- przyjrzałam mu się i stwierdziłam że już nie będę zgrywać głupiej obrończyni zwierząt i z nieufnością spojrzałam na niego i warknęłam wściekła na siebie. Podeszłam bliżej tak żeby uważnie przyjrzeć sie jemu pyskowi i syknęłam:
- Z której watahay jesteś.
- No nie wiesz?- zapytał.
- Odpowiadaj
-Z tej co ty. Znasz Diki?
-Znam-odprężyłam sie i spojrzałam na niego przychylniej.-Chyba nie tak ma wyglądać początek znajomości. No trudno.
Nagle poczułam że unosze sie w powietrze. Moje skrzydła poruszały sie bez mojej zgody. Wzniosłam sie i wpadłam do wody. Zdziwiony basior podbiegł do brzegu stawu i patrzył jak zamyka sie nade mną lustro wody. Uradowana wypłynęłam tuż przed jego nosem.
- Czemu wleciałaś do wody?-zapytał.
- Czasem nie kontroluje wiatru-odparłam radośnie i otrzepałam sie. Zrobiło sie zimno. Dochodził wieczór.
- Umiesz latać?-zapytałam.
-A co?-odparł.
- Pokaże ci gdzie możesz polować. Jest tam świetny widok na teren watahy- powiedziałam i podfrunęłam-idziesz czy ci pomuc?-zapytałam wiedząc że nic mnie już dzisiaj nie zaskoczy nawet on i jego moce.
~Baltazar? Umiesz latac?~
niedziela, 11 stycznia 2015
Nowa wilczyca Angela!
Imię: Angela
Drugie imię: Brak
Przydomek: "Błyskawica"
Wiek: 8 lat
Płeć: Wadera
Żywioł: światło
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: Posłaniec
Charakter: Nieśmiała , Słaba , Gdy się ją pozna okazuje się miła i pomocna. Nie interesuje się bitwami , walkami.
Zalety: Szybko biega, Daleko i wysoko skacze, Pomocna
Wady: Nieśmiała , Strachliwa
Rodzina:
Matka: Annabelle
Ojciec: Shadow
Brat: Dark
Zauroczenie: Brak
Partner: Kto by ją chciał?
Szczeniaki: Chciałaby mieć...
Upomnienia: 0
Nick: Sisijka
Od Baltazara CD Whisperer
Poszedłem za wilczycą, aby się upewnić. Ostatnio jakoś nie mam szczęścia do polowań. Najpierw jacyś obłąkańcy sprzątnęli mi obiad, a teraz ona.
- Nic nie szkodzi. – wychrypiałem ze znikomym uśmiechem. Skrzydlata przypuszczalnie nie dostrzegła mojego błysku w oku. – Upoluję je za chwilę. – dodałem, jakoby to, co powiedziałem było oczywiste. Pysk samicy wykrzywił grymas przerażenia. Dałem susa do tyłu, biegnąc za świeżym śladem. Sarny musiały się gdzieś zatrzymywać, bo w niektórych miejscach odciski kopyt się zbiegały. Poczułem ból na karku i upadłem na ziemię. Odwróciłem się i natychmiastowo przygniotły mnie łapy panny Teresy z Kalkuty.
- Nic nie rozumiesz?! – krzyknęła impulsywnie. Leżałem niewzruszony, przyglądając się jej ze spokojem. – Jest jak moja rodzina! – zaznaczyła wściekle i docisnęła mnie mocniej do ziemi. Tym razem drgnąłem, czując bolesny ucisk.
- To ty nic nie rozumiesz, skarbie. – powiedziałem zimno i zrzuciłem ją z siebie. Podniosłem się i otrzepałem bez pośpiechu. Wilczyca popatrzyła na mnie gorączkowo, zdając sobie sprawę, że szybko słabnie i niedługo bez problemu będę mógł zabić sarnę. Odkręciłem nieco głowę, węsząc. Już któryś raz z rzędu poczułem na sobie jej ciężar. Przewaliłem się ciężko na grzbiet. Moje ślepia zwęziły się. Skrzydlata oddychała z trudem łapiąc powietrze.
- Nigdy ci się to nie znudzi? – parsknąłem, zaciskając zęby.
- Dopóty, dopóki ty nie zrezygnujesz. – mówiła zaczerpując tchu co słowo. Była wykończona, w przeciwieństwie do mnie. Czułem jedynie narastający ból grzbietu. Spojrzałem na nią wilkiem. Byliśmy stosunkowo blisko siebie, więc korzystając z okazji, zaciągnąłem się jej zapachem. Samica była wilkiem wiatru. Nagle przezroczyste drobinki powietrza weszły w reakcję ze związkami chemicznymi, tworząc rękaw i porywając część wody ze strumienia, na moje życzenie. Wodna dłoń pochwyciła wilczycę i uniosła ją w powietrze. Bezradnie, słabo przebierając łapami patrzyła się na mnie okrągłymi ze zdziwienia oczami. Nie potrafiła złamać mojej magii. Wstałem i na chwilę przez mój pysk przemknął uśmiech triumfu.
- Nie zapoluję na twoje stado. – przyrzekłem, a mój głos zabrzmiał dziwnie szczero.
- Puść mnie! – zażądała, walcząc z moim zaklęciem. Z każdym gwałtowniejszym ruchem dłoń zaciskała się mocniej.
- Nawet nie poprosiłaś. – zauważyłem, jednak związki rozpłynęły się w powietrzu, powracając do swojego poprzedniego ciała. Woda wraz z skrzydlatą chlusnęła w dół. Krztusząc się wodą, która zalała jej płuca, wsparła się na łapach z mozołem. Przyglądała mi się nieufnie. Odwróciłem się na pięcie i bez ceremonii ruszyłem w stronę gaju, gdzie mieszkały bażanty. Nie musiałem długo czekać na obiad. Sam wszedł mi pod łapy. Idąc w stronę granicy, gdyż oddaliłem się od watahy o niecałą milę, wpadłem na znajomą.
- Jesteś wilkiem wody? – spytała, jakby z wyrzutem pomieszanym ze zdziwieniem.
- A przywitać się to nie łaska? – uniosłem prawą brew.
- Jesteś czy nie? – warknęła niecierpliwie.
- Bez nerwów, skarbie. Nie, nie jestem.
- Więc jak kontrolowałeś tamtą dłoń? – jej skonsternowanie narastało. – Próbowałam to rozgryźć, ale… nic innego, jak wytłumaczenie, że masz żywioł wody, nie pasowało.
- Kontrolowałem gęstość powietrza, a to wystarczyło, żeby ono kontrolowało wodę. – wyjaśniłem, przewracając oczami. – Baltazar. – przedstawiłem się.
{Whisperer, dokończysz?}
- Nic nie szkodzi. – wychrypiałem ze znikomym uśmiechem. Skrzydlata przypuszczalnie nie dostrzegła mojego błysku w oku. – Upoluję je za chwilę. – dodałem, jakoby to, co powiedziałem było oczywiste. Pysk samicy wykrzywił grymas przerażenia. Dałem susa do tyłu, biegnąc za świeżym śladem. Sarny musiały się gdzieś zatrzymywać, bo w niektórych miejscach odciski kopyt się zbiegały. Poczułem ból na karku i upadłem na ziemię. Odwróciłem się i natychmiastowo przygniotły mnie łapy panny Teresy z Kalkuty.
- Nic nie rozumiesz?! – krzyknęła impulsywnie. Leżałem niewzruszony, przyglądając się jej ze spokojem. – Jest jak moja rodzina! – zaznaczyła wściekle i docisnęła mnie mocniej do ziemi. Tym razem drgnąłem, czując bolesny ucisk.
- To ty nic nie rozumiesz, skarbie. – powiedziałem zimno i zrzuciłem ją z siebie. Podniosłem się i otrzepałem bez pośpiechu. Wilczyca popatrzyła na mnie gorączkowo, zdając sobie sprawę, że szybko słabnie i niedługo bez problemu będę mógł zabić sarnę. Odkręciłem nieco głowę, węsząc. Już któryś raz z rzędu poczułem na sobie jej ciężar. Przewaliłem się ciężko na grzbiet. Moje ślepia zwęziły się. Skrzydlata oddychała z trudem łapiąc powietrze.
- Nigdy ci się to nie znudzi? – parsknąłem, zaciskając zęby.
- Dopóty, dopóki ty nie zrezygnujesz. – mówiła zaczerpując tchu co słowo. Była wykończona, w przeciwieństwie do mnie. Czułem jedynie narastający ból grzbietu. Spojrzałem na nią wilkiem. Byliśmy stosunkowo blisko siebie, więc korzystając z okazji, zaciągnąłem się jej zapachem. Samica była wilkiem wiatru. Nagle przezroczyste drobinki powietrza weszły w reakcję ze związkami chemicznymi, tworząc rękaw i porywając część wody ze strumienia, na moje życzenie. Wodna dłoń pochwyciła wilczycę i uniosła ją w powietrze. Bezradnie, słabo przebierając łapami patrzyła się na mnie okrągłymi ze zdziwienia oczami. Nie potrafiła złamać mojej magii. Wstałem i na chwilę przez mój pysk przemknął uśmiech triumfu.
- Nie zapoluję na twoje stado. – przyrzekłem, a mój głos zabrzmiał dziwnie szczero.
- Puść mnie! – zażądała, walcząc z moim zaklęciem. Z każdym gwałtowniejszym ruchem dłoń zaciskała się mocniej.
- Nawet nie poprosiłaś. – zauważyłem, jednak związki rozpłynęły się w powietrzu, powracając do swojego poprzedniego ciała. Woda wraz z skrzydlatą chlusnęła w dół. Krztusząc się wodą, która zalała jej płuca, wsparła się na łapach z mozołem. Przyglądała mi się nieufnie. Odwróciłem się na pięcie i bez ceremonii ruszyłem w stronę gaju, gdzie mieszkały bażanty. Nie musiałem długo czekać na obiad. Sam wszedł mi pod łapy. Idąc w stronę granicy, gdyż oddaliłem się od watahy o niecałą milę, wpadłem na znajomą.
- Jesteś wilkiem wody? – spytała, jakby z wyrzutem pomieszanym ze zdziwieniem.
- A przywitać się to nie łaska? – uniosłem prawą brew.
- Jesteś czy nie? – warknęła niecierpliwie.
- Bez nerwów, skarbie. Nie, nie jestem.
- Więc jak kontrolowałeś tamtą dłoń? – jej skonsternowanie narastało. – Próbowałam to rozgryźć, ale… nic innego, jak wytłumaczenie, że masz żywioł wody, nie pasowało.
- Kontrolowałem gęstość powietrza, a to wystarczyło, żeby ono kontrolowało wodę. – wyjaśniłem, przewracając oczami. – Baltazar. – przedstawiłem się.
{Whisperer, dokończysz?}
czwartek, 8 stycznia 2015
Od Whisperer
Po ciężkiej i nieprzespanej nocy szłam rozwścieczona do wodopoju. Gdy wschodzące słońce mnie oślepiło a poranne promyki zaigrały w futrze chumor mi się lekko poprawił. Lżejszym krokiem z uniesionym ogonem potruchtałam na pobliski pagórek żeby zobaczyć tę drugą najpiekniejsza porę dnia kiedy wszystko jest jeszcze otulone snem, a różowawe światło zalewa otoczenie. Długo rozkoszowałam się chwilą aż w końcu słońce wzeszło i musiałam oddalic się. Weszłam do lasu ale po chwili stwierdziłam ze nie ma po co iść bo gestwina jest tak rozległa że nic nie widziałam. Wzniosłam się nieznacznie nad drzewa i rozejrzałam dookoła. Ujrzałam stado jeleni więc bezszelestnie podkradłam się do nich. Nagle zauważyłam okulałą łanie z cielakiem. Podeszłam do niej i spojrzałam jej prosto w oczy. Ona odzajemniła spojrzenie ale nie wyglądała na przestraszoną. Podeszłam do niej i spojrzałam na noge. miała w nia wbitą strzałe. Uważając aby nie uszkodzić ścięgienwyjełam ją i ze wstrętem odrzuciłam. Odeszłam kawałek i spojrzałam jak łania zlizuje krew i oddala sie. Nagle wyskoczył na nią jakiś wilk i przygniótł ją do ziemi. Wściekła podbiegłam do niego i zwaliłam go z niej. Ostatni raz przelotnie spojrzałam łani w przestraszoe oczy a ona uciekła.
- Co ty robisz?- zapytałam sie ze złością nieznajomego.
-Nie widzisz?- odparł pytaniem- Poluje.
-Ale nie w ten sposób!-prawie krzyknęłam ale natychmiast sie opanowałam i zeszłam z niego. On podniósł się i spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Spojrzałam na niego ale nic nie powiedziałam tylko odeszłam. On jednak poszedł za mną.
- A jak sie poluje?-zapytał mnie w końcu.
- Te stado nie jest do łowów- powiedziałam troche nie jaśnie ale zaraz to zauważyłam i poprawiłam się-Te stado przywędrowało tu ze mną, nie chce żeby ktoś na nie polował. Przypominają mi dom.
-O - szepną Nie wiedziałem...
--Baltazar? Odpiszesz?--
- Co ty robisz?- zapytałam sie ze złością nieznajomego.
-Nie widzisz?- odparł pytaniem- Poluje.
-Ale nie w ten sposób!-prawie krzyknęłam ale natychmiast sie opanowałam i zeszłam z niego. On podniósł się i spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Spojrzałam na niego ale nic nie powiedziałam tylko odeszłam. On jednak poszedł za mną.
- A jak sie poluje?-zapytał mnie w końcu.
- Te stado nie jest do łowów- powiedziałam troche nie jaśnie ale zaraz to zauważyłam i poprawiłam się-Te stado przywędrowało tu ze mną, nie chce żeby ktoś na nie polował. Przypominają mi dom.
-O - szepną Nie wiedziałem...
--Baltazar? Odpiszesz?--
Od Amber cd Gone
Był zachód słońca. Niebo było piękne, o kolorach różu i pomarańczy. Stałam tak i napawałam się widokiem, gdy nagle ktoś stanął obok mnie. Drgnęłam, straciłam równowagę i upadłam na ziemię. Boże, jaka ze mnie ofiara...
- Nic ci się nie stało?! Przepraszam, nie chciałam Cię wystraszyć. - Gone podparła mnie, abym mogła wstać.
- Nie, wszystko w porządku, dziękuję. - odparłam. - Jak poszła rozmowa z Alfą ?
- Przyjęła mnie, ale...Chyba przeczuwa coś dziwnego, związanego z moim żywiołem. - odpowiedziała i wpatrzyła się w niebo.
Patrzyłyśmy tak i rozmyślałyśmy. W sumie, pierwszy raz złapałam lepszy kontakt z dorosłym wilkiem. Poczułam się szczęśliwsza, że mogę z kimś porozmawiać. Od tak wielu lat tego nie robiłam.
- Amber...Co się z tobą dzieje? - Gone wyrwała mnie z rozmyśleń. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co jej chodzi. Coś nie tak z moim futrem? Popatrzyłam w dół i zrozumiałam - bratki zaczęły wyrastać spod moich łap i owijać mi nogi.
- Spokojnie, moim żywiołem jest ziemia, tak się czasami zdarza. - widać było ulgę w jej oczach. Odwinęłam się z kwiatowych lian i sprawiłam, że obok wyrosło drzewko figowe.
- Lubisz? - Uśmiechnęłam się i zerwałam jeden owoc.
- Tak, bardzo. - Powiedziała i z uśmiechem wgryzła się w figę.
-Zapada zmrok. Chyba już będę się zbierać do groty - Powiedziałam, po czym pożegnałam Gone i oddaliłam się w stronę domu. Wadera została na dworze zajęta obserwowaniem zapadającej nocy.
{ Gone? }
- Nic ci się nie stało?! Przepraszam, nie chciałam Cię wystraszyć. - Gone podparła mnie, abym mogła wstać.
- Nie, wszystko w porządku, dziękuję. - odparłam. - Jak poszła rozmowa z Alfą ?
- Przyjęła mnie, ale...Chyba przeczuwa coś dziwnego, związanego z moim żywiołem. - odpowiedziała i wpatrzyła się w niebo.
Patrzyłyśmy tak i rozmyślałyśmy. W sumie, pierwszy raz złapałam lepszy kontakt z dorosłym wilkiem. Poczułam się szczęśliwsza, że mogę z kimś porozmawiać. Od tak wielu lat tego nie robiłam.
- Amber...Co się z tobą dzieje? - Gone wyrwała mnie z rozmyśleń. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co jej chodzi. Coś nie tak z moim futrem? Popatrzyłam w dół i zrozumiałam - bratki zaczęły wyrastać spod moich łap i owijać mi nogi.
- Spokojnie, moim żywiołem jest ziemia, tak się czasami zdarza. - widać było ulgę w jej oczach. Odwinęłam się z kwiatowych lian i sprawiłam, że obok wyrosło drzewko figowe.
- Lubisz? - Uśmiechnęłam się i zerwałam jeden owoc.
- Tak, bardzo. - Powiedziała i z uśmiechem wgryzła się w figę.
-Zapada zmrok. Chyba już będę się zbierać do groty - Powiedziałam, po czym pożegnałam Gone i oddaliłam się w stronę domu. Wadera została na dworze zajęta obserwowaniem zapadającej nocy.
{ Gone? }
środa, 7 stycznia 2015
Koniec konkursu!
Chciałam tylko powiedzie, że Event Świąteczny już się skończył i mam nadzieję, że wam się podobał.Niedługo powinien pojawić się następny :)
Oprócz tego dodam jeszcze, żebyście zajrzeli zrobić zakładki "Promuj Nas!". Możecie tam zobaczyć 2 nowe avatary i 1 banner - wszystko oczywiście od graczki Cernunnos ^,^
Oprócz tego dodam jeszcze, żebyście zajrzeli zrobić zakładki "Promuj Nas!". Możecie tam zobaczyć 2 nowe avatary i 1 banner - wszystko oczywiście od graczki Cernunnos ^,^
Od Baltazara C.D. Sunshine
Siąpił deszcz. Śpiesznie pokonałem odległość dzielącą mnie od jaskini i wszedłem do środka. Nim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, kremowa wilczyca zagrodziła mi drogę, grożąc ostrym jak brzytwa uzębieniem. Nastroszywszy sierść na grzbiecie przypominała co najwyżej poirytowanego gryfa, choć nigdy nie miałem okazji takowego ujrzeć. Moje ślepia błysnęły rozbawieniem, co dodatkowo wzburzyło gotującą się w samicy krew. Bez wahania rzuciła się na mnie wpijając wszystko, co ostre w moje ciało. Można by powiedzieć, że w jej oczętach płonął żywy ogień, kiedy się ze mną siłowała. Tak gwałtowny atak spowodował jednak większe zmęczenie, czego jak najbardziej byłem świadom. Zdecydowanym ruchem zrzuciłem ją z siebie, ale zdążyła jeszcze dotkliwie wgryźć się w moją prawą łapę. Kurczowo zaciskając moją kończynę w pysku, leżała na ziemi i patrzyła na mnie z wyrzutem. Wypluła z pyska moją łapę, kaszląc, jakby najadła się trutki.
- Kim jesteś? – fuknęła pretensjonalnie. Taki atak ze strony wilczycy wydał mi się zaskakująco zabawny. Miałem zamiar rozegrać to nieco inaczej, może zupełnie inaczej, ale co począć kiedy rozpalona do czerwoności kobieta rzuca się na ciebie? Byłem bezradny.
- Pokojowa rozmowa odpada? – usiadłem na puszystym ogonie, przyglądając się jej ciekawie. Pominęła moją uwagę milczeniem. – Baltazar. – dodałem wzdychając. Wstałem po czym oparłem się o próg, wpatrując się tęsknie w odległe krople deszczu.
- Jeszcze nie zdążyłaś mi się przedstawić, skarbie. – mruknąłem unosząc połyskujące ślepia.
- Sunshine, nie skarbie. – prychnęła gdzieś z drugiego kąta jaskini. W geście poddania położyłem uszy po sobie, choć z mojego pyska nie znikał charakterystyczny uśmieszek.
- Jak sobie życzysz, skarbie. – odparłem pół żartem, pół serio. Niebo przeszył perlisty grom. Odruchowo pociągnąłem nosem, aby poczuć zapach wilgotnej gleby.
{Sunshine?}
- Kim jesteś? – fuknęła pretensjonalnie. Taki atak ze strony wilczycy wydał mi się zaskakująco zabawny. Miałem zamiar rozegrać to nieco inaczej, może zupełnie inaczej, ale co począć kiedy rozpalona do czerwoności kobieta rzuca się na ciebie? Byłem bezradny.
- Pokojowa rozmowa odpada? – usiadłem na puszystym ogonie, przyglądając się jej ciekawie. Pominęła moją uwagę milczeniem. – Baltazar. – dodałem wzdychając. Wstałem po czym oparłem się o próg, wpatrując się tęsknie w odległe krople deszczu.
- Jeszcze nie zdążyłaś mi się przedstawić, skarbie. – mruknąłem unosząc połyskujące ślepia.
- Sunshine, nie skarbie. – prychnęła gdzieś z drugiego kąta jaskini. W geście poddania położyłem uszy po sobie, choć z mojego pyska nie znikał charakterystyczny uśmieszek.
- Jak sobie życzysz, skarbie. – odparłem pół żartem, pół serio. Niebo przeszył perlisty grom. Odruchowo pociągnąłem nosem, aby poczuć zapach wilgotnej gleby.
{Sunshine?}
Od Hestii cd Jacob'a
-Jak ma...sz na imię?-zapytałam powstrzymując się od powiedzenie "Pan"
-Jacob-odpowiedział krótko.
Chyba pierwszy raz poczułam,że ktoś dorosły może naprawdę ze mną porozmawiać.Jacob okazał się bardzo sympatycznym wilkiem.Mimo iście grobowej ciszy,która zapanowała ,atmosfera była bardzo miła.Tyle radości w jednym miejscu.Dawno tego nie czułam.
Zupełnie nie przeszkadzało mu to,że byłam totalną niezdarą.
-Naprawdę Ci nie przeszkadzam?-spytałam z lekkim niedowierzaniem.
(Jacob? Ohh...brak weny)
-Jacob-odpowiedział krótko.
Chyba pierwszy raz poczułam,że ktoś dorosły może naprawdę ze mną porozmawiać.Jacob okazał się bardzo sympatycznym wilkiem.Mimo iście grobowej ciszy,która zapanowała ,atmosfera była bardzo miła.Tyle radości w jednym miejscu.Dawno tego nie czułam.
Zupełnie nie przeszkadzało mu to,że byłam totalną niezdarą.
-Naprawdę Ci nie przeszkadzam?-spytałam z lekkim niedowierzaniem.
(Jacob? Ohh...brak weny)
poniedziałek, 5 stycznia 2015
Od Baltazara cd Emriv
Przyjrzałem się jej jeszcze raz. Wilczyca dotknęła łapą swojego pyska z trudem powstrzymując duszący chichot.
- ‘Cicho bądź’? – powtórzyłem, unosząc kąciki ust. Ah, ten mój urok.
- To jak, dołączysz? – głos samicy brzmiał mniej wojowniczo. Podniosłem na nią błyszczące oczy.
- Oczywiście. – powiedziałem kurtuazyjnie. Przygryzłem lekko wewnętrzną stronę policzka, przyglądając się alphie z namysłem. Bez słowa zaczęła iść w stronę ściany lasu. Z ociąganiem ruszyłem za nią, starając się dotrzymać jej tempa. Skubana, miała kondycję. Teoretycznie nie sprawiała wrażenia, jakby moja obecność była jej niedogodnością, ale czułem, że samica chce coś załatwić, niekoniecznie związanego ze mną. Trzymałem się parę kroków za nią. Po drodze wymieniała uprzejmości z innymi wilkami, które, śmiem twierdzić, nie zwracały na mnie uwagi. Jak tak można? Wreszcie wilczyca zatrzymała się przed grotą i obejrzała sprawdzając moją obecność.
- Baltazarze, znasz się na medycynie? – zapytała rzeczowo, a jej łuk brwiowy powędrował do góry.
- A jakże! – odparłem z zadowoleniem. – W poprzedniej watasze byłem lekarzem. – dodałem uzupełniająco.
- Gratuluję, a więc zostałeś uzdrowicielem. Możesz zacząć – chrząknęła – zwiedzać tereny.
Alpha weszła powoli do jaskini z ozdobnym kapitelem. Rzuciłem krótkie spojrzenie okolicy i udałem się na spacer. Szedłem tam, gdzie poniosą mnie łapy. Prawdę mówiąc nie znając terenów nie miałem innej możliwości. Topniejący śnieg szpecił kępy żółtej, ugniecionej trawy. Wspiąłem się na powalony pień, przeskakując go. Po paru chwilach dotarłem nad jezioro. Powiał mocniejszy wiatr. Dostrzegłem rudą postać przyglądającą się tafli. Podszedłem do niej sprężystym krokiem, nie mając zamiaru jej przestraszyć. Wilczyca odwróciła się w moją stronę i drgnęła niespokojnie. Patrzyła mi w oczy z rezerwą i zdecydowaniem, a jednak tak, jakby bała się, że wrzucę ją do wody. W jej ślepiach tańczyły ogniki.
- Czego tutaj szukasz? – spytała matowym głosem, marszcząc brwi.
- Nie lepiej się spytać czy już to znalazłem? – odpowiedziałem, posyłając jej jeden z moich uśmiechów. Nie powiem, wybrałem ten czarujący. Samica wywróciła oczami, przygryzając wargę i nieznacznie odsunęła się od wody.
- Należysz do watahy mojej mamy, prawda? – zręcznie zmieniła temat. Zmierzyłem ją spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek. To była jej mama?
- Może. – rzuciłem banalnie.
{Daiki?}
- ‘Cicho bądź’? – powtórzyłem, unosząc kąciki ust. Ah, ten mój urok.
- To jak, dołączysz? – głos samicy brzmiał mniej wojowniczo. Podniosłem na nią błyszczące oczy.
- Oczywiście. – powiedziałem kurtuazyjnie. Przygryzłem lekko wewnętrzną stronę policzka, przyglądając się alphie z namysłem. Bez słowa zaczęła iść w stronę ściany lasu. Z ociąganiem ruszyłem za nią, starając się dotrzymać jej tempa. Skubana, miała kondycję. Teoretycznie nie sprawiała wrażenia, jakby moja obecność była jej niedogodnością, ale czułem, że samica chce coś załatwić, niekoniecznie związanego ze mną. Trzymałem się parę kroków za nią. Po drodze wymieniała uprzejmości z innymi wilkami, które, śmiem twierdzić, nie zwracały na mnie uwagi. Jak tak można? Wreszcie wilczyca zatrzymała się przed grotą i obejrzała sprawdzając moją obecność.
- Baltazarze, znasz się na medycynie? – zapytała rzeczowo, a jej łuk brwiowy powędrował do góry.
- A jakże! – odparłem z zadowoleniem. – W poprzedniej watasze byłem lekarzem. – dodałem uzupełniająco.
- Gratuluję, a więc zostałeś uzdrowicielem. Możesz zacząć – chrząknęła – zwiedzać tereny.
Alpha weszła powoli do jaskini z ozdobnym kapitelem. Rzuciłem krótkie spojrzenie okolicy i udałem się na spacer. Szedłem tam, gdzie poniosą mnie łapy. Prawdę mówiąc nie znając terenów nie miałem innej możliwości. Topniejący śnieg szpecił kępy żółtej, ugniecionej trawy. Wspiąłem się na powalony pień, przeskakując go. Po paru chwilach dotarłem nad jezioro. Powiał mocniejszy wiatr. Dostrzegłem rudą postać przyglądającą się tafli. Podszedłem do niej sprężystym krokiem, nie mając zamiaru jej przestraszyć. Wilczyca odwróciła się w moją stronę i drgnęła niespokojnie. Patrzyła mi w oczy z rezerwą i zdecydowaniem, a jednak tak, jakby bała się, że wrzucę ją do wody. W jej ślepiach tańczyły ogniki.
- Czego tutaj szukasz? – spytała matowym głosem, marszcząc brwi.
- Nie lepiej się spytać czy już to znalazłem? – odpowiedziałem, posyłając jej jeden z moich uśmiechów. Nie powiem, wybrałem ten czarujący. Samica wywróciła oczami, przygryzając wargę i nieznacznie odsunęła się od wody.
- Należysz do watahy mojej mamy, prawda? – zręcznie zmieniła temat. Zmierzyłem ją spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek. To była jej mama?
- Może. – rzuciłem banalnie.
{Daiki?}
Od Gone cd Amber
Biała samica wyszła niepostrzeżenie z groty. Uświadomiłam sobie, że nie znam jej imienia. I… skąd ona zna moje? Alpha podeszła do mnie powoli przyglądając mi się z rezerwą. Cofnęłam się o krok, pochylając lekko pysk przed licem wadery.
- Witaj na terenach mojej watahy. – powiedziała zasadniczym głosem i uśmiechnęła się dyplomatycznie. Do obszernej jaskini wpadł snop światła.
- Czy mogłabym dołączyć, pani? – włożyłam w pytanie całą nadzieję i pokorę.
- Wystarczy Emriv. Oczywiście, zapraszam, … - uniosła brwi zadając dodatkowe, nieme pytanie.
- Gone. – uzupełniłam zdawkowo.
- Jesteś wilkiem żywiołów, prawda? – spytała, jakby upewniając się. – Czuję to. – dodała pod nosem.
- Owszem. Dokładnie żywiołu mroku. – odparłam z kurtuazją. W kącikach jej ust tańczył kpiący uśmiech.
- Ciemności. – poprawiła mnie. Zmarszczyłam nos. Wtem oczy wilczycy zwęziły się gwałtownie, a z jej gardła wyrwał się zduszony jęk. Popatrzyła się pytająco na ciemną mgiełkę oplatającą moje łapy. Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, jak mogłabym to wytłumaczyć.
- Niespotykane. – mamrotała alpha dopadając regału z książkami. Pogładziła wytarte grzbiety ksiąg i wyjęła jedną z nich. Zdmuchnęła kurz z okładki i zaczęła wertować treść. Usiadłam na ogonie przyglądając się samicy z zaintrygowaniem. Co takiego mogło ją wzburzyć? Przygrabiłam się oglądając wnętrze groty.
- Gone, czy mogłabyś…? – przerwała ciszę.
- Naturalnie. – odpowiedziałam lakonicznie. Podniosłam się, po czym wymaszerowałam na dwór. Oślepiło mnie chylące się do zachodu słońce. Musiałam spędzić tutaj kilka godzin. Ciepły wiatr targał moim futrem, promienie słońca przedzierające się zza białych chmur wycelowane były prosto w moje oczy, tak, że niczego nie widziałam, lecz nie przeszkadzało mi to. Niebo było różowo-miodowe. Nagle dostrzegłam postać o białym futrze.
{Amber?}
- Witaj na terenach mojej watahy. – powiedziała zasadniczym głosem i uśmiechnęła się dyplomatycznie. Do obszernej jaskini wpadł snop światła.
- Czy mogłabym dołączyć, pani? – włożyłam w pytanie całą nadzieję i pokorę.
- Wystarczy Emriv. Oczywiście, zapraszam, … - uniosła brwi zadając dodatkowe, nieme pytanie.
- Gone. – uzupełniłam zdawkowo.
- Jesteś wilkiem żywiołów, prawda? – spytała, jakby upewniając się. – Czuję to. – dodała pod nosem.
- Owszem. Dokładnie żywiołu mroku. – odparłam z kurtuazją. W kącikach jej ust tańczył kpiący uśmiech.
- Ciemności. – poprawiła mnie. Zmarszczyłam nos. Wtem oczy wilczycy zwęziły się gwałtownie, a z jej gardła wyrwał się zduszony jęk. Popatrzyła się pytająco na ciemną mgiełkę oplatającą moje łapy. Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, jak mogłabym to wytłumaczyć.
- Niespotykane. – mamrotała alpha dopadając regału z książkami. Pogładziła wytarte grzbiety ksiąg i wyjęła jedną z nich. Zdmuchnęła kurz z okładki i zaczęła wertować treść. Usiadłam na ogonie przyglądając się samicy z zaintrygowaniem. Co takiego mogło ją wzburzyć? Przygrabiłam się oglądając wnętrze groty.
- Gone, czy mogłabyś…? – przerwała ciszę.
- Naturalnie. – odpowiedziałam lakonicznie. Podniosłam się, po czym wymaszerowałam na dwór. Oślepiło mnie chylące się do zachodu słońce. Musiałam spędzić tutaj kilka godzin. Ciepły wiatr targał moim futrem, promienie słońca przedzierające się zza białych chmur wycelowane były prosto w moje oczy, tak, że niczego nie widziałam, lecz nie przeszkadzało mi to. Niebo było różowo-miodowe. Nagle dostrzegłam postać o białym futrze.
{Amber?}
sobota, 3 stycznia 2015
Od Emriv C.D. Rachel
- Nie wiem jak ją przekonać - powiedziałam gdy już siedziałam w grocie Aust wraz z jej właścicielką oraz Reą - po prostu nie wiem! Myśli sobie, że jest taka wszechmogąca i wszystko potrafi, a tak na prawdę jest po prostu nierozsądna i zuchwała!
- I uparta - dodała Rea.
- No... ale dlaczego ona!? Dlaczego?! Dlaczego przyszło nam współpracować z taką okropną waderą!! - byłam wściekła na Rachel za jej zachowanie i gdyby nie przepowiednia w ogóle bym jej nie przyjmowała do watahy.
- Bądź cierpliwa, wiesz, że Rachel jest nam potrzebna - powiedziała Aust.
- Aust, ty uspokajasz Emriv?! - zdziwiła się Rea - To musi być naprawdę źle!
- Bo jest źle! - jęknęłam ale Rea miała rację, bo to się chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło
- Poczekajmy do rana, może wtedy coś wymyślimy - mówiła dalej Aust.
- Ale co?! Jej nic nie przekona do współpracy z nami!
- Zaraz chwila! - przerwała nam znowu Rea - A ja mam takie pytanie trochę nie na temat. Emriv, czy Daiki wie w ogóle o Rachel? - zrobiłam przerażoną minę. Nie! Daiki nie wie nawet o jej istnieniu, a co dopiero o tym, że jest wilczycą z przepowiedni.
Zapadła chwila ciszy.
- Ooooooj - odezwała się wreszcie Aust - Nie powiedziałaś jej? Dlaczego?
- Brawo Emriv - dodała Rea.
Siedziałam zupełnie nie wiedząc co powiedzieć
- Tak na prawdę - zaczęłam - to nie chciałam jej tego mówić ze względu na jej bezpieczeństwo. Jeszcze by się zaczęła martwić...
- Ale wiesz, że i tak musiałabyś jej to prędzej czy później powiedzieć - odezwała się Aust.
- No wiem, wiem...ale... - wiedziałam, że i tak w końcu powiem Daiki o Rachel, ale bałam się jej reakcji - A co jeśli się przestraszy Rachel i nie będzie chciała z nią współpracować? I na przykład ucieknie? Nie pójdzie z nami do Nefary?
- Daiki?! - prychnęła Rea - Ty w ogóle wiesz co gadasz?! Przecież ona się niczego nie boi!
Zmrużyłam oczy i położyłam uszy na boki patrząc się przy tym na nią.
- Rea. To jeszcze szczeniak - powiedziałam i przestałam robić załamaną minę.
- Ale za to jaki! - uśmiechnęła się.
W nocy nie mogłam zasnąć. Cały czas myślałam tylko o naszej wyprawie do Nefary. Kiedy wyruszymy? Jak to będzie walczyć z demonem burzy i czy damy radę? Musimy! A jeżeli któraś z nas zginie? Przecież przepowiednia nie wspominała nic o stratach z naszej strony. Ale nie mówiła też, że się nie pojawią. A może wszystkie przeżyjemy? Tak by było najlepiej. Ale przecież wielkie poświęcenia żądają ofiar. Nie, to nie może być prawda, jest za straszna żeby nią być! Żadna z nas nie może zginąć...
Potem myślałam o Rachel. Czemu jest taka jaka jest? Dlaczego nie może się zgodzić? Dlaczego nie może się zmienić? Może i ma wielką ochotę na zemstę, ale czy ona na prawdę nie rozumie, że potrzebuje nas, a my jej? I co ja mam zrobić żeby przemówić jej do rozsądku i namówić ją? Nie wiem, na prawdę nie wiem...Czuję się taka bezradna...
Myślałam też o tej szóstej wilczycy. Kto nią jest? Jaka jest? I kiedy ją spotkamy? Może w ogóle jej nie spotkamy! Co wtedy? Nie tak nie będzie, przecież przepowiednie nie kłamią! Chyba...
Rano obudziłam się wcześnie, jak zwykle. Tym razem Daiki jeszcze spała więc po cichu wyszłam z groty żeby jej nie obudzić. Stanęłam w wejściu i wciągnęłam w nozdrza rześkie chłodne powietrze. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć leżał śnieg. Nie taka zwykła ciapa jak jest czasem na początku zimy, ale biały lekki puch zakrywający całe krzaki, a nawet niektóre drzewa. Przed moją grotą było go tyle, że prawie zasypało wejście ale jakoś się przedarłam.
Słońce znowu świeciło sprawiając, że śnieg wręcz błyszczał w jego promieniach. Drzewa uginały się pod czapami białej pierzyny, a moje łapy zapadały się w śniegu tak, że nie dało się iść. Szybko więc się zmęczyłam. Przystanęłam zakopana po szyję i zaczęłam się zastanawiać. Aust pewnie coś by wymyśliła...
Ledwie o tym pomyślałam usłyszałam z dala śmiech.
- Hej! Co tam?! Czyżbyś nie mogła iść?! - to oczywiście Aust wołała wychodząc z lasu naprzeciw mnie. Wilczyca szła po śniegu śmiało i co najdziwniejsze w ogóle się nie zapadała! Szła lekko jakby śniegu w ogóle nie było. Kiedy podeszła bliżej zauważyłam przywiązane do jej łap spore kawałki kory. W pysku niosła jeszcze cztery takie. Położyła je dosłownie przed moim nos - gdyż zaledwie tyle mnie wystawało ze śniegu - i uśmiechnęła się - Jak to założysz to się nie zapadniesz!
- Jak?
- Co jak?
- Jak mam to założyć?
- No na łapy! Normalnie stajesz i wiążesz!
Z pomocą Art jakoś udało mi się założyć nowy wynalazek przyjaciółki i stanęłam na łapach. Faktycznie, nie zapadałam się ani trochę i mogłam spokojnie iść po puchu.
- To też jakiś wynalazek ludzi? - spytałam.
- Nie, to wymyśliłam zupełnie sama - wyszczerzyła kły w uśmiechu.
Zaczęłyśmy iść wolno przed siebie, a ja w pewnej chwili spytałam śmiejąc się.
- Art, gdzie my właściwie idziemy?
- Nie wiem, chyba na spacer co nie? Ważne żebyś się nauczyła chodzić w tym...jakby to nazwać, w tym czymś!
- Dobra, dobra! - droczyłam się z nią - Nie wymądrzaj się już, umiem chodzić w tym twoim czymś - po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem, a ja poślizgnęłam się i zapadłam w śniegu z krótkim okrzykiem zdziwienia.
- Właśnie widzę jak ci świetnie idzie! - zaśmiała się Aust pomagając mi wstać.
Kiedy wreszcie przestałyśmy się śmiać zmieniłam temat.
- Właśnie, miałam cię spytać czy widziałaś coś podejrzanego na nocnej zmianie.
- Hm....w sumie to nie. Nic ciekawego, tylko kilka marnych uciekających saren, które z resztą leżą teraz w mojej grocie.
- A Rea?
Aust jeszcze bardziej spoważniała.
- Nie mam pojęcia. Jeszcze chyba nie wróciła.
- Nie patrolowałyście razem?
- Nie, ona północną granicę, a ja zachodnią. Nie widziałam jej od wieczora, a dzisiaj jeszcze u niej nie byłam. Możemy tam pójść...tylko lepiej wezmę jeszcze cztery takie! - wskazała na swój wynalazek.
Po drodze wstąpiłyśmy więc też do groty Aust, skąd wilczyca zabrała "śniegoniezapadacze" - jak je nazwała - dla Rei. Potem od razu ruszyłyśmy w stronę jej groty.
Gorzej było z górki kiedy łapy nam się rozjeżdżały i non stop się przewracałyśmy zjeżdżając to na grzbiecie, to na brzuchu. Jedynie Aust udało się przez chwilę utrzymać równowagę tak, że kawałek zjechała wyprostowana.
- Rea! - krzyknęłyśmy chórem dosłownie wtaczając się do jej groty. Ja potknęłam się o łapę Aust i obie poleciałyśmy na ziemię śmiejąc się przy tym głośno. Mimo, że bolały nas pyski i łapy to podnosząc się dalej zanosiłyśmy się śmichem...do póki nie spostrzegłyśmy, że właścicielki nie ma!
- Ej, gdzie ona jest? - spytała Aust.
- Nie wiem... - ruszyłam w głąb groty, jednak i tam jej nie było - Sprawdźmy wszędzie, Rea! Jesteś tu?!
Przeszukałyśmy całą grotę łącznie ze schowkiem na mięso ale nigdzie jej nie było.
- Czyli jeszcze nie wróciła - powiedziała Aust - A jak jej się coś stało? Chodźmy jej poszukać.
- Ok - odparłam nie widząc innego wyjścia.
Szłyśmy tak szybko jak można iść mając pierwszy raz na łapach "śniegoniazapadacze". Znaczy się, kto szedł to szedł. Oczywiście Aust ciągle była na przedzie, a ja pędziłam za nią drobnymi kroczkami ciągle się potykając.
- Wiesz gdzie dokładnie była? - spytałam.
- No...nie dokładnie ale gdzieś mniej więcej odtąd gdzie teraz jesteśmy do...no do końca północnej granicy, nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć ale chyba wiesz gdzie jest północna granica!
- No wiem, wiem tylko...ona jest ogromna...
- Trudno, musimy szukać.
No i zabrałyśmy się za wołanie, sprawdzanie każdego krzaczka, drzewa, jeziora... Chodziłyśmy tak sobie mniej więcej przez dwie godziny aż tu w pewnej chwili dostrzegłyśmy coś na niebie. Spory strumień wody wystrzelił z pomiędzy drzew gdzieś na drugim końcu lasu, a następnie gdy znalazł się na tle chmury zmienił kształt i utworzył z siebie napis: "S.O.S.". Potem strumień zmienił się w coś niebieskiego co wyglądało jak wstęga albo bardzo długi szalik i bezwładnie opadło zanurzając się z powrotem w morze czarno-białych ośnieżonych drzew.
- To Rea! - krzyknęła Art.
- Tak! To jej magiczny szalik! - przytaknęłam i ruszyłyśmy pędem w tamtą stronę jak spłoszone jelenie i co mnie zdziwiło już wcale się nie potykałam!
Kiedy już głośno dyszałyśmy i nie miałyśmy siły dalej biec zauważyłam coś niebieskiego na ziemi.
- Tam! - krzyknęłam i ostatkiem sił potruchtałyśmy pomiędzy drzewami. Zatrzymałyśmy się pod sosną pod, którą leżała nieprzytomna Rea, a na gałęziach tuż nad nią niczym baldachim zwieszał się błękitny szalik. Wilczyca miała dużą ranę na boku wyglądającą na zrobioną przez wilcze pazury - Czemu tutaj? - mruczałam pod nosem.
- Co tutaj?
- Na pewno jesteśmy już poza terenami watahy. Dlaczego Rea poszła aż tutaj?
- Nie wiem, ale na pewno miała jakiś powód - odpowiedziała Aust - Szybko, trzeba ją zabrać do groty! Najlepiej do Baltazara! On jest uzdrowicielem, co nie?
- Nie wiem, czy doniesiemy ją taki kawał drogi, ale mam lepszy pomysł. Widzisz tamto jeziorko? - wskazałam niewielkie do połowy zamarznięte jeziorko schowane pomiędzy drzewami jakieś 7 metrów od nas - Zaniesiemy ją tam. Woda jej nie uleczy, ale przynajmniej pomoże jej odzyskać cześć sił tak, że może sama ustoi na łapach.
Tak też zrobiłyśmy. Zaniosłyśmy wilczycę nad wodę, a tam zmoczyłyśmy jej pysk.
- A! Co ty robisz! - usłyszałyśmy po chwili jej krzyk - E...Emriv? A! To tylko wy... - uspokoiła się i położyła widocznie wykończona.
- Co się stało, że poszłaś aż tutaj? - spytałam - I co to za rana?
- Rachel - odpowiedziała Rea - uciekła...
Rea?
- I uparta - dodała Rea.
- No... ale dlaczego ona!? Dlaczego?! Dlaczego przyszło nam współpracować z taką okropną waderą!! - byłam wściekła na Rachel za jej zachowanie i gdyby nie przepowiednia w ogóle bym jej nie przyjmowała do watahy.
- Bądź cierpliwa, wiesz, że Rachel jest nam potrzebna - powiedziała Aust.
- Aust, ty uspokajasz Emriv?! - zdziwiła się Rea - To musi być naprawdę źle!
- Bo jest źle! - jęknęłam ale Rea miała rację, bo to się chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło
- Poczekajmy do rana, może wtedy coś wymyślimy - mówiła dalej Aust.
- Ale co?! Jej nic nie przekona do współpracy z nami!
- Zaraz chwila! - przerwała nam znowu Rea - A ja mam takie pytanie trochę nie na temat. Emriv, czy Daiki wie w ogóle o Rachel? - zrobiłam przerażoną minę. Nie! Daiki nie wie nawet o jej istnieniu, a co dopiero o tym, że jest wilczycą z przepowiedni.
Zapadła chwila ciszy.
- Ooooooj - odezwała się wreszcie Aust - Nie powiedziałaś jej? Dlaczego?
- Brawo Emriv - dodała Rea.
Siedziałam zupełnie nie wiedząc co powiedzieć
- Tak na prawdę - zaczęłam - to nie chciałam jej tego mówić ze względu na jej bezpieczeństwo. Jeszcze by się zaczęła martwić...
- Ale wiesz, że i tak musiałabyś jej to prędzej czy później powiedzieć - odezwała się Aust.
- No wiem, wiem...ale... - wiedziałam, że i tak w końcu powiem Daiki o Rachel, ale bałam się jej reakcji - A co jeśli się przestraszy Rachel i nie będzie chciała z nią współpracować? I na przykład ucieknie? Nie pójdzie z nami do Nefary?
- Daiki?! - prychnęła Rea - Ty w ogóle wiesz co gadasz?! Przecież ona się niczego nie boi!
Zmrużyłam oczy i położyłam uszy na boki patrząc się przy tym na nią.
- Rea. To jeszcze szczeniak - powiedziałam i przestałam robić załamaną minę.
- Ale za to jaki! - uśmiechnęła się.
W nocy nie mogłam zasnąć. Cały czas myślałam tylko o naszej wyprawie do Nefary. Kiedy wyruszymy? Jak to będzie walczyć z demonem burzy i czy damy radę? Musimy! A jeżeli któraś z nas zginie? Przecież przepowiednia nie wspominała nic o stratach z naszej strony. Ale nie mówiła też, że się nie pojawią. A może wszystkie przeżyjemy? Tak by było najlepiej. Ale przecież wielkie poświęcenia żądają ofiar. Nie, to nie może być prawda, jest za straszna żeby nią być! Żadna z nas nie może zginąć...
Potem myślałam o Rachel. Czemu jest taka jaka jest? Dlaczego nie może się zgodzić? Dlaczego nie może się zmienić? Może i ma wielką ochotę na zemstę, ale czy ona na prawdę nie rozumie, że potrzebuje nas, a my jej? I co ja mam zrobić żeby przemówić jej do rozsądku i namówić ją? Nie wiem, na prawdę nie wiem...Czuję się taka bezradna...
Myślałam też o tej szóstej wilczycy. Kto nią jest? Jaka jest? I kiedy ją spotkamy? Może w ogóle jej nie spotkamy! Co wtedy? Nie tak nie będzie, przecież przepowiednie nie kłamią! Chyba...
Rano obudziłam się wcześnie, jak zwykle. Tym razem Daiki jeszcze spała więc po cichu wyszłam z groty żeby jej nie obudzić. Stanęłam w wejściu i wciągnęłam w nozdrza rześkie chłodne powietrze. Wszędzie gdzie okiem sięgnąć leżał śnieg. Nie taka zwykła ciapa jak jest czasem na początku zimy, ale biały lekki puch zakrywający całe krzaki, a nawet niektóre drzewa. Przed moją grotą było go tyle, że prawie zasypało wejście ale jakoś się przedarłam.
Słońce znowu świeciło sprawiając, że śnieg wręcz błyszczał w jego promieniach. Drzewa uginały się pod czapami białej pierzyny, a moje łapy zapadały się w śniegu tak, że nie dało się iść. Szybko więc się zmęczyłam. Przystanęłam zakopana po szyję i zaczęłam się zastanawiać. Aust pewnie coś by wymyśliła...
Ledwie o tym pomyślałam usłyszałam z dala śmiech.
- Hej! Co tam?! Czyżbyś nie mogła iść?! - to oczywiście Aust wołała wychodząc z lasu naprzeciw mnie. Wilczyca szła po śniegu śmiało i co najdziwniejsze w ogóle się nie zapadała! Szła lekko jakby śniegu w ogóle nie było. Kiedy podeszła bliżej zauważyłam przywiązane do jej łap spore kawałki kory. W pysku niosła jeszcze cztery takie. Położyła je dosłownie przed moim nos - gdyż zaledwie tyle mnie wystawało ze śniegu - i uśmiechnęła się - Jak to założysz to się nie zapadniesz!
- Jak?
- Co jak?
- Jak mam to założyć?
- No na łapy! Normalnie stajesz i wiążesz!
Z pomocą Art jakoś udało mi się założyć nowy wynalazek przyjaciółki i stanęłam na łapach. Faktycznie, nie zapadałam się ani trochę i mogłam spokojnie iść po puchu.
- To też jakiś wynalazek ludzi? - spytałam.
- Nie, to wymyśliłam zupełnie sama - wyszczerzyła kły w uśmiechu.
Zaczęłyśmy iść wolno przed siebie, a ja w pewnej chwili spytałam śmiejąc się.
- Art, gdzie my właściwie idziemy?
- Nie wiem, chyba na spacer co nie? Ważne żebyś się nauczyła chodzić w tym...jakby to nazwać, w tym czymś!
- Dobra, dobra! - droczyłam się z nią - Nie wymądrzaj się już, umiem chodzić w tym twoim czymś - po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem, a ja poślizgnęłam się i zapadłam w śniegu z krótkim okrzykiem zdziwienia.
- Właśnie widzę jak ci świetnie idzie! - zaśmiała się Aust pomagając mi wstać.
Kiedy wreszcie przestałyśmy się śmiać zmieniłam temat.
- Właśnie, miałam cię spytać czy widziałaś coś podejrzanego na nocnej zmianie.
- Hm....w sumie to nie. Nic ciekawego, tylko kilka marnych uciekających saren, które z resztą leżą teraz w mojej grocie.
- A Rea?
Aust jeszcze bardziej spoważniała.
- Nie mam pojęcia. Jeszcze chyba nie wróciła.
- Nie patrolowałyście razem?
- Nie, ona północną granicę, a ja zachodnią. Nie widziałam jej od wieczora, a dzisiaj jeszcze u niej nie byłam. Możemy tam pójść...tylko lepiej wezmę jeszcze cztery takie! - wskazała na swój wynalazek.
Po drodze wstąpiłyśmy więc też do groty Aust, skąd wilczyca zabrała "śniegoniezapadacze" - jak je nazwała - dla Rei. Potem od razu ruszyłyśmy w stronę jej groty.
Gorzej było z górki kiedy łapy nam się rozjeżdżały i non stop się przewracałyśmy zjeżdżając to na grzbiecie, to na brzuchu. Jedynie Aust udało się przez chwilę utrzymać równowagę tak, że kawałek zjechała wyprostowana.
- Rea! - krzyknęłyśmy chórem dosłownie wtaczając się do jej groty. Ja potknęłam się o łapę Aust i obie poleciałyśmy na ziemię śmiejąc się przy tym głośno. Mimo, że bolały nas pyski i łapy to podnosząc się dalej zanosiłyśmy się śmichem...do póki nie spostrzegłyśmy, że właścicielki nie ma!
- Ej, gdzie ona jest? - spytała Aust.
- Nie wiem... - ruszyłam w głąb groty, jednak i tam jej nie było - Sprawdźmy wszędzie, Rea! Jesteś tu?!
Przeszukałyśmy całą grotę łącznie ze schowkiem na mięso ale nigdzie jej nie było.
- Czyli jeszcze nie wróciła - powiedziała Aust - A jak jej się coś stało? Chodźmy jej poszukać.
- Ok - odparłam nie widząc innego wyjścia.
Szłyśmy tak szybko jak można iść mając pierwszy raz na łapach "śniegoniazapadacze". Znaczy się, kto szedł to szedł. Oczywiście Aust ciągle była na przedzie, a ja pędziłam za nią drobnymi kroczkami ciągle się potykając.
- Wiesz gdzie dokładnie była? - spytałam.
- No...nie dokładnie ale gdzieś mniej więcej odtąd gdzie teraz jesteśmy do...no do końca północnej granicy, nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć ale chyba wiesz gdzie jest północna granica!
- No wiem, wiem tylko...ona jest ogromna...
- Trudno, musimy szukać.
No i zabrałyśmy się za wołanie, sprawdzanie każdego krzaczka, drzewa, jeziora... Chodziłyśmy tak sobie mniej więcej przez dwie godziny aż tu w pewnej chwili dostrzegłyśmy coś na niebie. Spory strumień wody wystrzelił z pomiędzy drzew gdzieś na drugim końcu lasu, a następnie gdy znalazł się na tle chmury zmienił kształt i utworzył z siebie napis: "S.O.S.". Potem strumień zmienił się w coś niebieskiego co wyglądało jak wstęga albo bardzo długi szalik i bezwładnie opadło zanurzając się z powrotem w morze czarno-białych ośnieżonych drzew.
- To Rea! - krzyknęła Art.
- Tak! To jej magiczny szalik! - przytaknęłam i ruszyłyśmy pędem w tamtą stronę jak spłoszone jelenie i co mnie zdziwiło już wcale się nie potykałam!
Kiedy już głośno dyszałyśmy i nie miałyśmy siły dalej biec zauważyłam coś niebieskiego na ziemi.
- Tam! - krzyknęłam i ostatkiem sił potruchtałyśmy pomiędzy drzewami. Zatrzymałyśmy się pod sosną pod, którą leżała nieprzytomna Rea, a na gałęziach tuż nad nią niczym baldachim zwieszał się błękitny szalik. Wilczyca miała dużą ranę na boku wyglądającą na zrobioną przez wilcze pazury - Czemu tutaj? - mruczałam pod nosem.
- Co tutaj?
- Na pewno jesteśmy już poza terenami watahy. Dlaczego Rea poszła aż tutaj?
- Nie wiem, ale na pewno miała jakiś powód - odpowiedziała Aust - Szybko, trzeba ją zabrać do groty! Najlepiej do Baltazara! On jest uzdrowicielem, co nie?
- Nie wiem, czy doniesiemy ją taki kawał drogi, ale mam lepszy pomysł. Widzisz tamto jeziorko? - wskazałam niewielkie do połowy zamarznięte jeziorko schowane pomiędzy drzewami jakieś 7 metrów od nas - Zaniesiemy ją tam. Woda jej nie uleczy, ale przynajmniej pomoże jej odzyskać cześć sił tak, że może sama ustoi na łapach.
Tak też zrobiłyśmy. Zaniosłyśmy wilczycę nad wodę, a tam zmoczyłyśmy jej pysk.
- A! Co ty robisz! - usłyszałyśmy po chwili jej krzyk - E...Emriv? A! To tylko wy... - uspokoiła się i położyła widocznie wykończona.
- Co się stało, że poszłaś aż tutaj? - spytałam - I co to za rana?
- Rachel - odpowiedziała Rea - uciekła...
Rea?
Od Amber cd Gone
Zaprowadziłam wilczycę do grot. Po drodze zdążyłam dokładnie się jej przyjrzeć. Na oko, była około 3 lata młodsza ode mnie. Widać było, że jest silna i sprawna fizycznie, co było całkowitym przeciwieństwem mnie, Dziwnie się przy niej czułam, taka wątła... Dowiedziałam się, że ma na imię Gone i włada żywiołem mroku. Po przyjściu do groty zawołałam Emriv. Wilczyca wyłoniła się z mroku panującego w jaskini. Kątem oka zauważyłam, że na Gone wywarła ona wrażenie i to spore.
-Witaj, Emriv! Daiki zdążyła oprowadzić mnie po terenach watahy. Chciałam się tylko zapytać...- zatrzymałam się w pół słowa, ponieważ uświadomiłam sobie, że to nie jest dobry moment na rozmowę o lesie. Przecież nie po to przyprowadziłam tu Gone. -Eh...Z resztą kiedy indziej. Wracając do grot spotkałam tą oto wilczycę. - Ruchem głowy wskazałam na Gone przyglądającą się nam.
Obie wadery spojrzały na siebie. Pomyślałam, że nie będę im przeszkadzać i pożegnałam się zostawiając je same.
Emriv? Gone?
-Witaj, Emriv! Daiki zdążyła oprowadzić mnie po terenach watahy. Chciałam się tylko zapytać...- zatrzymałam się w pół słowa, ponieważ uświadomiłam sobie, że to nie jest dobry moment na rozmowę o lesie. Przecież nie po to przyprowadziłam tu Gone. -Eh...Z resztą kiedy indziej. Wracając do grot spotkałam tą oto wilczycę. - Ruchem głowy wskazałam na Gone przyglądającą się nam.
Obie wadery spojrzały na siebie. Pomyślałam, że nie będę im przeszkadzać i pożegnałam się zostawiając je same.
Emriv? Gone?
Od Amber cd Emriv
Daiki była bardzo żywiołowym szczenięciem. Od razu ja polubiłam. Oprowadziła mnie po lesie, zaprowadziła nad rzekę, pokazała wodospad i góry. Z daleka widziałam też las Dark Fear. Było w nim coś magicznego, przyciągającego. Jednak gdy już byłam skłonna do odwiedzenia go, Daiki zagrodziła mi drogę.
-Nie możesz tam iść! -krzyknęła.
-Dlaczego? Ten las tak jakoś...przyciąga mnie. Jest tam tylko trochę mgły, co może mi się tam stać? -spytałam ją.
-Ten las jest pełen pułapek i złudzeń! Nikt tam nie chodzi. Przepowiednie głoszą, że wilki, które się w niego zapuściły już nigdy nie wyszły, a jak mówi moja mama, one nigdy nie kłamią...-odpowiedziała patrząc mi głęboko w oczy.
-Dobrze...-Nadal nie byłam przekonana do tego, co mówiła młoda wilczyca, jednak odpuściłam sobie spacer po tym lesie, przynajmniej na razie. Daiki pokazała mi jeszcze jak dojść do grot i poszła zająć się swoimi sprawami. Ja wróciłam jeszcze do mojej poprzedniej groty zabrać kilka swoich rzeczy i niespiesznie, ciesząc się chwilą skierowałam się do mojego nowego domu.
-Nie możesz tam iść! -krzyknęła.
-Dlaczego? Ten las tak jakoś...przyciąga mnie. Jest tam tylko trochę mgły, co może mi się tam stać? -spytałam ją.
-Ten las jest pełen pułapek i złudzeń! Nikt tam nie chodzi. Przepowiednie głoszą, że wilki, które się w niego zapuściły już nigdy nie wyszły, a jak mówi moja mama, one nigdy nie kłamią...-odpowiedziała patrząc mi głęboko w oczy.
-Dobrze...-Nadal nie byłam przekonana do tego, co mówiła młoda wilczyca, jednak odpuściłam sobie spacer po tym lesie, przynajmniej na razie. Daiki pokazała mi jeszcze jak dojść do grot i poszła zająć się swoimi sprawami. Ja wróciłam jeszcze do mojej poprzedniej groty zabrać kilka swoich rzeczy i niespiesznie, ciesząc się chwilą skierowałam się do mojego nowego domu.
piątek, 2 stycznia 2015
Od Sunshinre
Przechadzając się po jednej z łąk, cały czas myślałam o rzeczach które któregoś dnia kupiłam. Tak z ciekawości. Od tamtej pory leżą w mojej grocie nieużywane. Troszkę boję się efektu po wypiciu tych mikstur. Co jeśli po wypiciu Eliksiru Zmiany stanę się jakimś dziwakiem? Albo postradam zmysły? W sumie kiedyś użyłam Amuletu Wilkołaka i było całkiem fajnie, ale to nie był eliksir, który zmienia charakter!
W jednej chwili zorientowałam się, że pędzę w stronę mojej jaskini. Taa... No trudno. Będę musiała spróbować. Kilka minut później byłam na miejscu. Przetrząsnąwszy całą grotę w poszukiwaniu moich "zakupów" zorientowałam się, że leżą sobie spokojnie na wierzchu tuż przy wejściu. Westchnęłam i ułożyłam w równym rzędzie magiczne przedmioty. Wybrałam dwa - jeden którego najbardziej się boję, i drugi który nie powinien źle działać tylko dobrze. Pozostałe dwa gdzieś rzuciłam. Wybrałam Eliksir Zmiany i Owoc z Drzewa Życia. Zestresowana westchnęłam ciężko po czym wgryzłam się w Owoc. Jedyne co poczułam, to dziwny, krótki skurcz w żołądku jakbym się stresowała (no bo w sumie to prawda). I nic więcej. Następnie Otworzyłam małą fiolkę eliksiru i powąchałam. Hm... Nie jest źle. Przynajmniej nie śmierdzi, więc nie będę miała problemów z wypiciem. Zaczęłam odliczać:
- Trzy... - zerknęłam w błyszczący napój.
- Dwa... - może to nie jest dobry pomysł?
- Jeden! - nim zdążyłam się rozmyślić, wypiłam wszystko na raz. I nagle zgasło światło.
Otworzyłam oczy zdezorientowana. Rzeczywiście czuję się inaczej. Nie przepełnia mnie już taki dodający energii optymizm. Nie wynajduję na siłę jakichś plusów. Teraz czuję się... silna, pewna siebie i skora do bójek. Podoba mi się. przynajmniej nie jestem jakaś zacofana albo nieśmiała. Uff! Co za ulga! Nagle ktoś wszedł do mojej jaskini.
Ktoś?
W jednej chwili zorientowałam się, że pędzę w stronę mojej jaskini. Taa... No trudno. Będę musiała spróbować. Kilka minut później byłam na miejscu. Przetrząsnąwszy całą grotę w poszukiwaniu moich "zakupów" zorientowałam się, że leżą sobie spokojnie na wierzchu tuż przy wejściu. Westchnęłam i ułożyłam w równym rzędzie magiczne przedmioty. Wybrałam dwa - jeden którego najbardziej się boję, i drugi który nie powinien źle działać tylko dobrze. Pozostałe dwa gdzieś rzuciłam. Wybrałam Eliksir Zmiany i Owoc z Drzewa Życia. Zestresowana westchnęłam ciężko po czym wgryzłam się w Owoc. Jedyne co poczułam, to dziwny, krótki skurcz w żołądku jakbym się stresowała (no bo w sumie to prawda). I nic więcej. Następnie Otworzyłam małą fiolkę eliksiru i powąchałam. Hm... Nie jest źle. Przynajmniej nie śmierdzi, więc nie będę miała problemów z wypiciem. Zaczęłam odliczać:
- Trzy... - zerknęłam w błyszczący napój.
- Dwa... - może to nie jest dobry pomysł?
- Jeden! - nim zdążyłam się rozmyślić, wypiłam wszystko na raz. I nagle zgasło światło.
Otworzyłam oczy zdezorientowana. Rzeczywiście czuję się inaczej. Nie przepełnia mnie już taki dodający energii optymizm. Nie wynajduję na siłę jakichś plusów. Teraz czuję się... silna, pewna siebie i skora do bójek. Podoba mi się. przynajmniej nie jestem jakaś zacofana albo nieśmiała. Uff! Co za ulga! Nagle ktoś wszedł do mojej jaskini.
Ktoś?
Od Gone
Stąpałam ostrożnie po ziemi. Zima dopiero co ustąpiła. Oddychałam z trzeźwym spokojem. Moim krokom towarzyszyła ciemna, prawie niewidoczna mgiełka, nad którą nie umiałam panować. Mój żywioł w nieco niespotykany sposób reagował na inne. Gdzieś tutaj musiały być, żyć pokłady energii wszystkich żywiołów. Uniosłam pysk zaciągając się lodowatym powietrzem i wtedy dostrzegłam wątłą sylwetkę innego wilka. Był sam. Do moich wrażliwych nozdrzy dotarł zapach zmielonej laski wanilii. Obie stałyśmy w miejscu. Wolno podeszłam po brunatnej ziemi i pochyliłam delikatnie łeb, witając się z nadmierną wręcz grzecznością. Wilczyca zastrzygła uszami, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Co tutaj robisz, wędrowcze? – mój chrapliwy głos rozniósł się echem.
- Mieszkam. – brzmiała odpowiedź białej pani.
- Sama? – uniosłam brwi, zadając niemądre pytanie.
- To są tereny pewnej watahy. – samica mówiła nieśpiesznym, kojącym głosem. Zamilkłam na chwilę, jakby starając się dobrać odpowiednie słowa.
- Czyżby? – spytałam ponaglając ją do wyjaśnień.
- Skąd pochodzisz? – zignorowała moje pytanie. Zwróciłam uwagę na jej ślepia. Ona była wilkiem żywiołów.
- To nieistotne. – szepnęłam. – Jaka w a t a h a? – dodałam cierpliwie.
- Wspomnienia są jedynym rajem, z którego nie można nas wyciągnąć. – rzekła, a w kącikach jej ust tańczył szelmowski uśmiech.
- Zaprowadź mnie do alphy. – oznajmiłam zduszonym, pewnym głosem. To mogło być moje przeznaczenie. Wspomnienia.
Samica poprowadziła mnie do grot.
{Amber? Emriv?}
- Co tutaj robisz, wędrowcze? – mój chrapliwy głos rozniósł się echem.
- Mieszkam. – brzmiała odpowiedź białej pani.
- Sama? – uniosłam brwi, zadając niemądre pytanie.
- To są tereny pewnej watahy. – samica mówiła nieśpiesznym, kojącym głosem. Zamilkłam na chwilę, jakby starając się dobrać odpowiednie słowa.
- Czyżby? – spytałam ponaglając ją do wyjaśnień.
- Skąd pochodzisz? – zignorowała moje pytanie. Zwróciłam uwagę na jej ślepia. Ona była wilkiem żywiołów.
- To nieistotne. – szepnęłam. – Jaka w a t a h a? – dodałam cierpliwie.
- Wspomnienia są jedynym rajem, z którego nie można nas wyciągnąć. – rzekła, a w kącikach jej ust tańczył szelmowski uśmiech.
- Zaprowadź mnie do alphy. – oznajmiłam zduszonym, pewnym głosem. To mogło być moje przeznaczenie. Wspomnienia.
Samica poprowadziła mnie do grot.
{Amber? Emriv?}
czwartek, 1 stycznia 2015
Od Emriv cd Amber
Zmrużyłam oczy i przez chwilę przyglądałam się wilczycy po czym powiedziałam uśmiechająca się.
- Witaj w Watasze Wspomnień.
- Oh, dziękuję. Naprawdę, nie spodziewałam się tego. Nagle tak po prostu wychodzi wilczyca i zaprasza mnie do watahy! - cieszyła się Amber.
- Właściwie to tylko tędy przechodziłam i usłyszałam coś. Odwróciłam się i zobaczyłam ciebie - w tym momencie z za krzaków wyskoczyła mała brązowo czerwona wilczyca. No dobra, nie można było tego nazwać wyskoczeniem, lecz raczej niezdarnym wypadnięciem z krzaków. Następnie szczeniak potknął się i przetoczył prosto pod nasze łapy. - Daiki - zawołałam - co ty robisz?
- Emriv! Szukałam cię bo... - zaczęła mała ale w tym momencie zauważyła nową wilczycę - ...O hej! Jak masz na imię?
- Amber - odpowiedziała uśmiechając się.
- Poznaj Daiki, moją adoptowaną córkę - przedstawiłam ją Amber - Daiki na pewno będzie chciała cię oprowadzić po terenach watahy.
- No pewnie! - zawołała zadowolona Daiki i już ich nie było.
Amber?
Witamy Gone!
Imię: Gone
Drugie imię: Nie, nie, nie, żadnego pseudonimu czy przezwiska nie ma. Od zawsze była Gone. Gone to Gone.
Przydomek: ‘Czarna’
Wiek: 7 lat & 3 miesiące
Płeć: samica
Żywioł: osobliwa odmiana żywiołu mroku
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: wyrocznia
Charakter: Gone jest nader wytrwała w swoich poczynaniach. Serce ma czyste i nawet najgorszym wrogom nie zapewnia męczarni większych, niż na to zasłużyli. Karę wymierza na podstawie czynów dokonanych, a nie tych, których mogliby dokonać. Odwaga i niezwykła wierność nadają jej miano cennej przyjaciółki i sojuszniczki, gotowej w każdej chwili stanąć w obronie słabszych.
Zalety: w swoim mrocznym fachu, jakim było chowanie się po kątach, wykształciła gibkość i wspinanie się po gładkich, kamiennych ścianach groty; wbrew pozorom jest całkiem dobrym łowcą, zwykle jednak jej rola w polowaniach ogranicza się do odnalezienia tropu; sprawnie porusza się po drzewach
Wady: rzadko używa magii, być może jest to związane z tezą, która była jej wpajana
Rodzina: -
Zauroczenie: Wątpi w miłość. Nikt komuś takiemu jak ona czasu nie poświęci.
Partner: -
Szczeniaki: -
Upomnienia: 0
Nick: Cernunnos
Drugie imię: Nie, nie, nie, żadnego pseudonimu czy przezwiska nie ma. Od zawsze była Gone. Gone to Gone.
Przydomek: ‘Czarna’
Wiek: 7 lat & 3 miesiące
Płeć: samica
Żywioł: osobliwa odmiana żywiołu mroku
Stopień umiejętności magicznych: 7
Stanowisko: wyrocznia
Charakter: Gone jest nader wytrwała w swoich poczynaniach. Serce ma czyste i nawet najgorszym wrogom nie zapewnia męczarni większych, niż na to zasłużyli. Karę wymierza na podstawie czynów dokonanych, a nie tych, których mogliby dokonać. Odwaga i niezwykła wierność nadają jej miano cennej przyjaciółki i sojuszniczki, gotowej w każdej chwili stanąć w obronie słabszych.
Zalety: w swoim mrocznym fachu, jakim było chowanie się po kątach, wykształciła gibkość i wspinanie się po gładkich, kamiennych ścianach groty; wbrew pozorom jest całkiem dobrym łowcą, zwykle jednak jej rola w polowaniach ogranicza się do odnalezienia tropu; sprawnie porusza się po drzewach
Wady: rzadko używa magii, być może jest to związane z tezą, która była jej wpajana
Rodzina: -
Zauroczenie: Wątpi w miłość. Nikt komuś takiemu jak ona czasu nie poświęci.
Partner: -
Szczeniaki: -
Upomnienia: 0
Nick: Cernunnos
Ankieta 2
Strasznie przepraszam za zamieszanie ale proszę, żebyście jeszcze raz Wypełnili ankietę ponieważ tamtą przypadkowo usunęłam. Jeszcze raz was przepraszam i mam nadzieję, że wypełnienie jej jeszcze raz nie będzie dla was kłopotem.
Ps Mam nadzieję, że dobrze wam minął sylwester, bo mi tak. Poszłam spać o 06:30 :3
Ps Mam nadzieję, że dobrze wam minął sylwester, bo mi tak. Poszłam spać o 06:30 :3
Subskrybuj:
Posty (Atom)