piątek, 27 lutego 2015

Od Rei C.D.

    Nie zastanawiając się wypiłam łyk ale nic się nie zmieniło. Nie działa czy co? A może ja siebie widzę, ale inni mnie nie? No cóż, nie miałam zbyt wiele czasu więc jedyne wyjście jakie mi pozostawało to zaryzykować i liczyć na szczęście. Wyszłam więc i stanęłam na półce skalnej. O nie! Wspinaczka! Nie miałam lęku wysokości, ale nigdy nie potrafiłam się wspinać, a na tej wyprawie musiałam to robić już dwa razy! To nie fair!
    Szłam po ścianie bardzo powoli starając się narobić jak najmniej hałasu. Musiałam przecież przejść tylko kawałek do następnego wyjścia kilka metrów niżej ponieważ z niego prowadziły na dół już normalne schody. Niestety nie miałam aż tyle szczęścia, na razie...
    Kiedy byłam już dwadzieścia centymetrów od wyjścia poślizgnęłam się i zsunęłam kawałek staczając kilka kamieni, które z hukiem spadły na dno wielkiej jaskini. Ja tym czasem kurczowo chwyciłam się ściany i czekałam bez ruchu na to co dalej się stanie. Kilka wilków popatrzyło w moją stronę (jak dobrze, że byłam niewidzialna) i w sumie im się nie dziwię - tak nagle ze ściany sypią się kamienie. I w tym właśnie momencie okazało się, że jednak mam szczęście. Uratował mnie jeden z wilków z Watahy Cienia (potocznie wilk cienia, ale Emriv mówiła, że to obraża prawdziwe Wilki Cienia takie jakim była Aust) wychodzący właśnie wyjściem do, którego zmierzałam. Odetchnęłam z ulgą kiedy wilki na dole przestały się na mnie gapić tylko przywitały się z tamtym myśląc, że to on ruszył kamienie. Poczekałam aż wielki czarny wilk zejdzie na dół i zrobiłam to samo. Jak dobrze było znowu stanąć na ziemi wszystkimi czterema łapami.
    Ale zanim wyszłam na zewnątrz czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Kiedy zobaczyłam, że wilki wyciągają coś ze swojego ogromnego naczynia z miksturą postanowiłam poczekać jeszcze chwilę i zobaczyć co to takiego. Stanęłam więc pod ścianą tak, żeby nikt na mnie nie wpadł i patrzyłam.
    Wilki za pomocą żelaznych łańcuchów powoli i ostrożnie wyciągnęły stamtąd żelazną klatkę, a następnie postawiły ją na ziemi. To co w niej było niezwykle mnie zdziwiło! W środku trzymali jajko. Ale nie takie zwykłe jajko. To było wielkości jednego z tych wyrośniętych czarnych wilków z ich watahy, a skorupka miała czerwonawy odcień i była popękana. Ze szczelin wydobywał się złoty rażący  oczy blask. Jedyne co przyszło mi na myśl to jajko smoka.
    Zaraz też jajko zaczęło się ruszać, a co za tym idzie jeszcze bardziej pękać aż wreszcie rozpadło się jakby było ze szkła, a ze środka wynurzyło się stworzenie. Stworzenie, które ledwie mieściło się w klatce, i którego oczy świeciły złotem. Kiedy popatrzyło się w moją stronę miałam wrażenie, że mnie widzi. Całe jego ciało pokrywały drobne grube czerwone łuski, pysk miało nieco wydłużony ale nie bardzo. Mały smoczek - bo teraz miałam już zupełną pewność, że nim był - wstał i rozprostował niewielkie skórzaste czerwone skrzydła zdobione złotymi runami, które wyglądały jak namalowane ale raczej takie nie były.
    Stałam tak z wytrzeszczonymi oczami patrząc na to co właśnie się wykluło, a przede wszystkim jakich było rozmiarów! Nie chciałam wiedzieć jakiej wielkości były dorosłe, ale coś czułam, że niedługo się dowiem.

    Na zewnątrz były tylko czarne skały, twarda ziemia i burzowe chmury. Krajobraz jak z horroru. Wszędzie w okół mnie kręciły się wilki przenosząc coś lub biegnąc w pośpiechu od groty do groty. W niektórych grotach paliło się światło - zapewne ogień - inne były ciemne i spustoszałe. Nie wiedziałam gdzie jest reszta ekipy do póki nie wspięłam się (z trudem) na jedną z wyższych skał. Wtedy dopiero zobaczyłam jak wielki jest teren Watahy Cienia, a przynajmniej jak wielki się wydaje być. N a początku myślałam, że ta jaskinia, z której właśnie wyszłam jest najwyższa na świecie, ale teraz zobaczyłam, że mają tu takich mnóstwo. Nie wiedziałam gdzie mam szukać wilków z mojej watahy ale w tym momencie coś zobaczyłam.
    Zobaczyłam jak dwa potężne wilki z wymalowanym na futrze złotym okiem niosą klatkę z jakimś wrzeszczącym wilkiem, który nie wyglądał jak jeden z nich. Po pierwsze miał brązowe, a nie czarne futro, po drugie nie posiadał "logo cienia", ze tak to nazwę, czyli ich złotego oczka, a po trzecie był trzy razy mniejszy. Od razu uznałam go za więźnia i pognałam za nimi.

    Idąc za wilkami dotarłam do kolejnej ogromnej groty gdzie trzymano więźniów. Rzędy drewnianych klatek postawionych jedna na drugiej wypełnionych lamentującymi wilkami. Niemal od razu wypatrzyłam wśród nich cztery klatki ustawione najbliżej ściany jedna obok drugiej. Siedziały w nich cztery znajome mi wilki ze spuszczonymi oczami i zmartwionymi minami. Chciałam do nich krzyknąć ale powstrzymałam się widząc, że tamte dwa wilki jeszcze nie wyszły. Odczekałam więc aż zostawią klatkę i opuszczą grotę. Rozejrzałam się jeszcze raz ale nie zauważyłam żadnego wilka z wrogiej watahy. Dlaczego nikt ich nie pilnuje? Znaczy się, to dobrze dla mnie ale to także dziwne.
- Hej! - syknęłam. Loure, Dokatte, Water i Snow w jednej chwili spojrzeli w moją stronę.
- Kto tam jest? - spytała Dokatte.
- To ja!
- Kto? - zapytał Snow.
- Rea! - przerwała mu Water - Mówiłam, że nas uratuje!
- Niby jak? - mruknął Loure - Te klatki są magiczne.
- Ale ona jest poza klatką! Na nią to nie działa! - upierała się Water.
- Co?! - krzyknęłam by przerwać im kłótnię - Co nie działa? O co chodzi? To drewniane klatki, czemu nie możecie uciec?
- To magiczne drewno - wytłumaczył Loure - Jest mocne jak kamień, a w dodatku tu w środku nasze moce nie działają.
- Gdybym mogła rozwaliłabym je bo jednak są z drewna - dodała Dokatte.
- Ale ty możesz czarować więc możesz nas uwolnić! - wykrzyknęła uradowana Water.
To dobry pomysł... jak się ma dobry żywioł! Co ja mogłam zrobić wodą? Jedynie umyć im pyski, ale na co im to? Nie potrzebują orzeźwienia tylko wolności. Wtedy przypomniałam sobie, że w moim tobołku jest jeszcze coś. Coś co nigdy nie przydałoby mi się bardziej niż w tej chwili. Szybko wygrzebałam Talizman Jednorożca i zamyśliłam się. Jaki żywioł?
- Rea! Jesteś tam?! - zawołała Water.
- Tak, tak jestem. Zastanawiam się.
Nagle niespodziewanie odezwał się Snow.
- Wszyscy jesteście za tym, żeby nas uwolniła co nie? Ale...jest jeszcze coś. Przecież przyszliśmy tu po Kamień - miny wszystkich nagle spoważniały - Może niech idzie po kamień i spada! Jakbyście nie zauważyli jest jedyną, która nie jest zamknięta.
- Ale może...jeśli nas uwolni razem zabierzemy im Kamień Władzy- powiedziała Dokatte.
- Gdzie on jest? - spytałam.
- Na największej polanie - odparł Snow - tam gdzie trzymają dorosłe smoki. Polana jest otoczona skałami przez co tworzy raczej rodzaj areny. Na środku jest skalna wieża wyższa od największego ze smoków, a na jej czubku jest Kamień.
- Skód wiesz? - spytała Water.
- Widziałem - odparł krótko basior.
- Na najwyższej wieży powiadasz? Nieźle go strzegą - odparłam z sarkazmem na myśl o kolejnej wspinaczce - Czekajcie chwilę, zaraz coś wymyślę.
I zaczęłam myśleć. Trudny wybór. Wybrać ziemię i uwolnić przyjaciół? Czy może ogień. Wtedy spaliłabym klatki i też uwolniła przyjaciół. Co więcej przydałby mi się w późniejszej ewentualnej walce z wrogami. Światło tez mogłoby ich pokonać. Ciemność zupełnie odpada. Czy może wybrać wiatr, polecieć na samą górę tej wieży i wziąć Kamień? Ale co wtedy z resztą? Ogień w sumie mnie przeraża.
Założyłam talizman na szyję. Chyba ziemia. Już miałam wybrać ziemię kiedy do sali weszło kilku potężnych wilczych strażników. Nie mam czasu!
"Wiatr" pomyślałam i na wszelki wypadek zamknęłam oczy.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz